„Papierek z pieczątką był dla mnie ważniejszy, niż słowa żony. Uniosłem się dumą i wszystkim zrujnowałem życie”
„Siedziałem bez ruchu, czując, jak ziemia osuwa się pode mną. W głowie przelatywały mi wszystkie wspomnienia. Urodziny, pierwszy ząbek, wieczorne czytanie bajek... Czy to wszystko było kłamstwem?”.

- Redakcja
Kiedy patrzę wstecz, wciąż nie mogę uwierzyć, jak jedno zdanie wypowiedziane w gabinecie lekarskim potrafiło zburzyć całe moje życie. Byłem wtedy szczęśliwym mężem i ojcem, z przekonaniem, że wszystko, co najważniejsze, mam już u boku. Miałem kochającą żonę, a nasz syn był całym moim światem. Diagnoza, którą usłyszeliśmy, brzmiała groźnie. Potrzebne były kolejne testy. Sądziłem, że to formalność, krok do leczenia. Nie spodziewałem się, że te badania zmienią wszystko.
Mój świat się zawalił
– Co to ma znaczyć?! – wrzasnąłem, rzucając na stół wydruk z laboratorium. – Nie jestem ojcem Olka?! Jak to możliwe?!
– Co ty opowiadasz? – spojrzała na mnie jak na wariata. – Jak możesz w ogóle coś takiego mówić?!
– Mam to czarno na białym! – krzyczałem, chociaż sam ledwo trzymałem się na nogach. – Genetyczne testy, rozumiesz? Zrobiliśmy je, żeby znaleźć terapię, a one mówią, że... że nie jestem jego ojcem!
– Przecież to jakiś błąd! – zaprzeczyła z całych sił. – Nie zdradziłam cię! Nigdy! Jak możesz w ogóle mnie o to podejrzewać?!
Patrzyłem na nią, jakby była zupełnie obcą osobą. Jeszcze godzinę wcześniej piłem kawę i czekałem na wyniki badań, licząc, że wskażą nam drogę do ratunku. Zamiast tego, trzymałem w rękach dowód, który wbijał nóż prosto w moje serce.
– Przysięgasz? – spytałem cicho. – Przysięgasz, że mnie nie zdradziłaś?
– Na życie Olka! – odpowiedziała, ale w jej oczach był strach.
Siedziałem bez ruchu, czując, jak ziemia osuwa się pode mną. W głowie przelatywały mi wszystkie wspomnienia. Urodziny, pierwszy ząbek, wieczorne czytanie bajek... Czy to wszystko było kłamstwem?
– Nie wierzę ci – powiedziałem w końcu, podnosząc się. – Może kiedyś, ale teraz... nie umiem. Żądam rozwodu. I nie chcę cię więcej widzieć.
Magda zerwała się z krzesła, chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zamknąłem za sobą drzwi. W głowie miałem tylko jedną myśl: wszystko, co znałem, właśnie przestało istnieć.
Miałem żal
Rozwód poszedł szybko. Magda nie walczyła. Nie płakała, nie błagała. Tylko patrzyła na mnie tym swoim pustym, zgaszonym wzrokiem i podpisywała papiery. Olek siedział w korytarzu sądu, skulony w kurtce. Próbowałem na niego nie patrzeć. Każde jego spojrzenie wbijało się we mnie jak szpilka. Później adwokat zapytał, czy mam jeszcze jakieś oczekiwania.
– Chcę wiedzieć, kto mnie oszukał – powiedziałem stanowczo.
Przez chwilę patrzył na mnie tak, jakby chciał zapytać, czy nie zwariowałem. Ale nic nie powiedział, tylko zapisał coś w swoim notesie. Z Olkiem widywałem się rzadko. Raz na dwa tygodnie, zgodnie z ugodą. Ale to już nie było to samo. Kiedyś czekałem na te spotkania, teraz odliczałem czas, aż się skończą. Nie potrafiłem go przytulić. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Próbowałem udawać, ale dzieci wyczuwają wszystko. Magda przyszła pewnego dnia pod moje mieszkanie.
– Zniszczyłeś nasze życie przez jeden wynik! – wykrzyczała mi prosto w twarz. – Przez jedną kartkę papieru!
– A może przez jedno twoje kłamstwo?! – odpowiedziałem ostro.
– Nie kłamałam! Ale to już nie ma znaczenia, prawda? Bo ty już podjąłeś decyzję.
Patrzyłem na nią w ciszy. Miała rację. Podjąłem decyzję. I teraz płaciliśmy za to wszyscy. Ona. Ja. I Olek, który niczego nie rozumiał, a był w środku całej tej katastrofy.
Nie mogłem się uspokoić
Olek miał już prawie dziewiętnaście. Od dawna nie mówił do mnie „tato”. Mówił „Tomasz”. Sucho. Oficjalnie. Spotykaliśmy się rzadko – na święta, może czasem przy okazji jakiegoś większego rodzinnego zjazdu. Siedział wtedy cicho, obecny ciałem, a nie myślami. Czasem próbowałem, chciałem coś naprawić, ale nie wiedziałem jak. A może nie miałem odwagi. Może wciąż widziałem w nim nieswoje dziecko. Pewnego dnia przeglądałem wiadomości na telefonie i trafiłem na artykuł: „Pomyłki w laboratoriach genetycznych. Dzieci odebrane ojcom przez błąd systemu”. Czytałem uważnie każde zdanie. Miałem wrażenie, że łapię oddech po latach duszenia się. Opisali przypadek niemal identyczny do mojego – próbki podmienione, wyniki błędne, rodziny rozbite. Nie mogłem się uspokoić. Zadzwoniłem do kliniki genetycznej. Umówiłem wizytę, przedstawiłem swoją sprawę.
– Chciałbym sprawdzić wynik sprzed lat. Zrobić nowe testy – powiedziałem lekarzowi. – Tamten test... mógł być błędny.
Spojrzał na mnie poważnie, potem na dokumenty.
– Jeśli próbki zostały zamienione, wszystko mogło pójść nie tak. Proszę zrobić nowe badania.
Czułem, jak serce mi łomocze. Nadzieja? Po tylu latach? Nie chciałem na nią liczyć, ale nie potrafiłem jej odrzucić. Oddałem próbki. Zadzwoniłem do Olka.
– Chcę zrobić testy. Genetyczne. Wiesz, sprzed lat mogły być błędne. Zrobisz ze mną?
Po drugiej stronie była cisza. A potem:
– Jeśli to ma ci pomóc spać w nocy... dobrze.
I tak ruszyła lawina.
Było mi duszno
Trzy tygodnie czekania. Najdłuższe dni w moim życiu. Każdego ranka sprawdzałem skrzynkę mailową, jakbym czekał na werdykt sądu, który zdecyduje, kim jestem – ojcem czy oszustem. W końcu przyszły wyniki.
„Zgodność genetyczna: 99,98%. Potwierdzenie pokrewieństwa: ojciec biologiczny”.
Usiadłem na podłodze, jakby ktoś mnie uderzył w brzuch. Olek był moim synem. Zawsze był. Tylko ja, kretyn, pozwoliłem, żeby system, literka w bazie danych i przypadkowa laborantka odebrali mi to, co najważniejsze. Pojechałem do laboratorium. Kazałem się umówić z dyrektorem. Nie obchodziły mnie żadne sekretarki, nie interesowały formalności.
– Błąd w oznaczeniu próbek – powiedział spokojnie siwiejący mężczyzna po drugiej stronie biurka. – Doszło do omyłkowej zamiany podczas rejestracji. Bardzo rzadki przypadek. Proszę przyjąć nasze najszczersze przeprosiny.
– Przeprosiny? – powtórzyłem z pustym śmiechem. – Ja rozwiodłem się z żoną. Mój syn przestał do mnie mówić „tato”. A wy mówicie „przepraszamy”?
Wróciłem do domu i długo siedziałem w aucie pod blokiem Magdy. W końcu zadzwoniłem domofonem. Otworzyła. Stała w progu z założonymi rękami.
– Wiedziałam – powiedziała zimno. – Ale ty musiałeś wiedzieć lepiej.
– Nie zdradziłaś mnie. Nigdy – powiedziałem cicho.
– Za późno. Wszystko zniszczyłeś.
Chciałem zobaczyć Olka. Odmówił. Przez zamknięte drzwi usłyszałem tylko:
– Nie mam ci nic do powiedzenia.
Wyszedłem na klatkę. Było mi duszno.
Zawiodłem wszystkich
Nie chciałem się poddać. Może naiwnie, może głupio, ale musiałem jeszcze raz spróbować. Olek był moim synem. Nie przez papier, nie przez wynik z laboratorium, ale przez każdą wspólną noc, kiedy tuliłem go, gdy miał gorączkę. Przez każdy obrazek, który przyniósł z przedszkola. Przez setki małych momentów, których już nie da się odzyskać. Zadzwoniłem do niego. Nie odebrał. Pojechałem do niego. Magda otworzyła drzwi i bez słowa się odsunęła. Olek siedział przy biurku, słuchawki na uszach. Zdjął je powoli, spojrzał na mnie bez emocji.
– Czego chcesz?
– Porozmawiać. Wyjaśnić. Przeprosić.
– Przepraszałeś już wiele razy. A potem znikałeś.
– Bo nie wiedziałem, kim jestem. Bałem się. Myślałem, że nie jestem twoim ojcem. Że wszystko, co czułem... było nieprawdziwe.
– I co? Jak masz kartkę z pieczątką, to znowu chcesz być tatusiem?
Zamilkłem. Każde jego słowo bolało. Ale miał rację.
– Zawiodłem cię. Wiem. Ale nie przestałem cię kochać. Nigdy. To był błąd... ogromny, ale nie mój. Ja po prostu... nie wiedziałem, jak się zachować.
Olek spojrzał na mnie długo. A potem pokręcił głową.
– Byłeś moim tatą, dopóki sam z tego nie zrezygnowałeś.
Nie powiedziałem już nic. Wyszedłem powoli, czując, jak kończy się coś, co miało trwać całe życie. Wróciłem do pustego mieszkania. Siadłem na łóżku. Obok leżała koperta z przeprosinami od laboratorium. Olek miał rację – to ja zrezygnowałem. Zostało mi tylko wspomnienie chłopca, który kiedyś mówił do mnie „tato”.
Nigdy sobie nie wybaczę
Nie wiem, jak długo jeszcze będę żył z tą pustką w środku. Z tą dziurą, której nie wypełni żaden raport, żadne przeprosiny, żadne ponowne testy. Nie da się cofnąć czasu. Nie da się znów przytulić małego chłopca, który zasypiał przy bajkach, wierząc, że jego tata wszystko naprawi. Czasem łapię się na tym, że wciąż nazywam go „moim synem”. Magda pewnie by się zaśmiała. Albo skrzywiła. Ona na dobre odeszła. Teraz ma kogoś innego. Olek też nie chce ze mną kontaktu. Widuję go czasem w przelocie. Nie odwraca wzroku, ale też się nie uśmiecha. Tak jakbyśmy nigdy się nie znali.
Mam w telefonie folder: „Olek”. Kilkadziesiąt zdjęć. Zjeżdżalnie, wakacje, pierwsza komunia. Patrzę na nie czasem nocą. Nikt ich już pewnie nie ogląda, nikt ich nie chce. Tylko ja. Kiedyś wierzyłem w instytucje. W medycynę, laboratoria, dane zapisane w systemach. Dziś wiem, że człowiek może zawieść nie tylko przez zdradę, ale też przez ślepe zaufanie. Prawda wyszła na jaw. Gdybym wtedy nie odwrócił się od nich – od Magdy, od Olka – może bylibyśmy dziś rodziną. Może miałbym komu wysłać SMS z życzeniami. Może słyszałbym: „Cześć tato” zamiast tej ciszy. Zdrada boli. Ale jeszcze bardziej boli zdrada własnego sumienia. A najbardziej – zdrada dziecka, które ufało bezwarunkowo.
Tomasz, 46 lat
Czytaj także:
- „Mąż nie ma matury i nie błyszczy inteligencją. Nie zabieram go do ludzi, bo wstyd mi za to, co mówi”
- „Teściowie może i mają kasę, ale brakuje im klasy. Wolę wyprawić skromną komunię bez dziwactw, niż być na ich łasce”
- „Poszłam na kurs prawa jazdy, bo nie chciałam być dłużej pasażerką. Za kierownicą znalazłam nową pasję i drugą miłość”