Reklama

Wygląda na to, że jestem monogamistą, bo odkąd moja żona zmarła, w ogóle nie umiem nawiązać relacji z inną kobietą. Nasz związek małżeński nie trwał długo, raptem trzy cudowne lata.

Reklama

Żona zginęła w wypadku

Z moją Kasią mieliśmy niezwykłe porozumienie. Opanowana, harmonijna i przepiękna... Tak ją wspominam. Nie zdołaliśmy dorobić się majątku. Najcenniejsze, co posiadaliśmy, to dziesięcioletnie auto, którym lubiliśmy wyruszać poza miasto. To właśnie podczas jednego z takich weekendowych wyjazdów stała się ta tragedia.

Nadjeżdżająca znikąd wielka ciężarówka uderzyła w nasz samochód. Właśnie wyjeżdżała z terenu budowy, otoczonego płotem... Ocknąłem się dopiero na szpitalnym łóżku. Zacząłem dopytywać o moją żonę. Pielęgniarka zerknęła porozumiewawczo na doktora. Ten tylko na moment spuścił oczy.

– Jest mi naprawdę bardzo przykro, pańska żona nie przeżyła tego tragicznego wypadku – oznajmił przyciszonym głosem. – Może to w jakiś sposób pana pocieszy: chcę podkreślić, że nie odczuwała bólu. Zginęła na miejscu.

Jego słowa w ogóle mnie nie pocieszyły. Kompletnie się rozkleiłem, popadłem w głęboką depresję, obwiniałem się o jej śmierć. Przez rok starałem się dojść do siebie i jakoś poukładać życie na nowo. Leki, które zacząłem przyjmować, ostatecznie pomogły mi wyrwać się z otchłani nieustannego przygnębienia. Rzuciłem się w wir pracy, aby nie mieć ani chwili na rozpamiętywanie tego, co się stało.

Zobacz także

Znajomi mnie swatali

Tak kilka lat. Awansowałem w pracy, zacząłem nieźle zarabiać i w końcu mogłem pozwolić sobie na nowe auto oraz mieszkanie w fajnej okolicy. Po jakimś czasie zacząłem też odnawiać stare znajomości. Najbliżej trzymałem się z Agatą i Wojtkiem. Przyjaźń z nimi trwała od wielu lat. Obydwoje widzieli, co się u mnie dzieje i zdawali sobie sprawę, że chociaż spotykałem się z różnymi dziewczynami, to jednak z żadną nie udało mi się stworzyć dłuższej relacji.

Kiedy doszli do wniosku, że potrzebuję wsparcia w ułożeniu swojego życia na nowo, nie powiedzieli mi tego wprost. Zamiast tego pewnego wieczoru zostałem przez nich zaproszony na kolację. Jakby zupełnie przez przypadek, spotkałem tam również Renatę, koleżankę Agaty. Obie panie pracowały w tym samym biurze, jednak moja przyjaciółka nie znała jej zbyt dobrze, wiedziała tylko tyle, że Renata od dawna jest po rozwodzie i ma córkę.

Podczas posiłku siedziała naprzeciwko mnie przy stole. Dostrzegłem, że przygląda mi się z ciekawością. Emanowała pozytywną energią - była uśmiechnięta, wysportowana i elokwentna, robiła naprawdę pozytywne wrażenie, mimo że nie przypominała kobiet, które zwykle mnie pociągają.

Podrywała mnie

Wieczór u Agi i Wojtka przeciągnął się jak zawsze prawie do białego rana. W pewnym momencie zdecydowałem, że czas wracać do domu.

– Może mnie odprowadzisz? – Renata rzuciła mi zalotne spojrzenie.

Wiedziałem jednak, że nie mam nastroju na spacer we dwoje, więc zaproponowałem podwiezienie jej do mieszkania. Kiedy zobaczyła moje nowe cztery kółka, z aprobatą kiwnęła głową. Pod jej blokiem znowu poczułem na sobie jej figlarne spojrzenie.

Może wejdziesz na chwilę? – zaproponowała. – Zaparzyłabym pyszną kawę lub herbatę…

– Czeka mnie poranne wstawanie, bo z samego rana mam wyjazd służbowy. Doceniam propozycję, ale niestety muszę odmówić. Może innym razem będzie okazja – odparłem luźno, po czym pożegnaliśmy się.

Nie spodziewałem się, że kolejne okazje będą pojawiać się jak na zawołanie. Najpierw wspólna kawa, później wyjście do kina we dwoje, wizyta w teatrze, a w końcu zwykły spacer. Zaczęliśmy widywać się dosyć często. Renacie ogromnie zależało na tym, żebym odwiedził ją w domu. W końcu się przełamałem i, jak nietrudno zgadnąć, skończyliśmy w jej sypialni.

Myślałem, że to będzie coś poważnego

Chyba naiwnie pomyślałem sobie wtedy, że to, co nas łączy, zaczęło być poważne i prawdopodobnie przerodzi się w długotrwały związek. Wpadłem więc na pomysł, żebyśmy pojechali razem w góry na kilka dni. Renata z entuzjazmem przystała na tę propozycję.

– Ja się zajmę wyszukaniem odpowiedniego miejsca na wyjazd – oświadczyła, a kolejnego ranka już dzwoniła z informacjami. – Znalazłam fantastyczny ośrodek… – i zaczęła opowiadać o zaletach tego luksusowego obiektu.

Na koniec zasugerowała, żebym nie zwlekał z rezerwacją, mimo że wypad planowaliśmy dopiero za półtora miesiąca.

Z entuzjazmem przelałem zaskakująco dużą sumę jako przedpłatę. Po trzech dniach Renata wyciągnęła mnie na shopping. Chodziło o to, że musiała mieć modną torebkę, no i przy okazji ciuchy sportowe na naszą górską wyprawę. Chodziłem od sklepu do sklepu. Nabrała całkiem pokaźną ilość ciuchów i jakoś tak się złożyło, że za całość zapłaciłem ja. W tamtym momencie nie przywiązałem do tego wagi. Tak samo jak do tego, że nawet jej nie przyszło do głowy, żeby wybrać też coś dla mnie.

Widziała tylko moje pieniądze

Po dwóch dniach musiałem z z Renatą udać się do sklepu, bo chciała dokonać wymiany nowo nabytej torebki. Niestety, na drodze napotkaliśmy okropne korki, przez co ta z pozoru błaha czynność zabrała nam przeszło 2 godziny. Na miejscu okazało się, że będziemy musieli uiścić symboliczne 5 złotych, stanowiące różnicę w wartości obu torebek. Renata popatrzyła na mnie, bezsilnie rozkładając ręce.

– Skarbie, ureguluj rachunek u pani. Jestem bez kasy – oznajmiła z ujmującym wyrazem twarzy, niczym mała dziewczynka. „Serio, nie masz nawet paru groszy przy sobie, królewno?" – zakpiłem w myślach, ubawiony zaistniałą sytuacją.

Potem nastąpił tydzień błogiej ciszy. Zauważyłem jednak, że już nie wypatruję telefonu od Renaty z takim zniecierpliwieniem jak wcześniej. Prawdę powiedziawszy, obawiałem się, że znowu wpadnie na jakiś pomysł, który zbije mnie z pantałyku. Cóż, miałem rację. W zeszły czwartek, kiedy byłem w pracy, Renata zadzwoniła do mnie

– Słoneczko, w tę sobotę są imieniny mojego ciotecznego brata– powiedziała. – Zostaliśmy tam zaproszeni. Kiedy będziesz wracał z pracy, kup dla niego jakiś fajny prezent, ok? Tylko nie jakieś byle co, bo będzie głupio przed całą rodziną… A, i jak już będziesz w sklepie, to przy okazji kup coś Jadzi. Na pewno się ucieszy. Dlaczego miałem kupować coś jej córce? – głowiłem się.

Na całe szczęście Renia skończyła już wyliczać wszystkie rzeczy do załatwienia, więc tylko wymamrotałem coś niezrozumiałego do telefonu.

– Podziękuję ci w łóżku... – wyszeptała na koniec.

Za stary jestem na takie gierki

Nie skorzystałem z okazji, bo nic nie kupiłem. Chyba powoli odzyskiwałem zdrowy rozsądek. Kolejnego dnia w słuchawce usłyszałem pełen złości głos Renaty.

– Kamil, przecież prosiłam cię, żebyś zrobił zakupy! Jeżeli w dalszym ciągu będziesz się tak zachowywał, to wątpię, aby moja rodzina była w stanie cię zaakceptować – powiedziała stanowczo.

Zapewne sądziła, że powinienem się wystraszyć i błagać ją o przebaczenie.

– Wiesz co? Nie będę sobie tym zawracał głowy – stwierdziłem.

– Słucham?

– Mam gdzieś, co twoi bliscy o mnie myślą – doprecyzowałem.

– Ty chyba sobie żartujesz… – urwała. – Kochanie, co w ciebie wstąpiło, że odzywasz się do mnie w ten sposób? – spytała po chwili łagodniejszym tonem. – Czyżbyś nie planował iść do kuzyna? – przyszło jej do głowy.

– Zgadłaś. Nie mam też już w planach wyjazdu w góry – oznajmiłem.

– No jak to, przepadnie nam kasa wpłacona na poczet rezerwacji – stwierdziła Renata z niepokojem.

– Komu, nam? Mnie raczej – doprecyzowałem. – Cóż, za lekcję czasem trzeba słono zapłacić. Właśnie przyszła mi do głowy wizja naszej wspólnej przyszłości… Aż mnie ciarki przeszły!

– Kotku, przecież cię kocham! Chcesz to wszystko tak po prostu wyrzucić na śmietnik?! – Renata była przerażona.

– Na to wychodzi. Cześć.

Reklama

Kamil, 40 lat

Reklama
Reklama
Reklama