Reklama

Gdyby ktoś kilka miesięcy temu zapytał mnie, czy jestem szczęśliwa, odpowiedziałabym bez zawahania: „Wystarczająco”. Moje małżeństwo z Romanem trwało już piętnaście lat. Bez wielkich dramatów, ale i bez namiętności. Żyliśmy spokojnie, zorganizowani, bez dzieci – z wyboru. Dom miałam uporządkowany, w kuchni nigdy nie brakowało świeżych kwiatów, a cisza wieczorami była niemal świętością. Lubiłam ten ład, tę przewidywalność. Dawała mi złudzenie bezpieczeństwa.

Reklama

Wszystko się zmieniło, gdy Roman wrócił z pracy wcześniej niż zwykle, a za nim, w progu stanął chłopak z plecakiem i nieśmiałym, zadziornym uśmiechem. Patryk – jego syn z pierwszego małżeństwa, o którym przez lata mówił niewiele. Chłopak miał 24 lata i właśnie został wyrzucony z akademika. Roman oznajmił, że „na chwilę” zamieszka z nami. Nie pamiętałam go prawie wcale. Kilka zdjęć w albumie, może jedno spotkanie, jeszcze w czasach, gdy był niższy ode mnie. Teraz patrzył na mnie z góry. Dosłownie. Wysoki, z rozwichrzonymi włosami, dziwnie pewny siebie. Zbyt pewny. Nawet nie zdjął butów, zanim wszedł do salonu. A ja już wtedy wiedziałam, że w tym domu nic nie będzie już takie samo.

Zwyczajnie się ze mnie nabijał

– Patryk, prosiłam cię już kilka razy, żebyś nie palił na balkonie. Dym wlatuje do sypialni – powiedziałam spokojnie, choć czułam, jak zgrzytam zębami.

– Serio? Aż tak czuć? – odparł, nie odrywając wzroku od telefonu. – Myślałem, że świeczki zapachowe wszystko załatwiają – dodał z przekąsem.

Stał w kuchni w samych spodniach dresowych, bez koszulki, jakby był tu od zawsze. W dłoni trzymał szklankę z jakimś napojem gazowanym, a wokół niego walały się okruchy po tostach, których nawet nie sprzątnął.

– To nie jest akademik. Obowiązują tu jakieś zasady. I przydałoby się szanować to, że ktoś cię przygarnął – rzuciłam, starając się mówić rzeczowo, ale w moim głosie było słychać już złość.

Podniósł głowę i spojrzał na mnie tym swoim chłodnym, bezczelnym wzrokiem.

– Jasne, przepraszam, „pani Karolino”. Postaram się być grzecznym chłopcem. Zasady, sprzątanie, zero dymu, zero hałasu. Rozumiem – powiedział teatralnie i zrobił krok w moją stronę. – Fajnie się z panią przekomarzać.

Zamarłam. On się ze mnie nabijał. Po prostu się bawił moich wkurzeniem. Wyszedł z kuchni, zostawiając mnie z bałaganem, złością i... niepokojem. Tym dziwnym, świdrującym uczuciem, które nie przypominało tylko irytacji. Było czymś więcej. Wieczorem nie mogłam zasnąć. Leżałam w łóżku i analizowałam każde jego słowo, każdy gest. Przesadziłam? A może to on specjalnie mnie prowokuje? Czułam się nieswojo. Jakby ktoś obcy zamieszkał w mojej głowie. I nie wiedziałam, czy bardziej chcę go z niej wyrzucić, czy... żeby jednak został.

Nie mówiłam wszystkiego mężowi

– Roman, on mnie kompletnie ignoruje – powiedziałam, odstawiając talerz do zlewu. – Pali, hałasuje, nie sprząta. Ostatnio zostawił gacie na pralce, jakby mieszkał tu od urodzenia.

– Karola, daj mu czas. Chłopak ma problemy, wyrzucili go z akademika, matka nie chce go znać. Przechodzi trudny okres – westchnął Roman i nawet nie oderwał wzroku od ekranu.

– A ja co? Mam być matką zastępczą dla dorosłego faceta?

– Po prostu bądź bardziej wyrozumiała. Proszę cię.

Nie odpowiedziałam. Odwróciłam się, wytarłam ręce i wróciłam do kuchni, gdzie Patryk właśnie kończył robić sobie kanapkę. Był bez koszulki, jak zwykle, i oparty biodrem o blat.

– Pani pachnie jak coś, co można by zjeść na deser – rzucił nagle i spojrzał na mnie z ukosa.

Znowu wręcz zdrętwiałam na moment.

– Przepraszam? – zapytałam chłodno.

– Nic, nic. Głośno myślę – mruknął z uśmiechem, sięgając po talerz.

Zbliżył się do mnie, aż poczułam jego ciało na odległość kilku centymetrów. Nie drgnęłam. Spojrzałam tylko prosto w jego oczy. Zielone, przenikliwe, cholernie pewne siebie.

– Mógłbyś... trochę się odsunąć? – rzuciłam w końcu.

– Jasne – szepnął niemal z czułością. – Nie chciałem pani spłoszyć.

Pani. Zamknęłam się w sypialni i leżałam przez godzinę w ciemności. Nie mogłam zasnąć. To nie był tylko głupi tekst. To był gest. Intencja. Próbował coś sprawdzić. Zbadać reakcję. Może się podroczyć. A ja? Ja nie uciekłam. Nie powiedziałam tego Romanowi. Nie zrobiłam awantury. Zamiast tego zastanawiałam się, czy jeszcze raz tak na mnie spojrzy.

Nie chciałam, by ta gra się skończyła

Roman wyjechał na trzy dni. Delegacja pod Kraków, jakaś kontrola w oddziale. Przy kolacji pocałował mnie w czoło, wrzucił walizkę do bagażnika i pomachał z podjazdu. Zostałam sama z Patrykiem. Nie rozmawialiśmy przez większość dnia. Mijaliśmy się cicho, udając, że wszystko jest normalnie. Wieczorem zeszłam do salonu z książką. Włączyłam lampkę i zawinęłam się w koc. Po chwili przyszedł. Bez pytania, bez słowa. Po prostu usiadł obok mnie na kanapie. Blisko. Zdecydowanie za blisko.

– Co czytamy? – zapytał, zerkając przez ramię.

– Coś, czego nie zrozumiesz – odburknęłam i przewróciłam stronę.

– Lubię wyzwania – odpowiedział i jego ręka spoczęła na oparciu kanapy. Dosłownie milimetry od mojej szyi.

Przestałam oddychać. Nagle dotknął mojej dłoni. Niby przypadkiem. Ale to nie był przypadek. Nie drgnęłam, ale skóra pod jego dotykiem aż mnie paliła.

– Masz zimne palce – powiedział cicho. – Trzeba z nimi coś zrobić.

– Patryk... – zacisnęłam zęby.

– Przepraszam – uśmiechnął się łagodnie i cofnął rękę. – Czasem za dużo sobie pozwalam.

Nie odpowiedziałam. Po chwili wstałam i wyszłam do kuchni, zostawiając książkę. Oparłam się o blat, próbując wyrównać oddech. To nie był flirt. To była gra. Gra, której nie chciałam, ale... nie potrafiłam jej zakończyć. Czułam się winna. Ale czułam też coś więcej. Czekałam. Tak. Podświadomie czekałam, aż zostaniemy sami. I to mnie przerażało najbardziej.

To ja zapukałam do jego pokoju

Obudził mnie cichy trzask. Spojrzałam na drzwi sypialni – były uchylone. W progu stał Patryk. Nocna cisza wzmocniła bicie mojego serca.

– Co ty robisz? – zapytałam półgłosem, zrywając się do siadu.

– Myślałem, że coś słyszałem. Jakieś kroki… Chciałem sprawdzić – powiedział cicho, nie ruszając się z miejsca.

– Wszystko w porządku. Idź już – odpowiedziałam, ale to zabrzmiało słabiej, niż planowałam.

Patryk zrobił krok do przodu. Potem drugi. Stał już przy łóżku. Patrzył na mnie uważnie.

– Karolina – odezwał się, prawie szeptem.

To, że powiedział moje imię… zupełnie mnie rozbroiło. Poczułam, jakbym przestała być jego macochą. Po prostu – Karoliną. Kobietą. Obcą. Dostępną.

– Nie powinnam tu być – szepnęłam, ale nie brzmiało to jak zakaz. Raczej jak pytanie.

– Ale jesteś – odpowiedział. – I od kiedy cię tu zobaczyłem… Myślę tylko o tobie.

Podszedł bliżej. Czułam ciepło jego ciała, nawet przez szlafrok.

– Powinnam… – zaczęłam, ale nie dokończyłam.

Nie dotknął mnie. Nie pocałował. Tylko stał. Czekał. Patrzył. A ja nie uciekłam. Nie krzyknęłam. Nie kazałam mu wyjść. Wyszedł sam. Tylko że następnej nocy to ja zapukałam do jego pokoju. Stał w drzwiach z tą samą miną co poprzednio. Nic nie mówił. Nie pytał. Po prostu się odsunął. Weszłam. Zamknęłam za sobą drzwi.

Konsekwencje

Obudziłam się naga w nieswoim łóżku. Obok leżał on – Patryk – i wpatrywał się w sufit z półuśmiechem na ustach. Przez chwilę chciałam udawać, że śnię. Że to nie wydarzyło się naprawdę. Ale zapach jego skóry, ciepło jego ciała… wszystko było prawdziwe. Bardzo realne.

– Nie będziesz udawać, że to się nie stało, prawda? – zapytał nagle, bez emocji.

Podniosłam się na łokciu, zakrywając nagie piersi kołdrą. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, dodał:

Wiedziałem, że się skusisz.

Znieruchomiałam.

– Co powiedziałeś?

– Że wiedziałem. Od początku. Jak tylko spojrzałaś na mnie w kuchni, jak się oburzałaś, jak drżała ci ręka przy filiżance… – odwrócił głowę i spojrzał mi prosto w oczy. – Lubię obserwować ludzi. Zwłaszcza takich jak ty.

– Takich jak ja? – szepnęłam.

– Samotnych. Łaknących czegokolwiek. Nawet czegoś, co ich zniszczy.

Zrobiło mi się niedobrze. Wstałam, zebrałam ubrania i wyszłam bez słowa. Drzwi za mną zatrzasnęły się z impetem. Zamknęłam się w łazience i patrzyłam na swoje odbicie. Oczy czerwone, rozmazany tusz, rozczochrane włosy. Czułam się zużyta, wyśmiana. Zdradziłam męża. Pozwoliłam na to. Sama poszłam. A Patryk? Był zadowolony. Wykorzystał moment, wykorzystał mnie. I nie zamierzał udawać, że było inaczej. Siedziałam na zimnych kaflach i próbowałam zrozumieć, co się właśnie rozpadło. Moje małżeństwo? Moje życie? Nie. To ja się rozpadłam.

Rozpadłam się na kawałki

Patryk wyprowadził się dwa tygodnie później. Powiedział Romanowi, że znalazł coś bliżej uczelni. Mąż się ucieszył. Ja nie powiedziałam ani słowa. Nie pożegnaliśmy się. Roman niczego się nie domyśla. Nasze małżeństwo trwa – poranne kawy, kolacje, wspólne milczenie. Ale coś się skończyło. Coś we mnie. Nie ufam już sobie. Nie wierzę w to, co było między nami... Wieczorami leżę w łóżku i myślę, że wszystko, co się wydarzyło, to był tylko moment. Jeden nierozsądny krok. I że już nigdy nie będę tą samą Karoliną.

Karolina, 47 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama