„Pasierb rujnuje mój związek. Ten smarkacz to despota, a mój mąż trzęsie portkami, zamiast dać mu lekcję wychowania”
„Najtrudniejsze w całej sytuacji było to, że mój małżonek kompletnie nie zwracał uwagi na jego zachowania. Za każdym razem, kiedy tylko zauważył, że mamy jakieś nieporozumienia z Szymonem, natychmiast się ulatniał”.

- Listy do redakcji
Pomysłodawcą wspólnego urlopu z synem z poprzedniego związku okazał się mój małżonek.
– Zobaczysz, to będzie super. Szymon to naprawdę bystry dzieciak. Sporo czyta i ma mnóstwo pasji. Na bank dogadacie się świetnie, a kto wie, może nawet się zaprzyjaźnicie. Wiesz, jak bardzo mi zależy, żebyście się lepiej poznali – namawiał mnie.
Byliśmy dopiero pół roku po ślubie
Nie pałałam entuzjazmem do tego pomysłu. Po pierwsze, w zasadzie nie miałam okazji dobrze poznać Szymona, bo spotkałam go chyba ze trzy razy i wymieniliśmy jedynie kilka uprzejmych zdań, a po drugie – marzyłam o wakacjach sam na sam z ukochanym.
Nie zdążyliśmy wybrać się w podróż poślubną, więc ten wyjazd miał być naszą pierwszą wspólną wyprawą. Ostatecznie przystałam na propozycję męża. Zrozumiałam, że skoro poślubiłam faceta z przeszłością, to prędzej czy później i tak będę musiała jakoś dogadać się z jego potomkiem.
Współczułam też trochę Robertowi. Jego eks po rozstaniu przeniosła się do innej miejscowości, przez co spotykał się z Szymonem sporadycznie. Nie narzekał, ale dostrzegałam, że sprawia mu to wielki ból. Uznałam, że wspólne wakacje dadzą im szansę przynajmniej po trosze odzyskać utracone chwile.
Sycylia nie została przez nas wybrana przypadkowo. Słoneczna aura gwarantowana, a do tego cała masa różnorodnych rozrywek. Zarówno dla starszych, jak i młodszych. Stwierdziliśmy zgodnie, że gdyby opalanie i pływanie nam się znudziło, to w każdej chwili możemy ruszyć na zwiedzanie. Malownicze miasteczka, drzewa oliwne, winnice, no i oczywiście Etna.
Już sobie wyobrażałam, jak przemierzamy wyspę wynajętym kabrioletem, wypatrując interesujących zakątków i zapierających dech w piersiach krajobrazów. Zrelaksowani i radośni.
Prawdziwy horror zaczął się na miejscu
Jasne, że liczyłam się z tym, że Szymon może mieć do mnie pretensje, ale wiedziałam, że dzięki tylu atrakcjom prędko o tym zapomni. W końcu nastolatek w jego wieku to już nie jest mały brzdąc, który nie ogarnia tego, co dzieje się dookoła niego. Zdaje sobie sprawę, że nie każde małżeństwo jest usłane różami, że niektóre pary w końcu się rozstają.
Tak właśnie było w przypadku jego mamy i taty. Poza tym to nie przeze mnie Robert zakończył swoje poprzednie małżeństwo. Nie wiem, co się między nimi popsuło, ale kiedy go spotkałam, miał już rozwód za sobą. Nie powinno się mnie obwiniać za to, że szybko wpadliśmy sobie w oko i niedługo potem stanęliśmy na ślubnym kobiercu.
Tak czy inaczej, wchodząc na pokład samolotu, byłam pełna entuzjazmu i optymizmu. Nie podejrzewałam nawet przez sekundę, że nasza wyprawa we dwoje zamieni się w kompletną porażkę.
Po wylądowaniu postanowiłam na chwilę zostawić męską część naszej ekipy w pokoju hotelowym i ruszyłam na zwiedzanie pobliskiej okolicy. Szybko odkryłam, że w bezpośrednim sąsiedztwie naszego noclegu jest całkiem sporo ciekawych atrakcji, które pozwalają aktywnie i przyjemnie spędzić urlop.
Można tu było wypożyczyć skutery wodne albo narty, spróbować windsurfingu lub kitesurfingu, a nawet popływać motorówką. No i rzecz jasna funkcjonowała tu szkoła nurkowania. Od razu przyszło mi do głowy, że to coś, co na bank spodoba się Szymonowi. Ceny za kurs nie należały co prawda do najniższych, ale pomyślałam sobie, że warto się postarać, żeby sprawić trochę radości synowi ukochanego.
Już ja pokażę temu smarkaczowi…
– Mają pierwszorzędny ekwipunek, a do tego zajęcia prowadzi polski instruktor. Gwarantuję, że będziesz zadowolony i wspaniale spędzisz czas. Poza tym zrobisz ekstra zdjęcia – opowiadałam Szymonowi, gdy wróciłam z wypadu zwiadowczego.
Sądziłam, że ta wiadomość go ucieszy. Tymczasem on nawet nie raczył na mnie zerknąć. Wylegiwał się na łóżku, całkowicie pochłonięty zabawą na tablecie. Gdy wreszcie zdecydował się podnieść wzrok, gęba mu się wykrzywiła tak mocno, jakby przed chwilą wciągnął ze dwa kilo cytryn.
– Pływanie z akwalungiem? Komu to sprawia przyjemność? – rzucił pytanie.
– Komu? Chyba każdemu. Mnie na sto procent – zdziwiłam się jego reakcją.
– Serio? W takim razie idź na taki kurs. Mnie to zwisa – burknął.
– A co powiesz na jazdę na nartach wodnych? Ewentualnie skuter? – drążyłam temat.
– Mogłabyś dać mi w końcu spokój? – syknął zirytowany i zapatrzył się w ekran tabletu.
Zbaraniałam kompletnie. Taka reakcja zupełnie mnie zaskoczyła. Głowię się i kombinuję, a ten gówniarz się boczy i ma mnie gdzieś. Zerknęłam na jego ojca, licząc, że przywoła smarkacza do porządku. Gdzie tam! Wyszczerzył się jak głupek i powlókł mnie do sypialni.
– Daj spokój. Szymek dorasta… No wiesz, buntuje się i w ogóle… – próbował mi wytłumaczyć, ledwo przekroczyliśmy próg.
– I co z tego? Mało mnie to obchodzi! Niczym mu nie zawiniłam. Jeśli zaraz nie powiesz mu paru rzeczy, to nie wiem, co zrobię – wydarłam się.
– Ćśśśś. Nie drzyj się aż tak głośno, bo cię usłyszy. Zrozum, dla niego to nie jest prosta sprawa. Tata z jakąś babką… Daj mu trochę odetchnąć. Zobaczysz, za jakiś czas sytuacja się unormuje. Po prostu musisz uzbroić się w cierpliwość – przekonywał.
– W porządku, zaczekam – powiedziałam wzdychając.
Myślałam, że może uda się jakoś ocalić ten urlop
Szymon kompletnie olewał moje wysiłki. Jego zachowanie stawało się coraz bardziej wredne i opryskliwe. Z tą samą zblazowaną miną odrzucał wszystkie moje pomysły na to, co moglibyśmy porobić razem. Plaża? Stwierdził, że tam jest za dużo ludzi. Zwiedzanie? Kogo obchodzą jakieś rozpadające się mieściny? Wypad na kontynent? Niby co ciekawego można tam zobaczyć? Etna? Komu by się chciało łazić po wulkanie obsypanym czarnym piachem? I tak w kółko, bez końca.
Najtrudniejsze w całej sytuacji było to, że mój małżonek kompletnie nie zwracał uwagi na jego zachowania. Za każdym razem, kiedy tylko zauważył, że mamy jakieś nieporozumienia z Szymonem, natychmiast się ulatniał. Tłumaczył się, że musi pilnie coś pozałatwiać na dole w recepcji i znikał na długie godziny. Kiedy w końcu się pojawiał, wciąż jak zacięta płyta powtarzał te same słowa – że niedługo wszystko będzie dobrze. Wystarczy, że okażę więcej cierpliwości i wyrozumiałości.
Robiłam, co mogłam. Mimo że w środku aż się gotowałam, próbowałam trzymać nerwy na wodzy. Ale po czterech dniach ciągłej wojny puściły mi hamulce. Kiedy po raz kolejny ten smarkacz stwierdził, że mój pomysł jest do bani, a mąż jak zawsze zwiał z pokoju, zamiast zareagować, nie dałam rady.
– Mam cię potąd, gówniarzu. Chciałam się z tobą dogadać, ale najwyraźniej to się nie uda. Dlatego jeszcze dziś zafunduję ci bilet powrotny. Nie dam jakiemuś smarkaczowi zepsuć mi urlopu – rzuciłam się na niego.
– Mam to w nosie, rób, jak uważasz – machnął ręką lekceważąco.
– Przynajmniej w tej kwestii jesteśmy zgodni. Pogadam z twoim tatą, a ty się zbieraj. Daj znać mamie, że przyjedziesz przed czasem – odpowiedziałam i ruszyłam poszukać swojego małżonka.
Zdawałam sobie sprawę, że mój pomysł raczej nie przypadnie mu do gustu, ale liczyłam, że uda mi się go do tego przekonać. On również miał już dość tych ciągłych utarczek. Wyjazd Szymka jawił się jako optymalne wyjście z sytuacji.
Kiedy w końcu udało mi się wypatrzyć Roberta, minęła już ponad godzina. Przesiadywał w karczmie, sącząc trunek. Nawet z oddali dało się dostrzec, że jest wkurzony jak diabli.
Albo ja, albo on
– Coś ty najlepszego zrobiła? – wydarł się, ledwo mnie zobaczył.
– Ale o co chodzi?
– Przed momentem gadałem z byłą. Zadzwoniła wściekła jak osa. Podobno gnębisz Szymka i chcesz go odesłać do chaty. I teraz się zastanawia, czy w ogóle powinienem się z nim widywać – aż poczerwieniał z wściekłości.
– Nie dręczę nikogo. Przecież on nieustannie mnie znieważa i traktuje z góry. Doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Twoja eks ma czelność cię szantażować – zaprotestowałam stanowczo.
– W porządku, ale czy to prawda, że kazałaś mu się wynosić? – drążył temat.
– Owszem. Nic mu tu nie odpowiada, więc po co ma się z nami katować? – odrzekłam.
– To nie z nami się katuje, tylko z tobą – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
Cała się wstrząsnęłam.
– A może po prostu się wyniosę? Nareszcie będziecie mieć cudowne wczasy, sam na sam — rzuciłam.
– Droga wolna, jedź. Może chociaż wówczas zapanuje tutaj błogi spokój! – wysyczał.
Ze łzami w oczach poderwałam się od stołu i ruszyłam biegiem w kierunku hotelu, a on nawet nie drgnął. Nie namyślając się zbytnio, poprosiłam w recepcji o bilet na wieczorny samolot do stolicy, spakowałam manatki i udałam się na lotnisko. Kiedy opuszczałam budynek, wpadłam na Szymona.
– I co, wychodzi na to, że popsuły ci się wczasy przeze mnie? – rzucił z przekąsem.
Niewiele zabrakło, żebym mu przywaliła.
Od pamiętnego pechowego popołudnia minęły dwa tygodnie. Mój mąż jest z powrotem w domu po powrocie z Sycylii. Składa mi gorące przeprosiny, zapewniając o swojej miłości i oddaniu. Tłumaczy, że powinnam spróbować go zrozumieć, bo znalazł się w sytuacji bez wyjścia i kompletnie nie wiedział, jak ma postąpić.
Wciąż jestem na niego wkurzona, więc przychodzą mi do głowy myśli, żeby po prostu kazać mu się wynosić. Ale wiem, że tego nie zrobię. Nie dam temu całemu Szymkowi satysfakcji. Zrujnował mi urlop, ale nie doprowadzi do rozpadu mojego związku.
Ewa, 34 lata