Reklama

Przez większość dorosłego życia wierzyłam, że jestem kobietą niezależną. Pracuję w jednej z większych korporacji w Warszawie w dziale marketingu. Przed ślubem z Pawłem miałam swoje konto, swoje wydatki, swoje przyzwyczajenia. Rano kawa z Magdą przed pracą, wieczorem joga, czasem kino, czasem wino. Lubiłam siebie. Lubiłam swoje życie. Męża poznałam przypadkiem. Moja najlepsza przyjaciółka, namówiła mnie na imprezę sylwestrową u znajomych. Paweł był jednym z gości. Przystojny, spokojny, opiekuńczy. Z miejsca poczułam, że mam do czynienia z kimś „poważnym”. Nie jakimś chłopcem z aplikacji randkowej. Tylko facet z planem na życie.

Reklama

Kiedyś był czuły. Przynosił mi śniadanie do łóżka, mówił, że jestem jego księżniczką. Pamiętam, że któregoś wieczoru powiedziałam Magdzie przez telefon:

– Wiesz, może to głupie, ale mam wrażenie, że jestem z nim bezpieczna. Zaopiekowana.

– Tylko uważaj – odparła wtedy Magda. – Czasem to tylko pozory.

– Co ty, Paweł nie jest taki – zaśmiałam się wtedy. – On po prostu się troszczy.

Gdy dziś o tym myślę, to mam ochotę potrząsnąć tamtą Joaśką. Powiedzieć jej: „Hej, kobieto, obudź się!”. Ale wtedy... Wtedy widziałam tylko kwiaty w wazonie i ciepłe uśmiechy. Po roku wzięliśmy ślub. Kameralny, bez wielkiego blichtru. Patrzył na mnie jak na spełnienie marzeń. A ja mu bezgranicznie wierzyłam.

Nie chciałam kłótni

Na początku wszystko wydawało się normalne. Po ślubie wprowadziliśmy się do mieszkania Pawła – większego, w lepszej dzielnicy. Sprzedałam swoją kawalerkę, bo tak było „wygodniej”. Paweł mówił, że nie ma sensu płacić dwóch czynszów. Zgodziłam się. To było racjonalne. Pierwszy zgrzyt pojawił się tydzień po naszym powrocie z podróży poślubnej. Weszłam do kuchni z torbą z zakupami – krem do twarzy, sweter w promce i nowy tusz do rzęs. Paweł spojrzał na rachunek, który wystawał z torby.

– A to co? – zapytał.

– Zakupy. Miałam słaby dzień w pracy, więc...

Za dwieście trzydzieści złotych?

Wzruszyłam ramionami.

Przecież to moje pieniądze.

– Kochanie, mamy teraz wspólne życie. Wspólny budżet. Musimy być odpowiedzialni. Nie można tak szastać.

Zamilkłam. Szastać? Kupiłam tusz i sweter. Ale nie chciałam kłótni. Po tygodniu zaproponował, żebyśmy otworzyli wspólne konto. Twierdził, że tak będzie łatwiej zarządzać domowymi finansami. Zgodziłam się. Miesiąc później zorientowałam się, że mój dostęp do tego konta jest ograniczony. A moje stare konto – puste. Paweł przeniósł wszystko „dla porządku”. Bez pytania. Pewnego dnia wróciłam z pracy, trzymając w torbie nową bluzkę. Kupiłam ją za własne, prywatne pieniądze z premii kwartalnej. Jeszcze nawet nie zdjęłam metki, gdy Paweł ją zauważył.

Co to ma być?

– Bluzka. Za premię.

Dlaczego kupujesz rzeczy bez mojej wiedzy?

– Mam cię pytać o pozwolenie na ubrania?

Chodzi o zaufanie! Zaczynamy życie, a ty ukrywasz zakupy?!

Patrzyłam na niego ze zdziwieniem. Bluzka leżała na stole, a ja czułam się jak winna kradzieży.

Zaczęło się we mnie gotować

Zaczęłam robić zakupy po cichu. Głupio to brzmi, prawda? Dorosła kobieta, trzydzieści cztery lata, niezależna zawodowo – i ukrywa paragon za szamponem. A jednak dokładnie to robiłam. Przemycałam drobiazgi do domu, licząc, że Paweł nie zauważy. Czasem zostawiałam torebki w pracy, czasem u Magdy. Czułam się jak nastolatka. Któregoś dnia zapomniałam wyrzucić paragonu z drogerii. Kupiłam płyn do demakijażu, pomadkę i odżywkę do włosów. 64,90 zł. Znalazł go w kieszeni płaszcza.

– Naprawdę? – powiedział chłodno. – Już nie chodzi o kasę. Chodzi o zaufanie.

– Zaufanie? – powtórzyłam.

– Nie rozumiesz? Ukrywasz przede mną wydatki. Jak dzieciak. A może jeszcze masz jakieś tajemne konto?

– Przesadzasz.

– Nie. Zawiodłaś mnie. Po raz kolejny.

Zamilkłam. Co miałam powiedzieć? Że nie czuję się już sobą? Że to wszystko, co nazywa opieką, dusi mnie jak plastikowa torba na głowie? Następnego dnia pojechałam do mamy. Potrzebowałam wsparcia, matczynego zrozumienia. Siedziałyśmy przy herbacie, kiedy nie wytrzymałam:

– Mamo... Paweł mnie kontroluje. Pieniądze, zakupy... wszystko.

Mama wzruszyła ramionami.

– Mężczyzna powinien dbać o rodzinę. Może nie wszystko rozumiesz. Może to dla twojego dobra?

Boję się robić zakupy za własne pieniądze!

– Och, dziecko... On się troszczy. I ty też musisz się czasem nagiąć.

Tego wieczoru wróciłam do domu wściekła.

Przyłapałam go na kłamstwie

Pewnego wieczoru, wracając z pracy, przekręciłam klucz w zamku i usłyszałam jego głos. Rozmawiał przez telefon, nie słyszał, że już jestem.

– Spokojnie, ona nie wie. Nawet się nie domyśla. Taka naiwna... – przerwał. – Nie, nie musimy tego omawiać teraz. Mówię ci, wszystko pod kontrolą.

Zamarłam. Stałam w przedpokoju z torbą z laptopem w ręce, lodowata fala przetoczyła się przez moje ciało. O kim on mówił? O mnie?

– Paweł? – weszłam do salonu, udając, że właśnie wróciłam.

Drgnął. Szybko rozłączył rozmowę.

– O, jesteś. Długo ci zeszło. Korki?

Z kim rozmawiałeś?

– Z pracy. Problemy z jednym projektem. Muszę to jakoś ogarnąć.

– Słyszałam, co mówiłeś.

– Co niby słyszałaś?

– Że jestem naiwna. Że nie wiem. Że wszystko masz pod kontrolą.

Patrzył na mnie chwilę, po czym uśmiechnął się krzywo.

Przesłyszałaś się. Mówiłem o kliencie. Sprawy zawodowe. Ty zawsze wszystko bierzesz do siebie.

– Nie wierzę ci – powiedziałam cicho.

– Co? – uniósł brwi.

Nie wierzę ci. Coś przede mną ukrywasz. I nie wmówisz mi, że to tylko praca.

Wzruszył ramionami.

Może masz paranoję? Może porozmawiaj z kimś. Ze specjalistą.

Wyszedł z pokoju, zostawiając mnie z tą jedną, duszną myślą: on nie tylko mnie kontroluje. On mnie oszukuje. I robi to bez cienia wstydu. Tego wieczoru długo siedziałam w łazience, oparta plecami o drzwi. Nie płakałam. Nie miałam już siły.

Bałam się

– Powiedz mi wszystko od początku – Magda patrzyła na mnie przez filiżankę cappuccino, lekko pochylona, jakby bała się uronić jedno słowo.

Siedziałyśmy w naszej ulubionej kawiarni na Mokotowie. Było cicho, jakby Warszawa na chwilę zapomniała, że jest wielkim miastem. Opowiedziałam. O koncie, o paragonach, o tamtej rozmowie przez telefon.

– On cię kontroluje. To nie jest opieka. To jest przemoc.

– Ale przecież... nie bije mnie, nie krzyczy...

– Bo nie musi. Zobacz, co zrobił z twoim życiem. Czy możesz coś kupić bez jego zgody? Możesz zaplanować coś bez jego wiedzy?

Zacisnęłam usta. Wiedziałam, że ma rację.

To już nie ten facet, w którym się zakochałam.

– A może zawsze taki był, tylko dobrze grał. Tacy ludzie często noszą urocze maski.

Zaczęłam płakać. Magda wzięła mnie za rękę.

Nie jesteś sama. Jeśli chcesz, mogę iść z tobą do prawnika. Albo do psychologa. Nie pozwolę ci się w tym wszystkim zgubić.

Po powrocie do domu Paweł już czekał. Stał w kuchni, z rękami opartymi o blat.

– Gdzie byłaś? – zapytał sucho.

– Z Magdą.

Wydajesz nasze pieniądze na kawki i plotki?

– To były moje pieniądze – powiedziałam spokojnie. – I nie plotkowałyśmy. Rozmawiałyśmy o tym, że mnie kontrolujesz.

Zamarł.

– Co?

– Magda widzi to wyraźnie. Ja też zaczynam.

Wtedy pierwszy raz zobaczyłam w jego oczach gniew. Prawdziwy. Zimny.

Jeśli chcesz się bawić w dramaty, to licz się z konsekwencjami – warknął. – Zostawię cię z niczym. Będziesz błagać, żebym ci zostawił na bilet autobusowy.

Stałam bez ruchu, drżąc. I pierwszy raz pomyślałam: muszę się przygotować. Ucieczka może być jedynym ratunkiem.

Postawiłam się

Zaczęłam od rzeczy najprostszej – osobne konto. Na początku wpłacałam tylko grosze – premie z pracy, nadgodziny. Potem coraz więcej. Miałam wrażenie, że gram w jakąś szpiegowską grę. Każde kliknięcie „przelej” budziło we mnie lęk, ale i dziwną ekscytację. Jakbym odzyskiwała cząstki siebie. Tego samego dnia, gdy wypłaciłam premię na to nowe konto, szef zatrzymał mnie przy ekspresie do kawy.

Wszystko w porządku? Jesteś ostatnio jakaś... inna.

– Zmęczona – rzuciłam, nie patrząc mu w oczy.

– Jeśli chcesz porozmawiać, mam kontakt do świetnej terapeutki. Pomogła mojej żonie, kiedy... – zamilkł, jakby nie chciał powiedzieć za dużo. – Nie musisz mi mówić, o co chodzi. Po prostu daj znać.

Nie odpowiedziałam, ale zapisałam nazwisko, które mi podał. Adres. Godziny przyjęć. Gdy wróciłam do domu, Paweł już czekał. Tym razem nie był zimny. Był... teatralnie zraniony.

– Kiedyś się kochaliśmy – powiedział cicho. – A teraz? Ukrywasz pieniądze. Odsuwasz się. Zachowujesz jak obca kobieta. Czy ty mnie zdradzasz?

– Co?

– No powiedz! – uniósł głos.

Nie mam z nikim romansu! – krzyknęłam. – Ale może powinnam. Może chociaż wtedy ktoś by mnie traktował z szacunkiem!

To wszystko twoja wina! – Paweł ryknął. – Gdybyś była normalna, nie musiałbym cię kontrolować!

Stałam naprzeciwko niego i czułam, jak coś we mnie pęka. Już nie byłam tą, która się tłumaczy. Nie czułam wstydu. Czułam bunt.

– Wiesz co? Może najwyższy czas, żebym wreszcie była nienormalna.

Spakowałam się w ciszy. Nie płakałam. Nie krzyczałam. Po prostu wyszłam. Wiedziałam, że dalej pójdę już sama. Bez Pawła. Bez jego kontroli. Bez paragonów ukrywanych w kieszeniach. I choć się bałam, zrobiłam pierwszy krok do wolności.

Joanna, 34 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama