Reklama

Wciąż obiecywałam sobie, że jak tylko odłożę jakąś kwotę, kupię mu tę gitarę. Raz byłam już naprawdę blisko celu, ale wtedy mąż złamał nogę na budowie. Niestety, nie ma umowy o pracę, tylko o dzieło, więc kiedy nie pracuje, nie zarabia. W ten sposób oszczędności się rozpłynęły.

Reklama

Wiedziałam, że syn jest zawiedziony, ale nic nie mogłam na to poradzić. Zresztą Daniel nigdy się nie skarżył. Od dziecka był wyjątkowo zamkniętym w sobie i nieśmiałym chłopcem. Podczas gdy jego koledzy biegali po podwórku, grali w piłkę i wdawali się w bójki, on wolał słuchać muzyki, malować i często chodził zamyślony. Mnie zachwycała jego emocjonalność, to, jak potrafił wsłuchiwać się w przyrodę i dostrzegać piękno tam, gdzie inni go nie zauważali.

Poza tym był bardzo wrażliwy na krzywdę innych. Jednak dzieciaki w szkole potrafią być bardzo złośliwe i niestety często się z niego nabijały. Dlatego Daniel nie przepadał za szkołą i szukał schronienia w swoim świecie muzyki. Gdy dorastał, raczej unikał imprez i występów publicznych, bo czuł się onieśmielony. Gra na gitarze była jego odskocznią od świata. Zarówno gitarzysta z ogniska, jak i nauczycielka muzyki bardzo go chwalili. Po dodatkowych lekcjach muzyki wracał dumny i rozanielony. Widziałam, że myśli zaprząta mu tylko jedno. Nie mogłam uwierzyć, że mam w domu artystę. Nikt w rodzinie nie miał talentów w tej dziedzinie, a on ewidentnie pasjonował się muzyką.

Nieraz widziałam, jak ogląda filmy instruktażowe w internecie, uczy się nut, akordów i tabulatur albo podgląda techniki u znanych instrumentalistów. Czasami wołał mnie do swojego pokoju, jakby co najmniej zawalił się sufit, tylko po to, żeby puścić mi jakiś kawałek z solówką gitarową, która go zachwyciła.

– Jarek, musimy znaleźć jakiś sposób, żeby kupić mu gitarę – powiedziałam pewnego wieczoru do męża – bo zaczyna mi to przypominać historię „Janka Muzykanta”.

Zobacz także

Mąż wiedział, że mam rację, jednak łatwo było powiedzieć, trudniej zrobić. Ewci trzeba było kupić nowe sandały na lato, Maciek nie miał koszuli na zakończenie roku szkolnego, a Tomek i Daniel tak wyrośli w ciągu ostatnich kilku miesięcy, że połowa ubrań była na nich przykrótka.

– Może weźmiemy pożyczkę? – zaproponował mąż, ale obojgu nam było to nie w smak.

Już dawno postanowiliśmy sobie, że nie będziemy zaciągać długów w banku. To tylko pozorne rozwiązanie problemów, a tak naprawdę wpadniemy w jeszcze większe kłopoty finansowe. Westchnęłam tylko ciężko – wydawało się, że to sytuacja bez wyjścia.

Właśnie szukam kogoś do pomocy

Następnego dnia wybrałam się z Ewcią po letnie buty. Po drodze mijałyśmy ulubiony sklep Daniela z instrumentami, więc wstąpiłam na chwilę, żeby zobaczyć, ile kosztują takie cuda. Niestety, tanie nie były. Sprzedawca podszedł i zaproponował swoją pomoc, ale wyjaśniłam mu, że zakup będzie musiał jeszcze poczekać.

– To dla córki? – zapytał, a moja przedszkolaczka zachichotała wesoło.

– Nie, dla syna. Jest zapalonym gitarzystą, ale bez sprzętu. W tym roku kończy szesnaście lat, chciałam zrobić mu prezent, ale niestety mnie nie stać.

– A może syn chciałby sam zarobić? Właśnie szukam kogoś do pomocy w sklepie na wakacje.

– Poważnie? I zatrudniłby pan u siebie szesnastolatka?

– Oczywiście. To nie jest nielegalne – roześmiał się. – Po prostu nie będzie pracował w pełnym wymiarze czasu pracy.

– Zapytam go – powiedziałam pełna nadziei. – Ale od razu zaznaczę, że Daniel jest dość nieśmiały.

– Jak większość mądrych chłopców w tym wieku.

Ucieszyłam się na samą myśl. Daniel był bardzo pracowity i od razu pomyślałam, że taka praca to dla niego spełnienie marzeń. Po powrocie do domu czekałam tylko, aż skończy lekcje. Wszedł do domu trochę naburmuszony. Ewidentnie nie był w dobrym nastroju.

– Coś się stało?

– Nic takiego – odburknął.

Jak zwykle ciężko było od niego cokolwiek wyciągnąć. Postanowiłam przyjąć radę męża, który zawsze powtarza: „Chcesz rozmawiać z facetem – najpierw go nakarm!”. Zawsze się z tego śmieję, ale jest w tym odrobina prawdy. Dobry rosół i schabowy zawsze działają na męża i synów kojąco! Daniel zjadł i język sam mu się rozwiązał. Okazało się, że jego najlepsi kumple ze szkoły Marcel i Nikodem planują założyć zespół garażowy, ale jego nie uwzględnili w swoich planach z oczywistych względów. Nic dziwnego, że był wściekły. Trzymał się z nimi od dziecka, więc poczuł się zdradzony. Z drugiej strony trudno ich winić – jak ma grać, skoro nie ma instrumentu?!

– Mam dla ciebie rozwiązanie – odpowiedziałam z uśmiechem.

Spojrzał na mnie z zainteresowaniem.

– Jak wiesz, niestety nie stać nas teraz na zakup gitary, ale znalazłam sposób, żebyś sam sobie na nią zarobił. Facet w sklepie muzycznym Strings szuka pracownika na wakacje.

– Poważnie? – oczy prawie wyszły mu z orbit.

Daniel od dawna lubił ten sklep i nieraz widziałam, jak po nim buszował, wypróbowując różne instrumenty i rozmawiając z właścicielem. Rzucił mi się na szyję i bez słowa wybiegł z domu. Nie przypuszczałam, że jego reakcja będzie tak natychmiastowa. Po godzinie wrócił z uśmiechem na twarzy.

– Dostałem tę pracę! Dzięki, mamo! – uściskał mnie ponownie. – Pan Radek powiedział, że mnie pamięta, i poprosił, żebym coś zagrał. Podobało mu się, wyobrażasz to sobie? – entuzjazmował się Daniel.

Potargałam go po i tak zmierzwionej czuprynie. Mój mały chłopiec wydał mi się nagle wielkim mężczyzną. Od dawna był wyższy ode mnie, ale jeszcze nigdy nie pomyślałam o nim jak o dorosłym. Kiedy to się stało? Daniel był tak podekscytowany wizją pracy, że nie mógł się doczekać końca roku szkolnego. Ku mojemu zaskoczeniu opowiedział wszystkim w klasie o tym, co będzie robił. Nigdy wcześniej nie był tak rozgadany. Podobno Nikodem i Marcel zzielenieli z zazdrości. Tego było mu trzeba.

– Pewnie im teraz łyso, że mnie nie zaprosili do zespołu! – roześmiał się, choć wiedziałam, że mimo wszystko liczy, że do nich dołączy.

Cieszyliśmy się wraz z nim

Pierwszego lipca włożył rozdarte na kolanach dżinsy i koszulkę ulubionego zespołu rockowego.

– To ma być strój do pracy? – spojrzałam rozbawiona, a on z radością obrócił się jak model.

Oczy błyszczały mu z radości. To się nazywa wzorowy pracownik. Ciekawe, na jak długo wystarczy mu entuzjazmu – zastanawiałam się. W końcu nigdy wcześniej nie pracował… Może znudzi się po tygodniu. Moje obawy okazały się jednak bezpodstawne. Każdego dnia wracał podekscytowany, z iskierkami w oczach opowiadał o dostawach nowych instrumentów, o klientach, którym doradzał, o muzykach, którzy odwiedzili sklep. Raz nawet do sklepu przyszedł jakiś znany gitarzysta. Niestety, nie kojarzyłam jego nazwiska, co oburzyło Daniela, który z dumą prezentował mi zdobyty autograf.

Przez całe wakacje praktycznie go nie widywałam. Z samego rana wybiegał do pracy, a potem szedł z panem Radkiem do jazz clubu, w którym jego szef był menedżerem, i ćwiczyli tam razem grę na gitarze. Nie mogłam uwierzyć, że tak się zaprzyjaźnili, żeby spędzać razem też czas wolny. W dniu pierwszej wypłaty poza pensją dostał także premię, która dziwnym trafem wystarczyła mu dokładnie na gitarę. Daniel wrócił do domu z instrumentem. Nie posiadał się z radości, a my cieszyliśmy się wraz z nim. Wybrał czarną, błyszczącą gitarę akustyczną, a do niej dobrał futerał i stojak.

Przez cały wieczór z jego pokoju dobiegały dźwięki kolejnych piosenek. Ewcia, Maciek i Tomek siedzieli u niego i słuchali jak zaczarowani. Grał naprawdę pięknie. Dźwięki były czyste, wyraźne, a jego głos przy gitarze nabierał dojrzałego, męskiego brzmienia. Stanęłam w drzwiach i wsłuchiwałam się w piękną rockową balladę.

– Powinieneś chyba zająć się tym zawodowo – powiedziałam wzruszona, gdy skończył.

– Mamo… nie zauważyłem cię – speszył się trochę. – Dzięki. Też o tym myślałem. Pan Radek zaproponował mi występ w swoim klubie.

– Poważnie? I co ty na to?

Daniel wzruszył ramionami, pozując na obojętnego, jednak dobrze wiedziałam, że o niczym nie marzy bardziej. Jego nieśmiałość dotąd powstrzymywała go przed występami publicznymi. Niejednokrotnie nauczycielka muzyki starała się go namówić, żeby zagrał i zaśpiewał coś na akademii, ale bezskutecznie. Najwyraźniej panu Radkowi udało się przebić przez tę jego skorupę, bo widziałam, że faktycznie chce tam zagrać. Poza tym miałam wrażenie, że dzięki tej pracy bardzo się zmienił.

Stał się otwarty i towarzyski. Nabrał w końcu trochę pewności, że jest naprawdę zdolny. Bardzo mnie to cieszyło, ale prawdę mówiąc, trochę się obawiałam, że w takim klubie może wpaść w złe towarzystwo. W końcu wszyscy tam byli dorośli, pili alkohol, palili. Łatwo zachłysnąć się taką „dorosłością”. Nie chciałam, by zszedł na złą drogę.

A czy pani kiedyś tam była?

W sobotę, kiedy miał wolne, poszłam więc do sklepu, w którym pracował, żeby zamienić słówko z panem Radkiem. Przywitał mnie serdecznie.

– Nawet pani nie wie, jaki jestem wdzięczny, że podesłała mi pani takiego zdolnego chłopaka. Nigdy jeszcze nie miałem równie dobrego pracownika. Ma świetny kontakt z klientami i jest taki skrupulatny.

– Cieszę się – odparłam dumna. – Danielowi bardzo podoba się ta praca. Wspominał mi coś na temat występu w jazz clubie…

– To prawda, zaproponowałem mu występ. Oczywiście płatny. Powiem wprost. Myślę, że miejsce Daniela jest na scenie. Ma prawdziwy talent. Chciałbym choć trochę mu pomóc postawić pierwsze kroki w tym kierunku.

– Miło mi to słyszeć, ale wie pan… on jest niepełnoletni. Myślę, że nie powinien przebywać w takim miejscu.

– A czy pani kiedyś tam była? – zapytał z uśmiechem.

Przyznałam, że nie, a on zaprosił mnie na piątkowy wieczór. Zgodziłam się, bo szczerze mówiąc, czułam, że jeśli zabronię Danielowi występu, nigdy mi tego nie wybaczy. Nie mogłam rzucać mu kłód pod nogi z powodu własnych obaw. Sam zarobił na gitarę i sam walczył z nieśmiałością. Jedyne, co mogłam zrobić, to go wspierać.

W piątek po południu Daniel zaszył się w swoim pokoju. Myślałam, że się przygotowuje do występu, ale coś mnie tknęło i postanowiłam sprawdzić, co się dzieje. Leżał w spodniach od piżamy w łóżku z poduszką na głowie.

– Daniel? Co się dzieje?

– Nigdzie nie idę! To był zły pomysł. Wszyscy mnie wyśmieją – wydusił.

Podeszłam i usiadłam koło niego na brzegu łóżka. Położyłam rękę na jego plecach i odczekałam chwilę. Zsunął z siebie poduszkę i spojrzał na mnie wystraszonym wzrokiem.

– Po prostu się stresujesz występem. To twoje pierwsze wystąpienie publiczne. Nic dziwnego, że się boisz. Ale ten strach nie może cię powstrzymać. Musisz sobie powiedzieć: Tak, mam tremę! Ale to moje marzenie i żadna głupia trema mi nie przeszkodzi w jego realizacji. Daniel wziął głęboki oddech.

– A co, jeśli jestem za słaby?

– Nie jesteś. Jesteś najlepszy. Lepszy niż Jimi Hendrix i Eric Clapton.

– Mamo… Przygotowałaś się.

– Tak, a teraz ty się przygotuj. Trzeba roznieść scenę!

Daniel się uśmiechnął, a ja wyszłam z pokoju i czekałam. Włożył swój sztandarowy strój: porwane dżinsy i nowy rockowy T-shirt (który sam sobie kupił!), a Jarek dał mu w prezencie jeszcze bandankę. Bardzo mu się spodobała. Owinął ją wokół nadgarstka i przybił ojcu piątkę, a mnie uściskał i szepnął do ucha, że dziękuje.

– Tylko siedźcie z tyłu i nie wyróżniajcie się z tłumu, zrozumiano? – zastrzegł przed wyjściem.

– Tak jest, kapitanie. Nie znamy się! – odparł ze śmiechem Jarek.

Łzy popłynęły mi po policzku

Klub wyglądał świetnie. Był rockowy, ale całkiem elegancki. Miał prawdziwą scenę i mnóstwo stolików, przy których można było usiąść, by posłuchać muzyki. Jarek zamówił piwo, a ja mrożoną kawę. Był prawdziwy tłum młodych i nieco starszych ludzi, wszystkie miejsca siedzące były zajęte, a było jeszcze sporo stojących widzów. Pan Radek, witany gromkimi brawami, wyszedł na scenę, podszedł do mikrofonu i przywitał wszystkich, po czym zapowiedział debiutanta: Daniela R.

Poczułam, jak przyśpiesza mi serce. Miałam taką tremę, jakbym to ja miała wyjść na scenę, a jednocześnie pękałam z dumy, że jestem jego mamą. Z całego tłumu widzów tylko ja wiedziałam, ile emocji, nerwów i ciężkiej pracy kosztował go ten występ, a jednocześnie jak bardzo o nim marzył. Wyszedł na przyciemnioną scenę i światło reflektora oświetliło jego męską sylwetkę trzymającą pewnie gitarę. Już od pierwszych dźwięków wszyscy słuchacze wiedzieli, że mają do czynienia z prawdziwym artystą. Gdy zaczął śpiewać, łzy popłynęły mi po policzku, a kciuki bolały mnie od ściskania. Mój syn rozwinął skrzydła! Sam osiągnął to wszystko. Aplauz po jego występie wydawał się nie mieć końca. Miałam przeczucie, że nie będzie to ostatni aplauz, jaki otrzyma w życiu…

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama