„Pierwszy sylwester na swoim i od razu takie coś. Sąsiadka zgotowała nam piekło, ale nie to było najgorsze”
„Spojrzałem w stronę kuchni i zobaczyłem Bartka, który stał z rozdziawioną gębą przed naszą przewróconą pralką. Poczułem, że moje życie osiągnęło nowy, nieznany dotąd poziom absurdu”.
- Redakcja
Zawsze wyobrażaliśmy sobie, że imprezy „u nas” to będą małe spotkania z winem, serami i kulturalnymi toastami. Życie bywa jednak nieprzewidywalne i na pierwszą imprezę sylwestrową nasz przyjaciel sam się wprosił, a potem, przez „przypadek” pojawiły się dwie koleżanki Laury i mój kuzyn.
Woda tryskała niczym gejzer
Muzyka grała głośniej, niż powinna. W zasadzie mieliśmy już kilka skarg z bloku, ale Laura była w szampańskim nastroju, a ja uznałem, że w Nowy Rok nie warto być tym, który psuje zabawę.
I wtedy usłyszałem ten dźwięk. Jakby ktoś odkręcił kran tuż koło mnie.
– Co tu się dzieje?! – krzyknąłem, bo huk, jaki przetoczył się przez kawalerkę, skutecznie zagłuszył muzykę i śmiechy gości.
Spojrzałem w stronę kuchni i zobaczyłem Bartka, który stał z rozdziawioną gębą przed naszą przewróconą pralką. Woda tryskała spod wyrwanego węża niczym gejzer.
– Przypadkiem, Staszek! To było przypadkiem. Cholera, to nie moja wina! – Bartek uniósł ręce do góry w geście obronnym, jakby chciał podkreślić swoją niewinność.
Laura wpadła do kuchni z przerażoną miną.
– Wyłącz wodę! Wyłącz wodę! – krzyczała, wskakując dowody, która zaczynała się rozlewać po całej podłodze.
– Ale JAK?! – próbowałem przekrzyczeć chaos.
Rzuciłem się w stronę łazienki, bo wiedziałem, że tam jest główny zawór. Problem w tym, że był on stary i zardzewiały. Próbowałem go przekręcić, a on ani drgnął.
– Szybko, bo to idzie do sąsiadów! – Laura prawie płakała.
Kiedy wróciłem do kuchni, podłoga wyglądała jak basen.
Przegrałem z żywiołem
Goście, zamiast pomagać, stali i gapili się na ten dramat, a Bartek wciąż był w szoku.
– To nie tak miało być, stary… – spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
Po chwili usłyszałem uderzenia w rury i krzyki z klatki schodowej. W tej samej chwili rozległ się dzwonek do drzwi.
– Co to za SYF, co tu się dzieje?! – głos pani Ireny, naszej sąsiadki z dołu, można było porównać do syreny strażackiej.
Na korytarzu czekali już wszyscy, którzy chcieli mnie teraz zabić.
– Wyście wszyscy powariowali?! Woda mi się po suficie leje! Jak nie zakręcicie, to dzwonię na straż pożarną! – wrzeszczała pani Irena, wchodząc do mieszkania.
– Proszę pani, już wszystko pod kontrolą… tylko… tylko ten zawór… – próbowałem wydukać coś sensownego, trzymając w ręce mokry ręcznik.
– Pod kontrolą?! Spójrzcie na to! – Włodzimierz z wyraźną satysfakcją pokazał Laurze telefon, na którym widać było strużki wody przeciekające po ścianie jego salonu. – To jest moje mieszkanie za 500 tysięcy! Co wy sobie myślicie?!
Laura zaczęła płakać. Bartek wycofał się za kanapę, jakby chciał zostać niewidzialny.
Podejrzliwe spojrzenia sąsiadów
– Może wezwijmy administrację? – próbowała zaproponować coś sensownego Laura, ale pani Irena już grzmiała.
– Administracja? Dziecko, dzwonię na STRAŻ POŻARNĄ!
Włodzimierz spojrzał na mnie z groźnie.
– I po prawników. Tak tego nie zostawię.
Miałem wrażenie, że spływa po mnie nie tylko woda, ale też zimny pot. Sylwester życia.
Wyglądałem jak człowiek, który właśnie przegrał życie. Woda wciąż się lała. Laura miała zapłakaną twarz, Bartek siedział na podłodze i bełkotał coś pod nosem.
– Zadzwoń do ubezpieczyciela – wyjęczała Laura, rozmasowując skronie.
– Myślisz, że nie próbuję? – i w tym samym momencie po raz trzeci usłyszałem automatyczny głos:
„W celu kontynuacji rozmowy prosimy nacisnąć 1”.
– Chcę porozmawiać z CZŁOWIEKIEM! – ryknąłem, co wzbudziło podejrzliwe spojrzenia sąsiadów, którzy wciąż kręcili się pod naszymi drzwiami.
Po chwili usłyszałem głos w słuchawce.
– Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – zapytał beznamiętny konsultant.
– Awaria pralki, zalane mieszkanie, zalani sąsiedzi! Potrzebuję, żebyście… cokolwiek z tym zrobili! – wyrzuciłem z siebie jednym tchem, prawie się dusząc.
– Rozumiem pana sytuację, jednak musi pan złożyć wniosek przez nasz formularz internetowy – odpowiedział człowiek-robot, a ja poczułem, jak ciśnienie w mojej głowie przekracza wszelkie normy.
– Formularz? Człowieku, WODA PŁYNIE TERAZ! – krzyknąłem, szarpiąc włosy.
– Proszę się uspokoić. Po złożeniu wniosku rozpatrzymy go w ciągu 14 dni roboczych.
14 dni roboczych. Powiedział to z taką pewnością, jakby naprawdę sądził, że mam czas na zabawę w formalności.
– Czternaście dni?! Mam pana tu zaraz zaprosić? Proszę, wpadnij pan, zobaczymy, jak cię szlag trafi! – krzyczałem do słuchawki, ale po drugiej stronie słyszałem tylko ciszę.
– Czy mogę jeszcze w czymś pomóc? – zapytał uprzejmie konsultant.
Moje życie osiągnęło nowy poziom absurdu
Rozłączyłem się. Laura złapała mnie za ramię.
– I co? – spytała z nadzieją w głosie.
– I nic! Mamy czekać 14 dni – rzuciłem telefon na kanapę, a Bartek zaczął się śmiać.
– Może wystawcie pralkę na OLX jako „atrakcję wodną”. Można z tego zrobić biznes – komentarze Bartka były ostatnią rzeczą, jaką chciałem wtedy usłyszeć.
– Zamknij się! – warknąłem.
W tej samej chwili ktoś zaczął walić pięścią w drzwi. Wiedziałem, że to nie może być nic dobrego.
I wtedy usłyszałem dźwięk syreny.
Kiedy strażacy wpadli do mieszkania w pełnym rynsztunku, poczułem, że moje życie osiągnęło nowy, nieznany dotąd poziom absurdu. Dwóch umundurowanych facetów w ciężkich butach stanęło w progu naszej kawalerki i spojrzało na zalaną podłogę, wciąż tryskający wąż i pralkę, która wyglądała jak porzucony wrak po katastrofie.
– To wy nas wezwaliście? – zapytał jeden z nich, chyba dowódca, bo miał bardziej znużoną minę niż jego kolega.
– Nie, to ja – wtrąciła pani Irena, która stała za strażakami i pokazywała palcem, jakby była świadkiem zbrodni. – Bo państwo z góry nie panują nad sytuacją!
– Wygląda na… awarię instalacji – mruknął strażak.
Strażacy z profesjonalnym spokojem zakręcili główny zawór w piwnicy.
– I co teraz? – zapytałem strażaka, który wycierał ręce o spodnie i przygotowywał się do wyjścia.
– A teraz? Zgłoście szkodę do administracji i ubezpieczyciela – wzruszył ramionami. – Następnym razem mniej imprez, więcej uwagi, co?
– Wszystko będzie w raporcie – poinformował drugi strażak. – A państwo… no, cóż. Wesołego Nowego Roku.
– Ta… wzajemnie – mruknąłem, patrząc na nasze zniszczone podłogi i Laurę, która wyglądała, jakby miała zaraz wziąć rozwód albo rzucić we mnie kieliszkiem.
Staszek, 28 lat