„Pierwsza wizyta u teściów była katastrofą. Mąż był w siódmym niebie, gdy teściowa urządzała mi przesłuchanie”
„Wyglądał jak ucieleśnienie romantycznych snów. Szczupły, wysoki, o regularnych rysach i pięknych oczach, które lekko przysłaniały kosmyki półdługich, ciemnych włosów. Wyglądał niczym elf, który przypadkiem zaplątał się między poborowych”.
- Agata, 29 lat
Nie mam pamięci do twarzy, a nie jest to przypadłość, która ułatwia życie świeżo poślubionej żonie Greka obdarzonego wielką rodziną. Niezliczone rzesze wujków, ciotek, kuzynek i kuzynów zlały się więc w mojej głowie w jedną całość. Parada krewnych przewijająca się przez dom moich teściów zdawała się nie mieć końca. Witali mnie w rodzinie, ale przede wszystkim chcieli zaspokoić ciekawość. Achi przywiózł ze świata żonę! Nikt, z wyjątkiem rodziców pana młodego, nie był na naszym ślubie w Polsce. Za daleko. Odnosiłam wrażenie, że krewni oczekują co najmniej poprawin, a w każdym razie hucznej imprezy, na której będą mogli pokazać, jak bardzo kochają Achiego i szanują moich teściów.
Rodzice nie byli zachwyceni
Wszyscy przyjmowali mnie z radością i otwartymi ramionami. Ja jednak nie byłam przyzwyczajona do takiej serdecznej bezpośredniości, do nieskrępowanego wypytywania o najbardziej prywatne sprawy, do poklepywania i szczypania w policzki, co często zdarzało się starszym paniom.
– Witaj, Agapi – jedna z kuzynek wycałowała mnie, jakbyśmy się znały od lat.
Zdziwiłam się. Agapi znaczy po grecku „miłość”. O co jej może chodzić?
– Agata! Moja żona ma na imię Agata, ale byłaś blisko! – zachichotał Achi.
Zobacz także
– Pomyłka fonetyczna – wyjaśnił mi na boku. – Ale nie myśl sobie… Niejedną grecką dziewczynę tak nazwali rodzice.
– Miłość? – spytałam z niedowierzaniem.
– Jasne – przytaknął zadowolony. – To bardzo popularne imię, prawie jak moje.
Mój mąż ma na imię Achilles. Ja uwierzyłam dość szybko, jednak moja rodzina…
– Żartujesz?! – zaśmiewał się brat, kiedy się o tym dowiedział. – A czemu nie Zeus?
– Cicho bądź, nie wolno się śmiać z czyjegoś imienia – zgasiła go mama, a potem zwróciła się do mnie. – Córeczko, jesteś pewna, że dobrze robisz? Różnice kulturowe, duża odległość… To spory problem. Czy ten twój Ajaks jest godny zaufania?
– Achilles, mamo – westchnęłam ze zniecierpliwieniem. – W skrócie Achi. Poznacie go, to zrozumiecie, czemu właśnie on.
– No nie wiem… – mruknął tata. – Ja tam na przykład nie mdleję na widok umięśnionych brunetów, którzy…
– Wszystko trywializujesz – przerwałam mu zdenerwowana. – Poza tym ulegasz stereotypom. Blondynka i ciemnowłosy macho… W życiu się tak nie pomyliłeś!
No, niestety. Rodzice nie byli zachwyceni moim związkiem z obcokrajowcem. Wiedziałam, że tak będzie, dlatego długo ukrywaliśmy naszą miłość. Pierwszy raz zobaczyłam go zimą, na świątecznej imprezie w klubie. Zafundował nam ją bank, w którym razem pracowaliśmy.
– Kto to? – stuknęłam łokciem Ankę.
– Nowy administrator sieci. Niezły, co?
– Znasz go? – dopytywałam.
– Na razie nie, ale zamierzam to szybko zmienić… – Anka obciągnęła swoją potwornie krótką sukienkę, poprawiła biust i ruszyła w kierunku Achiego, kołysząc biodrami.
Pomyślałam, że będzie miała trudne zadanie, bo kręciło się już koło niego kilka lasek, które wyraźnie chciały go poderwać. Nie dziwiłam im się. Achi wyglądał jak ucieleśnienie romantycznych snów. Szczupły, wysoki, o regularnych rysach i pięknych oczach, które lekko przysłaniały kosmyki półdługich, ciemnych włosów. Na tle napakowanych na siłowni facetów, ostrzyżonych zgodnie z krajową modą najkrócej, jak można – wyglądał niczym elf, który przypadkiem zaplątał się między poborowych.
Tamtego wieczoru nie dopchałam się do Achiego
W zasadzie nawet nie próbowałam, bo nie lubię narzucać się facetom. Zresztą nie podejrzewałam, że mam u niego szanse… Tymczasem nazajutrz on zameldował się przy moim biurku, dzierżąc w dłoni dwie kawy i dwie drożdżówki.
– Dzień dobry, śniadanie – uśmiechnął się, nim postawił dary przy komputerze.
– Dziękuję – bąknęłam zaskoczona, ignorując ostre jak sztylety spojrzenia koleżanek.
Chłopak mówił bez obcego akcentu, ale dziwnie wymawiał niektóre słowa.
– Achilles – przedstawił się, a mnie olśniło: Homer, Iliada – on jest Grekiem!
– A ja jestem Agata – powiedziałam najwolniej i najwyraźniej, jak się dało.
– Wiem! – roześmiał się. – I nie musisz tak mówić. Znam polski, studiowałem w Warszawie dwa lata, a moi dziadkowie ze strony mamy mieszkali tu prawie dwadzieścia lat. Wiesz, wyemigrowali z Grecji po przewrocie politycznym, Polska dobrze ich przyjęła, zawsze miło wspominali wasz kraj. Dlatego tu przyjechałem. Trochę z ciekawości, a trochę dlatego, żeby zobaczyć kawałek świata.
Achi mówił, a ja wpatrywałam się w niego jak sroka w gnat. Ocknęłam się dopiero, słysząc ciche prychnięcie Anki.
– Zjedz drożdżówkę – powiedział na koniec mój nowy znajomy. – Słodkie śniadanie to słodki cały dzień, nawet jeśli słońce akurat słabo świeci. Do zobaczenia!
– No, no… Agata! Szacun, naprawdę – Anka wykonała przesadny ukłon. – Jak to zrobiłaś, przyznaj się? Jak złowiłaś najfajnieszego chłopaka w firmie?!
Nie odpowiedziałam. W rozmarzeniu wpatrywałam się w drożdżówkę, myśląc o ciepłym, aksamitnym spojrzeniu Achiego. Spotkania przy kawie i bułeczce stały się naszym rytuałem. Achi nie przejmował się plotkami. Dzień w dzień witał mnie przy biurku, przynosząc mi coś pysznego.
– Dba o ciebie, jakby był twoją matką – wyzłośliwiały się zazdrosne koleżanki, a mnie robiło się ciepło na sercu. Achi coraz bardziej mi się podobał!
Był zupełnie inny niż chłopcy, których znałam
Zawsze w dobrym humorze, wyluzowany, niczym się nie przejmował. No może poza tym, żebym zjadła porządne śniadanie, które w jego mniemaniu powinno składać się ze słodyczy i kawy. Nie protestowałam. Zjadłabym nawet gwóźdź, gdyby ten wspaniały facet mi go przyniósł. Bardzo szybko zostaliśmy parą. Achi czekał na mnie po pracy i potem razem spędzaliśmy czas. Byłam szczęśliwa i zakochana
z wzajemnością. Wiosną dostałam pierścionek, Achi poprosił mnie o rękę. Wiedziałam, że dłużej nie możemy ukrywać naszej miłości; powinnam przedstawić go rodzinie. W domu po kilku dniach kłótni i wysłuchiwania licznych wątpliwości zagroziłam, że wyjdę za mojego Greka z pozwoleniem rodziców lub bez niego. To ich otrzeźwiło.
– Zaproś go, dziecko, na obiad, skoro już tak być musi – westchnęła mama.
Achi już na wejściu zrobił bardzo dobre wrażenie. Wyglądał i zachowywał się jak marzenie każdej teściowej. Z zadowoleniem
i ulgą obserwowałam, jak uprzedzenia mamy topnieją w oczach. Jednak tato…
– Agata jest naszym oczkiem w głowie. Nie chciałbym być w skórze tego, kto ją skrzywdzi – zaczął mój tatuś przy kawie.
– Kocham pana córkę i nie zamierzam zawieść niczyjego zaufania – odparł dzielnie Achi, choć wyraźnie skurczył się w sobie.
– No, nie wiem, jakie tam w Grecji macie obyczaje – nie poddawał się tato.
– Rodzina jest dla nas najważniejsza – odparł na to mój ukochany. – Mam mnóstwo krewnych, którzy przywitają Agatę całym sercem. Rozumiem pana obawy, moi rodzice również zasypują mnie dobrymi radami, ale na miłość nie ma rady.
– Miłość to nie wszystko – wtrącił tato.
– Ale to dobry początek, nie uważa pan?
W końcu rodzice zaakceptowali Achiego. Nie mieli innego wyjścia. Pobraliśmy się i po paru miesiącach polubili go za miłe usposobienie i czułość, jaką mi okazywał.
Odetchnęłam z ulgą, ale jak się okazało, przedwcześnie
Przed nami była jeszcze bowiem podróż do Grecji. Tego obawiałam się najbardziej. Jak mnie tam przyjmą? Jak sobie poradzę? Czy zrobię dobre wrażenie? Czy dłuższy pobyt u teściów przebiegnie bezkolizyjnie? Od tego wiele zależało, bo Achi był bardzo związany ze swoją rodziną. Nie chciałam, żeby musiał wybierać. Stałam w salonie wielkiego domu teściów, otoczona rojem szczebioczących kuzynek.
– No już, dajcie jej odpocząć – teściowa rozpędziła je jednym królewskim gestem.
Miała w rodzinie posłuch i autorytet, zauważyłam to od razu. Modliłam się, żeby mnie zaakceptowała, bo nie wyobrażałam sobie konfliktu z tak ważną osobą. Kolejne dni pokazały, że mimo najlepszych chęci nie jestem w stanie podporządkować się tej władczej kobiecie, jak ona by tego oczekiwała. Moja grecka teściowa rządziła całym domem. Dbała o wszystkich i wszystko musiała o nich wiedzieć. Nie istniała dla niej prywatność.
Wchodziła swobodnie do naszego pokoju o każdej porze dnia i nocy, siadała na łóżku i rozpoczynała pogawędkę. Chociaż ja nazwałabym to raczej przesłuchaniem. Co dziś chcemy na obiad? Jak zamierzamy spędzić dzień? Czy odwiedzimy kolejnych krewnych, którzy z utęsknieniem czekają na naszą wizytę? Achiemu to nie przeszkadzało, ale mnie gula podchodziła do gardła. Czułam się osaczona… Tamtego dnia siedziałam w pokoju sama, a moje łzy kapały na prześcieradło. Podwinęłam nogi i przytuliłam poduszkę, kiwając się w przód i tył jak osierocone dziecko.
Płakałam, bo czułam, że nie pasuję do tego miejsca, nie umiem i nie chcę się dostosować do panujących w tej rodzinie obyczajów. A najbardziej przerażało mnie jedno – jak mam to wytłumaczyć Achiemu? Nie usłyszałam, że ktoś wszedł do pokoju. Drgnęłam, bo koło mnie usiadła teściowa. Westchnęła i mocno mnie przytuliła. Utonęłam w jej mocnych, macierzyńskich objęciach. Nawet gdybym chciała, nie miałam szansy się odsunąć, bo chwyciła mnie mocno. A potem zajrzała mi w twarz i cmoknęła z niezadowoleniem. Wytarła palcami łzy, dmuchnęła w grzywkę i powiedziała:
– Agapi, hm?
Wstała, energicznie przetrzepała poduszki, mówiąc coś szybko po grecku. Nic z tego nie zrozumiałam, chociaż znałam kilka podstawowych zwrotów w tym języku.
– Mama mówi, że żadne z jej dzieci nie powinno w tym domu płakać – powiedział Achi, który nagle pojawił się w progu. – Jesteś wśród swoich, Agata. Nie smuć się, mama przyjęła cię do rodziny.