Reklama

Kiedy zostałam sama z Kubą, miał niespełna trzy lata. Jego ojciec – Marcin – zwinął manatki i poszedł w świat z inną kobietą, zostawiając nas bez słowa wyjaśnienia. Nie szarpałam się, nie błagałam, żeby wrócił. Trzymałam się dumy i może tej dumy dziś mam aż za dużo.

Reklama

Wzięłam na swoje barki wszystko: pracę, dziecko, rachunki, zmęczenie, samotność. Kuba był moim całym światem. Pamiętam, jak tulił się do mnie wieczorami, jak zasypiał z rączką zaciśniętą na moim palcu, jak mówił „mamusia” przez sen.

Był cichy, trochę wycofany, ale niezwykle mądry. Ludzie zawsze mówili: „Ale on spokojny, taki grzeczny chłopczyk”. W głębi serca pękałam z dumy.

Aż przyszedł czas, gdy coś zaczęło się zmieniać. Kuba zrobił się zamknięty w sobie, opryskliwy. Coraz częściej rzucał krótkimi, niechętnymi odpowiedziami. Myślałam: „To tylko okres dojrzewania. Każde dziecko przechodzi przez bunt”.

Ale tamtego dnia, kiedy przyszłam na zebranie do jego szkoły i wychowawczyni poprosiła mnie na bok, wszystko się zmieniło. Jeszcze nie wiedziałam, ale za chwilę moje wyobrażenie o Kubie rozpadnie się w drobny mak.

Jej słowa mnie zszokowały

Szkoła pachniała pastą do podłogi i starym linoleum. Klasa 2B – jak zawsze duszna, z tablicą popisaną kredą i krzesłami, które skrzypiały przy każdym ruchu. Siedziałam wśród innych rodziców, słuchałam o planach na semestr, ocenach, wycieczce. Nic, co by mnie zaskoczyło. Dopóki wychowawczyni nie rzuciła na koniec:

– Pani Anno, mogłaby pani zostać chwilkę po zebraniu?

Zaskoczyło mnie to, ale przytaknęłam. Kiedy sala się opróżniła, zamknęła drzwi i spojrzała na mnie tym spojrzeniem, które już znałam – pełnym niepokoju, współczucia. Jakby zaraz miało paść coś trudnego.

– Pani Anno... Musimy porozmawiać. To nie będzie łatwe.

Zadrżały mi ręce. Automatycznie ścisnęłam pasek torebki.

– Chodzi o Kubę. On... sprawia ogromne problemy.

– Jakie problemy? – przerwałam, choć w gardle nagle zaschło mi tak, że ledwo mogłam mówić.

Inni uczniowie się go boją. Mówią, że Kuba ich wyzywa, szantażuje. Kilka razy doszło do rękoczynów.

Zrobiło mi się ciemno przed oczami.

– To... to chyba jakieś nieporozumienie.

– Jedna dziewczynka przestała przychodzić do szkoły. Rodzice zmienili jej placówkę. Płakała codziennie po lekcjach.

Patrzyłam na nią, ale nie słyszałam już nic. Słowa odbijały się ode mnie jak od muru. Przecież Kuba... mój Kuba?

Wyszłam na korytarz jak lunatyczka. Korytarz był pusty, zgasły już wszystkie światła. Szłam powoli, drżąca. Jakaś część mojego świata – ta, która wierzyła, że dobrze wychowuję syna – właśnie runęła z hukiem.

Nawet się nie wykręcał

Z hukiem zamknęłam za sobą drzwi, zrzucając buty w korytarzu. Kuba siedział w salonie, wlepiony w ekran komputera, jakby nic się nie wydarzyło. Nawet nie drgnął, kiedy weszłam.

Odłóż to – powiedziałam twardo.

– Jeszcze chwilę – burknął bez odrywania wzroku.

Podeszłam i jednym ruchem zamknęłam laptopa. Spojrzał na mnie z irytacją, jakbym odebrała mu prawo do oddychania.

– Co ty robisz?! – warknął.

Co ty wyprawiasz w tej szkole?! – podniosłam głos. – Znęcasz się nad dziećmi? Jak możesz straszyć, wyzywać, bić?! To teraz twoje nowe hobby?!

Zamilkł na moment. A potem wzruszył ramionami.

– Ja… Oni sami się prosili.

– Sami się prosili?! Kuba, ty masz piętnaście lat, nie sześć! Co to za tłumaczenie?! – czułam, że coś we mnie wrze, trzęsły mi się dłonie. – Jedna dziewczynka musiała zmienić przez ciebie szkołę! Ty zdajesz sobie sprawę z tego, co robisz?!

Wstał i zaczął chodzić po pokoju.

– Może w końcu ktoś mnie zauważył, co? – rzucił gorzko. – Może lepiej być tym złym niż nikim.

– Jesteś moim synem! – krzyknęłam. – Całe życie wszystko dla ciebie robiłam, a ty... ty się zachowujesz jak potwór!

Odwrócił się. W oczach błyszczała mu wściekłość.

– Nie masz pojęcia, kim jestem. Ty nawet nie wiesz, kto jest moim ojcem.

Zamarłam. Serce przestało mi bić na ułamek sekundy.

– Co ty powiedziałeś? – szepnęłam.

– Nic. Zapomnij – rzucił i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.

Ale ja nie mogłam zapomnieć. Te słowa nie były rzucone przypadkiem.

Miałam jeszcze więcej wątpliwości

Zadzwoniłam do Marcina jeszcze tego samego wieczoru. Długo wpatrywałam się w jego numer na ekranie, jakbym miała wybrać kod dostępu do jakiejś zamkniętej strefy przeszłości. W końcu przycisnęłam zieloną słuchawkę. Odebrał po trzecim sygnale.

– Halo?

– To ja, Ania. Musimy porozmawiać o Kubie... i o tamtym czasie.

Zapadła cisza. Wiedział, o czym mówię. Czułam to.

– Spodziewałem się, że kiedyś zadzwonisz.

Kuba coś powiedział. Coś, czego nie rozumiem. Zasugerował, że... że nie jesteś jego ojcem.

– A jestem? – odpowiedział z taką suchością, że aż mnie zmroziło.

– Jak to...?

– Anka, przestań. Nigdy nie mieliśmy pewności. Ty wiesz, ja wiem. Zawsze był we mnie cień wątpliwości. Nie chciałem tego drążyć. Byłem z tobą, więc byłem i z nim. Ale... on nigdy nie był do mnie podobny. Nigdy mnie nie traktował jak ojca. Z wiekiem to tylko się pogłębiało.

– Dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałeś?

– Bo i tak byłaś sama. I tak miałaś przechlapane. Myślałem, że jeśli mu dam nazwisko, może coś się uda. Ale nie udało się nic.

Zacisnęłam powieki. To było za dużo. Za szybko. Zbyt otwarcie.

– Myślisz, że to może być... Zbyszek?

Z drugiej strony zapanowała cisza. Taka, która nie wymaga odpowiedzi. Wiedziałam już. Marcin wiedział. Może wiedział od zawsze.

– Mnie nie pytaj – powiedział w końcu. – Może on ci odpowie. Ja już nie mam siły grzebać się w tym wszystkim.

Rozłączył się. A ja zostałam z telefonem w dłoni i drżącym ciałem, w którym zaczęła się tlić okrutna myśl: czy ja w ogóle znam własnego syna?

Wróciły pytania z przeszłości

Zbyszek mieszkał dwa piętra niżej. Ten sam blok, ta sama klatka, ten sam zapach gotowanego rosołu w niedzielę. Przez lata mijaliśmy się na schodach z uprzejmym „cześć”. Kiedyś był mi bardzo bliski. Aż za bardzo.

Zadzwoniłam do drzwi z drżącym sercem. Usłyszałam kroki, a potem znajome skrzypnięcie zawiasów. Zbyszek otworzył – trochę posiwiał, miał kilkudniowy zarost. Ale oczy miał takie same jak wtedy. Przenikliwe. Spokojne. A teraz pełne niepokoju.

– Anka? Wszystko w porządku?

Mogę wejść?

Nie odpowiedział. Odsunął się, robiąc miejsce.

Usiedliśmy w kuchni. Herbata parowała w kubkach. Nie byłam gotowa na ten temat, ale musiałam to z siebie wyrzucić.

– Kuba powiedział coś... Coś, co sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać. I Marcin... też coś powiedział. Zbyszek... powiedz mi szczerze. Czy myślisz, że Kuba to może być twój syn?

Zamilkł. Patrzył gdzieś obok mnie, jakby próbował odnaleźć się w innej rzeczywistości. W tej, w której już nie trzeba kłamać.

– Myślałem o tym. Nie raz. Ale nie miałem odwagi cię o to zapytać. Tamta noc... to był błąd. Ale się wydarzyła.

Zacisnęłam palce na uchwycie kubka. Zbyszek wstał, podszedł do okna.

Widziałem Kubę, jak dorastał. Jak patrzył na ciebie. Czasem miałem wrażenie, że jest do mnie podobny. Że ten gniew w oczach, to z mojej krwi. Ale nigdy nic nie powiedziałem. Bo ty byłaś z Marcinem. Nie chciałem mieszać ci w życiu. I chyba też... bałem się.

– A ja przez piętnaście lat myślałam, że żyję w prawdzie – wyszeptałam.

Zbyszek się odwrócił.

– Może nadszedł czas, żeby powiedzieć mu wszystko. Jemu przede wszystkim.

Spojrzałam na niego. Po raz pierwszy poczułam, że jestem w samym środku czegoś, czego nie rozumiem. I nie kontroluję.

Miał do mnie żal

Wróciłam do domu tuż przed dziewiętnastą. Kuba siedział w kuchni z telefonem w dłoni, jakby nigdy nic. Obok pusty talerz po kolacji. Nawet nie podniósł wzroku, gdy weszłam.

Mamy coś do omówienia – powiedziałam cicho, ale stanowczo.

– Znowu? – westchnął teatralnie, przewracając oczami. – Nie możesz dać sobie spokoju?

To ważne, Kuba. Bardzo ważne.

Usiadłam naprzeciwko niego. Czułam, jak serce wali mi w piersi.

– Musisz wiedzieć, że... możliwe, że tata, to znaczy Marcin, nie jest twoim ojcem.

Zamarł. Przez kilka sekund patrzył na mnie bez słowa. Potem parsknął śmiechem. Suchym, bez emocji.

– „Możliwe”? Serio? Po piętnastu latach?! – wstał z hukiem, strącając krzesło. – Ty się teraz nad tym zastanawiasz?!

– Nie wiedziałam. Nie byłam pewna... To był taki czas, wszystko się wtedy posypało...

– Nie byłaś pewna?! I myślałaś, że co? Że to się nie wyda? Że nigdy nie zapytam, dlaczego nie mam nic wspólnego z człowiekiem, który nosi miano mojego ojca?! – krzyczał, a ja tylko siedziałam i pozwalałam, żeby każde jego słowo wbijało się we mnie jak gwóźdź.

Chciałam cię chronić – wyszeptałam.

– Chronić? Przed czym?! Przed prawdą?! – rzucił telefon na stół. – To przez was nikomu nie ufam! Przez ciebie! Przez to całe życie w półprawdach!

Podszedł do drzwi, złapał kurtkę.

– Kuba, nie wychodź... – próbowałam go zatrzymać, ale on nawet się nie obejrzał.

– Nie dzwoń. Nie pisz. Muszę zrozumieć, kim jestem. Bez ciebie.

Zamknął drzwi za sobą z hukiem.

A ja zostałam w pustym mieszkaniu. Sama. Z gorącym śladem po jego wrzaskach na policzkach i chłodem prawdy, która wreszcie wylała się na nas wszystkich. Mam nadzieję, że wróci. Że mi wybaczy. Że znowu będziemy rodziną, a ja znów kiedyś będę z niego dumna.

Anna, 40 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama