„Płomienna noc ze zjawiskową brunetką wywróciła mój świat do góry nogami. Los miał jednak inny plan na nasz związek”
„Ni stąd, ni zowąd, z boku wychynęła nieznajoma laska. Co tu dużo kryć, przy moich kumpelach w starych dresach, sandałach, ta brunetka jawiła mi się jak z innego, jakiegoś cudownego świata. Perfekcyjny make-up, krótki top, dopasowane jeansy i jakieś pantofelki, czy jak to się nazywa, na obcasie”.

- Redakcja
Na weekendowy wypad na działkę do Tomka pojechałem prosto z pracy, zupełnie nieprzygotowany. Całe przedpołudnie reperowałem swój rower. Zanim się obejrzałem, trzeba było już jechać, więc opłukałem się z grubsza tylko pod umywalką, spakowałem się szybko i wsiadłem w samochód. Stanowiłem obraz nędzy i rozpaczy raczej w znoszonych dresach, zarośnięty, rozczochrany i lekko brudny. Ale zazwyczaj na te impry u Wojtka nie trzeba było się specjalnie szykować, ani upiększać. Już nieraz tańczyliśmy na skarpetach i w jakichś dziwacznych częściach przypadkowej garderoby.
Na domiar złego niedawno spadł mi na palce u stopy metalowy dziurkacz. Nie mogłem więc założyć swoich ulubionych butów sportowych, bo wszystko mnie uwierało, więc wybrałem się w klapkach. Oczywiście na skarpetki, a jakże. Najwyższy szczyt mody. Usiadłem sobie niedbale na krześle z trunkiem w dłoni i zacząłem rozmawiać z Gośką, starą znajomą. Ni stąd, ni zowąd z boku wychynęła jakaś nieznajoma laska. Co tu dużo kryć, przy moich kumpelach w starych dresach, sandałach, ta brunetka jawiła mi się jak z innego, jakiegoś cudownego świata. Perfekcyjny make-up, krótki top, dopasowane jeansy i jakieś takie pantofelki, czy jak to się nazywa, na obcasie.
Nie mogłem oderwać oczu
W jednej chwili zrobiłem wyprost na krześle. Nogi podkuliłem pod spód, żeby nie było widać tych nieszczęsnych klapek. Idealnie, bo ona właśnie zerknęła w moją stronę. Popatrzyła na mnie przeciągle. A wtedy pojawił się Wojtas.
– Łuki! Nareszcie, dotarłeś! – zagaił od razu. – Nie miałeś jeszcze przyjemności chyba, oto Agata, moja kuzynka z Poznania.
– Podaliśmy sobie ręce. Lekko skinęła głową, po czym odeszła do szwedzkiego stołu, żeby coś przekąsić. Nie wiedziałem, czy jest zajęta, zamężna czy wolna. Ale od razu poczułem jakąś iskrę. Choć nawet nie znałem jej głosu, miałem pewność, że mógłbym z nią rozmawiać godzinami. Strasznie mnie wkurzało, że zapewne wyglądałem jak jakiś obleśny typ spod budki z piwem. Zwłaszcza w tych skarpetach do klapek. Co za pech!
– Wojtek, skąd ona się wzięła? – zapytałem natychmiast.
Kumpel myślał, chyba że mam pretensje, że wpuścił do naszej stałej paczki jakąś nową osobę i zaczął od razu wyjaśniać.
– Nie miałem wyjścia. To kuzynka. Co prawda spotykamy się rzadko, od wielkiego dzwonu, ale napisała do mnie w środę, że potrzebuje coś załatwić w Wawie i chciałaby zanocować. No i od słowa, do słowa zaprosiłem ją na kilka dni. Nie wiedziałem, czy się zgodzi, bo mąż i dzieciak w domu, ale akurat sytuacja się nieco skomplikowała. Bo ten patałach odszedł od niej kilka miesięcy temu i wyjątkowo teraz miał swój czas z synkiem. Miała więc wolne i chętnie się zgodziła.
– Trzeba było coś powiedzieć! To bym coś innego, chociaż na siebie założył, a teraz wyglądam jak jakiś lump! – lamentowałem pod nosem. Wojtek zaczął się śmiać.
Nie mogłem w to uwierzyć
Wyciągnąłem z wozu buty, na nic więcej nie mogłem liczyć. Nie wiem, co ona sobie pomyślała, jak mnie zobaczyła, ale miałem czarne myśli. Popatrzyłem za nią, dalej była przy przekąskach. Bez nikogo u boku. I znowu na mnie zerknęła! Postanowiłem to natychmiast wykorzystać.
– Siema. Pewnie myślisz, że jestem jakimś obwiesiem i fleją bez krzty dobrego wychowania – wypaliłem z grubej rury. – Zapewniam, że to wyjątkowa sytuacja, a na zazwyczaj mamy lepsze stylówki. I jesteśmy bardzo kulturalni, ale trochę czasu zwykle nam potrzeba, żeby oswoić się z obcymi. Jak Indianie.
– Indianie?Aaaaaaaaaa! No tak! – Agata wyglądała, jakby kamień spadł jej z serca. Ja z kolei miałem wrażenie, że może jednak nie wszystko u niej w porządku.
– Poznań. Indianie z Peru. Nic ci to nie mówi?
Nie wiedziałem zupełnie, o co jej chodzi… Chwileczkę, może, może, coś mi świta. Matko święta! Nie może być!
– To naprawdę ty? Ale akcja! Rozpoznałaś mnie? To niemożliwe! Nie mogę uwierzyć!
– No i skojarzyłem wszystko. Miała wtedy zupełnie inną fryzurę, albo kolor włosów. Ale to piękne spojrzenie poznałbym wszędzie!
– Przyglądałam się, przyglądałam, wiedziałam, że skądś cię znam. Nie dawało mi to spokoju.
Przypomniałem sobie wszystko nagle, jakby to było wczoraj. A minęło pewnie ze dwadzieścia lat. Byliśmy z przyjaciółmi w Poznaniu. Czekaliśmy na pociąg, ale mieliśmy jeszcze sporo czasu i włóczyliśmy się po mieście. Na rynku zobaczyliśmy śpiewających i tańczących Peruwiańczyków. Więc co? Przyłączyliśmy się od razu do nich. W pewnej chwili wyrwała mnie do tańca pewna drobna dziewczyna. Chwilę później zaciągnęła mnie na jakąś imprezę. A że miałem już niezły szum w głowie, od razu się oczywiście zgodziłem. I te piękne oczy! Kazałem kumplom jechać beze mnie, a ja pobiegłem za tą dziewczyną.
– Agata, Agati. Teraz wszystko mi się przypomina. – zakasłałem. – Miałem się odezwać i chciałem, bardzo chciałem, ale jakoś nie zrobiłem tego od razu. Potem zapodziałem gdzieś twój numer. Serio…
– Spokojnie. To już zamierzchłe czasy… Było minęło. Ale przyznaj, szaleliśmy jak dzicy! To była dobra zabawa!
Przyznałem.
Zanurzyliśmy się we wspomnieniach
Agata zaprowadziła mnie wtedy na party do jakiejś opuszczonej fabryki. Muzyka była tak głośno, że aż dudniło nam w głowach. Ktoś dał mi się napić, ktoś zapalić. Agati poprowadziła mnie na zewnątrz i tam oddawaliśmy się namiętnym pocałunkom bez końca. A potem… potem spędziliśmy upojną noc pod gwiazdami. Potem jakimś cudem znaleźliśmy się w jej pokoju.
– Starzy wyjechali – od razu mi zakomunikowała. Prosto z mostu.
– Byliśmy we dwoje przez kilka dni. A potem żegnaliśmy się na dworcu.
Wsunęła mi do kieszeni maleńką kartkę z numerem telefonu. A ja sam z siebie krzyknąłem:
– Zadzwonię! Na pewno! – i drzwi pociągu się zamknęły.
Nie mam pojęcia, czemu wtedy nie skontaktowałem się z nią. Nie byłem zajęty, może się bałem. Byłem młody. Kto wie, może ta kartka, faktycznie gdzieś mi się zapodziała. Gdy wymienialiśmy wspomnienia, każde z nas pamiętało, co innego. Mnie się przypomniało, że uciekaliśmy z jakiejś restauracji i to bez płacenia. Agacie, że stłukłem jakiś ulubiony abażur lampy jej matki. Tak byliśmy zajęci wspomnieniami, że nie widzieliśmy, jak podszedł do nas Wojtek.
– Kto by pomyślał, jakbyście się znali od lat – zagaił. A my do razu wybuchliśmy śmiechem.
– Co wam się stało? Łukasz, Agata! Jest z wami jakiś kontakt?
Jakoś powoli wróciliśmy do siebie i przestaliśmy się chichrać.
– Tak naprawdę to my się rzeczywiście znamy od lat. Kiedyś dawno temu zostałem w Poznaniu, pamiętasz? Zawsze mnie potem dopytywaliście, co się wtedy działo… Teraz już mogę ci wyznać, że tak naprawdę ten weekend spędziłem wtedy z Agatą.
Wojtek wyglądał dziwnie. Chyba nie mógł tego przyswoić.
– Chłopaki! – wydarł się po chwili na całe gardło – Kojarzycie nasz wypad do Poznania, co nam Łuki gdzieś zaginął w akcji? I nigdy nam nie chciał opowiedzieć, co tam się działo? Snuliśmy domysły o różnych kobietach, co go więziły. No i okazało się, że mieliśmy rację. To była Agata. Moja własna kuzynka. No i co wy na to? Niezły zbieg okoliczności, co?
Wszyscy zamarli i zaczęli się gapić
Rzeczywiście tamten mój weekend, kiedy się odłączyłem od ekipy, zawsze był powodem różnych żartów i bajeczek. Nigdy nie mówiłem, co było naprawdę, bo myślałem, że nikt mi nie uwierzy. Nie należałem nigdy do łamaczy niewieścich serc, więc tym bardziej nikt by mi nie dał wiary. Pewnie by mnie wtedy wyśmiali. Krzysiek rozdziawił gębę jak małe dziecko, a jego żona Aśka zaczęła niespokojnie rżeć. Inni nic nie mówili. Cisza. Po dłuższej chwili Paweł zabrał głos:
– To jest niesamowite! I że się rozpoznaliście, po tak długim czasie…
– A to moja zasługa akurat – Agata mu odpowiedziała uśmiechając się. – Mam pamięć do twarzy. Często na ulicy jestem w stanie przypomnieć sobie jakieś dawne osoby z podstawówki, ale też np. jakichś praktykantów z firmy, którzy byli u nas raptem dwa dni. Jak zobaczyłam tu Łukasza, od razu coś mi zaświtało. Ale jak wspomniał od Indianach, to mi się klapka w głowie otworzyła… Pamiętacie tych tańczących muzyków z Peru na rynku?
– No i wszyscy zaczęli komentować, że ten świat jest taki mały i kto by pomyślał. Popatrzyłem na Agati. Widziałem, że nie słucha ich wcale, jak ja. Dałem jej znak głową i wyszliśmy na zewnątrz razem. Nikt chyba nas nie zauważył.
– Niestety muszę ci wyznać, że ja bardzo długo wyczekiwałam, że zadzwonisz. Chyba dopiero wybiłam sobie ciebie z głowy, jak poznałam mojego późniejszego ślubnego. – Agata ucichła na moment – Aktualnie to już mój były – podkreśliła cicho. Nie byłem pewien, co to miało znaczyć? Czy dawała mi jakiś znak?
– Ja nigdy się nie ożeniłem. Od zawsze byłem sam sobie sterem i okrętem. Chyba najdłużej jak byłem z kobietą to z kilka miesięcy. A od jakiegoś czasu już raczej jestem pogodzony z faktem, że z nikim już się nie zwiążę na dłużej. Choć może nigdy nie mów nigdy…
Druga szansa od losu
Przez te kilka dni imprezowe u Wojtka nie rozdzielaliśmy się, byliśmy cały czas razem. W ostatni dzień wybraliśmy się na przechadzkę do lasku. I tam znowu zaczęliśmy się całować. Miałem wrażenie, jakbym pamiętał te pocałunki.
– Teraz już nie zgubię żadnej karteczki. A nawet gdyby, to łatwo mi będzie cię znaleźć
– Radzę ci po dobroci, zadzwoń – groźnie na mnie burknęła.
Byłem pewien, że tak będzie. To druga szansa od losu. Byłbym zupełnym idiotą, gdybym jej nie złapał.
Łukasz, 45 lat
Czytaj także:
- „Mąż traktował mnie jak powietrze, a mam swoje potrzeby. To szczodry teść dał mi to, czego od dawna pragnęłam”
- „Zaszłam w ciążę i teściowa wścibskim nosem zwęszyła spisek. Sądzi, że w moim ogródku nie ma nasionek jej syna”
- „Szydziłam z synowej, bo paniusia brzydziła się pracy. Szybko zrozumiałam, że największy chwast wyrastał pod moim dachem”