Reklama

Koleżanki twierdzą, że los mnie rozpieszcza. Że mogą tylko pomarzyć o takiej sielance życiowej jak moja. Chyba się nie mylą… Od dwudziestu lat u mego boku jest oddany małżonek, mam wspaniałe dzieci i satysfakcjonującą pracę. Całkiem niedawno przenieśliśmy się do naszego gniazdka poza granicami miasta. Sądziłam, że moje życie jest poukładane jak w kalejdoskopie i nic zaskakującego mnie już nie spotka.

Reklama

Byłam w błędzie…

Niedawno stało się coś, co wywróciło mój poukładany świat do góry nogami. Jestem kompletnie zagubiona i nie mam pojęcia, co dalej. Jakiś czas temu byłam sama w domu. Mój mąż dostał pilne wezwanie do pracy i musiał wyjechać, a dzieciaki wybrały się na jakąś imprezę. Liczyłam na to, że uda mi się spędzić ten wieczór w spokoju, z dobrą lekturą w dłoniach. Nagle, ni stąd, ni zowąd, zadzwonił telefon. Gdy odebrałam, w słuchawce odezwał się niski, męski głos.

– Ewa? Z tej strony Andrzej… Rany, nareszcie udało mi się do ciebie dodzwonić… Co słychać?

Na początku nie zorientowałam się, z kim rozmawiam. Po chwili go skojarzyłam.

„Przecież to niemożliwe… Tyle lat już upłynęło. Czyżby to faktycznie był on? Moja pierwsza sympatia?” – przeleciało mi przez myśl.

Poznaliśmy się w szkole średniej. Andrzej uczył się w innej klasie w tym samym roczniku. Los chciał, że wpadliśmy na siebie podczas imprezy i od tego momentu zaczęliśmy ze sobą chodzić. Byliśmy tak zapatrzeni w siebie, że nic innego się dla nas nie liczyło. Zawsze trzymaliśmy się razem.

Kiedy siedzieliśmy wtuleni w siebie na ławce w parku, kreśliliśmy wizje naszej wspólnej przyszłości. Marzyliśmy, że oboje będziemy studiować na weterynarii, a następnie przeprowadzimy się w jakieś ustronne miejsce na wieś. Chcieliśmy zamieszkać z dala od miejskiego zgiełku, w ciszy i błogim spokoju. Pragnęliśmy wybudować własny dom, wychowywać nasze pociechy. Mieliśmy w
planach także hodowlę koni…

Wszystko zmieniło po liceum

Mnie przyjęli na uczelnię, Andrzejowi, niestety, się nie udało. Nie miał pomysłu, co dalej począć ze swoim życiem. Zdecydował się polecieć do swojej cioci mieszkającej w Chicago.

W try miga zarobię kasę na nasz wymarzony dom – powiedział. – A potem wrócę do ciebie.

Byłam przeciwna temu, by nasz związek funkcjonował na odległość, ale on się zawziął.

– Przekonasz się, że nawet nie poczujesz mojej nieobecności

Gdzieś w sercu liczyłam, że nie dostanie pozwolenia na wyjazd do USA, ale los mu sprzyjał.

– Będę pisał. Proszę, doczekaj mojego powrotu – rzekł podczas pożegnania przed wylotem. Dałam mu słowo, że będę na niego czekać.

Kiedy Andrzej wyjechał, strasznie za nim tęskniłam. Jak na szpilkach wyczekiwałam jakiejkolwiek informacji od niego. Tak jak obiecał, dość regularnie pisał listy. Wyznawał mi w nich miłość i przypominał nasze wspólne chwile. Mimo wszystko obawiałam się, że gdy jego powrót się opóźni, to dni i kilometry staną między nami murem. Moja matka tylko podsycała moje rozterki.

– Obudź się, on jest zdrowym, dorosłym facetem. Chyba nie sądzisz, że nikogo tam nie poznał? – ciągle to powtarzała. – Minęły już ponad dwa lata odkąd wyjechał. Pewnie już tu nie wróci. Zobaczysz, niedługo ułoży sobie życie na nowo i w końcu przestaną przychodzić od niego wiadomości.

Przestał pisać

No i faktycznie, listy zaczęły przychodzić jakby rzadziej, a ja w pewnym momencie zauważyłam, że już nie wyczekuję na nie tak, jak wcześniej. Aż w końcu całkowicie przestały przychodzić. Wtedy stwierdziłam: „Dobra, chyba mama mówiła z sensem, najwyższa pora wyrzucić Andrzeja z głowy”.

Byłam pochłonięta studiami. Wkuwałam materiał przed egzaminami, a kiedy miałam trochę luzu, szalałam na imprezach ze znajomymi. Na jednej z nich wpadł mi w oko Rafał. Był o rok starszy ode mnie.

Nie dało się nie zauważyć, że totalnie stracił dla mnie głowę. A co ze mną? Po prostu przypadł mi do gustu. Zaczęliśmy coraz częściej się widywać. Parę razy zaprosiłam go do siebie, żeby poznał moich rodziców. Byli nim oczarowani.

– To sympatyczny i dobrze wychowany chłopak. Do tego taki dojrzały. Idealny kandydat na męża – rozpływała się mama.

– Słoneczko, zobaczysz, u jego boku będziesz szczęśliwa – przytakiwał tata.

Gdy Rafał po dwóch latach związku poprosił mnie o rękę, zgodziłam się wyjść za niego. Nie darzyłam go głębszym uczuciem, ale zdawałam sobie sprawę, że mogę na nim polegać i liczyć na jego troskę. Byłam pewna, że będzie dobrym mężem, a jako lekarz zapewni mi i naszym przyszłym dzieciom wygodne życie bez trosk. Podjęłam decyzję kierując się rozsądkiem, a nie porywami serca.

Moje nadzieje się spełniły

Od dwudziestu lat Rafał jest dla mnie jak przyjaciel. Nasz związek był udany, choć może brakowało w nim szaleńczej miłości i wielkich emocji, ale za to unikaliśmy konfliktów. Dzięki temu, że Rafał ciężko pracuje, posiadamy dobrze funkcjonującą lecznicę dla zwierząt.

Agnieszka i Kacper, nasze dzieci w wieku nastoletnim, chodzą do prywatnych szkół. Ani przez moment nie żałowałam naszego małżeństwa i byłam pewna swojej decyzji. Tak było do chwili obecnej…

Kiedy tylko przekroczyłam próg kawiarni, mój wzrok natychmiast padł na niego. Mimo siwizny i oznak upływającego czasu, rozpoznałam w nim tego samego chłopaka, z którym kiedyś snuliśmy marzenia, siedząc na parkowej ławce. Zerwał się z krzesła i ruszył w moim kierunku, dzierżąc w dłoni bukiet czerwonych róż.

– Rany, wyglądasz zupełnie tak samo. Jak cudownie, że nareszcie się spotykamy! – wyszeptał, a jego spojrzenie przepełniały zachwyt i… miłość.

Kiedy usłyszałam jego słowa, nagle ogarnęło mnie ciepło, jakiego dawno nie czułam. Gadaliśmy jak najęci przez parę godzin. Opowiedział mi, że urwał kontakt, bo miał pecha i przytrafił mu się wypadek. Robił na jakiejś budowie i runął z rusztowania. Długie miesiące spędził przykuty do szpitalnego łóżka.

Później też nie miał łatwego życia

Jakiś czas spędził na włóczędze po Ameryce, aż w końcu zdecydował się zamieszkać w Dallas. Tam ponownie zaczął do mnie pisać, ale nigdy nie doczekał się ode mnie żadnej odpowiedzi.

Kiedy byłam na czwartym roku studiów, moi rodzice podjęli decyzję o sprzedaży naszego sporego mieszkania i zakupie dwóch mniejszych mieszkań. Wtedy też przeniosłam się do własnego niewielkiego gniazdka…

Andrzej i ja spotkaliśmy się jeszcze parę razy. Mnóstwo mi opowiadał o swoim życiu. W końcu, po długim czasie porażek, wszystko zaczęło się dobrze układać. Zajmował się remontowaniem starych
budynków, które potem z zyskiem sprzedawał.

Aktualnie prowadzi własny biznes w branży budowlanej i zgromadził na koncie pokaźne oszczędności. Nigdy się z nikim nie ożenił. Teraz przyjechał do Polski odnaleźć swoją pierwszą i ostatnią miłość.

Wyjedźmy razem. Wciąż mamy szansę odzyskać utracony czas – za każdym razem starał się mnie do tego namówić.

Przepełniały mnie radość i ekscytacja. To uczucie przypominało mi nasze młodzieńcze lata, gdy oboje mieliśmy po osiemnaście lat. Pragnęłam posłuchać tego, co podpowiadało mi serce. Myślałam o tym, żeby skoczyć mu w ramiona i wykrzyczeć: „Tak! Wyjedźmy!”.

Jednak po chwili do głosu doszła rozsądna strona mojej natury. Przed oczami stanęła mi codzienność, którą dotąd wiodłam. Mój mąż Rafał, nasze dzieci, wspólne cztery kąty, no i moja
praca w przychodni…

Czuję się totalnie zagubiona

– Potrzebuję trochę czasu, żeby sobie to poukładać w głowie – odparłam, bo nie byłam gotowa, żeby od razu coś postanowić. Po prostu nie dałam rady.

Andrzej wrócił USA. Dał mi namiary na siebie – adres i numer telefonu. Odwiozłam go na lotnisko, zupełnie jak za dawnych czasów.

Nigdy nie przestanę na ciebie czekać. Nie zapomnij o tym – rzucił na odchodne.

Odkąd odjechał, czuję się totalnie zagubiona. Staram się zachowywać normalnie przy rodzinie. Wciąż się uśmiecham, rzucam dowcipami, jak gdyby nigdy nic. Mój mąż i dzieciaki niczego nie podejrzewają. Jedynie moja przyjaciółka zwróciła na coś uwagę.

– Zachowujesz się jakoś dziwnie, raz tryskasz energią, a za chwilę chodzisz struta... O co chodzi? – zagadnęła mnie.

Kiedy opowiedziałam jej całą historię, spojrzała na mnie z autentycznym współczuciem. Wiedziałam, że mnie rozumie.

– Słuchaj, zawsze miałam cię za osobę, której w życiu się poszczęściło. Zazdrosna byłam o to, jak dobrze ci się układa. Teraz jednak za nic w świecie nie chciałabym znaleźć się na twoim miejscu – powiedziała zatroskana, wzdychając.

Znalazłam się w potrzasku

Kompletnie nie mam pojęcia, jak powinnam postąpić. Momentami mam wrażenie, jakby przeszłość była tylko złudzeniem, a jedyną osobą, którą darzę uczuciem, jest Andrzej. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym przetrwać kolejne rozstanie z nim.

Ale z drugiej strony… Nie jestem w stanie znieść świadomości, że mogłabym zranić Rafała. Przecież on wciąż patrzy na mnie jak na ósmy cud świata. Jak mogłabym od niego odejść po tym wszystkim, co razem przeszliśmy? Po tylu cudownych chwilach spędzonych wspólnie? Nie, on na to nie zasłużył.

Poza tym muszę pomyśleć o dzieciach. One raczej nie zechcą się wyprowadzić i porzucić tatę. Istnieje ryzyko, że mnie za to znienawidzą, a ja nie dam rady bez nich normalnie żyć…

Reklama

Agnieszka, 40 lat

Reklama
Reklama
Reklama