„Po 20 latach za granicą wróciłam, by zająć się chorą mamą. Kuzynka miała mnie za oszustkę czyhającą na spadek”
„– Chyba nie mam nastroju na te podchody – stwierdziłam. – Jak masz coś do powiedzenia, to mów, a jak nie, to wypijmy w ciszy kawę, a potem idź już sobie. – Dobra, to jak się pani naprawdę nazywa? Bo na bank nie Liliana. Rozpoznałabym Lilę, mimo że nie widziałyśmy się od wieków – stwierdziła”.
- Listy do redakcji
Po 20 latach spędzonych w Irlandii, moja decyzja o przyjeździe do Polski była dla bliskich sporym zaskoczeniem. Dla mnie jednak sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Odkąd straciłam w wypadku najbliższą osobę, nic nie łączyło mnie już z Zieloną Wyspą. Poza tym opieka nad chorą mamą wydawała mi się teraz priorytetem, przy którym wszystko inne schodziło na dalszy plan.
Mama była ciężko chora
– Marzę, aby mieć taką córkę – ciocia Danka, opiekująca się dotychczas mamą, westchnęła z tęsknotą i wzruszeniem.
– Ona nie jest moją córką– sprzeciwiła się mama, lecz jej słowa nie wywołały większego poruszenia.
– Z tygodnia na tydzień jej stan się pogarsza – ciotka ściszyła ton niemal do poziomu szeptu. – Momentami bywałam bezradna, nie wiedząc jak postępować. Cieszę się, że jesteś z powrotem, Lilianna.
– Obie kobiety łączyło najbliższe pokrewieństwo, były siostrami, ale dzieliła spora odległość, a ciocia chciała wrócić w rodzinne strony na południu Polski.
– Zastanawiałam się już, czy nie umieścić Krystyny w jakiejś placówce opiekuńczej – wyznała, a po policzkach spłynęło jej kilka łez. – Nie mogłam zabrać jej do Przemyśla! Co prawda Roksana wyszła za mąż i mieszka niedaleko, ale opiekuje się małymi dziećmi i ma sporo na głowie.
– Tak, dokładnie – potwierdziła kuzynka, która przysłuchiwała się naszej rozmowie. – No i mieszkanie też byłoby problemem. Świetna okolica, niezłe metry kwadratowe… Chętnych by nie brakowało, ale widzę, że ty też masz tego świadomość, skoro zdecydowałaś się wrócić. Bardzo mnie to cieszy. Teraz będę do was często wpadać, w sumie mało tu mam znajomych.
– Nie ma sprawy – odpowiedziałam, siląc się na uśmiech.
Musiałam poznać rodzinę od nowa
Zastanawiałam się, czy łączyły nas na tyle bliskie relacje, abyśmy miały wspólne tematy do rozmów. O rany, tyle rzeczy muszę jeszcze poznać w nowym środowisku. Z drugiej strony, ploteczki z kuzyneczką mogłyby być cennym źródłem informacji... Niech wpadnie, ale muszę mieć się na baczności.
– Danka – mama spojrzała na siostrę. – Czy rozpoznajesz tę panią?
– Lilianka, skarbie – ciotka chwyciła rękę mamy. – To twoje dziecko.
– Ależ to nie ona – mama machnęła ręką, a potem zapatrzyła się na muchę łażącą po blacie.
– Kochanie, nie martw się tym – mówiła ciocia, zakładając kurtkę. – Zdarzają się takie dni, kiedy zapomina, jak ma na imię.
Nie przejmowałam się zbytnio. Spodziewałam się kłopotów, nawet znacznie poważniejszych, kiedy wracałam do domu, ale póki co wszystko układało się całkiem nieźle. Bliscy mnie przyjęli dość dobrze, a nikt i tak nie brał pod uwagę zdania mamy cierpiącej na alzheimera. Jedyne, co mnie martwiło, to kuzynka. Choć udawała słodką przyjaciółkę, to widziałam, że coś kombinuje. Nie potrafiłam zgadnąć, co dalej zrobi Roksana, bo w sumie w ogóle jej nie znałam.
Chciałam dobrze opiekować się mamą
W końcu ciocia wraz z Roksaną opuściły mieszkanie, więc mogłam poczuć się trochę swobodniej. Zdecydowałam się pozwiedzać stare kąty. Zajrzałam do sypialni, w której odpoczywała mama: dało się wyczuć lekką woń stęchlizny i moczu, ale przy regularnym wietrzeniu te nieprzyjemne zapachy powinny zniknąć na dobre.
Mniejsza sypialnia kiedyś była moim własnym pokojem. Obecnie nie ma w niej niczego, co by o tym przypominało. Zastanawiam się, czy celowo tak się stało, czy po prostu kwestia praktyczności? Teraz to bez znaczenia, bo ja tu teraz rządzę i pokój jest mój. Przez ostatnie pięć lat pracowałam w irlandzkim domu starców, więc niejedno już w życiu widziałam.
Teraz musiałam poznać zachowanie i ulubione zajęcia mojej podopiecznej, dowiedzieć się, jakie bierze tabletki i ogólnie ogarnąć dom, żeby mama się o nic nie potknęła i nie przewróciła. Można było mnie krytykować za różne rzeczy, ale podchodziłam do bycia córką na serio.
Kuzynka mnie irytowała
Roksana odezwała się już następnego dnia. Powiedziała, że odprowadziła ciotkę na pociąg, zapytała, czy sobie radzę i zapowiedziała, że do mnie wpadnie. Dobrze, że mama już przywykła do tego, że jestem w domu i chociaż wciąż byłam dla niej kimś obcym, to współpracowała bez zarzutów.
– Noo... – Roksana mruknęła z udawanym zadowoleniem. – Całkiem ładnie to wygląda, jak zaczęłaś się urządzać. Czyżby w końcu przyszła pora, żeby osiąść gdzieś na dłużej?
– Raczej nie widzę innej możliwości – posłałam jej niewinny uśmieszek.
– Wiesz, zawsze są jakieś opcje. – odparła, bacznie mi się przyglądając.
Zignorowałam słowa kuzynki i skupiłam się na zaparzaniu aromatycznej kawy.
– O, byłabym zapomniała! – Roksana z entuzjazmem zaklaskała. – Bartek przesyła ci pozdrowienia. Gadaliśmy wczoraj i...
– Jaki Bartek? Nie mam pojęcia, o kim mówisz – starałam się uciąć niebezpieczną dyskusję o dawnych znajomych.
– Daj spokój, nie udawaj! – oburzyła się Roksana. – Poderwałaś najfajniejszego faceta w całym Przemyślu, a potem po prostu się zmyłaś. Serio go nie pamiętasz czy po prostu nie chcesz o nim myśleć?
– A, ten chłopak – obojętnie uniosłam ramiona. – Ostatnio myślę tylko o tym, co tu i teraz, a nie grzebię w przeszłości. Ale przekaż mu podziękowania ode mnie.
– Przecież Bartek nie żyje – Roksana z satysfakcją skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. – Odebrał sobie życie po tym, jak go rzuciłaś.
Myślała, że jestem oszustką
Między nami zawisła krępująca cisza. Nie miałam zamiaru niczego wyjaśniać – prędzej czy później Roksana i tak spróbowałaby mnie podejść.
– Co ty knujesz? – rzuciłam chłodno.
– Wiem na pewno – odparła, podnosząc kubek z gorącym napojem – że to ty knujesz i to wyjątkowo ryzykownie.
– Chyba nie mam nastroju na te podchody – stwierdziłam. – Jak masz coś do powiedzenia, to mów, a jak nie, to wypijmy w ciszy kawę, a potem idź już sobie.
– Dobra, to jak się pani naprawdę nazywa? Bo na bank nie Liliana. Rozpoznałabym Lilę, mimo że nie widziałyśmy się od wieków.
– Bzdura – zdecydowałam się przejść do ofensywy. – Obyś swoje dzieci lepiej rozpoznawała i nie zabierała z przedszkola nie te maluchy co trzeba.
– Ej! – podniosła ton głosu. – Więcej szacunku! Jestem ciekawa, jaką będziesz miała minę, kiedy powiadomię odpowiednie organy, że podajesz się za moją kuzynkę, zapewne aby wyłudzić pokaźny spadek.
Musiałam wybić jej te głupie myśli z głowy
Muszę raz na zawsze przeciąć te wyjątkowo głupie sugestie. Choć niewiele o niej wiem, widziałyśmy się naprawdę dawno, to i tak powinno mi to wystarczyć, żeby postawić sprawę jasno.
– Dziewczyno, minęło dwadzieścia lat! – przerwałam jej wpół zdania. – Oczywiste jest, że obie zmieniłyśmy się nie do poznania. Ostatni raz, gdy się spotkałyśmy, byłyśmy nastolatkami, czego ty oczekujesz?
– Racja – przytaknęła niepewnym tonem. – Zachowałam się jak idiotka, przyznaję. Po prostu już na samym początku coś mi w tobie nie grało i dalej nie gra, ale…
– To już tylko twój problem – odpowiedziałam z uśmiechem.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi, dopijając resztę kawy.
– Muszę już iść – oznajmiła, odkładając kubek na bok. – Pora odebrać swoje maluchy z przedszkola... Oby się nie pomylić i zabrać własne.
Parsknęłyśmy gromkim śmiechem, co momentalnie rozluźniło napiętą sytuację. Roksana, szykując się do wyjścia, wciągnęła obuwie na stopy. Stojąc w progu z dłonią na klamce, zawahała się przez chwilę, ale nic nie powiedziała.
Nikt nie może się dowiedzieć
Patrzyłam za nią z okna w kuchni, aż zniknęła za zakrętem. Nie byłam do końca przekonana, czy mogę jej zaufać, ale na razie sytuacja wydawała się opanowana. Napój w filiżance był już zimny. Nie miałam na niego ochoty. Moje myśli krążyły wokół prawdziwej Liliany. Dlaczego zdecydowałam się na zamianę naszych dokumentów?
Chyba nie do końca rozumiałam swoje działanie, nawet chwili wypadku nie jestem w stanie przywołać w pamięci. Pamiętam tylko tyle, że gdy doszłam do siebie, moja najdroższa spoczywała tuż obok, w wielkiej kałuży czerwonej krwi, a w jej oczach nie było już ani odrobiny życia. Kiedy policja robiła identyfikację zwłok, przedstawiłam się jej imieniem i nazwiskiem. Życie straciło dla mnie sens, więc śmierć wydawała się równie dobrą opcją.
Życie nie dawało mi żadnych perspektyw. Lilka, chociaż twierdziła, że nic nie jest winna swojej rodzinie, czuła się zobowiązana. Od kiedy jej mama zachorowała, dręczyły ją wyrzuty sumienia. Nie chciała się do tego przyznawać, ale widziałam, że ją to gryzie i jest myślami nieobecna. Przypuszczam, że prędzej czy później porzuciła by mnie i pojechała do Polski. W końcu i tak wróciłaby do mamy. Ale wypadek na drodze pokrzyżował szyki nam wszystkim.
Moja ukochana odeszła, a jedyne co przyszło mi do głowy, to wejść w jej buty. Wiem, brzmi to dość szalenie, ale cóż, stało się. Nie ma odwrotu. Od teraz muszę być nią, nawet jeśli sama w to nie wierzę. Inaczej wszystko diabli wezmą. Teraz już na zawsze jestem Lilianą.
Lilka, 40 lat