„Po 5 latach związku chłopak wyznał mi, że ma kogoś na boku. Nie rozpaczałam, wręcz się z tego ucieszyłam”
„Czułam ulgę, co było dziwne, biorąc pod uwagę okoliczności. Wygląda na to, że jakaś część mnie od dawna zdawała sobie sprawę, że coś jest nie tak z moim związkiem. Tylko nie chciałam tego do siebie dopuścić. Pięć lat – to kawał czasu, który wpływa na każdą kobietę”.
- Katarzyna, 28 lat
Nie chciałam go więcej widzieć
Zerknęłam przez okno na zewnątrz. Powoli słońce znikało za horyzontem, stawało się coraz mroczniej i chłodniej. Nieuchronnie nachodziła noc. Wszyscy ludzie spieszyli się do swoich domostw. Tam, gdzie ktoś na nich oczekiwał, przyjmując ich z uśmiechem i ciepłym napojem. Tak... wszystko wokół wyglądało tak, jakby rozsypywano szczęście w proszku... I tylko u mnie, jedynej na całym świecie, sytuacja nie wyglądała różowo. To bardzo delikatny eufemizm.
Odszedł i miałam nadzieję, że na dobre. Oczywiście, musi wrócić jeszcze chociaż raz, żeby zabrać swoje rzeczy, ale powinien to zrobić, kiedy mnie nie będzie w mieszkaniu. Nie będę musiała go więcej oglądać... W mojej głowie ciągle powtarzałam te chwile. Co powiedział na samym początku: że przestał mnie kochać czy że zamierza odejść? Ale... czy to ma teraz jakiekolwiek znaczenie? Przecież właściwie jedno oznaczało to samo co drugie i odwrotnie.
Tylko dlaczego wcale nie miałam ochoty płakać? To była z pewnością szokująca, niespodziewana sytuacja. Zgaduję, że po pewnym czasie mi ten szok przejdzie, a nastąpią dni otępienia, pełne picia wina, snu i łez. To właśnie ten niekończący się ból będzie mi towarzyszył przez długi, długi czas. I znowu ten uśmiech. Jakby mało było tego, że nie rozpłakałam się porządnie po tym wszystkim, to jeszcze na dodatek na moich ustach ciągle jest przyklejony głupkowaty uśmiech. I to wszystko do... siebie samej. Jak bardzo byłam żałosna?
Musiał jakoś się wybielić
Niespodziewany dzwonek domofonu całkowicie mnie zaskoczył i wyrwał z rozmyślań. Ktoś przyszedł. Ale nikogo się nie spodziewałam.
– Tak? – odezwałam się cicho.
Zobacz także
– Cześć, Kaśka, to ja – powiedziała Ola, jej ton był niespokojny.
Nacisnęłam przycisk, który otwiera drzwi. Słyszałam, jak moja koleżanka biegnie po schodach. Nie zdążyłam nawet wyjść z korytarza, kiedy z impetem wpadła do mieszkania.
– Hej, wszystko gra? Skarbie, co się dzieje?! Co ty narobiłaś?!
Zdziwiona spojrzałam na nią.
– Wszystko jest ok – odpowiedziałam. – Nie rozumiem, o co ci chodzi?
Ola wzięła mnie w ramiona i zaczęła uspokajać, jakbym była małym dzieckiem.
– Wyluzuj, skarbie, już spokojnie, już dobrze. Teraz już wszystko będzie w porządku. Musisz tylko dobrze wszystko przemyśleć... Marcin mówił, że jeszcze niczego nie skreślił.
Okej. Zachowanie Olki coraz bardziej mnie zadziwiało. Kompletnie nie rozumiałam, o co tu w ogóle chodzi.
– Czekaj. Czego to Marcin nie skreślił? O co ci chodzi, Olka?
– Eee, no jak to, czego? No was, moja droga, was. Może ty masz jakieś kłopoty albo on coś tam nabroił, ale żeby od razu skreślić taki fajny, pięcioletni związek... – potrząsnęła głową ze smutkiem. Hę?
Nasza rozmowa zaczęła przypominać próbę kontaktu między osobą niewidomą a niesłyszącą. Nie miałam bladego pojęcia, co ona mi próbuje przekazać.
– Ola – próbowałam zabrzmieć pewnie. – Co masz na myśli? Nie bardzo rozumiem. No bo tak, dzisiaj rozstałam się z Marcinem, to prawda, ale jak widzisz, wydaje mi się, że radzę sobie z tym całkiem nieźle, więc nie musisz martwić się aż tak.
– Kasia, tylko że to nie o tobie mówię... – westchnęła.
– Serio? – spojrzałam na nią zdziwiona. – A o kim w takim razie?
– Ja się wcale nie dziwię, że radzisz sobie tak dobrze, skoro to ty zdecydowałaś się na rozstanie, a nie on. Kasiu, on jest rozgoryczony. Załamany. W sumie jest wrakiem człowieka.
Sytuacja stała się komiczna
Bez zastanowienia odsunęłam się od Olki i rozejrzałam się wokół. Wszystko wydawało się być w porządku. Znajdowałam się w swoim mieszkaniu. Obok mnie stała moja przyjaciółka i wyglądała zupełnie normalnie, ale... mówiła kompletnie bez sensu.
– Czekaj, co? To ja go rzuciłam?
– Kaśka, nie rób sobie ze mnie jaj...
– Nie, nie, serio, poczekaj. Ty myślisz, że to ja go zostawiłam?
Olka spojrzała na mnie uważniej. Wydaje mi się, że też nie rozumiała, co się tu dzieje. Wciągnęła więc głęboko powietrze i powiedziała:
– Właśnie się z nim widziałam. Przyszedł do mnie zaraz po tym, jak mu powiedziałaś, że go nie kochasz i nie chcesz z nim być, a potem rzekomo kazałaś mu się pakować. Kaśka, naprawdę go wywaliłaś z domu?
– Nie zmieniaj tematu. Co się stało po tym, jak go niby posłałam w diabły?
– Przyszedł do mnie. Był strasznie smutny, trząsł się i płakał, łzy leciały mu po twarzy...
– Płakał? Świetnie – wybuchnęłam śmiechem. – To jest jakaś kompletna bzdura. Oboje robicie sobie ze mnie jakieś żarty?
– To nie jest wcale śmieszne! Wiem, że zdarzają się rozstania, ale można to robić jakoś normalnie, nie wiem, jak dorośli ludzie, a nie...
– Ola – nie mogłam dłużej milczeć. – To nie ja zakończyłam związek z nim, ale on ze mną. Rozumiesz? On ze mną. Nie wiem, co ci opowiedział, ale to, co mówił, to jest jakaś kompletna bzdura.
– O czym ty mówisz? – przyjaciółka wyglądała na zszokowaną. – Przecież powiedział mi, że to ty go zostawiłaś, nawet... – dodała cicho – mówił, że go uderzyłaś.
Nastała ta chwila. Dźwięk policzka, który dostał właśnie cios... Mój Boże, naprawdę to zrobiłam. Zakręciło mi się w głowie.
– Kasia? – Ola natychmiast podbiegła do mnie i poprowadziła mnie na fotel.
– Wszystko ok? Co się stało?
– Wy... Wydaje mi się, że faktycznie uderzyłam go w policzek, ale nie... nie pamiętam tego wcale... – zaczęłam się jąkać.
– Proszę, uspokój się. Zaraz przyniosę ci coś do picia – powiedziała Ola i pędem ruszyła do kuchni, aby nalać mi szklankę wody mineralnej.
– Uspokój się, wypij to, a potem razem wszystko ogarniemy – westchnęła.
Zerknęłam na nią, choć w rzeczywistości wcale jej nie dostrzegałam. Patrzyłam jakby przez nią. Wydarzenia z popołudnia przemknęły mi przez głowę zupełnie jak sceny z filmu. Tylko że teraz moje spotkanie z Marcinem wydawało się zupełnie innym doświadczeniem, niż jeszcze pół godziny temu. Wyglądało zupełnie inaczej, niż je zapamiętałam...
Czy miałam jakieś omamy?
– Czy ze mną coś jest nie tak? – zapytałam.
– Ależ skąd, nic ci nie jest – Olka zlekceważyła problem. – To po prostu klasyczne wyparcie. Zaprzeczenie. Wiesz, dużo emocji, mocne doświadczenia i twoje ciało użyło podstawowej metody obrony.
Wydawało się to całkiem logiczne. Czy możliwe, że po prostu bardzo chciałam, aby tak właśnie było? To mogłoby wytłumaczyć, dlaczego moje myśli płatają mi takie psikusy...
– Rozstałam się z nim – oznajmiłam powoli, nie zadając pytania. – Rozstałam się i wyrzuciłam go z mieszkania.
– Tak, wiem. Chciałam tylko zrozumieć dlaczego. Przecież nic na to nie wskazywało, prawda?
Rzuciłam okiem w stronę okna. Podeszłam do parapetu, odstawiłam tam szklankę i zaczęłam myśleć.
– To właśnie tutaj uderzyłam go w twarz. Boże... Naprawdę go uderzyłam! – kiwałam głową w niemym zdumieniu.
– No, i to nieźle – dodała Magda. – Widać siniak aż pod okiem.
– I mimo to chce wrócić? – zaśmiałam się nerwowo. – Przykro mi, wiem, że nie powinnam go bić, ale Marcin po prostu przesadził. I to coś, co pojawiło się na samym końcu... Ulga?
Ola uniosła brwi. A ja mówiłam dalej.
– Przyznał, że miał kogoś na boku. I wcale nie chodziło tu o jednorazowy skok w bok, ale o związek trwający prawie rok – wyjaśniłam. – Nie wiedziałam, jak mam na to zareagować... Tylko stałam tam i patrzyłam, jak moja ręka unosi się i ląduje na jego twarzy. Jakbym wyszła z siebie... A moje ciało działało bez mojej zgody. I tak oto uderzyłam go. Było to proste, ale skuteczne.
– Skuteczne? Co masz na myśli?
– No mówisz, że płacze, że chce wrócić... Ale obydwoje doskonale zdajemy sobie sprawę, że nigdy nie wybaczę mu takiego poniżenia. Ten cios oddzielił nas od siebie nawet bardziej niż jego romansik na boku. Mimo że zaraz po tym o nim zapomniałam, jakoś wyparłam to całe zajście, jak mówisz. Przecież to zupełnie nie w moim stylu, takie brutalne, agresywne działania. Niesamowite, co potrafi robić nasza podświadomość...
– Ale teraz już sobie przypomniałaś – zauważyła Ola. – Dlaczego to na ciebie nie działa? Pięć lat związku i nagle koniec, a ty zachowujesz się, jakby nic się nie wydarzyło?! To naprawdę dziwne.
Teraz poczułam się wolna
Zerknęłam jeszcze raz w stronę okna. Olka miała rację. Moja reakcja była nietypowa. Dlaczego? Przywołałam bolesne wspomnienie... Jakie emocje mi towarzyszyły, kiedy się dowiedziałam? Smutek, ból, gniew, ale żadne z tych uczuć nie przejęło nade mną kontroli, żadne nie było na tyle mocne. Starczyło na to, by dać Marcinowi policzek, lecz później emocje opadły.
Czułam ulgę, co było dziwne, biorąc pod uwagę okoliczności. Wygląda na to, że jakaś część mnie od dawna zdawała sobie sprawę, że coś jest nie tak z moim związkiem. Tylko nie chciałam tego do siebie dopuścić. Pięć lat – to kawał czasu, który wpływa na każdą kobietę. Nawet moja przyjaciółka Olka powiedziała, że szkoda wszystko tak po prostu skreślać. Być może zastanawiałabym się nad tym, być może darowałabym mu ten jeden raz, próbowałabym wybaczyć... Ale coś we mnie w tamtej chwili po prostu pękło. Uderzyłam Marcina w twarz i na zawsze odrzuciłam toksyczną więź.
Potrzebuję trochę więcej czasu, żeby to wszystko sobie przemyśleć, zrozumieć, co czuję i jak na to reaguję. Kiedy Marcina nie ma, jest mi łatwiej, bo zamiast jak zawsze myśleć o nim, mogę w końcu skupić się na sobie. No proszę, powoli wracam do siebie.
– Kasia, wszystko w porządku?
– Może to brzmi dziwnie, ale tak, teraz nareszcie wszystko jest w porządku – zaśmiałam się. – Swoją drogą, masz jakieś plany na dziś? – zapytałam.
– Nie, zarezerwowałam cały wieczór specjalnie dla ciebie, żeby ci wyjaśnić, że nie możesz rozstać się z Marcinem. – odpowiedziała.
– No cóż, nie udało ci się, moja droga – zaśmiałam się głośno, beztrosko.
Byłam pewna, że to był śmiech pełen ulgi. Poczułam się lekko i swobodnie. Nie wiedziałam, co przyniesie przyszłość. Ale nie przejmowałam się tym.