„Po 7 latach ojciec mojego syna wrócił, jak gdyby nigdy nic. Zamarzyła mu się rodzinna komunia i bycie tatusiem roku”
„Gdy Antek miał 2 latka, Tomek postanowił zniknąć z naszego życia bez słowa wyjaśnienia. Teraz, siedem lat później, siedzę przy kuchennym stole o czwartej nad ranem, z kubkiem zimnej herbaty i listą rzeczy do ogarnięcia przed komunią. Garnitur, buty, fryzjer, zaproszenia, tort. Wszystko na mojej głowie. Jak zawsze”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy ostatni raz przespałam całą noc. Pewnie jeszcze zanim Antek zaczął chodzić do przedszkola. A może jeszcze wcześniej — zanim Tomek postanowił zniknąć z naszego życia bez słowa wyjaśnienia. Teraz, siedem lat później, siedzę przy kuchennym stole o czwartej nad ranem, z kubkiem zimnej herbaty i listą rzeczy do ogarnięcia przed komunią. Garnitur, buty, fryzjer, zaproszenia, tort. Wszystko na mojej głowie. Jak zawsze.
Nie chcę narzekać, nie lubię użalać się nad sobą. Ale są momenty, kiedy ta cisza w mieszkaniu jest zbyt głośna. Kiedy chciałabym, żeby ktoś zapytał: „Magda, jak się trzymasz?”. A potem po prostu mnie przytulił. Ale nikogo takiego nie ma. Jestem tylko ja i mój dziewięcioletni synek, który śpi teraz spokojnie w swoim pokoju, nieświadomy, jak bardzo się staram, żeby niczego mu nie zabrakło.
Tomek był moją młodzieńczą miłością. Uwiodły mnie jego pewność siebie i obietnice, które potem okazały się iluzją. Kiedy odszedł, długo nie mogłam zrozumieć, co się właściwie wydarzyło. Ale życie mnie zahartowało. Nie płaczę już po nocach. Po prostu robię, co trzeba.
Stanęłam jak wryta
– To już za dwa tygodnie, siostra. Masz wszystko ogarnięte? – Iwona mieszała kawę, siedząc przy moim kuchennym stole w piżamie w lamy. Zawsze wyglądała, jakby życie jej nie ruszało, a ja – jakbym codziennie toczyła bitwę.
– Prawie. Jeszcze fotograf, no i muszę się zdecydować, czy robimy coś po kościele – odpowiedziałam zmęczonym głosem. – A jak nie zrobimy, to też świat się nie zawali, nie?
– Jasne, że się nie zawali. Ale dzieciak się ucieszy, jak będzie chociaż tort. Nie musi być wesele, Magda.
Westchnęłam. Nie wiedziałam, w co ręce włożyć. Wszystko było na mojej głowie, od miesięcy. Właściwie – od lat.
Wtem usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam na Iwonę, zaskoczona. Nie czekałam na nikogo. W końcu otworzyłam i zamarłam. Stał tam on. Tomek. W garniturze, z głupim uśmiechem na twarzy i kwiatami w ręce.
– Cześć, Magda... – powiedział jakby nigdy nic. – Myślałem, że może... porozmawiamy?
Stanęłam jak wryta. Wszystko we mnie się spięło. Serce waliło jak młotem. Gdybym mogła cofnąć czas i nie otworzyć tych cholernych drzwi...
– Co ty tu robisz? – wycedziłam.
– Słyszałem, że Antek idzie do komunii. Chciałem... być tu z wami. Wiesz, dla niego.
– Po siedmiu latach ciszy?! Ty sobie chyba żarty robisz.
– Proszę, Magda. Tylko porozmawiajmy. Nie przyszedłem się kłócić.
Za moimi plecami Iwona zerknęła zza framugi.
– No nie wierzę – syknęła.
Stałam tam chwilę, sparaliżowana. Mój wewnętrzny głos wrzeszczał: „Zamknij mu drzwi przed nosem!”. Ale gdzieś pod tym krzykiem coś cicho szeptało: „A jeśli Antek będzie chciał go zobaczyć?”.
– Masz pięć minut – rzuciłam. – I nie rób sobie nadziei.
Nie ufałam mu
Siedzieliśmy w salonie. Tomek rozsiadł się na kanapie, jakby nie był tu gościem. Miał ten sam zapach perfum co kiedyś. Też drażnił mnie jak kiedyś.
– Zniknąłeś. – Przerwałam ciszę. – Nie dzwoniłeś, nie pisałeś, nie płaciłeś ani grosza. I teraz po siedmiu latach przypominasz sobie, że masz syna?
– Wiem, jak to wygląda… – zaczął, patrząc na mnie z udawaną skruchą. – Życie się pogmatwało, Magda. Nie byłem wtedy gotowy.
Parsknęłam.
– Gotowy?! Tomek, nie byłeś gotowy zostać dorosłym facetem. Ale wiesz co? Ja też nie byłam gotowa. A jakoś ogarnęłam dziecko, kredyt, pracę i całą resztę.
On spuścił wzrok. Zamilkł na chwilę.
– Miałem… problemy. Zdrowotne. Finansowe. Nie chciałem ściągać was na dno razem ze mną.
– A teraz nagle wszystko jest w porządku, tak? I możesz się zjawić w garniturze z kwiatami, jakbyś był bohaterem jakiejś bajki dla naiwnych?
Podniosłam głos. Czułam, jak narasta we mnie gniew, ale nie mogłam przestać. Bo ta jego obecność bolała.
– Magda, chcę tylko być na komunii. Zobaczyć Antka. Tyle.
Spojrzałam na niego długo, jakby próbując przebić się przez jego słowa. Coś mi nie pasowało. Mówił spokojnie, ale coś w jego spojrzeniu było puste. Jakby recytował wcześniej przećwiczoną kwestię.
Nie ufałam mu. Mój instynkt krzyczał, że to nie jest skrucha. Że coś tu nie gra.
– Co to znaczy „zobaczyć”? Antek nie jest eksponatem. Ale jeśli chcesz być na komunii, to musisz najpierw porozmawiać z nim. I przygotuj się na trudne pytania.
Skinął głową, jakby to było nic. Jakby właśnie nie powrócił z siedmioletniego niebytu.
– Rozumiem – powiedział z dziwnym półuśmiechem. – Dam z siebie wszystko.
A ja wtedy już wiedziałam, że coś tu śmierdzi.
Przejrzałam go
Antek miał niedługo wrócić ze szkoły, a Tomek postanowił, że na niego poczeka. Nie miałam zamiaru znosić jego obecności, więc poszłam rozwiesić pranie na balkon. Przez uchylone drzwi salonu słyszałam jego głos – rozmawiał przez telefon. Zatrzymałam się, coś w jego tonie mnie zastanowiło.
– No mówię ci, stary, ogarnąłem to – śmiał się cicho. – W końcu to jego pierwsza komunia. No to musiałem się pojawić, no bo jakby to wyglądało?
Zamarłam.
– Nie no, dzieciak nawet nie wie, kim jestem. Ale wiesz, jak to jest. Zdjęcie z ojcem, święto, garniturek, wszystko normalnie. Żeby potem nikt mi nie zarzucił, że mnie nie było.
Miałam w rękach mokrą koszulkę Antka i czułam, jak kapie z niej nie tylko woda, ale i moje łzy. Z żalu. I wściekłości.
Weszłam do salonu bez słowa. Stanął jak sparzony, widząc moją minę.
– Co to miało być?! – warknęłam. – Ty tu przyszedłeś... dla pozorów, dla zdjęcia?!
– Magda, to nie tak…
– Nie tak?! Nie tak?! To jak niby?! Chciałeś mieć ładne zdjęcie z dzieckiem, którego nie widziałeś od siedmiu lat?!
– Nie przesadzaj. To tylko symboliczne, dla pamiątki…
– Dla kogo? Dla ciebie? Żebyś mógł sobie wrzucić do ramki i pokazać znajomym, że jesteś „tatusiem roku”?
– Ja… chciałem dobrze…
– Nie! Ty chciałeś dobrze dla siebie, Tomek. Tylko dla siebie.
Zacisnęłam pięści. Jeszcze sekunda, a chyba bym go uderzyła.
– Wiesz co? Możesz być na tej komunii. Ale nie licz, że ja ci pozwolę znowu zamieszać Antkowi w głowie.
Stał w milczeniu. Po raz pierwszy nie miał nic do powiedzenia.
– I daruj sobie te kwiatki, naprawdę.
Był tylko dzieckiem
Leżałam z Antkiem w jego łóżku, światło nocnej lampki rzucało ciepły cień na ścianę. Milczał, bawił się palcami, widać było, że coś go gryzie.
– Mamo? – zapytał cicho. – A ten pan, co był dzisiaj… to był mój tata, prawda?
Zamarłam. Nie chciałam kłamać, ale prawda była zbyt trudna jak na jego dziewięć lat.
– Tak, kochanie. To był twój tata.
– Czemu go wcześniej nie było? – spojrzał na mnie poważnie. – Inni chłopcy mają ojców.
– Wiem – westchnęłam. – Ale nie każdy tata potrafi być ojcem.
Milczał chwilę.
– A teraz nim będzie? Moim tatą?
Usiadłam na brzegu łóżka. Przełknęłam gulę w gardle.
– Wiesz, czasem ludzie wracają, ale to nie znaczy, że można im od razu zaufać. Czasem zostawiają nas, bo są słabi.
Antek skinął głową.
– Ja tak naprawdę… nie tęskniłem za nim. Tylko czasem chciałem, żeby ktoś mnie nauczył kopać piłkę. Ale to nie musi być tata, prawda?
Pociekła mi łza. Szybko ją starłam.
– Masz rację. Rodzina to ci, którzy są przy tobie. A ja zawsze tu jestem. I zawsze będę.
– Ty jesteś całą moją rodziną, mamo.
Przytuliłam go mocno, z całej siły, jakby tylko to mogło zatrzymać całe zło tego świata.
– Kocham cię, Antek.
– Ja ciebie też.
Wyszłam z jego pokoju i dopiero wtedy pozwoliłam sobie na łzy. Ciche, gorzkie, pełne zawodu i ulgi.
Siostra dała mu popalić
Kościół był wypełniony światłem i szeptami. Antek wyglądał jak mały aniołek – biały garniturek, lekko spięta mina, ale oczy pełne dumy. Stałam z tyłu, serce ściskało mi się z emocji.
Tomek pojawił się dokładnie o godzinie dziesiątej. Oczywiście. W idealnie skrojonym garniturze, z jakimś prezentem w ozdobnej torbie i uśmiechem, jakby wchodził na bankiet, nie do kościoła.
Zrobił kilka zdjęć z Antkiem – nie protestowałam. Dziecko miało prawo mieć pamiątkę. Ale nie pozwoliłam mu się do nas zbliżyć bardziej niż na potrzeby obiektywu.
Po mszy, na schodach przed kościołem, podeszła do niego Iwona.
– Ładnie się ubrałeś. Co, pozowałeś do albumu? – rzuciła z sarkazmem.
– Daj spokój, Iwona. Przyszedłem dla Antka.
– Jasne. Może marzy ci się nowe portfolio, co?
Zatkało go. Patrzyłam z boku. Iwona była bezlitosna – i dobrze. Ktoś musiał mu powiedzieć, co o nim wszyscy myślimy.
– Nie licz, że Magda zmięknie. – Dokończyła, patrząc mu prosto w oczy. – My już swoje przeżyłyśmy.
Po chwili Tomek pożegnał się z Antkiem, szybko, bez wzruszeń. Wsiadł do auta i odjechał. A ja? Patrzyłam, jak mój syn zajada kawałek tortu z kolegami i śmieje się w najlepsze. I to było najważniejsze.
Nie byliśmy rodziną jak z obrazka
Wieczorem siedziałam na balkonie z kubkiem kawy, chociaż nie potrzebowałam już kofeiny – bardziej czegoś, co wypełniłoby pustkę. Komunia się udała. Antek był szczęśliwy. Zdjęcia wyszły pięknie.
Ale zdjęcia nie pokazują prawdy.
Nie widać na nich lat samotności, nocnych płaczów, rozmów z Antkiem, w których próbowałam wytłumaczyć mu brak ojca bez łamania mu serca. Nie pokazują mojej siostry, która przez te wszystkie lata była jak druga mama. Nie widać zmęczenia, walki, ani tego krótkiego, bolesnego momentu, gdy znowu dałam Tomkowi wejść do naszego świata.
Chciał tylko obrazka. Chciał ładnie wyglądać na tle cudzego wysiłku.
Nie wiem, czy się kiedyś zmieni. Może. Ale to już nie moja sprawa. I nie zamierzam dłużej czekać, aż cud się wydarzy.
Mam siebie. Mam Antka. Mam prawdę.
I choć to nie jest rodzina z obrazka, to jest nasza. Prawdziwa.
Magda, 38 lat
Czytaj także:
- „Syn marzył o dubajskim torcie na Komunię, ale nie mieliśmy pieniędzy. Wtedy szwagier zrobił coś nieoczekiwanego”
- „Na przyjęcie komunijne syna przyszedł niespodziewany gość. Po latach dopadły mnie duchy przeszłości i wyrzuty sumienia”
- „Na komunii miał być przepych, ale teściowa wszystko zniszczyła. Wdzięcznością za błogosławieństwo nie nakarmię gości”