„Po latach do drzwi zapukała zaginiona córka. Dla żony to był wymodlony cud, a dla mnie jakaś ściema”
„– Andrzej, ona pamięta wszystko! Nawet nasze kłótnie o jej późne powroty z podwórka. Jak możesz jej nie wierzyć? – spytała żona. – Może dlatego, że od dwudziestu lat jej szukaliśmy i nagle, po prostu, wraca? – odparłem oschle”.
- Redakcja
Nie wiem, dlaczego wciąż tu mieszkamy. Może przez Marię, przez jej upór. Albo przez wspomnienia, które trzymają ją mocniej niż jakiekolwiek łańcuchy. Dom jest jak muzeum, tyle że nie otwiera drzwi dla zwiedzających. W pokoju Pauliny czas się zatrzymał. Na półkach wciąż stoją lalki, w szafie wiszą sukienki, które kupowaliśmy na wyprzedażach. W kącie stary, lekko odrapany globus – miała być geografem, tak mówiła, gdy miała osiem lat. To wszystko przypomina nam o niej, ale i o tym, jak bardzo jej nie ma.
Maria codziennie zapala świeczkę przy jej zdjęciu. Stoi tam, przy oknie, z rękami splecionymi jak do modlitwy, szeptając coś pod nosem. Czasem chce, żebym dołączył, ale tylko kręcę głową. Nie modlę się. Przestałem dawno temu, kiedy policja oddała mi tylko jej różowy plecak, bez ciała. Zniknęła, a z nią zniknęła moja wiara.
– Powinniśmy w końcu opróżnić jej pokój – powiedziałem jej dziś rano, stojąc w progu.
Maria spojrzała na mnie, jakbym uderzył ją w twarz.
– Jak możesz tak mówić? – syknęła. – Ona wróci. Wiem to.
Nie kłócę się, bo wiem, że to bez sensu. Ale tam, w głębi siebie, czuję, że coś kiedyś zniszczy nas ostatecznie.
Byliśmy w szoku
Dzwonek do drzwi wyrwał mnie z zamyślenia. Stałem w kuchni, patrząc, jak deszcz bębni o parapet, gdy Maria wybiegła z salonu. Zawsze otwiera pierwsza. Nawet jeśli to kurier, zachowuje się, jakby oczekiwała cudu.
– Mamo… wróciłam – powiedziała obca dziewczyna, stojąc w progu.
Nie musiałem podchodzić bliżej, by wiedzieć, że coś tu nie gra. Miała może dwadzieścia kilka lat, długie brązowe włosy i ten szczególny wyraz twarzy, który każe ludziom wierzyć w to, co mówią. Maria zaczęła płakać jeszcze zanim padły kolejne słowa.
– Paulina? To naprawdę ty? – Jej głos drżał, a ręce chwiały się, jakby nie wiedziały, czy dotknąć dziewczyny, czy uciekać.
– Tak, mamo. Wróciłam. Tylko teraz mam na imię Ania.
Zatrzymałem się w drzwiach kuchni, nie wierząc w to, co widzę. Dziewczyna mówiła spokojnie, jakby naprawdę była naszą córką, a Maria, w swoim szaleństwie, już jej uwierzyła.
– Skąd ty możesz…? – zacząłem, ale Maria mi przerwała.
– Andrzej, to ona! Musi być! Popatrz na nią!
Zmuszony, spojrzałem. Miała coś w spojrzeniu, co przypominało Paulinę, ale… to niemożliwe.
– Nie uwierzę, dopóki nie usłyszę więcej – odparłem twardo.
Anna uśmiechnęła się, jakby właśnie na to czekała.
– Powiem wam wszystko, co chcecie wiedzieć.
A Maria zaprosiła ją do środka.
Żona ślepo jej wierzyła
Maria od pierwszego dnia traktowała Anię jak zbawienie. Zniknęły jej smutne spojrzenia, ciągłe westchnienia, a w ich miejsce pojawił się niespotykany uśmiech. Ania stała się centrum jej wszechświata. Zasiadały razem w salonie, przeglądały albumy, a śmiech Marii – tak dawno niesłyszany – wypełniał dom.
– Pamiętasz tę sukienkę? – Maria trzymała zdjęcie małej Pauliny w jasnej, kwiecistej kreacji.
– Tak, mamo – odparła Anka z rozczulającym uśmiechem. – To była moja ulubiona.
Stałem w kuchni i słuchałem tego teatru, próbując nie zgubić się w myślach. Anka znała szczegóły, które powinna znać tylko Paulina – ulubione lalki, historie o wycieczkach. Ale coś w tym wszystkim nie grało.
Wieczorem Maria przyszła do mnie, podekscytowana.
– Andrzej, ona pamięta wszystko! Nawet nasze kłótnie o jej późne powroty z podwórka. Jak możesz jej nie wierzyć?
– Może dlatego, że od dwudziestu lat jej szukaliśmy i nagle, po prostu, wraca? – odparłem oschle.
Nie chciała mnie słuchać. Anka szybko zaczęła wprowadzać zmiany w domu. Najpierw drobiazgi – przestawione ramki, wymienione zasłony w „swoim” pokoju. Maria nie protestowała, raczej wspierała każdą decyzję, jakby bała się, że jakikolwiek sprzeciw zburzy tę iluzję.
Tylko ja czułem, że coś nieuchwytnego, ale niepokojącego, właśnie osiada na naszym życiu.
Ta panna zaczęła się panoszyć
Anka zaczęła coraz odważniej przejmować przestrzeń. Na początku były to drobiazgi – drogie kremy w łazience, ubrania porozrzucane po salonie. Potem zaczęła mówić Marii, co ma gotować, jak przestawiać meble. Widziałem, jak moja żona poddaje się bez słowa, pochłonięta tym złudnym szczęściem.
– Mama potrzebuje odpoczynku – powiedziała Ania pewnego popołudnia, gdy Maria znowu zasnęła na kanapie, zmęczona emocjami. – Zajmuję się nią, a pan tylko patrzy.
– „Pan”? – prychnąłem. – Może powinienem ci przypomnieć, że to mój dom i niby jestem twoim ojcem.
Spojrzała na mnie z uśmiechem, który mówił więcej niż słowa. Każdego dnia czułem się coraz bardziej jak intruz. Maria odsuwała mnie od siebie, spędzając każdą chwilę z Anną. Kiedy próbowałem zaproponować wspólny wieczór, usłyszałem tylko:
– Ania i ja mamy dziś tyle do zrobienia.
Wieczorem postanowiłem pomyszkować i znalazłem w pokoju Ani coś, co mnie zatrzymało – wycinki prasowe o zaginięciach dzieci. Nie były tylko o Paulinie. Na jednym z wycinków widniało zdjęcie innej rodziny, z podpisem: „Cudowne odnalezienie córki po latach”.
– Kim ty jesteś? – zapytałem ją wprost, trzymając te papiery.
Ania spojrzała mi w oczy i szepnęła: – Ojciec powinien ufać swojej córce.
Tym razem jej uśmiech nie krył groźby. Widziałem, jak coś w niej zaczyna się zmieniać, a to, co przedtem budziło tylko podejrzenia, teraz napawało mnie strachem.
Byłem pewien, że to oszustka
Tego wieczoru postanowiłem ją obserwować. Anna zamknęła się w swoim pokoju na długo, ale światło pod drzwiami nie gasło. Usłyszałem przytłumiony dźwięk – rozmowę. Zbliżyłem się na tyle, by wyłapać słowa.
– Wszystko idzie zgodnie z planem. Jest miękka, łatwa do kontrolowania. A on? Nie, nie stanowi zagrożenia...
Poczułem, jak lodowaty strach ściska mi żołądek. Odsunąłem się szybko, gdy usłyszałem kroki. Drzwi otworzyły się nagle.
– Podsłuchujesz mnie, tatusiu? – zapytała z tym swoim dziwnym, przymilnym uśmiechem.
– Z kim rozmawiałaś? – zapytałem ostro.
– To nie twoja sprawa – odparła, jej głos stał się twardszy, obcy.
Maria oczywiście niczego nie chciała słuchać, gdy rano próbowałem jej wszystko wyjaśnić.
– Przestań ją prześladować! – krzyknęła. – Ona wróciła do nas, a ty robisz wszystko, żeby ją odepchnąć!
Anka stała za nią, z miną niewinnej ofiary. Ale gdy Maria odwróciła się, rzuciła mi spojrzenie, które mówiło więcej niż słowa: „Nie próbuj mnie powstrzymać”.
Wieczorem znalazłem się na granicy desperacji. Znowu szperałem w rzeczach Anny i natrafiłem na fałszywe dokumenty. Jej nazwisko, daty, wszystko inne. Wszystko było kłamstwem.
Stanąłem przed Marią z dowodami w rękach.
– Spójrz na to! To oszustka! – wyrzuciłem z siebie.
Maria wyrwała mi papiery, spojrzała, ale zamiast szoku, zobaczyłem w jej oczach coś innego – ból.
– Nie obchodzi mnie to – powiedziała cicho. – Nie odbierzesz mi jej znowu.
I wtedy zrozumiałem – Anka wygrała. Nie tylko wkradła się w nasze życie, ale i odebrała mi Marię.
Chciałem mieć pewność
– Testy DNA – powiedziałem stanowczo, rzucając na stół wizytówkę kliniki. – Jeśli ona jest Pauliną, to nie ma się czego bać.
Maria spojrzała na mnie ze łzami w oczach. Siedziała obok Anny, trzymając jej dłoń, jakby bała się, że zniknie. Anna milczała, ale widać było, że każda sekunda tej rozmowy ją irytuje.
– Nie musimy niczego udowadniać – powiedziała Anna w końcu. – Nie wystarczę ci, tatusiu?
– Nie jesteś moją córką! – wybuchnąłem.
Maria zareagowała jak zawsze, jakby to mnie należało obwiniać za wszystko.
– Nie pozwolę ci jej tak traktować! Przestań!
– Nie – Anna przerwała jej cicho, choć w jej głosie pobrzmiewała wyraźna wrogość. – Nie zostanę tam, gdzie nie jestem chciana.
Zerwała się i wybiegła z domu, zatrzaskując drzwi. Maria chciała za nią biec, ale zatrzymałem ją.
– Zaufaj mi, jeśli ją zatrzymasz, to będzie nasz koniec.
A jednak miałem rację
Poranek był wyjątkowo cichy. Maria siedziała w salonie, wpatrując się w miejsce, gdzie Anna zwykle kładła swój plecak.
– Wróci – mówiła cicho, bardziej do siebie niż do mnie.
Nie wróciła. Zniknęła tej nocy, po naszej ostatniej kłótni. Wszystko wydawało się dziwnie uporządkowane – nie zostawiła ani śladu, jakby nigdy jej tu nie było. Ale kiedy poszedłem do swojego biurka, by schować dokumenty, prawda uderzyła mnie jak cios w brzuch. Szuflada była pusta. Wszystkie oszczędności, które trzymałem „na czarną godzinę”, zniknęły.
– Maria! – zawołałem, ale ona tylko spojrzała na mnie z pustym wyrazem twarzy.
– Co się stało? – zapytała bez zainteresowania.
– Ukradła nasze pieniądze! Całą gotówkę! – wyrzuciłem z siebie, trzymając w ręku pustą kopertę.
Maria patrzyła na mnie, jakby nie rozumiała słów. Po chwili odwróciła wzrok.
– Ona tego nie zrobiła.
– Nie rozumiesz? Od początku to był plan! Oszukała nas! Wszystkie te historie, wspomnienia – wszystko to było kłamstwo, żeby nas okraść!
Maria wstała powoli. Przeszła obok mnie, jakby mnie tam nie było, i poszła do pokoju Pauliny. Zatrzasnęła drzwi, zostawiając mnie sam na środku salonu.
Zgłosiłem sprawę na policję, choć nie miałem żadnych złudzeń. Anna zniknęła jak cień, a po jej prawdziwej tożsamości nie było śladu. Wszystko, co nam powiedziała, mogło być fikcją – historią składaną z fragmentów naszej własnej przeszłości, które gdzieś wygrzebała. Maria nie chciała o tym słuchać. Powtarzała tylko:
– Gdybyś jej nie odepchnął, to by nie uciekła.
Pieniędzy już nigdy nie odzyskaliśmy. Anna zostawiła nas z niczym – oprócz wspomnienia, które drążyło nasze serca. Była oszustką, złodziejką, ale gdzieś w głębi siebie nie mogłem przestać się zastanawiać: czy kiedykolwiek wierzyła w to, co mówiła? A może kłamstwa tak mocno splatały się z prawdą, że sama już ich nie rozróżniała?
Andrzej, 58 lat