Reklama

Kiedyś myślałem, że życie jest prostsze, niż w rzeczywistości się okazało. Że jeśli coś nie działa, można to po prostu wymienić na lepszy model – jak telefon, samochód czy… kobietę. Natalia pojawiła się w moim życiu nagle i całkowicie mnie pochłonęła. Była jak powiew świeżego powietrza, młodsza, pełna energii, zawsze uśmiechnięta.

Reklama

Chciałem coś zmienić

Magda, moja żona, była moim życiem przez lata, ale teraz wydawało mi się, że wszystko między nami jest szare, przewidywalne, jak stary film, który znam już na pamięć. Z Natalią było inaczej. Spontaniczne wypady, długie rozmowy do rana, seks pełen namiętności, jakiego z Magdą nie przeżyłem od lat.

W końcu doszedłem do wniosku, że to nie jest tylko romans. To była miłość. Prawdziwa, czysta, pełna pasji.

– Odchodzę – powiedziałem w końcu Magdzie.

Nie było krzyków. Nie było łez. Było tylko długie, uważne spojrzenie.

– Rób, co chcesz – powiedziała cicho. – Ale pamiętaj: nie możesz mieć wszystkiego.

Wprowadziłem się do Natalii. Przez pierwsze tygodnie czułem się wolny, szczęśliwy, podniecony nowym życiem. Ale wkrótce miało się okazać, że największym problemem nie będzie Magda, tylko ktoś inny. Ktoś, kogo nigdy nie podejrzewałbym o to, że stanie się moim największym wrogiem. Moja córka.

Miała pretensje

Siedziałem w kawiarni przy małym stoliku, nerwowo obracając w dłoniach filiżankę z zimną już kawą. Zuzia spóźniała się. W końcu drzwi kawiarni otworzyły się i zobaczyłem ją.

– Zamów, co chcesz – powiedziałem, kiedy usiadła naprzeciwko.

– Nie przyszłam tu na herbatkę z tatusiem – odpowiedziała lodowatym tonem.

Wziąłem głęboki oddech. W głowie ułożyłem sobie dziesiątki wersji tej rozmowy. W żadnej nie wyglądało to tak.

– Wiem, że jesteś zła – zacząłem, ale przerwała mi natychmiast.

– Nie, tato. Jestem wściekła.

Jej oczy płonęły. Kiedyś patrzyły na mnie z podziwem, teraz była w nich tylko pogarda.

– Nadal jestem twoim ojcem – powiedziałem cicho.

– Naprawdę? Bo wygląda, jakbyś wolał być ojcem dla jej dzieci, jeśli sobie kiedyś jakieś zrobi – syknęła.

Ścisnąłem palcami mostek nosa. Czułem narastającą frustrację, ale wiedziałem, że muszę zachować spokój.

– Zuzia, przestań. To nie tak. Wciąż cię kocham.

– Nie, nie kochasz. Bo gdybyś kochał, to byś nas nie zostawił.

Podniosła się i bez słowa wyszła, zostawiając mnie samego przy stoliku.

Myślałem, że to chwilowe

Po kilku dniach Natalia pokazała mi coś na telefonie.

– Zobacz, co twoja córka pisze w internecie.

Na ekranie widniało zdjęcie Natalii, jedno z tych, które wstawiła na Instagram – zwykła kawa na tarasie, do tego krótkie „Miły poranek”. Pod spodem pojawił się komentarz: „Ciekawe, ilu jeszcze ojców zabierzesz ich dzieciom?”. Spojrzałem na Natalię. Była blada i zaciskała usta.

– To Zuzia – powiedziała tylko.

Nie odpowiedziałem od razu. Myślałem, że to jednorazowe, że to jej sposób na wyrzucenie z siebie złości. Ale to się nie kończyło. Kolejne komentarze. Kolejne zaczepki. Na moim profilu, na profilu Natalii. Nawet pod niewinnymi zdjęciami, na których nie było nas razem.

A potem zaczęła publikować swoje własne posty. Zdjęcia z Magdą, z domu, który kiedyś był też moim domem. Każde podpisane: „Prawdziwa rodzina. Bez złodziei”.

Hejtowała nas

Natalia wpatrywała się w telefon, jej palce drżały.

– Ja nie chcę żyć w takim piekle – powiedziała w końcu. – Nie mogę wrzucić zdjęcia kawy, żeby nie przeczytać, że jestem „rozbijaczką rodzin”.

– To nastolatka, przejdzie jej – westchnąłem, ale ledwo to powiedziałem, poczułem, że sam w to nie wierzę.

– Nie przejdzie. A ty nic z tym nie robisz – odpowiedziała Natalia i wyszła na balkon, zostawiając mnie samego.

Byłem pewien, że Zuzia w końcu się uspokoi, ale jej działania tylko przybierały na sile. Komentarze to był dopiero początek.

Kilka dni później Natalia odebrała telefon od swojej koleżanki. Patrzyła na mnie, kiedy rozmawiała, a ja już wiedziałem, że chodzi o moją córkę.

– Co się stało? – zapytałem, kiedy się rozłączyła.

– Twoja córka zrobiła z mojego życia piekło – powiedziała Natalia, podając mi telefon.

Na ekranie widniał post Zuzi. Zdjęcie Natalii, wycięte z jakiegoś naszego wspólnego zdjęcia, a pod spodem podpis: „Ktoś tu lubi zabierać cudzych mężów”.

Mieliśmy dość

Komentarzy były setki. Obce osoby pisały o niej jak o kobiecie bez skrupułów. Znajomi zadawali pytania, niektórzy milczeli, ale ich brak reakcji mówił sam za siebie.

– To dziecko, przejdzie jej… – próbowałem uspokajać, ale Natalia wybuchła.

– Przestań to powtarzać! Ja nie mogę iść do sklepu, żeby ktoś nie patrzył na mnie jak na wroga publicznego!

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Nigdy nie myślałem, że moja własna córka stanie się kimś, kto zniszczy to, co próbuję zbudować. A potem przyszła kolejna wiadomość. Tym razem od mojego szefa. „Piotrze, musimy porozmawiać o tym, co dzieje się w sieci. Nie wygląda to dobrze”. Zuzia nie tylko niszczyła moją relację z Natalią. Niszczyła mnie.

Natalia coraz częściej zamykała się w sypialni. Kiedyś ciepła i pełna energii, teraz była przygaszona, nerwowa, zrezygnowana. Pewnego wieczoru, kiedy wróciłem do mieszkania, siedziała na kanapie z telefonem w dłoni. Na jej twarzy nie było już gniewu, tylko zmęczenie.

Zniszczyła mi życie

– Nie mogę tak dłużej – powiedziała cicho.

Usiadłem obok niej, próbując chwycić jej rękę, ale cofnęła dłoń.

– Natalia…

– Kocham cię, ale to wszystko mnie przerasta. To nie moja wina, a wszyscy mnie nienawidzą. Codziennie widzę te komentarze, znajomi się ode mnie odsuwają. Nawet moja matka powiedziała, że powinnam się zastanowić, czy było warto.

– Nie odchodź – powiedziałem, choć sam nie byłem pewien, czy jeszcze mam siłę walczyć.

Patrzyła na mnie długo, jakby szukała czegoś w moich oczach, ale w końcu spuściła wzrok.

– Przepraszam.

Spakowała się w godzinę. Nie krzyczała, nie oskarżała mnie, nie rzucała dramatycznych słów. Po prostu zamknęła drzwi i zniknęła.

A ja zostałem sam w mieszkaniu, które jeszcze rano pachniało jej perfumami. Zuzia wygrała. Tylko że ja zacząłem się zastanawiać, czy w tej wojnie cokolwiek było do wygrania.

Byłem bezradny

Stałem przed drzwiami dawnego mieszkania. Czułem się obcy, choć jeszcze kilka miesięcy temu wracałem tu codziennie jak do siebie. Serce waliło mi w piersi, ale mimo to nacisnąłem dzwonek.

Po chwili usłyszałem kroki. Drzwi otworzyły się, a w progu stanęła Magda.

Nie wyglądała na zaskoczoną. Wpatrywała się we mnie spokojnie, jakby wiedziała, że ten moment kiedyś nadejdzie.

– Mogę wejść? – zapytałem cicho.

– Nie.

To jedno słowo przecięło powietrze jak nóż. Nie próbowała wyjaśniać, nie pytała, dlaczego przyszedłem. Nie zaprosiła mnie do środka, choć za jej plecami widziałem ciepłe światło lampy, usłyszałem cichy dźwięk telewizora, poczułem zapach domowego obiadu. Domu, do którego już nie należałem.

– Magda… – zacząłem, ale pokręciła głową.

– Chciałeś nowego życia. Więc wracaj do niego.

Nie było w jej głosie złości. Może dlatego zabolało jeszcze bardziej.

Drzwi zamknęły się przede mną, a ja stałem tam jeszcze przez chwilę, wpatrując się w wycieraczkę, na której kiedyś zostawiałem swoje buty.

Wszystko straciłem

Ona mnie nie nienawidziła. Ale nie byłem już częścią jej świata. Odwróciłem się i odszedłem.

Usiadłem na ławce pod blokiem. Było zimno, ale nie chciało mi się wracać do pustego mieszkania. Wyciągnąłem telefon i zacząłem przeglądać zdjęcia.

Zuzia jako mała dziewczynka, z dwoma kitkami, uśmiechnięta od ucha do ucha. Magda śmiejąca się do obiektywu, z kubkiem kawy w ręku. Ja, trzymający je obie na ramionach, jakbym wtedy miał w sobie siłę, by utrzymać cały świat.

Kiedyś miałem wszystko. Rodzinę, dom, spokój. Wydawało mi się, że to za mało. Teraz miałem dokładnie to, o co walczyłem. Wolność. Tylko że zamiast szczęścia czułem pustkę. Zrozumiałem w końcu słowa Magdy. Nie można mieć wszystkiego. A ja nie miałem już nic.

Reklama

Piotr, 42 lata

Reklama
Reklama
Reklama