Reklama

Praca w salonie fryzjerskim mojej cioci zawsze sprawiała mi dużo radości. Niestety, pewna środa na początku czerwca przyniosła mi sporo stresu. Tuż po otwarciu zakładu pojawiła się małżonka okolicznego adwokata, która chyba w życiu nie wyszła od nas w pełni usatysfakcjonowana ze swojej fryzury (zastanawiałam się, czemu mimo wszystko do nas zagląda). I, rzecz jasna, tak jak za każdym razem, zaczęła krytykować efekt mojej pracy przy jej pasemkach. Podobno odcień nie był zgodny z jej oczekiwaniami, mimo że przedtem dokładnie omówiłyśmy każdy szczegół.

Reklama

To była niewdzięczna robota

– Zdarza się, że odcień nie do końca odpowiada temu, co planowałyśmy, ale…

– To totalna porażka! – przerwała mi i stwierdziła, że w ogóle nie powinna uiścić należności.

– Raczej nie ma takiej opcji – odrzekłam oschłym głosem, a Majka, która kręciła się po salonie, rzuciła mi współczujące spojrzenie.

– Boże, co za jędza! Jak mi się napatoczy, to zaraz mam dość tej roboty – oznajmiła współpracownica, gdy nikogo innego już nie było.

Zobacz także

– Ja tam się już nauczyłam na nią nie zwracać uwagi – moja mina mówiła sama za siebie. – Może skoczymy na kawkę? – zasugerowałam.

– No ba, mam akurat chwilkę – Majka przytaknęła i nim się obejrzałyśmy, delektowałyśmy się aromatem espresso.

Ledwo co zdążyłyśmy odetchnąć, a tu nagle do naszych nosów doleciała woń spalenizny. Wyczułyśmy ją praktycznie w tym samym momencie. Zerwałyśmy się jak oparzone i popędziłyśmy w stronę magazynu, bo stamtąd unosił się dym. Kiedy tam wpadłyśmy, naszym oczom ukazał się przerażający widok — sterty pudeł z przyborami do stylizacji włosów stały w płomieniach! Majka kompletnie zdębiała

Nie mogłam się ruszyć z miejsca

Całe szczęście, że zachowałam przytomność umysłu i zadzwoniłam po straż pożarną. Mają blisko, dlatego dotarli na miejsce zdarzenia w ciągu pięciu minut. Pomimo tego, że udało im się błyskawicznie opanować ogień, który nie zdążył się jeszcze porządnie rozprzestrzenić, to i tak lokal wymagał gruntownego remontu.

Zdawałam sobie sprawę, że w tym miesiącu moje zarobki będą mizerne… Jakby tego było mało, siostra mojej mamy miała do mnie żal! Nie miało dla niej znaczenia, że strażacy wyjaśniali, iż z tyłu lokalu doszło do zwarcia w instalacji elektrycznej, ciotka mimo wszystko twierdziła, że nie dopełniłam swoich obowiązków związanych z prowadzeniem jej biznesu!

– Wiesz co, Majka? Chyba czas poszukać nowej roboty – powiedziałam kumpeli po paru dniach. Zaczęłam się za czymś rozglądać, ale nic z tego nie wyszło. Mimo że trochę już w tym siedzę, a w pobliżu jest sporo salonów fryzjerskich, nigdzie nie mogłam niczego znaleźć.

Ostatnimi czasy moja relacja z ciocią Alą uległa drastycznemu pogorszeniu. Ta uparta kobieta ciągle miała do mnie pretensje, że to niby przeze mnie wybuchł ogień. Na dodatek powiedziała wprost, że muszę się dorzucić do naprawy zniszczeń.

To była czarna seria

Nie wytrzymałam, kiedy po raz setny do mnie wydzwaniała i zaczęła mi prawić kazania. W końcu jej odpyskowałam:

– Ciociu, dostaniesz kasę z ubezpieczenia! I to nie ja odpowiadam za to, że mieliście niesprawne kable w domu!

Kompletnie mnie to wyprowadziło z równowagi i już kolejnego ranka postanowiłam rzucić papierami. Tego samego dnia, gdy nastał wieczór, byłam totalnie rozbita – popijając czerwone wino, pogrążona w mroku własnego mieszkania, szlochałam w chusteczkę.

Ostatnimi czasy faktycznie nic mi nie wychodziło – najpierw wystrychnął mnie na dudka mój mężulek, potem zdechł mój najukochańszy kot, a teraz jeszcze ta afera z ciocią Aliną. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że kobieta zbliżająca się do siedemdziesiątki może mieć już jakieś bziki związane z wiekiem, ale żeby mnie posądzać o coś takiego?

Usłyszawszy trąbienie dochodzące z zewnątrz, podeszłam do okna, by sprawdzić, co się dzieje. Na chodniku tuż obok mojego bloku zaparkowała jakaś furka, z której wygramolili się facet z babką. Gość był wysokiego wzrostu i miał na sobie stylowy ciuch. Objął laskę ramieniem i szepnął jej coś do ucha. Gapiąc się na tę nieznajomą parkę, poczułam się sama jak palec i znów miałam ochotę się rozbeczeć, ale wtedy z przedpokoju dobiegł mnie odgłos dzwoniącego telefonu.

Zaskoczył mnie

– Słucham? – odebrałam telefon, ale po drugiej stronie panowała cisza. Dopiero po chwili odezwał się mężczyzna, pytając, czy dodzwonił się do Barbary. – We własnej osobie, a kto pyta? – odpowiedziałam.

– Basia? Z tej strony Antek, już mnie nie pamiętasz? – rozpoznałam jego głos i parsknęłam śmiechem.

– Antek? Co tam słychać? Wieki cię nie widziałam. Tak nagle ci się przypomniałam?

– Wiesz, jak ten czas gna do przodu – zagadnął, po czym zaczął mi opowiadać o swojej robocie na budowie w Niemczech.

– Jesteś teraz za granicą, w Niemczech? – zapytałam z ciekawością.

– A skąd, wróciłem już do Polski, obecnie jestem w Grudziądzu – odpowiedział.

– Mieszkasz z rodzicami?

– Tak, tymczasowo. Mam trochę zamieszania przez rozwód i kiepsko z finansami. Ale myślę, że niedługo się ogarnę i wrócę do Bydgoszczy, w stare kąty. A ty podobno sobie radzisz, masz pracę, odnowiłaś mieszkanie odziedziczone po mamie…

– Racja, jest całkiem ok – stwierdziłam, nie wchodząc w detale.

Szczerze mówiąc ostatnimi czasy nie czułam, że życie daje mi pełnię szczęścia, ale przecież nie będę się uzewnętrzniać przed kimś, z kim nie miałam kontaktu od ponad dekady. Dawniej łączyło nas wiele – zanim poznałam swojego obecnego męża, to właśnie Antek był moim chłopakiem. „Ale to już zamknięty rozdział” – przeleciało mi przez myśl, gdy on stwierdził, że koniecznie musimy się zobaczyć.

Dawno go nie widziałam

– Pewnie, chętnie się spotkam – przytaknęłam. Zapowiedział, że odezwie się ponownie. Po zakończeniu rozmowy opadłam na fotel i zaczęłam się zagłębiać we wspomnieniach…

Dawno temu, kiedy ledwo skończyłam 19 lat, po uszy zakochałam się w Antku. Jeździł wtedy wysłużonym jednośladem, którym odbywaliśmy przejażdżki w okolice najbliższej rzeki. Wciąż gadał o tym, że w przyszłości zostanie rozchwytywanym fotografem.

W tamtym okresie zrobił mi kupę fotek – na paru z nich pozowałam topless, czego potem okropnie się krępowałam. Ale zdjęcia wyszły niezwykle urocze i do dziś je przechowuję w pudełku po butach, schowanym w szafie. Byłemu mężowi ich nie pokazałam, ale od czasu do czasu sama je przeglądam. Przyjemnie tak powspominać te szalone, młodzieńcze czasy…

Bezsenność nie chciała dać mi spokoju tej nocy. W myślach ciągle wracałam do wspomnień związanych z Antonim i naszą przelotną relacją. Rozpamiętywałam jego płomienne deklaracje, że będzie mnie kochał po wsze czasy, nasze intymne chwile w zrujnowanym budynku nad wodą, który czekał na wyburzenie, a także jego niespodziewany wyjazd za granicę.

Odjechał bez słowa, nawet się nie pożegnał. Po paru tygodniach dostałam od niego wiadomość z przeprosinami za to, jak się zachował. Snuł w niej plany na naszą wspólną przyszłość. „Wkrótce zarobię wystarczająco dużo kasy i wrócę, żeby cię stąd zabrać!” – takie słowa kreślił w liście.

Jak zwykle się zawiodłam

Minęło sześć długich lat bez żadnego kontaktu z jego strony. A tu nagle, jakby nigdy nic, postanowił dać znać, że o mnie pamięta. „A co, jeśli to znak od losu? Co, jeśli po tych ostatnich porażkach życie szykuje dla mnie coś wyjątkowego?” – te myśli nie dawały mi spokoju przez następne kilka dni.

Antek za to naprzykrzał mi się telefonami co noc, zapewniając o nadchodzącym spotkaniu. W końcu zdecydowaliśmy się na randkę w knajpie o nazwie Karafka. Do lokalu przybyłam pierwsza. Miałam na sobie krwistoczerwoną kieckę, makijaż na twarzy i otulona byłam wonią perfum. Po chwili dostrzegłam go wchodzącego do środka i zatkało mnie… Nie przypominał już tego wysokiego, szczupłego młodzieńca, którego niegdyś znałam. Teraz stał przede mną wyraźnie podchmielony, niechlujny facet z piwnym bebechem wystającym spod kraciastej koszuli.

– Cześć, Baśka! Wieki cię nie widziałem! – powiedział, idąc w moim kierunku niepewnym krokiem. – Wiesz co, mam do ciebie prośbę. Kupisz mi browara? Jestem trochę spłukany… – oznajmił, opadając na krzesło obok mnie. – No i co tam u ciebie? Podobno jesteś już po rozwodzie? Dobrze zrobiłaś, może znowu będziemy razem? – wypalił, pytając wprost, czy mógłby u mnie przenocować. – Planowałem się przespać u ziomka, ale skoro wpadliśmy na siebie… To jak będzie? Powspominamy dawne lata, popijemy trochę…

Los się uśmiechnął

Antoni spoglądał chciwym okiem na mój kieliszek z winem. Przede mną siedział wyniszczony przez los, niemający dachu nad głową koneser mocnych trunków…

– Wybacz mi, ale coś mi się nagle przypomniało i muszę uciekać – oznajmiłam.

Darł się coś za moimi plecami, ale już przestałam go słuchać. Szybkim krokiem wyszłam z Karafki i puściłam się biegiem jakąś wąską uliczką, którą nigdy wcześniej nie chodziłam. Nagle moją uwagę przykuła karteczka: „Szukamy fryzjerki!”. Wisiała w oknie bardzo stylowego salonu fryzjerskiego. Od razu pomyślałam, że to musi być przeznaczenie. Tyle że zamiast wymarzonego faceta, los podsunął mi pod nos… pracę.

Po dosłownie paru minutach gadki szpanerska dyrektorka dała mi tę robotę. Stwierdziłam, że z Antosiem jesteśmy rozliczeni. Swego czasu mnie olał, ale właściwie dzięki niemu wylądowałam na tym stanowisku. Przykro mi tylko, że tak popadł w alkoholizm. Ale to już nie moja broszka. Jeśli będę w stanie jakoś go wesprzeć, na pewno to zrobię. Ale wrócić do faceta z takimi problemami? Nie ma bata!

Reklama

Barbara, 28 lat

Reklama
Reklama
Reklama