Reklama

– Mamo, idź na ten zjazd. Najwyżej się wynudzisz, ale przynajmniej wyjdziesz z domu – powiedziała Julia, moja piętnastoletnia córka, opierając się o framugę drzwi z kubkiem kisielu w ręku.

Reklama

– I to ma mnie przekonać? – uniosłam brwi, nie odrywając wzroku od sterty wypracowań. – Wolę się wynudzić w piżamie, na własnej kanapie.

– Serio? Cały świat cię wkurza? Nawet twoi dawni znajomi z liceum?

– Wiesz, co mnie zniechęca? Wspominki i porównania. Kto gdzie mieszka, kto ile zarabia, kto się rozwiódł. Znowu poczuję się jak dziwaczka z kotem i herbatą w termosie.

Julia pokręciła głową, ale się uśmiechnęła.

Może spotkasz kogoś ważnego. Kogoś, kto kiedyś znaczył dla ciebie więcej niż praca i te twoje „mądre książki”.

Milczałam. Bo to trafiło. Michał. Moja pierwsza miłość. Zniknął nagle, bez słowa. Zostawił po sobie pustkę, której nikt potem nie wypełnił.

– Pójdę – powiedziałam w końcu. – Ale tylko po to, żeby się przekonać, czy to już naprawdę przeszłość.

Czułam się jak idiotka

Zjazd był dokładnie taki, jak sobie wyobrażałam – nieco chaotyczny, za głośny, z zapachem wódki, zbyt mocnych perfum i niedopowiedzianych żali. Uściski, uśmiechy, komentarze o zmarszczkach i łysinach. I to natrętne „nic się nie zmieniłaś!”, choć przecież wszyscy się zmieniliśmy. Ja też. Stałam przy stoliku z plastikowym kieliszkiem wina, zerkając na drzwi. Trochę jak idiotka. A może jak ktoś, kto nie do końca pogodził się z przeszłością. I wtedy go zobaczyłam. Michał.

Czas zrobił z nim swoje – miał więcej siwych włosów, niż pamiętałam i spojrzenie, w którym było coś zmęczonego. Ale wciąż był… sobą. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, poczułam coś dziwnego. Jakby na moment wrócił tamten czerwiec z maturą z polskiego, potem łzy i milczenie. I jego zniknięcie. Podszedł powoli, z plastikową szklanką piwa w dłoni.

– Anka… – uśmiechnął się tak, jak wtedy, gdy pisałam mu ściągi z historii. – Myślałem, że cię nie będzie.

– Też myślałam, że nie przyjdę – przyznałam. – Ale moja córka stwierdziła, że jestem zbyt nudna jak na czterdziestolatkę.

Zaśmiał się cicho.

– Dobrze, że jej posłuchałaś.

Rozmawialiśmy przez chwilę, trochę niezręcznie. O szkole, o nauczycielach. O tym, kto nie żyje, kto się rozwiódł, a kto zrobił karierę w Niemczech.

– Może wyskoczymy kiedyś na kawę? Tak… na spokojnie? – zaproponował, kiedy zapadła chwila ciszy.

Spojrzałam na niego, szukając oznak żartu. Ale był poważny. I zdenerwowany. Tak jakby coś naprawdę chciał powiedzieć.

– Dobrze – odpowiedziałam, zanim zdążyłam się zastanowić.

A potem poczułam, że serce bije mi szybciej, niż powinno. Jak za starych czasów.

Moje ciało go pamiętało

Spotkaliśmy się trzy dni później. Bez tłumu, bez hałasu, bez zjazdowego absurdu. Po prostu w parku, na ławce, którą wygrzewało wrześniowe słońce. Michał przyniósł kawę, tym razem w papierowych kubkach.

Latte z syropem waniliowym, prawda? – zapytał.

– O matko… pamiętałeś?

– Niektórych rzeczy się nie zapomina – odpowiedział cicho.

Siedzieliśmy chwilę w milczeniu, wpatrzeni w liście, które zaczynały żółknąć. Pachniało wilgocią i jakąś słodką melancholią. Jakby wszystko dookoła też pamiętało.

– Wiesz, długo nie mogłam zrozumieć, dlaczego wtedy zniknąłeś – powiedziałam w końcu. – Żadnego pożegnania. Zero kontaktu. To było... mocne.

Spojrzał na mnie, ale szybko odwrócił wzrok. Zacisnął dłonie na kubku.

– Nie byłem wtedy gotowy. I… nie bardzo mogłem.

– Nie mogłeś zadzwonić? Napisać?

– Mogłem – przyznał po chwili. – Ale… wolałem zniknąć niż powiedzieć ci coś, co by cię zraniło jeszcze bardziej.

To zdanie wbiło się we mnie jak zimny sopel lodu. Nie złościło mnie, ale zostawiło dziwny niepokój.

– A co takiego? – zapytałam cicho.

Uśmiechnął się, ale raczej smutno.

– Jeszcze nie dziś, Anka. Proszę.

Pokiwałam głową. Nie naciskałam. Nie wiedziałam, czy boję się prawdy, czy tego, co mogłaby mi zrobić. Zamiast tego opowiadaliśmy sobie o liceum, nauczycielach, wspólnych wagarach. Śmialiśmy się, a ja czułam, że moje ciało pamięta jego obecność bardziej niż rozum. Jakbym miała 17 lat i znowu siedziała obok niego na murku przed szkołą.

– Fajnie się z tobą gada – powiedział, wstając. – Jeszcze się spotkamy?

Spojrzałam na niego długo.

– Jeszcze się spotkamy – powtórzyłam.

I uśmiechnęłam się jak wtedy. Trochę z nadzieją, trochę z lękiem.

Musiałam poznać prawdę

Nie wytrzymałam. Zadzwoniłam do niego dwa dni później.

– Musimy pogadać. Tak na serio – powiedziałam krótko.

Nie pytał, o co chodzi. Po prostu podał adres. Małe mieszkanie na drugim piętrze w bloku z lat 70. Pachniało kawą i chyba, co dziwne, starym drewnem. Usiadłam na kanapie. Michał był spięty, jakby spodziewał się wyroku.

Dlaczego wtedy odszedłeś? – zaczęłam, nie owijałam już w bawełnę. – I nie mów mi, że nie byłeś gotowy. Byliśmy razem. Myślałam, że… to coś znaczy.

Złapał się za kark. Odwrócił wzrok.

– Moja matka cię nie akceptowała – powiedział w końcu. – Od początku. Uważała, że mnie „ściągasz w dół”, jak to ujęła. Że powinnaś iść na studia, a nie kisić się ze mną w jakimś wynajmowanym pokoiku.

– Co? – zaśmiałam się gorzko. – Przecież planowaliśmy wspólne mieszkanie.

– Planowaliśmy. Ale ona… była jak beton. Postawiła sprawę jasno. Albo zrezygnuję z ciebie, albo odcina mi wszystko – mieszkanie, pomoc, nawet telefon. A ja wtedy… spanikowałem.

Przez chwilę tylko patrzyłam na niego. I nagle poczułam, że mam ochotę go uderzyć. A zaraz potem – przytulić.

– I dlatego po prostu przepadłeś? Bez słowa?

Wiem. To było podłe. Ale wtedy myślałem, że tak będzie… lepiej. Że się na mnie nie będziesz wściekać, tylko po prostu zapomnisz.

– Nie zapomniałam, Michał – powiedziałam cicho. – Wiesz, ile razy się zastanawiałam, co zrobiłam nie tak?

Zamilkł. W jego oczach zobaczyłam coś, czego wcześniej nie było. Wyrzut sumienia. Skruchę.

– Anka… Nigdy nie przestałem o tobie myśleć.

Zrobiło mi się ciepło. I strasznie. Bo nie wiedziałam już, czego bardziej się boję. Swoich uczuć, czy jego...

Już się cała trzęsłam

– On cię znowu zrani, Anka. Wiesz o tym, prawda? – powiedziała Marta, moja przyjaciółka, nalewając nam po lampce czerwonego wina. – Tacy faceci się nie zmieniają. Jak raz uciekł, to ucieknie znowu.

Siedziałyśmy w jej kuchni, nad zimną pizzą na cienkim cieście i serem pleśniowym, z tą znajomą, gorzką nutą w smaku.

Może się zmienił – rzuciłam bez przekonania. – Może ja się zmieniłam. Już nie mam 19 lat i nie czekam na księcia z gitarą.

– Ale serce masz ciągle to samo – spojrzała na mnie uważnie. – I to mnie martwi.

Westchnęłam. Upiłam łyk wina i spojrzałam w okno. Było ciemno. Ulica spała. Jak moja dawna pewność.

– Wiesz, nie chodzi tylko o Michała – przyznałam. – Chodzi o mnie. O to, że… chyba nie zamknęłam tego rozdziału. Od lat grzebię w przeszłości, bojąc się nowej. A może to właśnie jest ten moment, żeby zobaczyć, co jeszcze tam zostało. Czy coś się jeszcze ostało z tamtych nas...

Marta pokręciła głową.

– Tylko błagam, nie zakochuj się w nim na nowo jak idiotka. Nie rób z siebie czterdziestoletniej nastolatki.

– Za późno – wyszeptałam.

Oparła się na krześle, zrezygnowana.

– No dobra. Rób, co chcesz. Jak cię znowu zostawi, to nie będę mówić „a nie mówiłam”. Po prostu przyjdę z czekoladą i kocem.

Uśmiechnęłam się. Tylko że w środku już się cała trzęsłam. Bo miałam wrażenie, że ten rozdział życia dopiero się otwiera. I że nie jestem na niego gotowa.

Nie chciałam już uciekać

Tym razem to ja zaprosiłam go na spacer. Wieczór był chłodny, ale suchy, park pusty, liście szeleszczące pod stopami. Michał czekał już na ławce, z rękami w kieszeniach kurtki.

– Dobrze, że jesteś – powiedział, wstając, jakby nie był pewien, czy naprawdę przyjdę.

– Muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam od razu. – O sobie. O tym, co było potem.

Usiedliśmy.

– Mój mąż… był w porządku. Do czasu. Później było już tylko… zimno. Zdrady. Milczenie. Długa wojna o nic. Rozwód był ulgą. Ale wtedy… zrozumiałam, że coś we mnie zgasło. Albo raczej, że nigdy nie rozbłysło naprawdę – spojrzałam na niego uważnie. – Bo to, co miałam z tobą… to było coś innego. Prawdziwszego.

Zamilkł. W oczach miał coś, czego się nie spodziewałam – smutek.

– Ja też mam coś do powiedzenia – powiedział cicho. – Moja żona… kochałem ją. Nie jak ciebie, inaczej. Ale byłem jej wierny. Była chora długo, umarła w zeszłym roku. Byłem lojalny, ale… pusty.

Spojrzałam w jego oczy i nagle wszystko się we mnie spięło.

– Nie wiem, co będzie dalej – powiedział. – Nie chcę ci nic obiecywać. Ale wiem jedno, że nie chcę już więcej uciekać.

Czułam, jak moje gardło się zaciska. Mimo tylu lat, mimo lęków, mimo ostrożności…

– Ja też nie chcę uciekać – wyszeptałam. – Ale tym razem… chcę siebie ochronić.

Uśmiechnął się. I pierwszy raz od liceum poczułam, że może… naprawdę możemy spróbować jeszcze raz. Już nie jako dzieci. Nie z marzeniami. Ale z prawdą i bliznami.

Anna, 41 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama