Reklama

Kiedy urodził się Adaś, zostałem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Byłem pewien, że od teraz nasza rodzina będzie tętnić miłością i radością. Chciałem być dla Adasia kimś, komu ufa. Ojcem i przyjacielem, w którym zawsze znajdzie oparcie. Jednak szybko zauważyłem, że moja żona wyobrażała sobie naszą przyszłość zupełnie inaczej.

Reklama

Ania wychowywała się w domu, gdzie zasady i rygor były na porządku dziennym. „To dla jego dobra” – powtarzała mi za każdym razem, gdy starałem się pokazać jej, że w tym wszystkim brakuje nam miejsca na spontaniczność. Im częściej mówiłem o potrzebie luzu, miłości, tym mocniej żona obstawała przy swoim.

Tylko zacisnąłem usta

Pewnego dnia siedzieliśmy przy stole w kuchni, a Ania znowu wbiła we mnie wzrok pełen dezaprobaty. Adaś właśnie skończył jeść i bawił się teraz klockami na podłodze, układając wieżę, którą z zapałem próbował wyciągnąć „do nieba”. Ja patrzyłem na niego z uśmiechem, ale widziałem, że żona widzi to inaczej.

On jest za bardzo rozpieszczony – rzuciła chłodno. – To nie jest dobre dla niego.

– Rozpieszczony? To tylko dziecko. Musi mieć czas na zabawę. Nie chcę, żeby czuł się ciągle oceniany – odpowiedziałem, starając się mówić spokojnie.

Ania skrzywiła się, jakby to, co powiedziałem, było czymś niemądrym.

– A kiedy zamierzasz mu pokazać, że życie to nie tylko zabawa? Że są obowiązki, że trzeba znać granice? – mówiła coraz bardziej podniesionym głosem. – W ten sposób nauczysz go tylko lenistwa i nieodpowiedzialności.

Tylko zacisnąłem usta. Tak często słyszałem te słowa, że i mi zaczęły odbierać mi pewność siebie.

– Kochanie, Adaś potrzebuje miłości, a nie dyscypliny na każdym kroku. Nie sądzisz, że trochę go to przytłacza? – spytałem, choć wiedziałem, że jej odpowiedź będzie nieugięta.

Anna westchnęła i pokręciła głową z rezygnacją.

Jeśli nie chcesz go wychowywać, to ja będę musiała to zrobić za nas oboje – rzuciła, odwracając się do mnie plecami.

Nie chciałem prowokować kolejnych kłótni, więc gdy zostawaliśmy sami, pozwalałem Adasiowi na małe przyjemności, których Ania by nie pochwaliła. To były drobnostki, ale widziałem, że dla syna znaczyły wiele. Był wtedy spokojniejszy, bardziej rozpromieniony, jakby na chwilę przestawał się bać.

Serce mi zamarło

Pewnego dnia żona wróciła wcześniej z pracy i przyłapała nas, jak siedzimy na dywanie w salonie i gramy w planszówkę. Gdy usłyszałem trzask zamykanych drzwi, serce mi zamarło. Ania weszła do salonu i spojrzała na nas, mrużąc oczy.

– Chyba zapomniałeś, że Adaś ma konkurs w przyszłym tygodniu? – Jej ton był lodowaty. – Może, zamiast tracić czas na bzdury, pomógłbyś mu się przygotować?

Zebrałem się na odwagę.

– To tylko chwila zabawy. Dziecko też potrzebuje odpoczynku. Cały dzień był w przedszkolu – tłumaczyłem, starając się brzmieć spokojnie.

Ale żona nie zamierzała ustąpić.

– Nie chcę, żeby wyrósł na kogoś, kto ciągle będzie wybierał zabawę. Nie widzisz, że to dla jego dobra? – mówiła, a ja czułem, że każde słowo jest jak kolejne uderzenie.

– Dla jego dobra? Powiedz mi, kiedy ostatni raz widziałaś, żeby Adaś się cieszył? On robi to wszystko ze strachu przed tobą! – wybuchłem, nie mogąc już dłużej tłumić złości.

Zobaczyłem, jak jej twarz stężała. W jej oczach pojawił się gniew pomieszany z bólem.

– Skoro tak uważasz, to nie mamy o czym rozmawiać – powiedziała chłodno i odwróciła się na pięcie, zostawiając mnie z Adasiem, który patrzył na nas, jakby już rozumiał, że między nami nie ma zgody.

Stoimy po przeciwnych stronach przepaści

Z czasem zauważyłem, że Adaś stał się cichszy i ostrożny, jakby ważył każde słowo i gest. Zamiast przychodzić do nas z pytaniami czy chwalić się drobnymi sukcesami, obserwował nasze twarze, jakby sprawdzał, czy jest to odpowiednia chwila na rozmowę. Jego beztroski uśmiech pojawiał się coraz rzadziej. Pewnego wieczoru, gdy kładłem go do łóżka, przytulił się do mnie i szeptem zapytał.

– Tato, a mama się złości, bo coś źle robię?

Zabolało mnie, jak bardzo te słowa były przesiąknięte niepewnością. Wziąłem głęboki oddech, czując, że coś we mnie pęka.

– Synku, mama się czasem denerwuje, ale to nie znaczy, że cię nie kocha. Chce dla ciebie jak najlepiej – próbowałem mu wytłumaczyć, choć sam nie byłem pewien, czy wierzę w to, co mówię.

Adaś pokiwał głową, ale w jego oczach widziałem cień, który nie powinien gościć w spojrzeniu tak małego chłopca.

Następnego dnia podsłuchałem Anię, gdy rozmawiała ze swoją matką przez telefon. Słowa, które usłyszałem, sprawiły, że stanąłem jak wryty.

Nie mogę liczyć na Pawła, mamo. On tylko wszystko utrudnia. Czasami myślę, że jest bardziej dziecinny niż nasz syn – mówiła Ania, nieświadoma mojej obecności.

Te słowa paliły mnie jak rozgrzane żelazo. Wieczorem, gdy Adaś poszedł już spać, postanowiłem poważnie porozmawiać z żoną.

– Czy naprawdę myślisz, że jestem „dziecinny”? Że nie zależy mi na naszym synu? – zapytałem, starając się, by mój głos nie drżał.

Ania spojrzała na mnie chłodno.

– Zależy ci, ale na swój sposób. Tylko że to, co robisz, to nie jest wychowanie. Po prostu pozwalasz mu robić, co chce – odpowiedziała, z przekonaniem w głosie, które wyprowadzało mnie z równowagi.

– Nie widzisz, jak on się nas boi? Myśli, że musi być idealny, żebyśmy go zaakceptowali. To nie jest wychowanie. To niszczenie jego pewności siebie – wyrzuciłem z siebie.

– Lepiej, żeby bał się nas teraz, niż potem miał bać się życia – odpowiedziała, jakby moje słowa nic dla niej nie znaczyły.

Czułem, jak narasta we mnie gniew, ale i bezsilność. Miałem wrażenie, że stoimy po przeciwnych stronach przepaści, której nie sposób przeskoczyć.

Serce mi pękło

Pewnego wieczoru postanowiłem porozmawiać z Adasiem. Chciałem zrozumieć, co dzieje się w jego małej głowie. Siedzieliśmy razem na brzegu łóżka, a on bawił się nerwowo krawędzią swojej kołdry.

– Adasiu, wszystko u ciebie w porządku? – zapytałem miękko, kładąc dłoń na jego drobnej rączce.

Adaś tylko wzruszył ramionami, nie patrząc mi w oczy.

– Tato... bo ja czasem nie wiem, co robić, żebyście byli zadowoleni – powiedział w końcu cicho. – Jak mama mówi, że mam być grzeczny, to się staram, ale... czasem nie wiem, czy robię dobrze.

Serce mi pękło. Przytuliłem go mocno, szepcząc, że nie musi być idealny, że kochamy go bez względu na wszystko. Czułem, jak się rozluźnia, choć w jego oczach dalej czaiła się niepewność.

– Tylko nie chcę, żebyście się przeze mnie kłócili – dodał, a ja zrozumiałem, że nasze konflikty odbijają się na nim bardziej, niż przypuszczałem.

Wieczorem postanowiłem jeszcze raz porozmawiać z Anią.

– Musimy coś zmienić – zacząłem, starając się, by mój głos był spokojny, choć emocje dławiły mnie od środka. – Adaś czuje się między nami jak przeszkoda. Zaczyna sądzić, że jest problemem, a nie naszym ukochanym dzieckiem.

Żona była zirytowana

Anna odłożyła kubek z herbatą i spojrzała na mnie chłodno.

– Wyolbrzymiasz. Dzieci czasem boją się rodziców, bo to naturalne, gdy ich uczymy odpowiedzialności – powiedziała, jakby każde słowo było wyuczoną formułką.

– To nie jest normalne, kiedy nasze dziecko boi się wyrazić siebie! On już nawet boi się popełniać błędy, bo myśli, że nas zawiedzie. – Spojrzałem na nią z desperacją, licząc, że choć trochę zobaczy to, co ja widziałem. – Wiem, że chcesz dla niego dobrze, ale twoja surowość zniszczy mu dzieciństwo.

W oczach żony pojawił się cień irytacji.

– Jeśli nie będziemy go pilnować teraz, to potem będzie za późno. Nie chcę, żeby wyrósł na kogoś, kto nie zna dyscypliny – odparła, a jej głos był zimny i stanowczy. – Ty tego nie rozumiesz, bo dla ciebie liczy się tylko to, żeby był zadowolony tu i teraz.

Poczułem, że opadam z sił. Każda rozmowa z nią kończyła się tym samym – przekonaniem, że wszystko, co robiłem, było błędne, a ona była jedyną, która wiedziała, co jest słuszne.

– W takim razie co mamy zrobić? Bo nie wiem, jak dalej mamy funkcjonować jako rodzina, skoro widzimy wszystko tak różnie – powiedziałem zdesperowany.

Anna spojrzała na mnie z lodowatym spokojem, który znałem aż za dobrze.

– Jeśli uważasz, że powinno być inaczej, może powinieneś się nad sobą zastanowić. Bo nie zamierzam rezygnować z tego, co uważam za słuszne – odpowiedziała, jakby nasze małżeństwo było bitwą.

Jednak od tamtej rozmowy zaczęliśmy szukać kompromisów. Dla Adasia.

Reklama

Paweł, 37 lat

Reklama
Reklama
Reklama