„Po powrocie z sanatorium zastaliśmy w domu sodomę i gomorę. Córka wywinęła nam niezły numer”
„– Tato, przesadzasz. Przecież nic nie zginęło. Wynajęłam na miesiąc i zarobiłam trochę pieniędzy. Czemu mieszkanie miało stać puste i się kurzyć? – powiedziała. – Pieniędzy?! – zrobiłam krok w jej stronę, czując, jak trzęsą mi się ręce. – Czy ty sobie w ogóle zdajesz sprawę, co zrobiłaś?”.
- Redakcja
Od samego początku coś mi się nie podobało. Jeszcze zanim włożyłam klucz do zamka, zauważyłam te obce buty pod drzwiami. Nie nasze. Zdecydowanie nie nasze. Stanęłam na klatce, patrząc na te sportowe adidasy, jakbym oczekiwała, że zaraz same się wytłumaczą.
– Henryk, widzisz to? – spytałam, ale mąż tylko machnął ręką.
– Może sąsiad coś zostawił. Ludzie czasem robią dziwne rzeczy.
Niby racja, ale nie dawało mi to spokoju. Kto zostawia buty pod cudzymi drzwiami? Nacisnęłam klamkę, czując, jak serce zaczyna mi bić szybciej. Klucz przekręcił się gładko, drzwi otwarły, a wtedy… stanęłam jak wryta.
W naszym salonie, moim salonie, siedzieli jacyś obcy ludzie. On, w szarej bluzie, z widelcem w dłoni, patrzył na mnie jak na zjawę. Ona, młoda blondynka w sukience w kwiaty, właśnie popijała coś z naszego kubka. Rozmawiali o czymś, kompletnie nieświadomi mojego szoku.
Byłam zaskoczona i wściekła
– Dobry wieczór? – rzucił niepewnie ten chłopak, jakby to ja była intruzem.
Poczułam, jak wzbiera we mnie złość.
– Kim państwo są i co tu robicie?! – głos miałam tak ostry, że aż Henryk odsunął się o krok.
Blondynka odłożyła kubek, spojrzała na mnie i mrugnęła.
– Chyba zaszło jakieś nieporozumienie. Wynajęliśmy to mieszkanie.
Wynajęli?! Mój dom?! To musiał być jakiś żart. Henryk spoglądał na mnie niepewnie, jakby oczekując, że to ja znajdę rozwiązanie tej absurdalnej sytuacji. Wzięłam głęboki oddech, czując, jak irytacja miesza się z niedowierzaniem.
– Wynajęliście?! Jak to wynajęliście? To jest nasz dom! – wycedziłam przez zęby, patrząc na młodego mężczyznę.
Chłopak, zaskakująco spokojny, sięgnął po telefon leżący na stole.
– Naprawdę nie wiem, co się dzieje. Zarezerwowaliśmy to mieszkanie przez ogłoszenie na serwisie społecznościowym. Płaciliśmy z góry za miesiąc, więc będziemy tu jeszcze tydzień.
Zamrugałam kilka razy, starając się zrozumieć sens jego słów. Serwis społecznościowy? Wynajem? W głowie miałam gonitwę myśli.
– Co to za serwis? – rzucił Henryk, wychylając się zza moich pleców.
– No, na grupie wynajmu mieszkań – dodała dziewczyna, zerkając na nas z lekkim skrępowaniem. – Mieliście dużo chętnych, ale udało nam się dogadać z właścicielem.
To sprawka córki
„Właścicielem”? Gdy to słowo padło, poczułam, jak coś zaciska mi się w środku. Henryk już wyciągnął telefon, jego palce drżały, gdy przewijał listę kontaktów.
– Julia... – mruknęłam, ledwo powstrzymując się od wybuchu. – Dzwoń do Julii!
Henryk spojrzał na mnie z niepokojem, jakby nie chciał uwierzyć, że nasza córka mogła mieć coś wspólnego z tą farsą. Telefon dzwonił, ale Julia nie odbierała.
Mężczyzna przy stole pokazał nam wiadomości na telefonie. Na ekranie widniała wymiana z kimś podpisanym jako „Julia – właścicielka”. „Odbiór kluczy w dogodnym terminie”, „Nie ma problemu z płatnością z góry” – czytałam to, czując, jak gotuje się we mnie złość.
– Ona... – zaczęłam, ale słowa uwięzły mi w gardle. Henryk w końcu opadł na kanapę, chowając twarz w dłoniach.
– Musimy to wyjaśnić. Teraz – syknęłam, ale jedyne, co czułam, to bezradność.
Nie widziała problemu
Julia zjawiła się późnym wieczorem, tak jak się umówiliśmy. Nie spieszyła się, jakby zupełnie nie rozumiała, jak poważna była sytuacja. Weszła do mieszkania, uśmiechnięta, z kubkiem kawy w dłoni.
– Cześć! O co chodzi? – rzuciła, zdejmując płaszcz i wieszając go na naszym wieszaku, jakby nic się nie stało.
Nie wytrzymałam.
– Julia, co to ma znaczyć?! – wybuchłam, wskazując na karton z rzeczami tej młodej pary, który stał pod ścianą. – Dlaczego obcy ludzie mieszkają w naszym domu?!
Julia uniosła brew, jakby była zaskoczona moim tonem.
– Och, to. Mamo, spokojnie, wszystko miałam pod kontrolą. Wynajęłam mieszkanie, żeby sobie nie stało puste, gdy byliście w sanatorium.
Henryk wstał z kanapy.
– Wynajęłaś? Jak mogłaś? To nasz dom! My tu mieszkamy!
Julia westchnęła, jakby tłumaczyła coś dziecku.
– Tato, przesadzasz. Przecież nic nie zginęło. Wynajęłam na miesiąc i zarobiłam trochę pieniędzy. Czemu mieszkanie miało stać puste i się kurzyć?
– Pieniędzy?! – zrobiłam krok w jej stronę, czując, jak trzęsą mi się ręce. – Czy ty sobie w ogóle zdajesz sprawę, co zrobiłaś? Nasze rzeczy, nasze zdjęcia, nasze życie – to wszystko oddałaś obcym ludziom!
Julia wzruszyła ramionami.
– Mamo, przestań dramatyzować. To czysty zysk. A ja… no, trochę potrzebowałam kasy.
Henryk spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– Potrzebowałaś? To trzeba było nam powiedzieć!
Julia zaśmiała się gorzko.
– Tak, bo wy zawsze tak chętnie pomagacie, prawda? – rzuciła, a ja poczułam, jak coś pęka.
Nie rozumiałam zachowania córki
Wieczorem, kiedy młoda para wyszła po wielkiej awanturze, a my zostaliśmy sami w tym całym bałaganie, zaczęłam sprzątać. Chciałam coś robić, bo inaczej chyba bym oszalała. Henryk siedział na kanapie, milczący, jakby próbował zrozumieć, co się właśnie stało. Ale ja nie mogłam znieść tej ciszy.
– Zobacz na to! – wybuchłam, wyciągając kubek z wyszczerbionym brzegiem. – Nasze rzeczy są zniszczone! Kto wie, co jeszcze zrobili w tym mieszkaniu?!
Henryk podniósł wzrok, ale nic nie powiedział. Westchnęłam, rzucając kubek na blat. Wróciłam do sprzątania, zbierając puste butelki i niedopałki znalezione na balkonie.
– Myślisz, że to już wszystko? – zapytałam po chwili. – Że Julia to po prostu załatwiła za naszymi plecami i nawet nie czuje wyrzutów sumienia?
Henryk odchrząknął.
– Myślę, że jest coś, czego nie rozumiemy – powiedział cicho. – Może miała powód.
– Powód?! – Zatrzymałam się w pół kroku. – Jaki powód usprawiedliwia wynajęcie naszego domu obcym ludziom? Jak ona mogła tak postąpić?
Mąż jej bronił
Henryk wzruszył ramionami.
– Może my też nie zawsze byliśmy fair – mruknął, ledwo słyszalnie.
Poczułam, jak coś mnie przeszywa. Spojrzałam na niego, oczekując wyjaśnień, ale tylko wpatrywał się w podłogę.
– Co masz na myśli? – spytałam, choć bałam się odpowiedzi.
Henryk unikał mojego wzroku.
– Grażyna, wiesz, o co chodzi. O te pieniądze… te, które obiecaliśmy Julii na studia. – Jego głos był ledwie słyszalny.
Zrobiło mi się zimno. Poczułam, że między nami otwiera się przepaść, której nigdy nie chciałam widzieć.
Julia przyszła następnego dnia wieczorem, spóźniona, jak zawsze. Nawet nie przeprosiła. Stanęła w drzwiach z telefonem w ręku, jakby cały świat czekał tylko na jej wiadomości.
– Możemy szybko? Mam jeszcze plany na wieczór – rzuciła, nie podnosząc wzroku znad ekranu.
Coś we mnie pękło.
– Plany?! – rzuciłam, podchodząc bliżej. – Julia, zawiodłaś nasze zaufanie, a ty mówisz o swoich planach?!
Pokłóciliśmy się
Henryk złapał mnie za ramię, próbując uspokoić, ale wyrwałam się.
– Mamo, przestań – odpowiedziała, zerkając na mnie z irytacją. – Wynajęłam mieszkanie, bo potrzebowałam pieniędzy. Nie zrobiłam nic złego.
Henryk wstał z kanapy, stając obok mnie.
– Nic złego? Wynajęłaś nasz dom obcym ludziom! A co, jeśli ktoś by coś ukradł? Jeśli by zniszczył wszystko, co mamy?
Julia przewróciła oczami.
– To przecież tylko rzeczy. Nie przesadzajcie.
– To nie o rzeczy chodzi! – wybuchłam. – To jest nasz dom, Julia! Nasze życie!
Julia zaśmiała się sucho, niemal z pogardą.
– A co z moim życiem? Nigdy nie byłam ważna.
Poczułam, jak serce mi się ściska.
– Co ty mówisz? Poświęciliśmy dla ciebie wszystko, żebyś miała dobre życie.
– Wszystko? – przerwała mi, a w jej głosie pojawiła się ostrość. – A te pieniądze, które mieliście mi dać na studia? Zniknęły, prawda?
Zapadła cisza. Henryk spuścił wzrok, jakby znowu chciał się ukryć. Julia to zauważyła.
– No właśnie – syknęła. – Może najpierw spójrzcie na siebie, zanim będziecie mnie oceniać.
Odwróciła się na pięcie i wyszła, zostawiając nas w tym chaosie. Poczułam się, jakby ktoś odebrał mi grunt pod nogami. Henryk objął mnie ramieniem, ale odsunęłam się.
Córka się obraziła
Minęło kilka dni, ale Julia się nie odezwała. Dom w końcu opustoszał – para wynajmujących zabrała swoje rzeczy, a my zostaliśmy sami w ciszy, która wydawała się cięższa niż kiedykolwiek. Każdy dźwięk wydawał mi się zbyt głośny, jakby próbował wypełnić tę pustkę.
Wieczorem usiadłam przy stole, bawiąc się kubkiem z wyszczerbionym brzegiem. Henryk wszedł do kuchni, spojrzał na mnie i westchnął.
– Daj jej czas – powiedział, jakby czytał w moich myślach.
Spojrzałam na niego zmęczona.
– A jeśli nie chce nas znać? Może dla niej to już koniec? – zapytałam, ledwo powstrzymując łzy.
Henryk nie odpowiedział. Odsunął krzesło i usiadł obok mnie, kładąc rękę na mojej dłoni. Kilka godzin później telefon w końcu zadzwonił. Julia. Odruchowo odebrałam, czując dziwną nadzieję, ale głos mojej córki był chłodny.
– Mogę wpaść po swoje rzeczy? – zapytała bez emocji.
Spróbowałam coś powiedzieć, zaprosić ją na rozmowę, ale Julia nie chciała słuchać.
– Po prostu je przygotujcie – rozłączyła się, zanim zdążyłam dokończyć zdanie.
Siedziałam w milczeniu, trzymając telefon w ręku. Henryk spojrzał na mnie, ale nie powiedział nic. I może właśnie to milczenie bolało najbardziej.
Wyprowadziła się od nas
Julia przyszła następnego dnia po południu. Przyniosła ze sobą torbę na rzeczy, które, jak mówiła, „już jej nie są potrzebne”. Nie weszła dalej niż do przedpokoju, jakby nasze mieszkanie było już dla niej obce.
– Spakowałam wszystko, co twoje – powiedziałam, wskazując na karton stojący pod ścianą. Starałam się mówić spokojnie, ale głos mi się załamał.
Julia skinęła głową.
– Dzięki – rzuciła, nawet na mnie nie patrząc.
Henryk, który przez cały ten czas siedział w kuchni, w końcu wyszedł.
– Julia – zaczął, próbując ją zatrzymać – może byś została? Porozmawiamy, spróbujemy to wszystko naprawić.
Spojrzała na niego z czymś, co mogło być żalem, ale trwało to zaledwie ułamek sekundy.
– Już wszystko powiedziałam. Lepiej będzie, jeśli damy sobie spokój.
Chwyciła karton, obróciła się na pięcie i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Stałam tam jeszcze chwilę, wpatrując się w miejsce, gdzie przed chwilą stała moja córka. Henryk objął mnie ramieniem, ale to nic nie dało. W głowie miałam tylko echo jej słów: „lepiej będzie, jeśli damy sobie spokój”.
Nie wiem, czy kiedykolwiek uda nam się to naprawić. Może Julia miała rację – może lepiej dać sobie spokój. Ale serce matki nie przestaje tęsknić, nawet jeśli wszystko inne mówi, żeby odpuścić.
Grażyna, 59 lat