„Moja mama praktycznie oszukała śmierć. Wróciła odmieniona, jak gdyby miała pasażera na gapę”
„W ciągu kilku tygodni po powrocie ze szpitala wiele razy zauważyłam, że stawała nieruchomo, zapatrzona w siebie, jakby prowadziła z kimś wewnętrzny dialog. Marszczyła wtedy brwi albo uśmiechała się”.

- Michalina, 24 lata
Miałam dwadzieścia jeden lat, kiedy moja mama umarła. Akurat byłam na nią zła, bo nie chciała zaakceptować mojego chłopaka. Upierała się, że jest egoistycznym samcem, który nie widzi nic prócz czubka własnego nosa i z pewnością nie będzie mnie kochał i traktował tak, jak na to zasługuję.
– Wybierz kogoś takiego jak twój tata – powiedziała. – Miły, uważający…
– Nudny i słaby – dodałam, zanim zdążyłam pomyśleć i zobaczyłam, jak uraza usztywnia ciało mamy.
– Tak, wiem – powiedziała chłodno.
– Twoim idolem jest wuj Bronek. Może rzeczywiście zasługujesz na kogoś takiego – dodała, odwróciła się i wyszła z pokoju.
Byłam na siebie wściekła. Następnego dnia umarła. Szła ulicą i upadła. Dobrzy ludzie wezwali karetkę, która zawiozła ją do szpitala. Tam zdiagnozowano zawał serca i mama trafiła na stół operacyjny. Podczas gdy chirurg robił jej bajpasy, ona umarła. Na całe trzy minuty.
Lekarze nazwali to śmiercią kliniczną. Jak zwał tak zwał, efekt był ten sam: mama przeszła na tamtą stronę. I choć twierdziła, że nic nie pamięta, niczego nie widziała, to wróciła zmieniona. Zawsze była szybka i energiczna. To się nie zmieniło, ale pojawił się w niej rys łagodności, refleksji i większego zrozumienia wad innych ludzi.
Z jednej strony byłam tym zachwycona, ale z drugiej wywoływało to we mnie pewien niepokój. Miałam wrażenie, że mama jest nawiedzona. Jakby tkwiła w niej inna, łagodniejsza dusza. Taki… pasażer na gapę. W ciągu kilku tygodni po powrocie ze szpitala wiele razy zauważyłam, że stawała nieruchomo, zapatrzona w siebie, jakby prowadziła z kimś wewnętrzny dialog. Marszczyła wtedy brwi albo na jej twarzy rozlewał się łagodny uśmiech. Wtedy zdecydowanie nie przypominała dawnej siebie.
Pomyślałam, że wujek Bronek szuka Alicji w tych kobietach
Pod koniec kwietnia podczas rodzinnego obiadu oznajmiła, że chciałaby latem odwiedzić pewne miejsce z młodości.
– Pamiętasz, Marku – zwróciła się do taty – nasz wyjazd nad jezioro rok przed ślubem? Byliśmy my dwoje, Marianna z Heńkiem i Bronek z Alicją.
Tata zmarszczył brwi.
– Oczywiście, że pamiętam. Taka tragedia… – pokręcił głową.
– Jaka tragedia? – spytałam. – Nic nie wiem.
Rodzice popatrzyli po sobie, mama pokręciła głową, ale tata miał inne zdanie.
– Widzisz, kochanie, wtedy Bronek miał narzeczoną, którą bardzo kochał. Miała na imię Alicja i była przyjaciółką twojej mamy. Niestety tamtego lata wypadła z łódki na jeziorze i się utopiła. Bardzo to przeżył.
Zrobiło mi się smutno, a jednocześnie mnie oświeciło.
– To pewnie dlatego nie może znaleźć dla siebie odpowiedniej kobiety. Bo ciągle kocha tamtą Alicję, i pewnie próbuje odszukać ją w tych wszystkich młodszych kobietach, z którymi się związuje – powiedziałam, a tata uniósł brwi.
– Powinnaś studiować psychologię, a nie wzornictwo – stwierdził. – Nigdy nie patrzyłem na jego życie miłosne z tej perspektywy, ale… myślę, że masz rację.
– A ja myślę – wtrąciła się mama – że Misia jest bardzo młoda i bardzo idealistyczna. Bronek wymienia panienki jak rękawiczki, bo jest starym satyrem. Z Alicją nie ma to nic wspólnego, on już jej nie pamięta. I ty, mój drogi, powinieneś o tym doskonale wiedzieć, bo znasz swojego przyjaciela od piaskownicy. Ale – popatrzyła na mnie, potem na tatę – jabłko nie pada daleko od jabłoni. Teraz wiem, Michasiu, po kim masz tę naiwność. I uwielbienie dla maczyzmu. Twój tata Bronka też uwielbia – pochyliła się, pocałowała tatę w policzek i wymruczała: – Ale i tak cię kocham.
Gdybym wtedy była wobec siebie szczera, przyznałabym, że też bym chciała mieć taką miłość jak moi rodzice – jednocześnie namiętną i tkliwą. Co oznaczało, że powinnam szukać takiego faceta jak tata, i tu mama miała rację. Ale los i geny sprawiły, że moje zainteresowanie budzili faceci w typie wujka Bronka: silni, nieco agresywni, zbyt pewni siebie. A tacy na słowa: czułość, tkliwość i kompromis dostawali wysypki.
W sierpniu cała dawna ekipa wyruszyła nad jezioro
Bronek był oczywiście przyszywanym wujkiem – faktycznie on i tata znali się od piaskownicy. Choć tak od siebie różni, przez lata szkolne byli właściwie nierozłączni. Tata czerpał od Bronka siłę, energię i odwagę, by robić rzeczy, których bez przyjaciela w życiu by nie spróbował – na przykład założyć własną firmę.
Nieźle im się wiodło, tata był mózgiem i księgowym, wujek brylował wśród kontrahentów. A Bronisław miał w przyjacielu oparcie, zakorzenienie i pewnego rodzaju hamulec, chroniący go przed zbyt szalonymi pomysłami.
Mama dopięła swego i na początku sierpnia cała dawna ekipa pojechała nad jezioro. Chciałam namówić na wyjazd także mojego chłopaka, ale stwierdził, że woli jechać na rowerowy cross w Bieszczady z kolegami, niż nudzić się z wapniakami. Nie powiem, poczułam się urażona. Przecież ja też jadę…
– Nie jestem zaskoczona – stwierdziła mama. – To było do przewidzenia.
– Ale wujek Bronek zgodził się przyjechać nad jezioro, mimo że miał inne plany – odparłam z fochem w głosie.
– Teraz wszyscy robią, o co proszę, bo przecież umarłam i trzeba ze mną delikatnie postępować. Przejdzie im za pół roku, zobaczysz – wzruszyła ramionami.
– A czy tobie przejdzie? – spytałam, znów nie myśląc.
– O czym mówisz? – zmrużyła oczy.
Jak się powiedziało „a”…
– Jesteś inna. Łagodniejsza. Czasem mam wrażenie, że masz w sobie… pasażera na gapę.
Przez chwilę patrzyła na mnie zdumiona, a potem roześmiała się serdecznie i tak szczerze, że aż mi się zrobiło głupio.
– Nie, kochanie, nikogo ze sobą stamtąd nie zabrałam. – Nagle spoważniała i w jej oczach pojawił się dziwny wyraz. – Choć to prawda, zmieniłam się. Śmierć każdego zmienia, nawet tak krótka. Kiedy wracamy, widzimy nie tyle więcej w świecie, który nas otacza, ale… patrzymy z innej perspektywy. Kiedyś ci o tym opowiem. Ale wcześniej muszę coś zrobić, i być może masz rację, w pewien sposób ten pasażer na gapę istnieje.
To powiedziawszy, odeszła, zostawiając mnie z rozdziawioną ze zdumienia gębą.
Tak jak dwadzieścia trzy lata wcześniej, i teraz przyjaciele zamieszkali w wynajętej chacie nad brzegiem jeziora niedaleko pomostu. Pierwszego wieczora po przyjeździe mama zagoniła nas wszystkich na pomost, rozdała każdemu po pływającej zapalonej świecy i rozpoczęła wspomnienie.
– Dwadzieścia trzy lata temu w tym jeziorze utonęła nasza droga przyjaciółka, Alicja. Skończyła właśnie dwadzieścia trzy lata i miała przed sobą cudowne życie. Kończyła studia medyczne, była zakochana w świetnym facecie, i, co ważniejsze, była w ciąży.
To było dla mnie coś nowego, ale inni wiedzieli. Heniek, trzeci z przyjaciół, poklepał Bronka współczująco po ramieniu. A ja popatrzyłam z niedowierzaniem na mamę. Jak mogła być tak okrutna i przypomnieć wujkowi o tak strasznej stracie? Narzeczona to jedno, ale dziecko? Twarz mężczyzny była zamknięta, niemal martwa. Chciałam objąć go, przytulić. Teraz już wiedziałam, dlaczego nie miał rodziny. On wciąż cierpiał.
– Chciałabym, żebyśmy zapalili świece i puścili je na wodę, jak modlitwę o spokój duszy Alicji i jej synka.
Zrobiliśmy to, tylko wuj Bronek stał jak sparaliżowany
Mama też wciąż stała ze świecą w dłoni, patrząc na nieruchomego mężczyznę.
– Przez wszystkie te lata współczuliśmy naszemu przyjacielowi tak wielkiej straty – powiedziała cicho. – Ale kiedy umarłam pół roku temu… Po tamtej stronie spotkałam Alicję. Zdradziła mi, co się naprawdę stało. Tamtego lata powiedziała ci, że jest w ciąży, a ty stwierdziłeś, że nie jesteś gotowy. Że nie widzisz siebie w małżeństwie, z babą i bachorami czepiającymi się twoich nóg. Że to będzie koniec twojego życia, a ty przecież masz wielkie plany. Rozmawialiście na łódce, na środku jeziora. Wrzuciłeś ją do wody i utopiłeś. Trzymałeś ją pod wodą wiosłem. Zabiłeś kobietę, która cię kochała, i swoje dziecko. I za to musisz zapłacić, by ona mogła wreszcie odpocząć.
Tata, wujek Heniek i ciocia Marianna patrzyli na mamę z osłupieniem. Twarz Bronka poszarzała. Powoli kręcił głową, jakby zaprzeczał jej słowom. A potem zrobił krok do tyłu. I jeszcze jeden. Jego twarz wykrzywił grymas przerażenia.
Tylko mama była spokojna. Pochyliła się i puściła na wodę swoją świeczkę.
– Za spokój twojej duszy, przyjaciółko – powiedziała. – Do następnego spotkania.