Reklama

Po rozwodzie miałam pewność, że wyrzuciłam z mojego życia osobę, która zamiast być dla mnie oparciem, robiła co tylko mogła, by utrudnić mi funkcjonowanie na co dzień. Ni mniej, ni więcej, w budynku sądu wcisnęłam przycisk „restart” i wszystko wróciło do stanu sprzed pięciu lat, zanim go spotkałam.

Reklama

Ekscytowałam się na myśl: „Odzyskam znajomych i nikt nie będzie mi dyktował, czy wolno mi pójść z koleżanką na kawę, czy nie. Zwyczajnie się z nią skontaktuję!”. Cóż za naiwność z mojej strony... Nic już nie będzie takie jak wcześniej. Przekonałam się o tym w bardzo bolesny sposób.

Przyjaciółka próbowała nas ratować

Uderzenie nadeszło z najmniej oczekiwanej strony. Od Marzeny, która – jak myślałam – była jedną z najbardziej zaufanych osób w moim życiu. Trudno zliczyć, ile czasu minęło od naszego pierwszego spotkania. Chociaż w czasach szkoły średniej nie łączyła nas bliska znajomość, to gdy po wielu latach los zetknął nas w tym samym miejscu pracy, powitałyśmy się niczym najlepsze kumpele. Nieoczekiwanie wyszło na jaw, że łączy nas masa wspólnych doświadczeń, co sprawiło, że bardzo się do siebie zbliżyłyśmy. Wkrótce zaczęłyśmy widywać się również poza pracą, a gdy wyszłyśmy za mąż, okazało się, że nasi mężowie też świetnie się dogadują.

Kiedy spojrzę wstecz, przypominam sobie te wszystkie wspólne wypady, które odbywaliśmy w weekendy. A do tego dochodzą jeszcze nasze dwa rejsy pod żaglami. Marzena wprost przepadała za moim mężem. Ilekroć żaliłam się jej na różne kłopoty w związku, zawsze podkreślała z uporem, że na pewno damy radę to wszystko ogarnąć i doprowadzić do ładu.

– Pogadajcie ze sobą więcej, znajdźcie jakiś złoty środek – powtarzała, mając absolutną pewność, że wie, co mówi.

Zobacz także

Rzecz w tym, że dialog wymaga udziału dwóch osób, a mój małżonek preferował monologi. Przemawianie do samego siebie to było jego ulubione zajęcie, a ja powinnam była tylko przysłuchiwać się i pokornie przytakiwać.

Chciałam tego rozwodu

Po paru latach samodzielnych prób ratowania naszej relacji zabrakło mi energii i zdecydowałam się złożyć dokumenty rozwodowe do sądu. Kiedy podjęłam decyzję o zakończeniu małżeństwa, spodziewałam się, że Marzena będzie mnie od tego pomysłu odciągać. Na moje szczęście, okazała się autentyczną przyjaciółką.

– Niezależnie od twojego wyboru, jestem pewna, że postępujesz właściwie – oznajmiła.

Od początku do końca, przez dwuletni okres sądowych zmagań, była dla mnie prawdziwym oparciem. W każdej chwili służyła mi ramieniem, na którym mogłam się wypłakać, i uchem gotowym wysłuchać moich trosk. A gdy wreszcie nadszedł koniec tej batalii, dzieliła moją radość z marnego ochłapu, jaki dostałam przy rozwodzie.

Potrzebowałam takiego oddechu

– Mam dla ciebie fantastyczny pomysł! Razem z moim mężem postanowiliśmy spędzić kilka dni na łonie natury, gdzieś na północy Polski. Znaleźliśmy przytulne lokum, w sam raz na większą ekipę. Chcielibyśmy zgromadzić tam naszych najbliższych kumpli… A ty jesteś nieodłączną częścią paczki! Co ty na to? – zapytała podekscytowana.

– Fantastyczny plan, no jasne – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. – Zdradź mi tylko cenę wynajmu tej, a dorzucę się do kosztów.

– Daj spokój! – Marzena zbagatelizowała moją propozycję. – Przyjeżdżasz jako nasz gość. Koniec, kropka!

Po chwili dorzuciła figlarnie:

– Ale jak już tak bardzo chcesz się zrewanżować, to zawsze możesz zaserwować tę swoją obłędną szyneczkę…

Parsknęłam śmiechem. Ilekroć podawałam Marzenie recepturę babuni na szyneczkę zapiekaną z dodatkiem ziół, smakującą prawie identycznie jak szynka parmeńska, ona upierała się, że moja wychodzi o niebo smaczniejsza.

Możesz na mnie liczyć! – zapewniłam ją.

To się wydarzyło jakieś dwa miesiące temu, a od tamtej pory nic nie wskazywało na to, że cokolwiek w naszej relacji miałoby ulec zmianie. Jednak parę dni temu, gdy zbliżała się data naszego wyjazdu… Moja kumpela była świadoma faktu, że nie mam auta, bo przy podziale majątku Jacek je zabrał. Planowałam jechać razem z nią i jej mężem. Od dawien dawna wszystko było ustalone, ale nagle ni stąd, ni zowąd, Marzena zaprosiła mnie na stronę w pracy i zainicjowała poważną rozmowę.

Nagle zaczęła coś kręcić

– Wiesz co, mam trochę niezręczną sytuację, ale siostrze Pawła zepsuł się samochód i będziemy musieli ją zgarnąć po drodze. No bo wiesz, on już jej to obiecał i teraz nie bardzo wie, jak się z tego wykręcić, a ona jest taka drażliwa na tym punkcie… – zaczęła się motać.

– Rozumiem, przecież to wasza najbliższa rodzina. Czyli mam dotrzeć na miejsce na własną rękę, zgadza się? – dopytałam, mając nadzieję, że może jednak zabiorą moje bagaże, to bez kłopotu dojadę busem.

Marzena miała dla mnie jeszcze kilka niespodzianek w zanadrzu.

– No więc, sytuacja wygląda tak, że w domku będzie trochę ciasno… – wydukała, omijając moje spojrzenie i nerwowo rozglądając się na boki. – Rozumiesz, gdy tylko wszyscy usłyszeli o naszym wynajmie, telefony dosłownie się urywały. Każdy chciał dołączyć do ekipy… No i tak jakoś wyszło…

– Chcesz powiedzieć, że zabraknie dla mnie miejsca do spania? – nie ukrywałam zawodu i poczucia, że jest mi bardzo przykro.

Ostatecznie to nie była moja inicjatywa, żeby gdzieś razem pojechać – to ona wyszła z tą propozycją i to sporo czasu temu! Poza tym, świetnie zdawała sobie sprawę z tego, że u nas w firmie, aby iść na urlop, trzeba to załatwić z dużym wyprzedzeniem. Dlatego obie miałyśmy ten termin zarezerwowany już od jakiegoś czasu. Zdecydowałyśmy się na drugą połowę września, bo chciałyśmy wybrać się do lasu na grzyby.

Byłam rozczarowana

Odkąd pamiętam, marzyłam o tym, żebyśmy we dwie gdzieś wyjechały i spędziły razem trochę czasu. Niestety, letnie miesiące przeleciały jak z bicza strzelił, a ja nawet nie postawiłam stopy ani nad Bałtykiem, ani na żadnej plaży nad jeziorem. I teraz głowię się, co powinnam zrobić z tym opóźnionym urlopem. Gdzie najlepiej się wybrać o tej porze roku? No i przede wszystkim, kto miałby mi towarzyszyć?

– Wiesz co, sytuacja jest trochę niezręczna, ale chyba rozumiesz, o co chodzi. Mamy do dyspozycji zaledwie cztery pokoje, a wszyscy przyjeżdżają ze swoimi drugimi połówkami – próbowała mi to jakoś wyjaśnić.

Od razu załapałam, o co jej chodziło. Samotna kobieta po nieudanym związku, która zajmuje całą sypialnię – to się zwyczajnie nie opłaca! Bez faceta u boku nie przedstawiałam sobą żadnej wartości.

– Jakbym wcześniej miała tę informację, to chyba skombinowałabym od kogoś namiot i postawiłabym go gdzieś w pobliżu domu. Fakt, noce są już raczej zimne, ale taki urlop to i tak lepsze niż siedzenie w domu całe lato – powiedziałam z przekąsem, nie kryjąc zawodu.

Okropnie mi przykro – Marzena robiła skruszoną minę, ale jakoś nie słyszałam, żeby było jej choć trochę głupio.

Wywiązała się ze swoich obowiązków i teraz zapewne chciała tylko, żebym zniknęła jej z pola widzenia. Nikt nie lubi się rozdrabniać nad własnymi podłymi czynami. Ona wystawiła mnie do wiatru i zrobiła to całkowicie świadomie, kompletnie ignorując naszą wieloletnią zażyłość. Postąpiła po prostu paskudnie!

Siostra miała swoją teorię

– Nie wiedziałaś, że rozwódki są niemile widziane? – moja siostra tylko uniosła ramiona w geście bezradności, kiedy jej to relacjonowałam. – Według mnie wcale nie szło o ten durny pokój. Każda zamężna baba obawia się o swojego faceta, nawet jeśli to ostatnia oferma.

– Daj spokój z tymi bzdurami! – zdenerwowałam się nie na żarty. – Niby którego miałabym tam poderwać? Znam przecież tych wszystkich gości od lat i żaden z nich nigdy mnie nawet odrobinę nie interesował!

Poczułam się nieswojo na myśl, że Marzena mogłaby postrzegać mnie jako jakieś niebezpieczeństwo. Wolałam uwierzyć w historię o siostrze Pawła. Okazało się jednak, że obie byłyśmy w błędzie. Moja siostra nie miała racji, sugerując podryw, a ja na próżno próbowałam tłumaczyć zachowanie przyjaciółki więzami rodzinnymi i tym podobnymi głupotami.

Czułam się oszukana

Marzena pojawiła się w pracy z piękną opalenizną, choć za oknami panowała jesienna pogoda. Od razu wiedziałam, o co chodzi. Na wyjazd na Mazury zamiast mnie zdecydował się mój były, Jacek. Towarzyszyła mu jego nowa dziewczyna, Magdalena – wysoka i zjawiskowa piękność.

– Posłuchaj, to zupełnie nie tak, jak ci się wydaje – Marzena próbowała się wytłumaczyć. – Paweł wszystko zepsuł. Nie miałam pojęcia, że go zaprosi i wyszło strasznie niezręcznie. Doszłam do wniosku, że obecność Jacka i Magdy mogłaby sprawić, że poczułabyś się nieswojo, dlatego…

– I twoje przypuszczenia były całkowicie słuszne. Zdecydowanie nie byłoby mi wtedy przyjemnie – ucięłam jej wyjaśnienia, bo cóż więcej mogłaby dodać?

Mogłaby próbować naciągać rzeczywistość i zmyślać różne historyjki, żeby jakoś wytłumaczyć, czemu nie powiedziała mi prawdy. Z jakiego powodu zdecydowała się stanąć po stronie Jacka i tej jego nowej dziewczyny, zamiast wesprzeć mnie – osobę, którą (rzekomo) uważała za przyjaciółkę? Nie oszukujmy się – tutaj nie ma żadnego sensownego wytłumaczenia.

W tamtym momencie uderzyła mnie brutalna prawda o tym, jak naprawdę wygląda życie po zakończeniu małżeństwa. Okazuje się, że trzeba podzielić między siebie nie tylko lokum i sprzęty domowe, ale również znajomych… Ciężko mi było uwierzyć w tę nagle zażyłą relację, jaka narodziła się między Jackiem a Pawłem. Zwłaszcza że Paweł zawsze był pod pantoflem Marzeny. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji, w której mógłby zaprosić kogoś na wspólny wypad bez jej wiedzy i przyzwolenia.

Jacek najwyraźniej mnie wystawił do wiatru, zdobywając względy Marzeny

Koleżanka, a w zasadzie była już koleżanka, zwyczajnie mnie okłamała. Ostatecznie postawiła na Jacka, a nie na mnie, ale nie starczyło jej odwagi, żeby otwarcie się do tego przyznać. Moje przypuszczenia okazały się słuszne, co stało się jasne po upływie dwóch miesięcy, gdy Marzena niespodziewanie zmieniła posadę. I nic mi nie powiedziała.

– Podobno przechodzi do działu finansowego w jednej z firm z obcym kapitałem – plotkowano na korytarzach naszego biura. – Mówią, że obejmie tam jakieś kierownicze stanowisko.

Nie musiała mi zdradzać, w jakiej firmy zmierza teraz pracować – od razu wiedziałam, o jakie przedsiębiorstwo chodzi. To ta sama korporacja, w której pracuje mój eks! Pamiętam doskonale, że jeszcze w czasach, gdy tworzyliśmy parę, Marzena nieustannie próbowała dostać się do tej spółki, mimo że Jacek niezbyt garnął się wtedy do polecenia jej swojemu przełożonemu.

Wygląda na to, że sytuacja uległa zmianie. Facet stwierdził, że po rozwodzie będzie mi jeszcze bardziej dogryzał. Chciał udowodnić, że nawet moi znajomi odwrócili się ode mnie i trzymają jego stronę. Zmanipulował Marzenę, żeby zrobić mi na złość. To najlepiej obrazuje, jaką jest wredną mendą. Po tym wszystkim chyba nikt nie ma wątpliwości – zerwanie z tym palantem było najbardziej słusznym posunięciem z mojej strony.

Reklama

Lidia, 35 lat

Reklama
Reklama
Reklama