Reklama

Po rozwodzie rodziców wszystko się w naszym domu zmieniło. Ojciec wyprowadził się do tej swojej nowej „miłości życia”, a mama… mama długo się nie podnosiła. Praca, dom, zakupy, trochę seriali – i cisza. Taka przytłaczająca, która wypełniała nasze mieszkanie jak dym po spalonym obiedzie. Czasem coś mówiła, częściej siedziała z herbatą w dłoni, wpatrzona w telewizor, którego nawet nie słuchała.

A potem pojawił się Piotr. Przystojny, elokwentny, z komplementem gotowym na każde wejście. Już przy pierwszym spotkaniu powiedział mi, że mam „oczy jak moja mama, czyli przepiękne”. Miałam ochotę go opluć.

Mama za to rozkwitła. Zaczęła się malować, znów nosiła obcasy. W kuchni pachniało potrawami, których nazwy pierwszy raz słyszałam. Piotr siadał z nami do kolacji, z powagą rozmawiał z Tomkiem, moim bratem, o polityce, mnie chwalił za dobre oceny, a mamie pomagał, mówiąc, że „zasługuje na to, by być kobietą, nie tylko matką”. A ona… topniała przy nim jak lody w lipcu.

Ale coś mi nie grało. On był za bardzo. Za bardzo kulturalny. Za bardzo uprzejmy. Za bardzo idealny. I za bardzo tajemniczy. Nigdy nie opowiadał o swojej rodzinie. Nie mówił, skąd jest naprawdę. Unikał pytań o przeszłość, za to miał mnóstwo opowieści o tym, co „będzie”.

– Co o nim sądzisz? – zapytałam Tomka wieczorem, gdy siedzieliśmy w jego pokoju, słuchając starych kawałków.

– Wygląda jakby był wyrwany z jakiegoś katalogu „idealny partner po przejściach” – parsknął mój brat. – Ale ja nie kupuję tej bajki.

– Też mi śmierdzi. Mama się zakochała, a my mamy grać w teatrze, który reżyseruje jakiś dziwny koleś bez przeszłości.

– Może by go tak… prześwietlić?

– Małe śledztwo? – uśmiechnęłam się krzywo.

– Dokładnie. Zacznijmy od sociali. Tylko delikatnie, żeby mama nie dostała ataku histerii – odparł Tomek, a ja wiedziałam, że gramy w to razem.

Bo coś czułam. Coś we mnie krzyczało: „To nie jest miłość. To jest oszustwo”. I, jak się później okazało… miałam rację.

„Nie lubię zdjęć”

W Wigilię zaproponowałam wspólne zdjęcie. Mama wystroiła się w bordową sukienkę, którą kupiła specjalnie na tę okazję, Piotr miał elegancki sweter w serek, a ja z Tomkiem wyglądaliśmy jak z reklamy świątecznego sklepu. Stałam już przy choince z telefonem, czekając aż dołączą.

– Piotr, podejdź, zrobimy zdjęcie – powiedziała mama z uśmiechem.

– Wolę nie, naprawdę. Nie lubię zdjęć, nie chcę być wrzucany do sieci – odparł z takim tonem, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie.

Tomek rzucił mi krótkie spojrzenie. Ja już wiedziałam, że zaraz zacznie. I rzeczywiście.

– Serio? Bo ja nie znam faceta w twoim wieku, który nie ma ani jednego zdjęcia na portalach społecznościowych. Nawet wujek Edek z Gliwic wrzuca swoje grzyby – powiedział z udawaną wesołością.

– Dajcie już spokój – mama szybko się wtrąciła. – Nie każdy musi mieć konto w internecie. Szanujcie czyjąś prywatność.

– Ale nawet jedno, prywatne, do albumu? – zapytałam ostrożnie, udając, że jeszcze wierzę w jego wyjaśnienie.

– Nie. Po prostu nie lubię – uciął i usiadł z powrotem przy stole, jakby temat był zakończony.

Zrobiło się dziwnie. Mama zerkała na niego z troską, jakby bała się, że go uraziliśmy. Tomek milczał, co znaczyło więcej niż jego słowa. Po kolacji wybuchło. W kuchni, gdy sprzątałyśmy naczynia, mama zaczęła.

– Nie wiem, o co wam chodzi. Przeszkadza wam, że jestem szczęśliwa?

– Nikt nie mówi, że nie możesz być szczęśliwa – odparłam. – Ale może byłoby dobrze, gdybyś choć raz zapytała siebie, czy to wszystko nie jest... zbyt piękne.

– Zbyt piękne? Co to znaczy?

– To znaczy, że ten Piotr… jest za bardzo ze wszystkim. Zbyt grzeczny, zbyt uprzejmy, zbyt tajemniczy. Nigdy nie mówi o sobie. Zawsze mówi o nas, o przyszłości, ale nigdy o tym, skąd się wziął.

– Beata, to są jakieś głupoty – przerwała mi zirytowana. – Ty i Tomek zachowujecie się, jakbyście chcieli mi zepsuć każdy dobry moment. Nie jesteście już dziećmi, a robicie sceny jak w przedszkolu.

– Może po prostu czujemy coś, czego ty nie chcesz zobaczyć – rzuciłam cicho.

Mama spojrzała na mnie tak, jakby zobaczyła obcą osobę. Wyszła z kuchni bez słowa. Zostałam sama wśród niedomytych talerzy.

Aplikacja randkowa

Tomek wysłał mi screena, zanim zdążyłam wstać z łóżka. Aplikacja randkowa, znajoma twarz i inne imię. Piotr. A raczej „Kamil, 42 lata, bez zobowiązań”. Na zdjęciu przytulał naszą mamę. W opisie: „Z siostrą na spacerze”.

Zadzwoniłam do Tomka.

– To jest jego konto? – zapytałam, choć dobrze znałam odpowiedź.

– Znalazłem go wczoraj. Śmieszne, nie? W opisie lubi książki i wspólne śniadania. Nasza mama jest dodatkiem do wizerunku.

– Pokażę jej to.

– Uważaj. Ona go broni jak lwica.

Nie czekałam. Weszłam do salonu, gdzie mama właśnie prasowała obrus.

– Musisz to zobaczyć – powiedziałam i podałam jej telefon.

Spojrzała. Twarz jej stężała, potem zrobiła się czerwona.

– To jakieś żarty. Ktoś przerobił zdjęcie. Wy go nienawidzicie. Jesteście zazdrośni.

– Mamo, on podpisał cię jako swoją siostrę.

– Może tak to odebrał? Nie wiem. I nie chcę tego słuchać!

Oddała mi telefon i wróciła do prasowania, jakby cała scena się nie wydarzyła.

– Wy nie potraficie znieść, że ktoś mnie wreszcie kocha – powiedziała beznamiętnym głosem.

Nie odpowiedziałam. Bo wiedziałam, że na razie nic nie zmieni.

Zniknięcie Piotra i puste konto

Trzy dni później mama wróciła z pracy i już w drzwiach powiedziała, że nie może się do niego dodzwonić. Pomyślałam: super. Ale powiedziałam tylko: może ma wyciszony telefon.

Wieczorem zaczęła być nerwowa. Sprawdzała skrzynkę mailową, potem aplikację bankową. Nagle zerwała się z kanapy.

– Co się dzieje? – zapytałam.

– Konto jest puste – powiedziała, wpatrując się w ekran telefonu.

– Miałam tam odkładane pieniądze na wyjazd, wszystko zniknęło.

Nie odpowiedziałam. Tomek przyszedł niedługo później. W kuchni, bez kolacji, usiedliśmy w trójkę. Mama wciąż z telefonem, my z rękami splecionymi na stole.

– Karta nie działa. Zniknął też laptop. Miał w nim wszystkie dokumenty, powiedział, że potrzebuje do pracy – mówiła cicho, jakby opowiadała o kimś obcym.

– Sprawdź, czy nie zabrał też twojego dowodu – powiedział Tomek. Mama spojrzała na niego jak na obcego.

– Myślicie, że mnie okradł?

– My nie musimy myśleć – odparłam. – Ty to już wiesz.

Przez chwilę było tylko tykanie zegara. A potem mama zakryła twarz dłońmi i zaczęła płakać. Nic nie mówiła. Tylko siedziała i trzęsła się w ciszy. A my siedzieliśmy z nią. Nie jako dzieci, ale jako ci, którzy zostali, kiedy zniknął ktoś, kto miał zostać.

Wiedziałam, że cierpi

Przez kilka dni w domu było tak cicho, że słyszałam kapanie kranu w kuchni. Mama wstawała rano, siadała przy stole z herbatą, nie odzywała się. Odrzucała nasze propozycje obiadu, nie odbierała telefonu. Przestała się malować. Nawet nie próbowała udawać, że wszystko w porządku.

W lodówce światło świeciło się na pusto. Na stole leżały porozrzucane paragony, wydruki z banku, jakiś długopis bez wkładu. Wieczorem usiadłam na kanapie obok Tomka.

Myślisz, że zgłosić to na policję? – zapytałam.

– I co im powiemy? Że był miły, mówił ładne rzeczy i zniknął z laptopem? Że podał się za kogoś, kim nie był? To nie jest film. Nie znajdą go – odpowiedział cicho.

– Mama powinna chociaż spróbować.

– Mama nie chce wiedzieć więcej, niż już wie.

Zgasiłam lampkę i siedzieliśmy w półmroku. W pokoju matki też było ciemno. Od dnia, kiedy zrozumiała, że została sama, przestała włączać światło po zmroku. Jakby chciała ukryć się przed sobą. Wiedziałam, że cierpi. Ale nie umiałam zapomnieć, że nie chciała nas słuchać. Że wolała wierzyć komuś, kto znał ją zaledwie kilka miesięcy, niż dzieciom, które były przy niej zawsze.

Szkoda, że nie słuchała

Długo się zbierałam. Chodziłam po mieszkaniu, zaglądałam do kuchni, wracałam do pokoju. W końcu zapukałam do jej drzwi.

– Mogę?

Leżała na łóżku w dresie, z poduszką przytuloną do piersi. Nie odpowiedziała, tylko skinęła głową. Usiadłam na brzegu łóżka. Przez chwilę nie mówiłam nic.

– Dlaczego mu wierzyłaś, a nie nam?

Odwróciła wzrok.

– Bo chciałam, żeby to wszystko było prawdą – wyszeptała. – Tak bardzo chciałam wierzyć, że jeszcze mogę być dla kogoś ważna. Nie tylko jako matka, nie tylko w pracy. Po prostu jako kobieta.

– Ale przecież byłaś ważna. Dla nas.

– Wy mnie nie kochacie tak, jak on mówił, że mnie kocha. Brzmiało jak coś, czego potrzebowałam.

Milczałam. Ona też. W końcu dodała:

– Myślałam, że ktoś wreszcie mnie pokochał. Ale to ja zawiodłam – nie on. To ja się na to zgodziłam. Bo było mi z tym wygodnie.

Nie jesteś jedyną, którą oszukał. Ale szkoda, że nie chciałaś tego zauważyć – powiedziałam, bardziej smutno niż złośliwie.

Mama spojrzała na mnie pierwszy raz od dawna naprawdę uważnie.

– Przepraszam, Beata.

– Ja też.

Po tej rozmowie pierwszy raz od jego zniknięcia poczułam, że wraca coś autentycznego.

Czasem to dzieci muszą być silniejsze

Minęło kilka tygodni. Nikt już nie mówił o Piotrze. Jego imię wisiało nad nami, ale nie padało z ust. Jakby samo wspomnienie mogło zburzyć kruchy spokój, który próbowaliśmy odbudować. Mama chodziła do pracy, ale wracała szybciej. Nie siadała już przed lustrem tak jak wcześniej, nie sprawdzała telefonu co kilka minut. Stała się cichsza. Nie było w niej tej rozjaśnionej kobiety, którą widziałam, gdy pojawił się Piotr. Ale też nie było już tamtej zgaszonej, z pierwszych miesięcy po rozwodzie. Była inna. Może bardziej ostrożna.

Ja... Przestałam wierzyć, że dorośli wiedzą więcej, że mają rację, że potrafią chronić. Zrozumiałam coś odwrotnego – że czasem to dzieci muszą być silniejsze. I że nie zawsze są za to docenione. Tomek rzucił kiedyś, że gdybyśmy mieli mniej rozumu, to może byłoby nam lżej. Może nie przejmowalibyśmy się tym, czego nie da się zmienić. Ale mieliśmy za dużo. Za dużo myśli, za dużo czujności. I to uratowało nas wtedy. Przed stratą czegoś większego niż pieniądze.

Od tej pory patrzyłam na mamę inaczej. Z większym dystansem, ale też z większym zrozumieniem. Każdy może się pomylić. Każdy może chcieć być ważny dla kogoś, nawet za cenę rozsądku. A ja? Ja już wiedziałam, że czasem to dzieci muszą chronić rodziców. Nawet jeśli nikt im za to nie podziękuje.

Beata, 19 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama