„Po rozwodzie miałam mieć cudowną Wigilię. Dzieci spędzały święta z »nową« rodziną, a ja gapiłam się w ścianę”
„Nie zapaliłam światełek. Choinka stała w rogu pokoju, jakby nie miała już po co błyszczeć. Bombki zawiesiłam wcześniej, tak mechanicznie, bez przekonania. Nie dodały ciepła ani nadziei. Mieszkanie było ciche, aż za bardzo. Nawet radio wyłączyłam – nie miałam ochoty słuchać kolęd i cudzych szczęśliwych historii”.

- Redakcja
Z kuchni pachniało barszczem i grzybami. Ugotowałam, jak co roku. Nawet karpia zrobiłam, choć wiedziałam, że go nie tknę. To nie miało nic wspólnego z tradycją – to była inercja. Ruchy rąk znały kolejność, ciało pamiętało. Dusza… dusza została gdzieś po drodze.
Parę dni temu Kasia powiedziała:
– Mamo, chyba w tym roku pójdziemy do taty. Magda kupiła choinkę aż do sufitu, z tysiącem światełek. No i… tam też będzie Wigilia.
„Tam też będzie Wigilia” – powtórzyłam to w myślach tysiąc razy. Nie zareagowałam wtedy. Uśmiechnęłam się.
– Oczywiście, kochanie. To naturalne.
Bo co miałam powiedzieć? Że mnie boli? Że święta bez nich są jak karykatura tamtych, rodzinnych? Że ojciec, który zdradził mnie z Magdą, teraz zastępuje mnie nawet przy wigilijnym stole?
Nie mam prawa być zazdrosna, powtarzam to sobie. Dzieci nie wybierają między matką a ojcem. Wybierają światło. A u mnie go w tym roku nie ma. Dosłownie. I symbolicznie. Usiadłam przy stole, który nakryłam dla jednej osoby. Nie zostawiłam pustego talerza. Nawet na pomoc dla wędrowca nie mam w sobie miejsca.
Telefon od eks męża
Telefon zadzwonił chwilę po dziewiętnastej. Spojrzałam na ekran, zanim odebrałam. Tomasz. Moje serce nawet nie drgnęło. Jakby już się nauczyło, że nie warto.
– Cześć, Beata. Nie przeszkadzam?
Mówił tym samym tonem, co zawsze, gdy chciał być miły, ale nie za blisko. Odległość w jego głosie była prawie namacalna.
– Nie, wszystko w porządku. Co tam?
– Pomyślałem, że zadzwonię… dzieci już po kolacji. Było naprawdę fajnie. Kasia pomogła Magdzie z pierogami, Michał zaśpiewał kolędę… Nawet zrobiliśmy zdjęcia przy choince, wyszły świetnie.
– To miło – odpowiedziałam. Miałam wrażenie, że mój głos należy do kogoś innego.
– Chciałem tylko, żebyś wiedziała, że są szczęśliwe. Uśmiechnięte. Magda bardzo się postarała, naprawdę.
– Dobrze. Cieszę się, że wszystko się udało.
Zapadła chwila ciszy, taka niezręczna, jakbyśmy oboje czekali, aż drugie powie coś więcej, a jednocześnie nie chcieliśmy usłyszeć niczego nowego.
– A u ciebie jak? – zapytał po chwili, jakby od niechcenia.
– Spokojnie. Kolacja gotowa, nawet barszcz wyszedł dobry. Trochę cicho, ale to normalne.
– Pewnie... – powiedział i zaraz dodał: – Wiesz, to wszystko jeszcze nowe. Dla nich też.
– Jasne – przytaknęłam. – Nie musisz się tłumaczyć.
– Nie tłumaczę się – odparł z lekkim napięciem w głosie. – Po prostu… chciałem, żebyś wiedziała.
– Już wiem. Dziękuję za telefon.
– No to… spokojnych świąt, Beata.
– Tobie też.
Rozłączyłam się, zanim coś we mnie zdążyło się poruszyć.
Siedziałam potem na kanapie i przypominałam sobie każde jego słowo, analizując je bez sensu. Po co mówił, że Magda się postarała? Czy chciał, żebym poczuła się gorsza? Może nie miał takiego zamiaru. Może po prostu grał swoją nową rolę, męża idealnego w nowym domu z nową kobietą. Może naprawdę był szczęśliwy. Albo chciał, żebym ja uwierzyła, że jest.
Zastanawiałam się, czy jego głos był spokojny, czy tylko tak brzmiał. Czy się spieszył, czy chciał, żeby ta rozmowa była jak najmniej osobista. Zrobiło mi się zimno. Zawinęłam się w koc, ale to nic nie dało. Zimno było gdzie indziej.
Udawałam, że wszystko w porządku
Wibracja telefonu wyrwała mnie z letargu. Sięgnęłam po niego z nadzieją, która pojawiła się szybciej, niż zdążyłam ją stłumić. Wiadomość od Kasi. Jedno zdjęcie. Choinka, pod nią prezenty, dzieci uśmiechnięte. Michał w czerwonym swetrze z reniferem, Kasia z opaską z rogami. Wszystko jak z reklamy.
Pod spodem napis: „Wesołych Świąt, mamo! Jest super”. Nie wiedziałam, co odpisać. Serce ścisnęło mi się tak bardzo, że przez chwilę nie mogłam oddychać. W końcu wystukałam: „Cieszę się, kochanie. Ucałuj Michała ode mnie. Spędźcie piękny wieczór”. Zbyt dużo emotikonów byłoby podejrzane. Zbyt mało – chłodne. Przeczytałam swoją wiadomość pięć razy, zanim nacisnęłam „wyślij”.
Przez moment patrzyłam na ekran, jakbym mogła z niego wyczytać więcej, niż było napisane. Może coś między wierszami. Ale nie było nic. Tylko to jedno zdjęcie. Ich Wigilia. Tam, gdzie teraz była „ich” rodzina. Wstałam i poszłam do kuchni, choć nie wiedziałam po co. Odłożyłam telefon na blat, jakby mnie parzył.
Wracały obrazy. Wigilia sprzed dwóch lat, kiedy jeszcze byliśmy razem. Michał rozlał kompot, Kasia kłóciła się z ojcem o kolejność kolęd, a ja próbowałam nakryć stół, jednocześnie pilnując, żeby nic się nie przypaliło. Tomasz robił zdjęcia i mówił, że to będzie nasza ostatnia Wigilia w tym mieszkaniu, bo w nowym roku mieliśmy się przeprowadzić.
Nie przeprowadziliśmy się. Przeprowadził się on. Usiadłam przy stole. Talerze czekały, barszcz już wystygł. Włączyłam czajnik, ale nie zrobiłam herbaty. Nie miałam siły. Zaczęłam zadawać sobie pytania, których unikałam przez cały dzień. Czy zrobiłam coś źle? Czy mogłam bardziej walczyć? A może po prostu byłam zbyt zwyczajna? Za bardzo matka, za mało kobieta?
Nie potrafiłam przestać myśleć o tym, jak Kasia mówiła: „Magda powiedziała, że jak będziemy chcieli, to możemy ubrać jeszcze jedną choinkę w naszym pokoju. Taką tylko naszą”. A ja, zamiast zapytać, co ona na to, przytaknęłam i uśmiechnęłam się, jakby wszystko było w porządku. Nie powiedziałam dzieciom, że mi smutno.
Czekałam, ale nie było na co
W telefonie cicho. Od dziesięciu minut, dwudziestu, godziny. Nie liczyłam, a jednak wiedziałam. W myślach słyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości, nawet czułam, jak telefon wibruje – tylko nic się nie działo. Trzymałam go obok siebie, jakby mógł coś zmienić. Nie wiedziałam, na co czekam. Na telefon od dzieci? Od Tomasza? Może na przypadkową wiadomość od kogoś, kto nie wie, że jestem dziś sama?
Cisza była coraz cięższa. Taka, która nie daje zasnąć. Taka, która wypełnia każde miejsce w pokoju. Wydawało mi się, że słyszę szum lodówki, jakby próbowała powiedzieć: nie jesteś sama. Ale byłam. Zdałam sobie sprawę, że cały dzień czekałam. Na coś, co nie miało przyjść. Naiwnie, jak dziecko. W środku trzymałam się myśli, że to przejściowe, że to tylko ten jeden raz. Że za rok wszystko wróci. Ale teraz już wiedziałam – nic nie wróci.
To nie był wyjątkowy wieczór. To był początek czegoś nowego, czego nie chciałam. Czego się bałam. Pierwsza Wigilia, która nie bolała krzykiem, ale brakiem. Nikt nie zawołał z drugiego pokoju, nikt nie trzasnął drzwiami, nie zapytał, gdzie są serwetki. Nikt nie zapomniał kapci, nie rozlał kompotu, nie zaśmiał się z głupiego dowcipu przy stole.
Nikt nie przyszedł. Oparłam głowę o poduszkę. Czułam zmęczenie, ale nie senność. Myśli krążyły chaotycznie. Próbowałam przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz ktoś mnie przytulił tak po prostu. Nie z obowiązku, nie z grzeczności. Po prostu z potrzeby. Nie pamiętałam.
Przetrwać. To mi zostało
Wzięłam z półki książkę, którą kiedyś ktoś mi polecił jako „lekką, ale mądrą”. Przeczytałam trzy akapity i nie potrafiłam powtórzyć, o czym była. Litery rozjeżdżały się, słowa nie miały znaczenia. Odłożyłam ją obok. Leżał tam też zeszyt. Twarda okładka, czyste kartki, których od miesięcy nie potrafiłam zapełnić. Otworzyłam go na chybił trafił. Wzięłam długopis i długo nie mogłam się zdecydować, co napisać. W końcu, powoli, wpisałam jedno zdanie:
„Może to nie boli bardziej niż rok temu – tylko ciszej”. Zamknęłam zeszyt. To wystarczyło. Na dzisiaj nie miałam więcej słów. Mieszkanie pogrążyło się w półmroku. Wszystko wyglądało nierealnie, jakby to nie był mój dom, tylko scenografia, która zostanie zwinięta po ostatnim akcie.
Przez chwilę pomyślałam, że może powinnam coś obejrzeć. Film, który znam na pamięć, który nie zaskoczy. Nie miałam ochoty na żadną historię, nawet udawaną. Nie dzisiaj. Zastanawiałam się, co teraz robią dzieci. Czy Kasia śpi już w nowym łóżku, przykryta kocem z reniferem? Czy Michał zjadł wszystkie pierniki, czy zostawił choć jednego? Próbowałam sobie przypomnieć, jak wygląda ich pokój w tamtym domu. Nie potrafiłam.
W tej ciszy poczułam coś jeszcze – obojętność. Teraz była tylko cisza. A w niej ja. Taka, jaka jestem naprawdę. Bez gości, bez dzieci, bez świąt. Może to będzie nowy początek. Może nie. Spojrzałam na choinkę. Nadal ciemna. I taka miała pozostać. Szepnęłam do siebie:
– W przyszłym roku też jakoś będzie.
Nie jakoś dobrze. Nie jakoś lepiej. Po prostu – jakoś.
Beata, 43 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój zięć w święta odstawił niezłą szopkę. Po tym, co zrobił, nie chciałam przełamać się z nim opłatkiem”
- „Wigilia u teściowej była 1 wielką grą pozorów. Mam dość udawania szczęśliwej rodzinki na pokaz”
- „Zostawiłam syna na weekend u teściów, a sama uciekłam w góry. Chciałam mieć tylko święty spokój, a mam też puste konto"