„Po rozwodzie mieszkałam razem z eks i jego nową dziewczyną. Nie mogłam się powstrzymać, by nie namieszać im w życiu”
„Ja jestem byłą żoną, która się trzyma, Roksana – ratowniczką, a on zawsze tym samym nieszczęśliwcem. Zagubiony, milczący, ze spojrzeniem, które rozczula. Dziewczyny kochają takich. Ja też kiedyś kochałam”.

- Redakcja
Nie sądziłam, że po rozwodzie najtrudniejsze będą poranki. Nie dlatego, że budzę się sama – w to się można wprawić, jak w zaparzanie kawy jedną ręką – tylko dlatego, że zza cienkiej ściany dobiega teraz ten sam głos, który kiedyś mówił do mnie „śpij jeszcze, ja zrobię śniadanie”. Tylko już nie do mnie. Teraz mówi to do Roksany.
Mieszkamy razem
Mieszkają obok. Dosłownie. Ściana między nami jest cienka jak moje poczucie humoru po niemal dziesięciu latach małżeństwa z tym samym facetem, który dziś śpi przytulony do niej. Zgodziłam się, by on został w mieszkaniu, a ja przeprowadziłam się do tej części, którą kiedyś nazywaliśmy gabinetem. Zgodziłam się na „cywilizowane rozstanie”.
Wszyscy teraz gramy swoje role. Ja jestem byłą żoną, która się trzyma, Roksana – ratowniczką, a on zawsze tym samym nieszczęśliwcem. Zagubiony, milczący, ze spojrzeniem, które rozczula. Dziewczyny kochają takich. Ja też kiedyś kochałam. Nie wiedziałam jeszcze, że można kogoś kochać i jednocześnie tonąć przy nim bez żadnego ratunku.
Z Roksaną mijamy się w kuchni. Udajemy, że to normalne, jakbyśmy były współlokatorkami w akademiku, a nie dwiema kobietami, które spały z tym samym mężczyzną.
– Wszystko w porządku? – spytała któregoś dnia cicho, gdy nalewała sobie kawę. Czułam w jej głosie niepewność. I coś jeszcze – może pytanie o to, co się robi, kiedy czar przestaje działać.
– W granicach normy. Znasz go już trochę, prawda? – odpowiedziałam spokojnie, ale widziałam, że to ją zatrzymało na sekundę. Może chciała coś dodać. Może zrozumiała.
Miała już dosyć
Zaczęło się od dźwięku jakby coś ciężkiego upadło na podłogę. Potem trzask drzwi. I znów cisza. Taka, w której napięcie aż drży w powietrzu. Siedziałam wtedy z kubkiem herbaty, próbując przeczytać ten sam akapit już czwarty raz, ale słowa nie miały żadnego sensu. Zza ściany dobiegał szmer. Mój były i Roksana. Kolejna odsłona ich nowego życia.
Zamknęłam książkę i położyłam ją obok. Wiedziałam, co nadchodzi. To był moment, który znałam aż za dobrze. Wcześniej pojawiało się napięcie – z początku ledwo wyczuwalne, potem narastające, aż w końcu eksplodowało w kłótnię, której nie można było już zatrzymać. Właśnie się zaczynała.
– Ciągle coś ci nie pasuje! – jego głos był spięty, zmęczony, taki sam jak wtedy, gdy mówił tak do mnie.
– Nie chodzi o mnie! To ty się zamykasz w sobie i milczysz! – odpowiedziała Roksana, a jej głos brzmiał, jakby walczyła nie tylko o związek, ale i o sens tego wszystkiego.
Westchnęłam cicho. Nie minął nawet rok. Ja wytrzymałam dziewięć. Dziewięć lat prób wyciągania go z tych milczących labiryntów, w których zamykał się za każdym razem, kiedy czuł, że coś wymyka mu się spod kontroli. Nie potrafił być w bliskości, nie umiał znieść czyjegoś smutku, wymagań, pytań. Albo był uwodzicielski i ciepły, albo znikał. Dosłownie i w przenośni.
Izolował się
Nie ruszyłam się z miejsca, tylko siedziałam i słuchałam, jak kolejne zdania przebijają się przez ścianę. Roksana mówiła coś szybko, niewyraźnie. Potem znów jego głos, cichy, ostry. Zamilkli nagle, jakby ktoś odciął im prąd.
Wiedziałam, że będą próbować się pogodzić. On pewnie ją przytuli, powie coś o tym, że się boi, że nie wie, co z nim nie tak. Może nawet popłacze. A ona uwierzy, że to coś znaczy, że to krok naprzód. Ja też wierzyłam. Dziesiątki razy.
I tylko ściana między nami wciąż ta sama. Jak granica między powtarzającym się dramatem a pustym mieszkaniem, w którym człowiek już nawet nie ma siły się łudzić.
Spotkałam ją kilka dni później. Był wieczór, wychodziłam właśnie z łazienki, a ona stała w kuchni, zapatrzona w czajnik, jakby od jego syczenia zależało, czy nie wybuchnie. Miała na sobie gruby sweter, włosy zebrane w niedbały kucyk, twarz bez makijażu. Wyglądała młodo, ale już nie tak pewnie jak wcześniej. Kiedyś chodziła jak po scenie, z błyskiem w oku, jakby cały świat był do uratowania. Teraz wyglądała, jakby sama szukała pomocy.
Miała jeszcze nadzieję
– Masz może chwilę? – zapytała, nie patrząc na mnie.
Wzruszyłam ramionami i usiadłam przy stole. Usiadła naprzeciwko, powoli, jakby każde ugięcie kolana musiała przemyśleć.
– Ty go przecież znasz najlepiej – powiedziała po chwili. – Co ja robię źle?
Spojrzałam na nią. Nie lubię takich rozmów. Zwłaszcza z kobietami, które jeszcze się łudzą. Ale nie umiałam już być uprzejma. Za dużo we mnie się przelało, żeby teraz udawać delikatność.
– Z nim? Nic. Z nim nic się nie robi dobrze – odpowiedziałam, spokojnie, ale twardo. – Albo przyjmujesz, że zostajesz na polu minowym… albo się wycofujesz.
Spojrzała na mnie z lekkim niedowierzaniem. Myślała, że dostanie inny rodzaj wsparcia – może siostrzeństwo, może wspólne narzekanie. Nie znała mnie jeszcze na tyle.
– On się zmienia – powiedziała po chwili. – Widzę to. Walczy ze sobą.
Parsknęłam pod nosem.
– Tak, na chwilę. Potem wraca do siebie. On się nie zmienia, on się tylko na chwilę przesuwa. Żebyś poczuła, że warto zostać. A potem wraca do tego, co zna najlepiej. Do bycia samemu, nawet jak obok siedzi ktoś, kto go kocha.
Podjęła decyzję
Roksana wbiła wzrok w stół. Przez moment myślałam, że wstanie i wyjdzie. Ale została. Milczałyśmy jeszcze kilka minut. W końcu wstała i wyszła z kuchni.
Zobaczyłam ją chwilę później przez uchylone drzwi. Stała nad walizką, pakując rzeczy w pośpiechu, jakby bała się, że zmieni zdanie. Była dziwnie skupiona, jak ktoś, kto wykonuje ostatni ruch w grze, którą wie, że i tak przegrał. Spojrzała na mnie szybko, bez uśmiechu.
– Może miałaś rację – powiedziała cicho.
Pokręciłam głową.
– Nie o to chodzi. Chciałam tylko, żebyś wiedziała, że nie jesteś pierwsza. I nie będziesz ostatnia.
Skinęła głową, wzięła torbę, ale jeszcze raz się zatrzymała.
– Ale już nie będę częścią tego cyrku.
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam, jak znika za drzwiami. A potem jak zostaje po niej cisza. Znów ta sama.
Agata, 43 lata
Czytaj także:
- „Córka dostała od chrzestnej na Komunię najnowszy smartfon. To, co się wydarzyło później, przerosło moje wyobrażenia”
- „Nie chciałam zabierać 120 tysięcy do grobu, więc poprosiłam syna o pomoc. Niepotrzebnie mu zaufałam”
- „Na majówce spotkałam byłego chłopaka i zapomniałam o bożym świecie. Po weekendzie wrócił do mnie odór jego kłamstw”