Reklama

Siedziałam przy oknie, wpatrując się w puste podwórko. Zwykły dzień, jak każdy inny – cichy i pełen pozorów. Ostatnie promienie słońca powoli znikały za budynkami, a ja myślałam o tym, jak to wszystko się potoczyło. Po rozwodzie z Robertem miało być prościej – bez dramatów, bez ciągłych sprzeczek. Wydawało się, że rozstanie przyniesie ulgę, ale życie okazało się bardziej skomplikowane, niż sądziłam.

Reklama

Finanse, no właśnie. To one zmusiły nas do tego, żeby nadal dzielić mieszkanie. Sąsiedzi nawet nie podejrzewali, że nasze „małżeństwo” istniało już tylko na pokaz. Z czasem udawanie stało się częścią codzienności. Robert wstawał rano, parzył sobie kawę, a ja szykowałam się do pracy. Wieczorami wymienialiśmy kilka słów, ale były to rozmowy powierzchowne, jakbyśmy oboje bali się czegoś głębszego.

Na początku wszystko działało. Ustaliliśmy zasady, trzymaliśmy się ich. Dzieliliśmy obowiązki, dzieliliśmy koszty, a życie toczyło się spokojnie. Ale z biegiem czasu zaczęłam się zastanawiać, czy to naprawdę wystarczy. Czy to naprawdę to, co miało mi pozostać po naszym małżeństwie?

Wtedy poznałam Tomka. Jego obecność w moim życiu była jak powiew świeżego powietrza. Sprawiał, że zaczynałam wierzyć, że mogę zacząć od nowa. Był inny – ciepły, pełen energii, zupełne przeciwieństwo Roberta. Ale wiedziałam, że nie mogę trwać w tej nowej relacji, nie wyjaśniając spraw z Robertem. Jak miał zareagować? Co by to zmieniło?

Poznałam fajnego faceta

Siedzieliśmy przy kolacji, jak co wieczór, każde zajęte swoimi myślami. Nagle poczułam, że muszę powiedzieć Robertowi o Tomku. To już nie mogło dłużej czekać.

– Wiesz... – zaczęłam, przerywając ciszę. – Spotykam się z kimś.

Spojrzał na mnie zaskoczony, ale nie przerwał. Oczekiwałam wybuchu albo chociaż komentarza, ale nic takiego się nie stało. Tylko to dziwne napięcie, które zrodziło się między nami.

– To dobrze, że ruszasz dalej – powiedział w końcu, wracając do jedzenia, ale czułam, że coś jest nie tak. – Kiedy go poznam?

Zamilkłam, zbita z tropu. Nie tego się spodziewałam. Jego głos brzmiał spokojnie, ale wyczuwałam w nim nutę czegoś, czego nie mogłam jeszcze nazwać.

– Nie wiem, czy to konieczne – odpowiedziałam. – To jeszcze nic poważnego.

– Oczywiście – uśmiechnął się lekko, ale uśmiech nie sięgnął oczu. – W końcu mieszkamy razem, w końcu go zobaczę.

Dalsza część kolacji była cicha, ale czułam jego wzrok na sobie. To była ta chwila, gdy zaczęło się coś zmieniać. Robert zawsze był spokojny, bez zbędnych emocji. Tym razem jednak, mimo że słowa były neutralne, w jego postawie coś drżało. I to nie była tylko obojętność.

Chciałam, by został na noc

Kilka dni później podjęłam decyzję. Tomek miał przyjść do mnie na wieczór, a ja wiedziałam, że to będzie pierwszy raz, kiedy on i Robert się spotkają. Usiadłam z Robertem w salonie, próbując zebrać myśli, ale napięcie wisiało w powietrzu.

– Tomek przyjdzie dzisiaj – powiedziałam w końcu, nie patrząc mu w oczy. – Zostanie na noc.

Robert uniósł brwi, choć nie wyglądał na zaskoczonego. Jego twarz pozostała niewzruszona, ale wyczułam, że to go uderzyło głębiej, niż chciał pokazać.

– Jesteś pewna, że to dobry pomysł? – zapytał, odkładając książkę na stolik. – Tutaj? W naszym... znaczy, w mieszkaniu?

– Robert, to już nie jest nasze mieszkanie – westchnęłam. – Oboje mamy prawo iść dalej.

Zapanowała cisza. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe, ale nie spodziewałam się, że poczuję taką presję. Robert wstał i podszedł do okna, patrząc na ulicę.

– Wiem – powiedział cicho. – Ale coś w tym wszystkim mi nie gra.

Nie odpowiedziałam. Czułam, że coś się w nim zmienia, jakby ten spokojny, zrównoważony Robert nie był do końca sobą. Tego wieczoru atmosfera w mieszkaniu stała się nieznośna, pełna niewypowiedzianych emocji. A to dopiero początek.

Byłam zaskoczona

Weszłam do mieszkania zmęczona po długim dniu, marząc o chwili spokoju. Zrzuciłam buty, kiedy usłyszałam cichy śmiech dobiegający z salonu. Zmarszczyłam brwi. Zobaczyłam ją. Młodszą ode mnie, uśmiechniętą, siedzącą obok Roberta na kanapie. Ania. Poczułam, jak w środku coś mi się przewraca. Nie byliśmy razem, wiem, ale to... było jak policzek.

– Kasiu, poznaj Anię – powiedział Robert, jak gdyby nigdy nic, z uśmieszkiem, który wydawał się zbyt swobodny.

Jego wzrok celowo wbity we mnie, jakby czekał na reakcję. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Ania wstała i wyciągnęła rękę. Jej uśmiech był niewinny, ale poczułam ukłucie zazdrości.

– Miło mi – powiedziałam przez zaciśnięte zęby, przyjmując jej dłoń. W środku wrzało.

– No, to teraz mamy równowagę, prawda? – dodał Robert z udawanym luzem. – Ty masz Tomka, ja mam Anię.

Równowaga? Żartował sobie? Złapałam oddech, starając się nie wybuchnąć, ale czułam, jak ogarnia mnie furia. Nie chciałam robić sceny przed tą dziewczyną, ale Robert ewidentnie chciał to pchnąć na krawędź.

– Równowaga? – powtórzyłam, podnosząc głos. Ania niespokojnie zerknęła na Roberta, czując, że atmosfera się zagęszcza.

– Może porozmawiamy później – syknęłam, patrząc na niego znacząco.

– A dlaczego nie teraz? – odparł Robert spokojnie, ale było w tym coś prowokacyjnego. – Skoro wszystko jest takie jasne, proste i ułożone. To po co to odwlekać?

– Naprawdę, Robert? – wybuchłam. – Ty zawsze musisz mieć rację, prawda?

Ania wstała, wyraźnie czując, że jej obecność była teraz niewygodna.

– Może... ja pójdę... – zaczęła, ale Robert złapał ją za rękę.

– Zostań, nie ma problemu. Kasia po prostu musi się przyzwyczaić – powiedział z lodowatym spokojem, co tylko podsyciło mój gniew.

– Przyzwyczaić do czego? – krzyknęłam. – Że wciągasz kolejną osobę w ten chory układ? Co, mamy teraz robić zawody, kto szybciej zapomni?!

Robert wstał, stanął naprzeciw mnie. Napięcie między nami było jak tykająca bomba.

– A może to ty nie potrafisz zapomnieć, co? – wycedził. – Może to dlatego ciągle wracasz do tego mieszkania, do tego, co było. To ty zaczęłaś z Tomkiem. Więc co cię tak boli?

Milczałam, łapiąc oddech, czując, że zaraz wybuchnę. Nie tak to miało wyglądać. Nie tak miało się to skończyć.

Miałam mętlik w głowie

Cały wieczór czułam, jak we mnie buzowało. Nie mogłam zasnąć, leżałam w ciemnościach, wpatrując się w sufit i myśląc o tym, co się wydarzyło. Robert. Ania. Tomek. Wszystko zaczynało się plątać w jedną wielką sieć, w której nie wiedziałam, co jest prawdziwe, a co udawane.

Z jednej strony, powinnam czuć ulgę. Robert ruszył dalej. Ja też próbowałam, przecież związałam się z Tomkiem. Ale teraz wszystko wydawało się takie… nieprawdziwe. Jego słowa z salonu nie dawały mi spokoju. Może to ja nie potrafiłam zamknąć tej historii? A może to on ciągle trzymał mnie na uwięzi, nawet o tym nie wiedząc?

Obróciłam się na bok, czując narastającą frustrację. Zaczęłam się zastanawiać, co właściwie czułam do Tomka. Był miły, czuły, troskliwy, ale czy to wystarczyło? Czułam, jakby coś w tej relacji było powierzchowne, jakbym próbowała zagłuszyć to, co naprawdę czułam wobec Roberta. Czy to możliwe, że wciąż miałam do niego jakieś uczucia?

– O czym ty w ogóle myślisz? – szepnęłam do siebie, czując rosnący gniew. To było szaleństwo. Przecież rozwód to była moja decyzja. Koniec, definitywnie. I teraz to ja miałam iść dalej.

Ale nie mogłam przestać myśleć o tym, co się wydarzyło. Widok Roberta z Anią budził we mnie emocje, których nie rozumiałam. Zazdrość? Żal? A może po prostu nie mogłam znieść myśli, że ktoś inny zajął moje miejsce.

Tomek zasugerował, żebyśmy zaczęli myśleć o wspólnym mieszkaniu, ale teraz nie byłam pewna, czy to dobry pomysł. Niby byłam gotowa na nowy związek, ale czy naprawdę? Czy może bałam się, że to tylko kolejna fasada? Może próbowałam uciec od czegoś, czego nigdy nie przepracowałam.

„A co, jeśli Robert miał rację?” – ta myśl pojawiła się nagle i przeszyła mnie na wskroś. Co, jeśli oboje tylko udawaliśmy, że ruszyliśmy dalej, gdy tak naprawdę tkwiliśmy w przeszłości?

Nie mogłam uciec od tych pytań. Wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała się z nimi zmierzyć.

Nie potrafiliśmy się rozstać

Z impetem weszłam do salonu, serce waliło mi jak młot. Robert siedział na kanapie, całkowicie spokojny, jakby wczorajsza burza nie miała miejsca. To tylko podsyciło mój gniew.

– Musimy pogadać – rzuciłam, stając naprzeciwko niego.

– O czym teraz? – odpowiedział obojętnie, nawet nie patrząc w moją stronę. Jego chłodny ton doprowadzał mnie do szału.

– Naprawdę? Udajesz, że nie widzisz, co się dzieje?! – podniosłam głos, z trudem hamując łzy. – Ania, Tomek... To wszystko to farsa! Udajemy, że jesteśmy gotowi ruszyć dalej, a tak naprawdę tkwimy w tym po uszy!

Robert w końcu spojrzał mi w oczy. Było w tym coś, co mnie przeraziło – chłód, jakiego nigdy wcześniej u niego nie widziałam.

– I co? – zapytał, podnosząc się z kanapy. – Co chcesz, żebym powiedział? Że masz rację? Że to, co robimy, to jakaś gra? Tak, Kasia, grajmy w otwarte karty. Tylko problem w tym, że sama nie wiesz, czego chcesz!

– Ja nie wiem?! – krzyknęłam, czując, że zaraz wybuchnę. – To ty nie możesz pogodzić się z tym, że ruszyłam dalej! Tomek... on mnie naprawdę... – zawahałam się, czując, że moje słowa tracą sens.

– Ach, Tomek – przerwał mi. – Przestań sobie wmawiać. Gdybyś była z nim szczęśliwa, nie kłócilibyśmy się teraz.

Milczałam, łapiąc oddech. Wiedział, gdzie uderzyć. Wiedział, że miał rację. Ale ja nie byłam gotowa tego przyznać.

– Czego ty właściwie chcesz, Kasia? – warknął, a jego słowa wisiały w powietrzu jak ostrze, które mogło nas oboje zranić.

Ktoś musiał podjąć decyzję

Staliśmy naprzeciwko siebie pełni napięcia. Słowa Roberta wciąż brzmiały w mojej głowie. „Czego ty właściwie chcesz, Kasia?” Zamiast odpowiedzi, czułam narastający chaos. Oboje trwaliśmy w tej chorej grze, a im bardziej próbowaliśmy ją zignorować, tym mocniej nas dusiła.

Nagle wszystko stało się jasne. Tomek, Ania, my... Nikt z nas nie mógł być szczęśliwy w tej farsie. Musiałam się uwolnić, nawet jeśli oznaczało to zostawienie wszystkiego za sobą.

Wyprowadzam się – powiedziałam nagle, a te słowa zaskoczyły nawet mnie.

Robert patrzył na mnie, z początku jakby nie wierzył. W jego oczach pojawił się cień zaskoczenia, a może nawet bólu, ale zaraz szybko to zamaskował.

– Serio? Myślisz, że to coś zmieni? – zapytał zimno, ale wyczułam w jego głosie pęknięcie. – Gdzie pójdziesz?

– Znajdę miejsce – odpowiedziałam stanowczo. – To nie ma znaczenia. Musimy przestać udawać, Robert. To nie jest życie. Żadne z nas nie może zacząć od nowa, póki tkwimy w przeszłości.

Chciał coś powiedzieć, ale się zatrzymał. Wiedział, że mam rację. I ja też to wiedziałam.

– Lepiej będzie, jeśli oboje pójdziemy własną drogą – dodałam, teraz już spokojniej. – Zasługujemy na więcej niż to, co mamy teraz.

Odwróciłam się i wyszłam z pokoju, zostawiając go samego z jego myślami. Wiedziałam, że to była właściwa decyzja. Przez chwilę poczułam, jak ogromny ciężar spada mi z serca. Miałam w końcu szansę, by naprawdę zacząć od nowa.

Reklama

Kasia, 38 lat

Reklama
Reklama
Reklama