„Po rozwodzie wplątałam się w romans z szefem byłego męża. Pożałowałam, bo dałam mu palec, a on chciał całą rękę”
„Spotykaliśmy się coraz częściej. Nie musiałam się specjalnie starać, sam znajdował dla mnie czas, mimo że prowadził firmę i był otoczony ludźmi. Miałam wrażenie, że właśnie ta jego dostępność kręciła mnie najbardziej”.

- Redakcja
Po rozwodzie z Markiem czułam się jakby ktoś wyrwał mi grunt spod nóg, a potem jeszcze zrzucił mnie ze schodów. Z pozoru byłam tą, która odchodzi – silną, niezależną, „ogarniętą”. Ale prawda była bardziej złożona. Marek może i nie zdradzał mnie fizycznie – nie mam dowodów – ale zdradził mnie emocjonalnie setki razy. Ignorował, wyśmiewał moje pomysły, traktował moje ambicje jak fanaberie. A potem dziwił się, że siedzę w kuchni w piżamie i mam łzy w oczach.
Nagle nie miałam nikogo. Wspólni znajomi, jak to bywa, podzielili się nierówno. Jego zostali, ja zyskałam tylko ciszę, dużo złości, rozczarowania i nieufności do ludzi. To się kumulowało we mnie jak stare maile w skrzynce: niechciane, ale wciąż obecne.
Pracowałam więcej. Brałam wszystko, co się dało, w agencji: klient po kliencie, brief po briefie, żeby nie czuć pustki. Ale ta pustka i tak przeciekała do mojego życia – przez szczeliny w słowach, przez spojrzenia obcych, przez samotne wieczory z winem i Netfliksem. Żadna terapia, żadne „kochaj siebie”, żadne „czas leczy rany” nie trafiało. Potrzebowałam czegoś więcej.
I wtedy zdarzył się ten wieczór. Konferencja branżowa – jeden z tych eventów, gdzie każdy udaje, że pije dla networkingu. Włożyłam czerwoną sukienkę, której nigdy nie odważyłam się założyć, kiedy byłam z Markiem. On by skomentował, że „trochę zbyt wyzywająca, jak na branżę PR”. A ja założyłam ją z pełną świadomością.
Nagle zobaczyłam szefa mojego eks. Stał oparty o bar, otoczony śmietanką świata korpo. Jego wzrok zatrzymał się na mnie.
– Cześć – powiedział z pewnością siebie, której nie da się nauczyć. – Ewa, prawda? – zapytał, pochylając się lekko, by przebić się przez gwar sali. Miał specyficzny głos, który brzmi jak niska nuta fortepianu – miękko, ale stanowczo.
– Pamiętasz moje imię? – uniosłam brew, bawiąc się kieliszkiem prosecco.
– Pamiętam rzeczy, które mnie interesują.
Podrywał mnie
Prychnęłam. Zabrzmiało jak tekst z reklamy perfum, ale w jego ustach brzmiało dobrze. Był starszy, może dziesięć lat różnicy, ale to mu tylko dodawało uroku. Miał ten luz faceta, który wie, kim jest, i nie musi tego udowadniać.
Zaczęliśmy rozmawiać. Najpierw o agencjach, o rynku, o kampaniach. Potem zeszliśmy na tematy mniej zawodowe – podróże, wino, kuchnia tajska. Tomasz sypał anegdotami z lekkością, jakby był aktorem na scenie. Ja grałam rolę kobiety, która też wszystko ma pod kontrolą.
– Lubię rozmawiać z mężczyznami, którzy wiedzą, czego chcą – powiedziałam z lekkim uśmiechem, celując w niego spojrzeniem.
– A ty wiesz, czego chcesz?
Roześmiałam się kokieteryjnie. W środku natomiast powiedziałam sobie cicho: „Chcę tylko, żeby Marek poczuł się tak, jak ja wtedy”. Zegarek pokazywał 22:15, kiedy nachyliłam ku Tomaszowi.
– Jest tu jakaś dobra knajpa, gdzie można pogadać bez tego korpo szumu?
– Znam jedną, dziesięć minut stąd.
– Prowadź – powiedziałam, zanim mózg zdążył pomyśleć, czy to na pewno rozsądne.
Po drodze do lokalu rozmawialiśmy już inaczej. On blisko, ja blisko. Nie musiałam udawać. I tym razem to ja byłam w grze rozdającą karty.
Robiło się poważnie
Spotykaliśmy się coraz częściej. Nie musiałam się specjalnie starać, sam znajdował dla mnie czas, mimo że prowadził firmę i był otoczony ludźmi. Miałam wrażenie, że właśnie ta jego dostępność kręciła mnie najbardziej. Nie był jednym z tych, co zerkają w telefon, udają zapracowanych, żeby pokazać swoją wartość. On przychodził, kiedy mówił, że przyjdzie. Dzwonił, kiedy miał zadzwonić. Był obecny.
Zabrał mnie na kolację do restauracji z panoramicznym widokiem na miasto. Na dachu, między stolikami stały paleniska. Patrzyłam na niego i czułam, jak we mnie narasta satysfakcja. Wiedziałam, że Marek zna to miejsce. Zabierał tam ważnych klientów. Teraz jego była żona siedziała tam z jego szefem, w butach na obcasie i z winem w dłoni.
Tomasz wciągał mnie głębiej. W jego świecie było wszystko, czego brakowało mi przez lata: uznanie, zainteresowanie, podziw. A ja grałam rolę, ale zaczynałam gubić granice.
Kilka dni później, po kolacji u Tomasza, usiedliśmy na jego tarasie z widokiem na miasto. Było ciepło, pachniało jaśminem, ale atmosfera była gęsta.
– Chcę z tobą być. Na serio. Bez żadnych gier. Chcę cię mieć przy sobie. Tylko dla siebie – powiedział, patrząc mi prosto w oczy.
Nie odpowiedziałam od razu. Spojrzałam na niego, jakby był kimś obcym.
– Tylko dla siebie?
– Tak. Bez innych. Bez niedopowiedzeń. Chcę, żebyś była moją kobietą. Myślę o ślubie.
Myślał o ślubie
Zadrżałam. To nie był żart. Tomasz nie był typem, który rzuca słowa na wiatr. W tamtym momencie poczułam się, jakbym zgubiła mapę. Przecież to miała być tylko krótkoterminowa zagrywka. Odbudowa ego. Sposób na odzyskanie siebie.
– Nie wiem, czy to jest dobry moment – zaczęłam, ale przerwał mi.
– Ewa, ja nie chcę się bawić. Albo wchodzisz w to całym sercem, albo…
Patrzyłam na niego i czułam, jak ciemność zaczyna sączyć się gdzieś z boku. Moja zemsta właśnie zaczynała mieć skutki, których nie przewidziałam.
Nie spałam tamtej nocy. Przewracałam się w łóżku, słysząc w głowie słowa Tomasza. Nie potrafiłam tego pojąć. Przecież znał mnie od kilku tygodni. Widział wycinek mnie, ten najbardziej kontrolowany, błyszczący, nienaganny. Czy naprawdę myślał, że to wystarczy, żeby planować wspólne życie?
Spotkaliśmy się znowu dwa dni później. Próbowałam przygotować się na rozmowę, na wycofanie się. Chciałam to zrobić delikatnie. Ale Tomasz nie dawał mi przestrzeni.
– Myślałem, że jesteśmy na dobrej drodze – powiedział, kiedy usiedliśmy w jego gabinecie. Tym razem nie było kolacji, świec ani muzyki. Tylko my dwoje i zbyt jasne światło.
– Ale ja nie wiem, czy to, co się dzieje, to jeszcze relacja, czy już tylko iluzja.
– Iluzja?
– Ty widzisz mnie, jaką chcesz widzieć. A ja nie wiem, kim jestem w tej historii. To zaczęło się od czegoś zupełnie innego. Chciałam tylko poczuć, że jeszcze coś znaczę.
Chciał zbyt wiele
Patrzył na mnie długo, bez słowa. Po raz pierwszy zobaczyłam na jego twarzy coś w rodzaju zawodu. Może nawet bólu.
– Myślałem, że jesteś inna. Że naprawdę coś między nami jest.
– A może po prostu pomyliłeś moje uśmiechy z czymś więcej…
Chciałam wyjść, ale on wstał pierwszy i podszedł do drzwi.
– Jeśli wychodzisz teraz, to już bez powrotu.
Zawahałam się. Chciałam coś powiedzieć, ale nie miałam siły. Minęłam go bez słowa.
Na zewnątrz dopadł mnie chłód. Serce waliło mi jak szalone, dłońmi szukałam telefonu, byle tylko mieć coś, na czym mogę skupić uwagę. Zaczęło się we mnie kotłować. Chciałam być silna, chciałam być niezależna, ale wszystko nagle wymknęło się spod kontroli.
Zamiast satysfakcji poczułam panikę. Wzięłam głęboki oddech, potem drugi. Świat wirował, a ja nie miałam już siły się w nim utrzymać.
Ewa, 37 lat
Czytaj także:
- „Mam gdzieś, że rozbiłam rodzinę kochanka. Ludzie gadają, ale faceta trzeba pilnować”
- „Romans z nauczycielem miał być antidotum na życie samotnej matki. Nie tylko mi udzielał prywatnych korepetycji”
- „Moi rodzice i teściowie zrujnowali nam nie tylko ślub. Nigdy im nie wybaczę, że zgotowali nam piekło na ziemi”