„Po rozwodzie wzięłam sobie faceta po przejściach. Miałam gdzieś jego przeszłość, chciałam tylko jednego”
„Rozmowy toczyły się dalej – o pracy, podróżach, dzieciach. Ale czułam te spojrzenia. Gdy Igor się śmiał, ludzie patrzyli na mnie, jakby szukali potwierdzenia, że to wszystko naprawdę się dzieje. Coś we mnie pękało. On był spokojny. Ja walczyłam z drżeniem rąk”.

- Redakcja
Po rozwodzie długo byłam sama. Nie szukałam nikogo, nie miałam na to siły. Pracowałam w agencji kreatywnej, wychowywałam moją sześcioletnią córkę i udawałam, że jest dobrze. A potem przyszedł Igor. Znaliśmy się wcześniej – był mężem Asi, jednej z moich koleżanek z pracy. Kiedy się rozwiedli, nasze drogi zaczęły się przecinać częściej, niż by wypadało. Nie planowaliśmy niczego. Ale wyszło, jak wyszło. Ludzie mają dużo do powiedzenia na temat takich historii. I ja to wszystko wiem. Nawet jeśli nie mówią wprost. Pierwszy raz pokazaliśmy się razem na kolacji u Kingi. Bałam się. Ale też… nie chciałam się już dłużej ukrywać.
Czułam ich wymowne spojrzenia
Już od progu czułam, że coś wisi w powietrzu. Może tylko mi się wydawało, ale gdy weszliśmy razem z Igorem do mieszkania Kingi, rozmowy przycichły. Uśmiechy były zbyt szerokie, zbyt sztuczne... Moje ciało od razu się spięło.
– Cześć wszystkim – powiedziałam lekko, próbując brzmieć naturalnie.
– Hej, Julia, hej Igor – Kinga przywitała nas tym swoim serdecznym tonem, ale jej wzrok błądził.
Przy stole było z dziesięć osób. Znajomi z pracy, z dawnych wspólnych projektów. Igor usiadł obok mnie, blisko. Nasze nogi się stykały. Jego dłoń spoczęła na moim udzie pod stołem. Miała być wsparciem, ale zestresowałam się jakoś bardziej tym, że wszyscy to widzą.
– Długo się nie widzieliśmy! – rzuciła Weronika.
– No tak, jakoś tak wyszło – odpowiedział Igor z uśmiechem, jakby nic się nie działo.
Rozmowy toczyły się dalej – o pracy, podróżach, dzieciach. Ale czułam te spojrzenia. Gdy Igor się śmiał, ludzie patrzyli na mnie, jakby szukali potwierdzenia, że to wszystko naprawdę się dzieje. Coś we mnie wzbierało. On był spokojny. Ja walczyłam z drżeniem rąk.
– Spokojnie – szepnął mi do ucha, nachylając się. – To tylko jeden wieczór. Damy radę.
Uśmiechnęłam się, ale nie odpowiedziałam. Czułam się jak na jakiejś cholernej scenie.
Rozebrana do naga z tajemnicy
Napięcie musiało w końcu znaleźć ujście. I znalazło.
– Przepraszam, mogę o coś zapytać? – Paweł przerwał rozmowę o winach, opierając łokcie na stole. – Wy jesteście razem?
Cisza. Talerze i szklanki przestały dzwonić, widelce zawisły w powietrzu. Wszyscy patrzyli na mnie. Nie na Igora. Na mnie. Bo przecież to ja zrobiłam coś "dziwnego". Poczułam, jak Igor ściska moją dłoń pod stołem.
– Tak – powiedziałam cicho, ale wyraźnie. – Jesteśmy razem.
Nikt nic nie powiedział. Spojrzałam na Kingę – była zaskoczona, ale nie wyglądała na złą. Weronika miała uniesione brwi. Paweł skinął głową jak ktoś, kto nie wie, co teraz zrobić.
– To... od dawna? – dopytał.
– Od jakiegoś czasu – odpowiedział Igor spokojnie.
Mój oddech był płytki. Serce waliło mi mocno. Chciałam wstać i uciec, ale siedziałam. Patrzyłam w blat, czując, że właśnie przeszliśmy przez jakiś próg. Nie było już odwrotu.
– Już po wszystkim – wyszeptał Igor. – Teraz tylko do przodu.
Wiedziałam, że ma rację. Ale przez chwilę czułam się naga, rozebrana z jakiejś tajemnicy, która – mimo wszystko – była jak tarcza i nas chroniła przez nieprzyjemnym wzrokiem wścibskich obcych oczu.
Miałam wyrzuty sumienia
– A Asia, czy to tak wszystko nagle się zadziało? – zapytała chwilę później Marta, a w jej głosie zabrzmiała nuta dezaprobaty.
Igor spojrzał na mnie, dając mi przestrzeń. Skinęłam głową. Miał prawo mówić.
– Rozstaliśmy się z Aśką ponad rok wcześniej, zanim cokolwiek zaczęło się między mną a Julią – powiedział. – Nasze małżeństwo już wtedy się wypaliło. Nie było żadnego trójkąta, żadnego dramatu. Po prostu… to się skończyło. A później zaczęło się coś nowego.
Pokręciłam głową, czując, że muszę coś dodać.
– Nie chciałam się w to mieszać. Naprawdę długo nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Miałam wyrzuty sumienia, nawet jeśli nie zrobiłam nic złego. Bałam się, że będę oceniana jako ta, która maczała w tym swoje palce.
– Ale przecież nie maczałaś – powiedziała cicho Kinga. – Nie da się nikogo zabrać siłą.
Zrobiło mi się ciepło. To był pierwszy raz, kiedy ktoś to powiedział głośno. Z taką prostotą, bez tonu oskarżenia.
– Może to głupie, ale… wasza historia ma w sobie coś romantycznego – odezwała się Weronika. – Znam was oboje. I chyba pierwszy raz widzę, że jesteście jacyś… spokojniejsi?
– Bo jesteśmy – powiedział Igor. – Może właśnie dlatego, że nie musimy już nic udawać. Ani przed sobą, ani przed innymi.
Wtedy coś się przełamało na dobre. Ludzie zaczęli zadawać pytania z ciekawością, a nie z podejrzliwością. Atmosfera się zmieniła. Jakby sama rozmowa o tym, co niewygodne, zdjęła z nas niewyobrażalny ciężar. Siedziałam przy tym stole i po raz pierwszy od miesięcy czułam się lekko. I dobrze.
Po prostu byłam szczęśliwa
Zanim przyszliśmy na tę kolację, przysięgłam sobie, że nie będę się tłumaczyć. Że nie będę błagać o zrozumienie. A teraz wszystko mi puściło i mówiłam. Mówiłam. Już nie chodziło o nich. Robiłam to dla siebie. Wyłącznie dla siebie.
– Ja po prostu jestem szczęśliwa – powiedziałam. – I pierwszy raz od dawna to nie brzmi jak frazes.
Zapanowała cisza, ale nie była to już ta krępująca, lodowata cisza z początku wieczoru. Teraz czułam, że naprawdę mnie słuchają.
– Przez pół roku każda nasza randka to było kombinowanie. Spotkania poza miastem, unikanie znajomych… Nawet do sklepu razem nie chodziliśmy – mówiłam, jakbym musiała to wreszcie z siebie wyrzucić. – Czuliśmy się, jakbyśmy robili coś nielegalnego. A przecież to tylko miłość.
– A co z dzieckiem? – zapytała Marta wprost.
– Moja córka zna Igora – odpowiedziałam spokojnie. – Zanim się pojawił jako mój partner, był przyjacielem. Nie chcieliśmy jej niczego narzucać. Ale zaskoczyła nas. Powiedziała, że fajnie, że mama jest szczęśliwa.
Igor ścisnął znowu moją dłoń pod stołem.
– Julia to bardzo odważna kobieta – powiedział. – Gdyby nie ona, dalej udawalibyśmy, że nic nas nie łączy.
– Myślę, że wiele osób by tak nie potrafiło, odważnie zacząć nowy związek na zgliszczach poprzednich – przyznała Weronika. – Ja nie wiem, czy miałabym w sobie tyle siły.
Patrzyłam na nich – tych samych ludzi, których się bałam. I pomyślałam, że czasem to nie świat jest okrutny, tylko nasze wyobrażenia o nim.
Nareszcie coś się domknęło
Po kolacji nie chcieliśmy wychodzić zbyt szybko. Zostaliśmy jeszcze chwilę, popijając wino i rozmawiając o zupełnie zwykłych sprawach – planach na wakacje, przedszkolach, remontach. Czułam, że coś dobrego się zadziało. Coś się domknęło.
– To była dobra decyzja – szepnął Igor, gdy żegnaliśmy się z Kingą.
– Chociaż wciąż trochę się boję – przyznałam. – Jak jutro otworzę oczy, może wszystko znów wróci.
– Nie wróci. Zrobiliśmy krok do przodu. A tego już nikt nam nie odbierze.
Zatrzymaliśmy się na chwilę przy windzie. Spojrzałam na niego. Ten sam mężczyzna, którego wcześniej znałam jako „męża Asi”. Teraz mój partner. Mój towarzysz. I nikt nie ma prawa tego kwestionować. W samochodzie jechaliśmy długo w milczeniu. To była ta dobra cisza – po rozmowie, po wyznaniu, po ogromnej uldze.
– Chciałabym, żeby tak zostało – powiedziałam, patrząc przez szybę. – Nie, żeby wszyscy nas wielbili. Tylko… żeby przestali się bać na nas patrzeć.
– Nie musisz się już nikomu tłumaczyć – odparł Igor. – To twoje życie. Nasze.
Zacisnęłam powieki. I beztrosko się uśmiechnęłam. Tak – to nasze życie.
Nie mam już nic do ukrycia
Gdy dotarliśmy do mojego mieszkania, córka już spała. Było późno. Ciocia Wanda była tu z nią wcześniej i wyszła, jak tylko zobaczyła nas w progu. Pocałowałam małą w czoło, a potem usiedliśmy z Igorem w kuchni. Bez słów, bez telefonów, bez udawania, że jest inaczej, niż jest. W tej ciszy było coś świętego.
Wpatrywałam się w parującą herbatę i myślałam o tym wieczorze. O strachu, który rósł miesiącami. O spojrzeniach, które wbijały się we mnie, kiedy tylko pojawialiśmy się razem. O tym, jak bardzo chciałam się nie bać, a bałam się za nas dwoje.
– Jutro będą komentarze – powiedziałam. – Może nawet jakieś wiadomości. Plotki.
– Pewnie tak – przyznał Igor. – Ale to już nie ma znaczenia. Julia, jesteśmy razem. I wreszcie nikt nie może temu zaprzeczyć.
Uśmiechnęłam się. Tak, to prawda. Już nie musieliśmy się kryć, szeptać, sprawdzać, czy ktoś nas nie widzi. Już nie musieliśmy udawać, że jesteśmy tylko zwykłymi znajomymi.
Może nie wszyscy nas zaakceptują. Może niektórzy odwrócą się plecami. Ale prawda, nawet jeśli boli, daje oddech. Po tylu miesiącach wreszcie mogłam oddychać pełną piersią. Spojrzałam na Igora. Siedział spokojnie, miał to ciepło w oczach. Wiedziałam, że nie będzie łatwo. Ale wiedziałam też, że jestem gotowa. Wszyscy patrzą. I dobrze. Bo nie mam już nic do ukrycia.
Julia, 44 lata
Czytaj także:
- „Według mojej mamy tradycja wielkanocna to mycie okien i pucowanie podłóg na kolanach. Dziękuję za takie święta”
- „Wszyscy narzekają na teściowe jak z horrorów. A moja uratowała rodzinną Wielkanoc i wyciągnęła do mnie pomocną dłoń”
- „Zaraz Wielkanoc, a synowa ma wszystko gdzieś. Okna całe w smugach, a w domu taki syf, że chciałam wezwać sanepid”