„Po ślubie zamieszkaliśmy z teściową i się zaczęło. Mamusia pluje jadem i robi ze mnie potwora, bo mam inne zdanie”
„Coraz częściej miałem wrażenie, że teściowa traktuje mnie jak intruza. Nie mówiła tego wprost, ale jej spojrzenia, gesty, niedopowiedzenia nie pozostawały złudzeń”.

- Redakcja
Miał to być tylko etap przejściowy. Wprowadziliśmy się do teściowej zaraz po ślubie – ot, na chwilę, dopóki nie znajdziemy czegoś swojego. Mijały tygodnie, potem miesiące, aż w końcu minęły dwa lata, a my wciąż tkwiliśmy w jej mieszkaniu. Na początku nawet starałem się dostrzegać dobre strony – większe oszczędności, pomoc w domu, może nawet chwilowe poczucie bezpieczeństwa. Ale z czasem wszystko zaczęło się we mnie gromadzić: frustracja, poczucie bezsilności, cichy bunt. Coraz częściej miałem wrażenie, że teściowa traktuje mnie jak intruza. Nie mówiła tego wprost, ale jej spojrzenia, gesty, niedopowiedzenia nie pozostawały złudzeń.
Pewnej soboty usiedliśmy w salonie. Magda przyniosła herbatę.
– Może wynajmiemy coś własnego? Już czas – powiedziałem cicho, choć czułem, jak gardło mi się zaciska.
Spojrzała na mnie z lekkim smutkiem.
– Jeszcze trochę. Mama potrzebuje pomocy.
Nie odpowiedziałem. Tylko skinąłem głową i udawałem, że mnie to nie boli. Ale wewnątrz wszystko już krzyczało.
Zrobiło mi się słabo
Tego dnia w pracy padł system, więc nas rozesłali do domów już po czternastej. Po cichu wszedłem do mieszkania, nie chcąc nikomu przeszkadzać, i już z korytarza usłyszałem ich głosy. Teściowa i Magda były w kuchni. Drzwi były tylko lekko przymknięte. Nie miałem zamiaru podsłuchiwać – po prostu zamarłem, kiedy usłyszałem ton teściowej.
– Z nim wszystko robisz nie tak, jak cię uczyliśmy. On cię psuje.
Słowa uderzyły mnie jak policzek. Stałem nieruchomo, z torbą w ręce, nagle jakby z niej cały ciężar przeszedł na moje barki.
– To nie takie proste… – odpowiedziała Magda, cicho, ale wystarczająco, bym ją usłyszał.
– Przestałaś mieć swoje zdanie. Jesteś miękka. Gdzie ta dziewczyna, którą wychowaliśmy z ojcem?
Zrobiło mi się słabo. Jakby cały tlen zniknął z korytarza. Nie wiedziałem, co zrobić – wejść? Odezwać się? Uciec?
– On cię zmienił. I nie mówię, że na lepsze.
Te słowa przesądziły sprawę. Wszedłem po cichu do naszego pokoju, usiadłem na łóżku i wpatrywałem się w swoje buty. Nie potrafiłem tego przetrawić. Zacząłem analizować każde ich spojrzenie, każdą uwagę teściowej, każde „może lepiej, żeby Kuba się tym nie zajmował”. Nagle wszystko układało się w logiczny, brutalny obraz. Byłem problemem. Przeszkodą. Kłopotem, który się przypałętał i nie chce zniknąć.
Czułem się jak lokator
Nie mogłem spać. Leżałem godzinami, patrząc w sufit, aż w końcu wstałem i zszedłem do kuchni, gdzie Magda siedziała z kubkiem herbaty. Spojrzała na mnie zaskoczona, jakby nie spodziewała się mnie zobaczyć o tej porze.
– Słyszałem rozmowę z twoją mamą – powiedziałem, siadając naprzeciwko. – Naprawdę uważasz, że cię psuję?
Magda od razu spięła ramiona, a jej dłoń mocniej zacisnęła się na kubku.
–To nie o to chodzi. Ona po prostu… Ona ma inne podejście – odpowiedziała, uciekając wzrokiem w bok.
– Ale to nie była tylko jej opinia. Nie zaprzeczyłaś. Milczałaś, jakbyś się zgadzała.
– Bo jak mam jej przerywać? Wiesz, jaka jest. Gdybyś zaczął się wtrącać, wybuchłaby awantura.
– Czyli lepiej mnie nie bronić? – zapytałem z goryczą. – Lepiej udawać, że to nieprawda?
Zapanowała cisza. Chwilę później Magda odezwała się już ciszej, mniej pewnie.
– Nie chcę wojny w domu. Staram się… jakoś to wszystko utrzymać. Między wami, między nami. Chciałam dobrze.
– A ja czuję się jak lokator, którego trzeba tolerować. Jakbym był kimś obcym.
– Bo ja sama już nie wiem, co robić – szepnęła. – Jestem rozdarta. Między tobą a mamą.
Pokręciłem głową. Wiedziałem, że nie będzie łatwo, ale teraz po raz pierwszy poczułem, że to ja jestem jedynym, który jeszcze walczy o ten związek.
Zdobyłem się na szczerość
Spakowałem się w milczeniu. Nie chciałem robić sceny, nie chciałem dramatów. Po prostu otworzyłem szafę, wyjąłem walizkę i zacząłem składać rzeczy. Koszule, bluzy, ładowarki, kilka książek. Magdy nie było w pokoju. Siedziała z matką w kuchni. Znowu niechcący je podsłuchałem. Ale tym razem już się nie cofnąłem.
– W końcu zrobiłaś dokładnie to, co chciałaś – usłyszałem głos Magdy. Była roztrzęsiona. – Zniszczyłaś moje małżeństwo.
Zapadła cisza. Taka, która boli w uszy.
– Nie tak cię wychowaliśmy… – szepnęła teściowa.
Cicho, niemal pokornie. Jakby coś w niej pękło. Zszedłem na dół, trzymając walizkę w dłoni. Oparłem się o framugę kuchennych drzwi i spojrzałem na nie obie. Magda miała zaczerwienione oczy, a teściowa siedziała ze wzrokiem wbitym w blat.
– Już nie muszę podsłuchiwać – powiedziałem spokojnie, choć w środku drżałem. – Chciałem, żeby ktoś w tym domu w końcu mnie zauważył.
Magda podniosła na mnie wzrok.
– Nie chciałam, żeby tak to się skończyło.
– Ale pozwoliłaś, żeby to się działo. Milczałaś. Zawsze.
Teściowa wstała, jakby chciała coś powiedzieć, ale od razu usiadła z powrotem. Po raz pierwszy nie miała gotowej odpowiedzi.
– Nie jestem twoim wrogiem – dodałem. – Ale nie będę już kimś, kogo trzeba znosić.
Odwróciłem się i wyszedłem. A drzwi, które za sobą zamknąłem, wydawały się cięższe niż kiedykolwiek.
Łzy spływały mi po policzkach
Zamieszkałem u Michała, starego kumpla z uczelni. Miał wolny pokój i nie zadawał zbyt wielu pytań. Pierwsze noce były dziwne. Czułem ulgę, ale też pustkę. Dzwoniłem do Magdy kilka razy. Nie odbierała. Wysłałem wiadomość – nic. Znałem ją dobrze. Wiedziałem, że zamyka się w sobie, kiedy czuje się winna. A może po prostu nie miała już siły. Wieczorem siedziałem z Michałem przy herbacie, w jego zagraconym salonie.
– Myślisz, że to był błąd? – zapytałem.
Wzruszył ramionami.
– Czasem trzeba się rozpaść, żeby potem się poskładać. Nie każdy związek, który się rozpada, musi się kończyć. Ale nie każdy też powinien trwać.
Słuchałem go, ale myślami byłem gdzieś indziej – w naszej pierwszej wspólnej kuchni, tej wynajętej kawalerce po ślubie. Jak trzymaliśmy się za ręce nawet przy robieniu kanapek. Jak Magda zasypiała z głową na moim ramieniu. Gdzie to wszystko się zgubiło? Nie zauważyłem, kiedy łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Michał nic nie powiedział. Po prostu wstał, podał mi papierową chusteczkę i usiadł z powrotem. Czasem największe wsparcie to obecność kogoś, kto nie musi nic mówić.
Zrobiło mi się jej żal
Spotkaliśmy się po trzech tygodniach. Magda zaproponowałem małą kawiarnię niedaleko parku. Przyszła punktualnie ubrana zwyczajnie, ale w oczach miała coś, czego wcześniej nie znałem – zmęczenie, jakby świat ją trochę przetarł. Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Przez chwilę tylko patrzyliśmy, nie mówiąc ani słowa.
– Mama już nic nie mówi na twój temat – powiedziała w końcu. – Nie wie, co powiedzieć.
Kiwnąłem głową. Nie chciałem rozmawiać o teściowej. Nie teraz.
– Nie o nią chodzi. Chciałem wiedzieć… czy jeszcze nas widzisz.
Westchnęła i spojrzała przez okno. Długo nie odpowiadała.
– Nie wiem – powiedziała w końcu. – Jestem zmęczona. Przez cały ten czas próbowałam być dobrą córką i dobrą żoną. Okazało się, że nie da się być jednym i drugim.
– A kim byłaś dla siebie?
To pytanie zawisło w powietrzu. Nie odpowiedziała od razu. Odstawiła filiżankę i przez chwilę kręciła palcem po krawędzi spodka.
– Może nikim – szepnęła.
Zrobiło mi się jej żal. Nie miałem w sobie złości. Tylko smutek, że tak bardzo się pogubiliśmy.
– Nie musimy dzisiaj o niczym decydować – powiedziałem cicho. – Ale chcę, żebyś wiedziała, że jeśli jeszcze chcesz… możemy spróbować to zbudować od nowa.
Magda nie odpowiedziała. Ale po raz pierwszy od dawna spojrzała mi prosto w oczy.
Zmieniłem się
Minęło kilka miesięcy. Nadal mieszkałem sam. Wynająłem małe mieszkanie na obrzeżach – ciche, z widokiem na park. Nauczyłem się gotować coś więcej niż makaron z sosem. Zacząłem biegać, w weekendy czytałem książki, które od lat zalegały na półkach. Powoli poskładałem siebie na nowo. Bez wielkich deklaracji, bez obietnic, że wszystko będzie dobrze. Po prostu – żyłem. Czasem spotykałem się z Magdą. Bez planów, bez „musimy porozmawiać”. Po prostu – kawa, spacer, krótkie wiadomości z pytaniem, jak mija dzień. Zrozumiałem, że nie wszystko trzeba rozwiązywać od razu. Czasem ludzie muszą się oddalić, żeby naprawdę się zobaczyć. O teściowej nie rozmawialiśmy. Była jak cień za plecami, który z czasem blednie. Żal pozostał, ale nie miał już tej samej siły. Nie palił, nie dusił. Stał się czymś, co się nosi – jak blizna.
Wciąż nie wiem, czy znów będziemy razem. Ale wiem jedno – już nie jestem tym samym człowiekiem. I nie chcę wracać do tamtej wersji siebie. Wtedy za dużo milczałem, za bardzo chciałem być „w porządku”. Teraz wiem, że czasem trzeba odejść, żeby zrozumieć, czego się naprawdę potrzebuje. Może jeszcze kiedyś do siebie wrócimy. Może wtedy spojrzymy na siebie nie przez pryzmat winy, ale nadziei. Ale nawet jeśli nie – to już nie będę żałował.
Jakub, 33 lata
Czytaj także:
- „Mąż zrobił ze mnie samotną matkę. Po 3 latach przypomniało mu się, że ma dzieci i chce znów być wzorowym tatusiem”
- „Córka ze mnie drwi i mówi, że jestem za stara, by mieć marzenia. Smarkula nie wie, że życie zaczyna się na emeryturze”
- „Masażysta z sanatorium mógł być moim synem, ale dał mi więcej niż mąż przez te wszystkie lata. Niczego nie żałuję”