„Po śmierci mamy ojciec znalazł nową żonę. Ta jędza od początku chciała mnie wykopać z domu i zawłaszczyć rodzinę”
„Wszystko rozpoczęło się od próby odnalezienia zgubionego pierścionka Leoni. Szukała go wszędzie. Twierdziła, że pieniądze trzymane w szufladzie z bielizną, które miały być przeznaczone na codzienne wydatki, znikały w tajemniczych okolicznościach”.
Po kłótni, która wstrząsnęła mną dogłębnie, opuściłam dom rodzinny w tym, co miałam na sobie. Pierwsze dni po zerwaniu kontaktu z tatą i bratem były dla mnie emocjonalnie niesamowicie trudne. Teraz dociera do mnie, że los okazał się dla mnie łaskawy, bo wcześnie pojęłam, że nie mam co oczekiwać wsparcia od najbliższych. Ta bolesna lekcja uchroniła mnie przed całą masą zawodów w przyszłości.
Nie cierpiałam jej
Leonia, moja macocha, nie miała skrupułów w rządzeniu domem. Trzeba przyznać, że w swoich domowych obowiązkach była prawdziwą mistrzynią. Posiłki zawsze pojawiały się punktualnie, podłogi błyszczały czystością, a my, dzieciaki, mieliśmy pełne brzuchy i czyste ciuchy. Ale czy byliśmy przez to zadowoleni? To już zupełnie inna sprawa.
Wcale nie starała się zająć miejsca mamy, którą zbyt wcześnie straciliśmy. Jako starsza z rodzeństwa, dotkliwiej odczułam tę stratę i niełatwo było mi zaakceptować, że pojawiła się inna kobieta, którą też powinnam darzyć miłością.
Kuba, będąc jeszcze małym brzdącem, nie miał z tym kłopotu. Z pełnym zaufaniem przylgnął do Leoni, która przyjęła go z otwartymi ramionami. Ewa, pasierbica, którą macocha wprowadziła do naszej rodziny, gdy poślubiła tatę, nie miała z tym żadnych trudności.
Macocha wmówiła wszystkim, że jestem jakąś buntowniczką. Ciągle mówiła, jaka to jestem nieposłuszna i problematyczna, non stop gadając o tym, ile to ona dla mnie robi. Tata w odpowiedzi jedynie ciężko wzdychał i przewracał oczami.
Ona zajmowała się pilnowaniem dzieci, a on w tych sprawach zupełnie się nie orientował i nie chciał tracić czasu na jakieś rodzinne sprzeczki czy konflikty. W naszym mieszkaniu stosunkowo szybko zarysowała się wyraźna granica.
Uważała mnie za problem
Z jednej strony stała Leonia, która pragnęła zostać prawdziwą mamą dla swoich dzieci, a z drugiej byłam ja, wsparta przez babcię, która niepokoiła się tym, jak to wszystko się potoczy. Tata z kolei starał się nie dostrzegać problemu i zręcznie balansował pomiędzy nami. Zdawał sobie sprawę, że nie ma wpływu na bieg wydarzeń, więc postanowił po prostu cieszyć się tym, co miał. Nie dało się ukryć, że udało mu się znaleźć wspaniałą małżonkę, która jednocześnie zaopiekowała się dziećmi zbyt wcześnie pozbawionymi matki.
Razem z bratem mieszkaliśmy w schludnym mieszkaniu, jedliśmy pełnowartościowe obiady i kolacje, a także mieliśmy pomoc przy zadaniach domowych. Nikt nie był w stanie powiedzieć nawet słowa na temat tego, że Leonia się nie przykłada.
Wszystko rozpoczęło się od pozornie błahej sprawy – próby odnalezienia zgubionego pierścionka należącego do Leoni. Nasza macocha szukała go wszędzie, zaglądając pod każdy mebel, przy okazji zasłaniając nam telewizor, kiedy akurat oglądaliśmy jakiś interesujący program. Kompletnie ignorowała nasze narzekania, ciągle mówiąc o dziwnych rzeczach, które ostatnimi czasy dzieją się w naszym mieszkaniu.
Twierdziła, że pieniądze trzymane w szufladzie z bielizną, które miały być przeznaczone na codzienne wydatki, znikały w tajemniczych okolicznościach.
– Nic nie ukradłaś? – Leonia ni stąd ni zowąd stanęła jak wryta tuż przede mną.
– Co ty mówisz! – odparłam, nie mając pojęcia, że to zaledwie wstęp.
– W takim razie skąd miałaś kasę na tę nową koszulkę?
Co za insynuacje!
Chciałam od razu wytłumaczyć, że koszulkę dostałam od przyjaciółki, wymieniłyśmy się ciuchami, gdy nagle zrozumiałam, że to tylko wymówka. Leonia szykowała się do ostatecznej konfrontacji z nielubianą pasierbicą, czyli ze mną.
– Tato! Zrób coś, nie pozwól jej mnie tak poniżać! – zawołałam w stronę ojca.
Emocje wzięły nade mną górę, cała się trzęsłam. Zrozumiałam, że ta kobieta oskarżała mnie o kradzież. Pod własnym dachem! Czy da się okraść samą siebie? Dla mojej macochy najwyraźniej tak, bo traktowała mnie jak kogoś obcego. Ani ojciec, ani brat nie zareagowali. Babcia już wtedy odeszła z tego świata, więc nie miałam nikogo, kto by mnie poparł.
– Tatusiu! – podjęłam kolejną próbę.
Zapadła głucha cisza. W tym momencie byłam pewna, że nic z mojej prośby nie będzie. Nie zamierzał sprzeciwić się małżonce, ryzykując utratę swojego drogocennego, wręcz świętego spokoju. Zbyt komfortowo mu się z nią żyło, dlaczego miałby stawać okoniem? Dla mnie? Nie ma mowy.
Nikt mnie nie bronił
Moje błaganie rozeszło się echem po pokoju i wyparowało. Leonia umilkła, zaintrygowana całą sytuacją, i nie spuszczała wzroku ze swojego męża. Obojętnie wzruszyła ramionami, mając jasność co do swojego stanowiska w tej sprawie.
– Dajcie spokój z tymi przepychankami – wymamrotał ojciec. I to wszystko, na co mógł się zdobyć.
– To nie jest kłótnia – powiedziała spokojnie Leonia. – Po prostu tłumaczę twojej córce, jak ważna jest uczciwość. W naszym domu nie będzie przyzwolenia na kradzieże. Ma w sobie zbyt dużo niepożądanych przyzwyczajeń.
– Leonia, daj już spokój! – w tym momencie nawet ojciec stracił cierpliwość.
– Skieruj pretensje w inną stronę i skup się na Julii! – odparowała macocha, marszcząc czoło. – Odmawiam dzielenia dachu z kimś, kto kradnie!
Jej słowa zelektryzowały mnie niczym porażenie prądem. Straciłam panowanie nad emocjami.
– Od wielu miesięcy knułaś w głowie, jak skutecznie się mnie pozbyć – wykrzyczałam prosto w jej stronę.
Traktowała mnie jak intruza, pasożyta całej rodziny, którą stworzyła wspólnie z ojcem i bratem. Pragnęła oddzielić mnie od tych, których kocham najbardziej.
Odebrała mi ich!
– Nikt z was nic nie powie? – spojrzałam na Jakuba i tatę, który odwrócił wzrok.
Obaj tylko niedbale wzruszyli ramionami, a brat unikał mojego spojrzenia. W szybie widziałam odbicie twarzy ojca – malowały się na niej lęk i skrępowanie. O co mu chodziło? Czego się obawiał?
– Skoro mnie tu nie chcecie, to trudno – wymamrotałam przez zaciśnięte zęby. – Nie zwracam się do ciebie – dałam do zrozumienia Leoni. – Dla mnie się nie liczysz.
Z poczuciem dumy i determinacji, samotnie stawiłam czoła wyzwaniu. Sięgnęłam do szafy po torbę i zaczęłam wrzucać do niej najpotrzebniejsze przedmioty. Planowałam przenocować u przyjaciółki w akademiku. Tamtejsi mieszkańcy nieraz byli świadkami różnych niespodzianek, więc na pewno uda się wygospodarować trochę przestrzeni dla kogoś bez dachu nad głową.
– Gdzie się wybierasz? – w progu pokoju pojawił się tata.
– Wynoszę się stąd – warknęłam z furią. – Właśnie dotarło do mnie, że stanowię problem. Układacie sobie życie, Leonia troszczy się o wasz komfort. A ja jestem zbędnym balastem w tym wszystkim. Dlatego się zmywam.
Nie potrzebowali mnie
Przerzuciłam torbę przez ramię i opuściłam mieszkanie. Nikt nawet nie próbował mnie powstrzymać ani nie towarzyszył mi w drodze do windy. Kto wie, może sądzili, że jak opadną mi emocje, to wrócę do domu?
Chciałabym wierzyć, że tak będzie. Po tygodniu zadzwonił tata, a od Kuby nie usłyszałam ani słowa. Ojciec ucieszył się, że wynajęłam pokój w akademiku, bo dzięki temu mógł przestać martwić się o moje utrzymanie. Nie potrafiłam pojąć, że tak szybko zaakceptował fakt mojej wyprowadzki i nawet nie mówił o moim powrocie.
Zastanawiałam się, czy on czuł zażenowanie tym, że dał swojej małżonce tyle swobody… Bo ja czułam. W jego imieniu, więc lepiej było dla mnie nie poruszać więcej tego tematu. Będąc z dala od domowego komfortu, przeszłam niezłą lekcję życia, ale nigdy tego nie pożałowałam. Jedyne, czego nie potrafiłam pojąć, to co się wydarzyło z Kubą. Mój brat od samego początku nie wykazywał ochoty na utrzymywanie ze mną kontaktu.
Próbowałam skontaktować się z nim telefonicznie parę razy, ale ostatecznie zdecydowałam się pojechać pod jego szkołę. Nie zareagował entuzjastycznie na mój widok.
Byłam w szoku
– Wiesz, że mi głupio przed znajomymi? – wymamrotał pod nosem, wpatrując się w chodnik.
Parsknęłam śmiechem na jego hardą postawę, bo miałam duże wątpliwości, czy moja wizyta faktycznie mogła mu zaszkodzić w oczach rówieśników. Żeby to przetestować, pomachałam ręką do paczki kumpli Kuby. W odpowiedzi usłyszałam pełne podziwu gwizdy i wiwaty młodocianych chłopaków.
– Ha! Wygląda na to, że mam spore wzięcie wśród twoich znajomych – parsknęłam śmiechem.
Kuba w końcu spojrzał na mnie, odrywając spojrzenie od ziemi.
– Ej, o co chodzi? – zapytałam, chcąc nawiązać z nim rozmowę.– Chyba lepiej byłoby pogadać o tym z twoimi kumplami, oni mają więcej oleju w głowie.
– To nikt ci o tym nie mówił? – spytał zakłopotany. – Byłem pewien, że już wiesz.
– Ale o czym? – powoli zaczynałam się irytować.
– Chodzi o to, że moja mama nie jest twoją mamą.
Kuba od samego początku zwracał się do Leoni per „mamo”, co dla mnie zawsze było nie do przeskoczenia. Czy to możliwe, żeby przez cały ten czas sądził, iż jest jej biologicznym dzieckiem?
– Dobrze wiesz, że to nie Leonia była naszą matką – odparłam oschle.
Jak mogła mu to wmówić?
– Mylisz się, to właśnie ona nią jest. Pokazała mi mój akt urodzenia – zszokował mnie brat. –Figuruje tam jako moja matka, a ty ciągle twierdziłaś, że nie żyje. Leonia wszystko mi objaśniła. Wmówiłaś sobie istnienie brata, bo dzięki temu łatwiej radziłaś sobie ze śmiercią mamy.
– Leonarda mówiła nieprawdę. Czy tata zdawał sobie sprawę, co ona opowiada? – zapytałam, udając opanowanie.
Uświadomiłam sobie, że skoro personalia tej baby są wpisane w metryce Jakuba, oznacza to tyle, co przysposobienie go. Ta jędza odebrała mi nie tylko ojca, ale i brata! Nic dziwnego, że stary nic mi nie wspomniał.
Odkąd odbyłam tę pamiętną pogawędkę z Kubą, zdążyło upłynąć sporo wody w Wiśle. Brat wciąż mieszka w domu rodzinnym i unika mnie jak ognia. Praktycznie nie mamy ze sobą kontaktu, staliśmy się dla siebie kompletnie obcymi ludźmi. Leonia może pękać z dumy ze „swojego” potomka. Dopięła swego i pozbawiła mnie rodziny.
Agnieszka, 22 lata