Reklama

Marianna niespodziewanie zawitała do mojego mieszkania po południu. Przyszła mnie odwiedzić. Mieszkańcy naszej kamienicy byli dziwni. Tylko ona ze mną rozmawiała. Kontakty z sąsiadami ograniczały się jedynie do grzecznościowego "dzień dobry", kiedy przechodziliśmy obok siebie na korytarzu. Nikt nie przejmował się losem samotnej wdowy. Marianna jednak nie dawała za wygraną i robiła wszystko, co w jej mocy, aby po stracie Mietka mój nastrój był jak najlepszy, za co byłam jej bardzo wdzięczna.

Reklama

– Reniu! Nie zgadniesz, kogo zobaczyłam! Ten pan znowu odwiedził grób Miecia – powiedziała, a ja patrzyłam na nią ze zdziwieniem.

Kto to mógł być, ten facet, który ciągle był obok grobu? Zawsze zostawiał znicz lub kwiaty, ale nigdy nie widziałam go tam, kiedy sama tam szłam. Czułam, że celowo przychodzi, kiedy wie, że mnie tam nie będzie i nie dawało mi to spokoju.

Rok temu mój mąż zmarł. Niestety ja dalej nie pogodziłam się z tą stratą. Żyliśmy w zgodzie i miłości jako małżonkowie. Gdy Mietek dostał ataku serca późną nocą, od razu przerażona wykręciłam numer pogotowia. Towarzyszyłam mu w karetce, trzymając go za rękę i modląc się, aby Bóg jeszcze nie zabrał go ode mnie. Mietek był dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Nie mieliśmy dzieci, bo w młodości musiałam usunąć macicę. Byłam wtedy załamana i nie mogłam uwierzyć, że ktoś będzie chciał się ze mną ożenić. "Który mężczyzna będzie chciał taką kobietę, która nie jest w stanie dać mu dziecka!" – płakałam i przytulałam się do mojej mamy. Nie mogłam jednak liczyć na jej wsparcie.

Myślała dokładnie tak samo jak ja: że dosięgło mnie najgorsze nieszczęście i niesprawiedliwość, jakie mogą spotkać kobietę.

Zaczęłam ignorować chłopców. Nawet jeśli któryś z nich zainteresował się mną, robiłam wszystko, aby go od siebie odepchnąć. Nie dbałam nawet o to, aby ładnie się uczesać czy ubrać. Przekonywałam samą siebie, że z powodu mojego "defektu” nie zasługuję na miłość, ponieważ tylko zaszkodzę komuś, kto mógłby mieć normalną rodzinę.

Mietek okazał się jednak niezwykle uparty. Nie mogłam uwierzyć, że ciągle pojawiał się po to, aby mnie odprowadzić, kiedy kończyłam pracę, przynosił kwiaty, zachęcał do wspólnego wyjścia do kawiarni. Po kilku miesiącach jego nieustających starań o moje serce, postanowiłam w końcu powiedzieć mu prawdę. Nie lubiłam o tym rozmawiać, ale nie chciałam, aby bezcelowo się męczył.

Co więcej, sama zaczęłam stopniowo poddawać się temu oczarowaniu, co było zbyt niebezpieczne. Nie mogłam na to pozwolić. Kiedy pewnego dnia przyszedł, aby zaprosić mnie na wspólny spacer, postanowiłam wyjaśnić sytuację.

Chciałam, żeby poznał prawdę teraz, żeby nie było rozczarowań, bo nie chciałam go skrzywdzić w przyszłości.

– Mieciu, naprawdę cię lubię, ale niestety nic z tego nie wyjdzie. Bo wiesz... nie mogę mieć dzieci.

– To nie jest dla mnie problem. Nie potrzebuję dzieci! Potrzebuję ciebie! – odpowiedział, ja zaś poczułam wielką ulgę.

W duchu ciągle się bałam, że mówi tak teraz, a potem jednak będzie żałował. Ja jednak nie potrafiłam dłużej mu się opierać. Moja mama była w szoku, kiedy po kilku miesiącach poinformowaliśmy ją, że planujemy wziąć ślub.

Matka nie wierzyła w jego czyste intencje i bacznie go obserwowała

Mietek okazał się być cudownym mężem. Był zawsze czuły, troskliwy, zawsze chciał wiedzieć, co myślę lub co dzieje się u mnie w pracy. Moje koleżanki zazdrościły mi takiego kochającego mężczyzny. Czasami jednak w naszym życiu pojawiały się momenty, kiedy miałam wrażenie, że ukrywa coś przede mną. Czasem wracał z pracy później niż zwykle, a gdy pytałam go, dlaczego się spóźnił, miał problemy z wyjaśnieniem.

– Masz kogoś na boku? – roześmiałam się pewnego dnia.

To był tylko dowcip, ponieważ nigdy nie przypuszczałabym, że mógłby mieć romans, ale on z takim przekonaniem zapewniał mnie, że nie, że zaczęłam się zastanawiać. No bo jeśli nie zdrada, to co? Jaką miał tajemnicę? Na początku zaczęłam obserwować jego zachowanie, ale szybko o tym zapomniałam. Byłam pewna, że Mietek by mnie nie zdradził.

Ostatnie momenty, które przeżyłam z nim w szpitalu, były dla mnie bardzo ciężkie. Wiedziałam, że umiera. Przestał rozmawiać, nie mógł poruszać połową ciała, patrzył na mnie przerażony, a ja robiłam, co mogłam, żeby go uspokoić. Jednak co można powiedzieć komuś w takiej sytuacji? Nie ma odpowiednich słów.

Zręcznie napisał na papierze nierówną czcionką: "Przepraszam”, a ja patrzyłam na to zaskoczona. Co miałabym mu niby przebaczyć? Gdy odszedł, łzy leciały mi po policzkach przez wiele tygodni. Marianna wpadała na pogawędki, oglądałyśmy razem serial, przynosiła mi zupki, pomogła mi w umyciu okien przed świętami. Bez niej nie dałabym sobie rady. Była moim wsparciem i opoką.

Kiedy zbliżał się Dzień Zmarłych, poszłyśmy razem wyczyścić grób i wtedy zauważyłyśmy tego mężczyznę po raz pierwszy. Jego postura była identyczna jak u Mietka. Z odległości wyglądał do niego bardzo podobnie. Nawet poruszał się w prawie ten sam sposób.

– Kogo widzisz? – zapytała Marianna.

– Nie wiem – odparłam, a w mojej głowie pojawiły się wspomnienia momentów, kiedy Mietek nagle znikał...

Czy to może być prawda, że mógł mieć romans, a ten chłopiec to jego dziecko? Ciężko mi było to sobie wyobrazić, ale przecież to "przepraszam" napisane przez niego w szpitalu musiało mieć jakieś znaczenie. Przecież nie miałam do niego żadnych zastrzeżeń, nie było między nami żadnych konfliktów.

Więc co miałam mu przebaczać?

Kiedy byłam w szpitalu, pomyślałam, że chyba chciał przeprosić za to, że zostawi mnie samą na tym łez padole... Ale tego dnia, na cmentarzu, zaczęłam mieć pewne wątpliwości. Może chodziło o coś innego? W jednym momencie mężczyzna ten odwrócił się i na krótko spojrzał na mnie. Dojrzałam strach w jego oczach i po chwili zniknął. Bardzo mnie zdziwiło to zachowanie. Marianna nic nie powiedziała, ale było widać, co chodzi jej po głowie.

Zauważyła podobieństwa – tak jak ja. Od tego czasu widywałam na cmentarzu znaki, że tam był. Osobiście jednak nigdy więcej go nie widziałam. Gdy więc Marianna przyszła do mnie z informacją, że znowu się pojawił, zdecydowałam, że muszę z nim porozmawiać. Prawda jest taka, że nie mogłam przestać myśleć o tym wszystkim.

Wspomnienia o Mietku teraz przestawały być takie idealne. Zaczynałam się zastanawiać, co ukrywał przez lata. Musiałam dowiedzieć się, czy moje przypuszczenia były słuszne, czy naprawdę był ojcem tego mężczyzny, czy o nim wiedział, czy utrzymywał z nim jakikolwiek kontakt. Zdecydowałam więc napisać list do niego z prośbą, aby się ze mną skontaktował.

Spisałam informacje o sobie, włącznie z numerem kontaktowym i schowałam je w plastikowym woreczku, który przygniotłam kamieniem. Miałam nadzieję, że znajdzie wiadomość i się odezwie. Kiedy pewnego dnia udałam się na cmentarz, natknęłam się na list w kopercie. To było niewiarygodne! Odpisał!

Napisał, że już od jakiegoś czasu myśli o tym, aby się do mnie odezwać. Bał się jednak, czy nie jest to sprzeczne z wolą Mietka. Mimo tych wszystkich obaw podał mi numer telefonu i pozostawił mi decyzję. Czułam się dziwnie z myślą, że właśnie zaczynam dowiadywać się o czymś, co Mietek tak skrzętnie przede mną ukrywał.

Nie chciałam robić niczego, czego on by nie chciał, ale byłam świadoma, że jeżeli nie dowiem się prawdy, do końca mojego życia moja wyobraźnia będzie mi przedstawiać różne scenariusze, które prawdopodobnie będą dużo gorsze od rzeczywistości. No i nie będą miały z nią nic wspólnego. Nie chciałam psuć swoich wspomnień o Mietku. Zadzwoniłam pod podany numer.

Głos mężczyzny różnił się od głosu Mietka, ale słychać było w nim coś znajomego, a przynajmniej takie miałam wrażenie. Zdecydowaliśmy się spotkać w kawiarni. Mężczyzna przyszedł w eleganckim stroju, zamówił dla nas dwie kawy i głęboko westchnął. Bałam się tego, co usłyszę, ale nie mogłam już dłużej czekać.

– Domyślam się, że mimo ciekawości, boi się pani tego, co mam do powiedzenia. Ojciec nie chciał, aby pani wiedziała, że istnieję.

– Jest w tym dużo prawdy – westchnęłam z ciężarem na sercu – Jak widać, był niewierny.

– Nie! – zaprzeczył z wielkim entuzjazmem. – Nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Mój tata, a pani mąż, i moja mama znali się wiele lat temu i nie był to długi związek. Po prostu letni romans. Nigdy nie ukrywali, że między nimi nie było żadnej wielkiej miłości. Kiedy mama dowiedziała się, że jest w ciąży, zdecydowała się wyjechać. Nie powiedziała o tym Mietkowi. Nie chciała utrzymywać z nim kontaktu. Sądziła, że sama wychowa mnie najlepiej, bo była pewna, że zawsze robi wszystko najlepiej. Kiedyś poprosiłem ją, aby opowiedziała mi coś o moim tacie. Byłem wtedy dzieckiem i miałem dwanaście lat. Gdy usłyszałem parę słów od mamy, zdecydowałem, że go poszukam – oznajmił.

Przyglądałam mu się bez skrępowania, nie ukradkiem. Nie mogłam doczekać się dalszego ciągu historii. Chłopiec, który nazywał się Paweł, wyznał, że wtedy Mietek już był ze mną i bez wątpienia był we mnie zakochany. Miał jednak opory, by powiedzieć mi o swoim dziecku. Nie chciał sprawić mi przykrości ani mnie zranić.

Wiedział, jak to na mnie wpłynie: ja, którą darzył tak wielką miłością, nie urodziłam mu potomka, a niespodziewanie inna kobieta stała się matką jego syna. Poczułam, jak powietrze wypełnia moje płuca. Nie chciałam, aby Paweł obwiniał siebie. To przecież nie była jego wina, że nasze drogi skrzyżowały się w tak niespodziewany sposób.

– Proponował mi opłacanie alimentów, ale odmówiłem. Nie przyszedłem tutaj dla pieniędzy, ale z ciekawości, aby poznać osobę, której geny mam w sobie. Dodatkowo, moja matka odeszła od niego bez wyjaśnień. Nie miał pojęcia, że ma dziecko. Niemniej jednak zawsze dawał mi jakieś pieniądze na urodziny czy w święta. Czasami spotykaliśmy się na kawę. Może nie kochaliśmy się jak typowy ojciec i syn, ale dobrze się dogadywaliśmy, mieliśmy do siebie szacunek i sympatię. Tęsknię za nim. Dlatego od czasu do czasu przychodzę tutaj zapalić świeczkę. Nie chciałem, żeby się pani o tym dowiedziała, ale z drugiej strony... jesteśmy po prostu dwoma osobami, które go ceniły. Czy moglibyśmy dalej utrzymywać kontakt? – zapytał.

Łzy zakręciły mi się w oczach...

Może Mietek nie miał okazji wychować tego młodego człowieka, ale jego geny były zdecydowanie obecne. Sam prawdopodobnie bardzo pragnął, abym spotkała Pawła, ale ukrywał go, myśląc o naszym szczęściu małżeńskim. Obawiał się podjąć ryzyko.

I tak oto się zaprzyjaźniliśmy. Paweł co tydzień wpada do mnie na kawę. Za każdym razem, kiedy to robi, rozgląda się uważnie. Mam wrażenie, że szuka swojego ojca. Często przeglądamy zdjęcia. Jest mi też bardzo miło, bo zawsze mogę na nim polegać.

Reklama

Pomaga mi w różnych obowiązkach domowych. Jest naprawdę świetny. Zupełnie jak Miecio. Dlatego też dochodzę do wniosku, że miałam szczęście w życiu. Mimo, że nie urodziłam dzieci, to jednak dzięki synowi Miecia, czuję, że coś po nim pozostało.

Reklama
Reklama
Reklama