Reklama

Po śmierci Heleny wszystko straciło smak. Dni zlały się w jedną bezbarwną plamę, a cisza w domu dźwięczała bardziej niż kiedykolwiek. Helena była moją przyjaciółką od ponad pięćdziesięciu lat. Razem dorastałyśmy, razem wyszłyśmy za mąż, razem przeżyłyśmy wszystkie wzloty i upadki. Nasze poranne kawy, długie rozmowy i wspólne spacery stały się moim rytuałem. Po pogrzebie zostałam sama – z mężem, który ostatnio milczał więcej niż zwykle. I z pustką, której nic nie mogło zapełnić. Myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy. A jednak. Helena zostawiła po sobie coś, czego nie zdążyła mi powiedzieć.

Tajemnica ukryta w pudełku

Weszłam do mieszkania Heleny z pewnym oporem. Mój mąż też zaczął się rozglądać. Dorota nalegała, żebym pomogła jej posprzątać rzeczy po mamie. Twierdziła, że łatwiej jej będzie, jeśli nie będzie sama. Nie miałam serca odmówić, choć sama ledwie trzymałam się na nogach. Mieszkanie pachniało znajomo – kawą, lawendą i czymś jeszcze, trudnym do uchwycenia. Przesuwałam dłonią po blacie stołu, jakby ten gest miał mi przywrócić Helenę.

– Możesz przejrzeć szuflady w sypialni? – zapytała Dorota. – Ja zajmę się dokumentami.

Pokiwałam głową i ruszyłam do pokoju, w którym tyle razy piłyśmy wino i rozmawiałyśmy do późna. Otworzyłam pierwszą szufladę, potem kolejną. W trzeciej, głęboko wciśnięte w tył, leżało małe pudełko po butach. Zwykłe, stare, owinięte sznurkiem. Pudełko Heleny. Nie powinnam była go otwierać. Ale zrobiłam to. W środku – kilka zdjęć z młodości, wyschnięta róża i list. Zaklejony, pożółkły, z wyraźnie wypisanym imieniem: „Antoni”. Zatkało mnie.

Drżącymi palcami rozdarłam kopertę. Litery biegły równo, znajomym charakterem Heleny. „Kochany Antku... Tęsknię za Tobą tak bardzo, że boli mnie każdy oddech...” – czytałam dalej, coraz szybciej. Miłość, ukryte spotkania, wspomnienia. Słowa pełne namiętności. To nie był żart. To nie był przypadek. Heleno... co ty zrobiłaś? Za plecami usłyszałam znajomy głos:

– Coś znalazłaś? – zapytał Antoni z kuchni.

– Tylko trochę starych zdjęć – odpowiedziałam chłodno, chowając list pośpiesznie z powrotem do pudełka.

Jego dłonie lekko zadrżały

Czekałam do wieczora. W ciągu dnia chodziłam po domu jak cień, mechanicznie myjąc naczynia, ścierając kurze, otwierając i zamykając szafki. Myśli wracały do listu jak bumerang. Każde zdanie Heleny miało w sobie coś, czego nie umiałam zignorować. Prawdziwe uczucia. Opowieść kobiety zakochanej do granic, do bólu. Kobiety, którą znałam całe życie. Gdy Antoni usiadł naprzeciwko mnie przy kolacji, spojrzałam mu prosto w oczy.

– Znasz ten list – powiedziałam spokojnie.

Uniósł wzrok znad zupy. Zmarszczył brwi.

– Jaki list?

– Od Heleny. Do ciebie. Sprzed lat. Taki z „kochany Antku” na początku.

Zamilkł. Widziałam, jak odłożył łyżkę, jak jego dłonie lekko zadrżały.

– To było dawno... – zaczął po chwili.

– Czyli to prawda – przerwałam mu. – Miałeś z nią romans! Moja przyjaciółka... Przez pół życia siadałam z nią przy stole, śmiałam się, zwierzałam... a ty?

– Mario, ja... To nic nie znaczyło – próbował się ratować.

Zaśmiałam się gorzko.

– Nic nie znaczyło? Ona pisała, że oddałaby wszystko, by z tobą być. Że każda noc bez ciebie to cierpienie. I ty mi mówisz, że to było „nic”?

Milczał.

– Kiedy to się zaczęło?

Wkrótce po naszym ślubie – szepnął.

To uderzyło mnie jak cios. Nie wstawałam. Patrzyłam tylko na niego, próbując rozpoznać w tym starzejącym się mężczyźnie człowieka, którego kiedyś kochałam.

Nie miałam już sił na łzy

Nie mogłam spać. Antoni też nie. Kręcił się po domu jak duch, co chwilę zapalał światło w kuchni, potem w łazience, w końcu zniknął w pokoju Doroty, która u nas nocowała. Zaczęłam iść za głosem, powoli, na palcach. Zatrzymałam się tuż przed drzwiami. Usłyszałam jego zmęczony szept:

– Dorotko... ciocia Maria znalazła coś... list. Od twojej mamy, Heleny.

– Jaki list? – zapytała zaskoczona.

– List... sprzed lat. Taki... głupi, młodzieńczy. Nic nieznaczący. Ale ona chyba myśli inaczej. Boję się, że tego nie rozumie.

– Nie rozumiem... Co to za list?

– Z czasów, gdy byliśmy młodzi. Z Heleną... to nie było poważne. Parę spotkań. Ale minęło. Potem już był tylko dom, rodzina, dzieciństwo, twoje i twojego kuzynostwa. Nie chciałbym, żeby przez to Helena... żeby przestała we mnie wierzyć.

– Ale... czemu nigdy o tym nie powiedzieliście?

– Bo nie było o czym. To był jeden błąd. Raz. I całe życie próbowałem go naprawiać.

Zamarłam w miejscu. Coś we mnie walczyło: potrzeba konfrontacji i potrzeba zniknięcia. W końcu weszłam do pokoju. Oboje zamilkli.

– Nie muszę słyszeć już nic więcej – powiedziałam cicho. – Już wiem wszystko, co chciałam wiedzieć.

Dorota spojrzała na mnie z przestrachem.

– Ciociu...

– Ty nic nie mów – ucięłam. – Dorośli muszą czasem ponieść konsekwencje swoich decyzji.

Odwróciłam się i wyszłam. Nie miałam już sił na łzy.

Zdradził mnie nie tylko mąż

Zaparzyłam kawę do kubka, który kiedyś dostałam od Heleny. Z napisem „Najlepsza przyjaciółka”. Usiadłam przy kuchennym stole i wpatrywałam się w parującą ciecz, jakbym tam mogła znaleźć odpowiedź, której tak rozpaczliwie szukałam. Tyle razy siedziałyśmy razem przy tym stole, śmiejąc się, płacząc, dzieląc się drobiazgami i wielkimi sprawami. Wiedziała o mnie wszystko. A ja… o niej prawie nic. Czy była szczęśliwa? Czy patrząc mi w oczy, czuła choć odrobinę wstydu?

– Przecież ona cię kochała, ciociu – powiedziała Dorota tego dnia wieczorem, gdy próbowała mnie pocieszyć. – Wiem, że to trudne, ale... może to była pomyłka młodości, której żałowała?

– Pomyłka młodości? Oni byli zakochani! – podniosłam głos. – Ona pisała o nim jak o swojej największej miłości. I przez całe życie żyła obok mnie, jakby nic się nie stało. Kiedy myślałam, że jestem dla niej kimś najbliższym, ona ukrywała to jedno... najważniejsze.

– Wujek cię nie zostawił. Wytrwał z tobą całe życie.

– Ale duszą był gdzie indziej. Nie rozumiesz tego? – zadrżał mi głos.

Cisza. Dorota nie wiedziała, co powiedzieć. I ja nie oczekiwałam już słów. Zdradził mnie nie tylko mąż. Zdradziła mnie kobieta, którą nazywałam siostrą. To był ból nie do zniesienia. Bolało podwójnie, bo to przyszło z dwóch stron, które powinny mnie chronić.

– Nigdy już jej nie odwiedzę na cmentarzu – powiedziałam w końcu cicho.

Dorota milczała.

Zbyt długo udawałam

Wiedziałam, że muszę to zrobić. Usiadłam do stołu jak co dzień, ale tym razem z innym zamiarem. Antoni zauważył moją powagę. Nie próbował zagadywać. Odsunęłam talerz i spojrzałam mu w oczy.

Chcę rozwodu.

Nie zdążył nawet sięgnąć po łyżkę. Jego ręka zawisła w powietrzu, jakby nie mogła się zdecydować, czy wrócić na stół, czy zacząć się trząść.

– Maria… proszę cię… – powiedział w końcu. – Minęło tyle lat. Zbudowaliśmy życie. Mamy dzieci, wnuki… Przecież nie możesz tego tak po prostu przekreślić.

– Antoni, nie przekreślam życia. Ja je odzyskuję. Po pięćdziesięciu latach kłamstw – odparłam spokojnie.

– Ale przecież ja… cię kocham. Zawsze kochałem. To był tylko epizod. Głupi, młodzieńczy…

– Nie. To był wybór. Codzienny wybór przez lata. Żyłeś ze mną, ale kochałeś inną. Nawet jeśli się z nią nie spotykałeś. Ona była między nami zawsze, nawet jeśli milczeliście.

Westchnął głęboko. Przez chwilę myślałam, że się rozpłacze, ale zamiast tego zasłonił twarz dłońmi.

Daj mi szansę… Proszę.

Pokręciłam głową.

– Nie potrafię. Zbyt długo udawałam, że wszystko jest dobrze. Teraz chcę spróbować być prawdziwa. Choćby tylko z tym, co mi zostało.

Wstałam. Talerz pozostał nietknięty. Antoni siedział dalej w ciszy. To była nasza ostatnia wspólna kolacja.

Wolę samotność niż fałsz

Minęły trzy tygodnie. Antoni wyprowadził się do Doroty, choć wiem, że czuje się tam jak gość. Nie nalegałam, by zostawił dom. Nie chciałam nic więcej – tylko przestrzeni. Ciszy. Oddechu. Każdego ranka robię sobie kawę i siadam przy oknie, jak robiłam z Heleną. Tyle że teraz nie ma już z kim rozmawiać. Czasem łapię się na tym, że zaczynam mówić na głos – jakby ona siedziała obok. Potem przypominam sobie ten list. I milknę.

Z Dorotą rozmawiamy rzadziej. Próbuję nie wciągać jej w swoje emocje, ale ona też się odsunęła. Nie wie, po czyjej być stronie. Rozumiem ją. To nie jest łatwe, gdy bliskie osoby rozpadają się na twoich oczach, a wszystko, co wydawało się stabilne, okazuje się iluzją. Czy żałuję? Nie. Po raz pierwszy od dawna czuję, że nie oszukuję samej siebie. Nie patrzę już na Antoniego jak na partnera. Wreszcie widzę go takim, jakim był naprawdę – mężczyzną, który nauczył się trwać, ale nie był wierny.

Zaczynam od nowa. Choć mam siedemdziesiąt lat. Choć boli. Choć czasem boję się tej pustki. Ale wolę to, niż życie w fałszu. Nie wiem, co będzie dalej. Może jeszcze pójdę do kina. Może zapiszę się na zajęcia z jogi dla seniorów. Może któregoś dnia uśmiechnę się do kogoś nieznajomego. Na razie wystarczy, że nie muszę już udawać.

Maria, 70 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama