„Po śmierci siostry zagięłam parol na szwagra. To najlepsza partia w mieście, ale siostrzeńcy mocno dali mi do wiwatu”
„Pewnego wieczoru podał mi ręcznik, gdy sprzątałam po kolacji. Nasze dłonie się musnęły. Zadrżałam. Spojrzał na mnie dłużej niż zwykle. W jego oczach była wdzięczność... i coś jeszcze”.

- Redakcja
Śmierć Anki była jak nagłe odcięcie światła. Wszystko, co wcześniej wydawało się stabilne, nagle się rozpadło. Pogrzeb był jak sen na jawie, którego nie mogłam przerwać – czarne płaszcze, płacz dzieci i spojrzenie Karola, w którym nie było już życia. Początkowo chciałam zostać z nimi tylko na kilka dni. Pomóc, ugotować obiad, odprowadzić Julkę do szkoły. Dni zamieniły się w tygodnie. Nie potrafiłam odejść, widząc, jak Mateuszek zamyka się w sobie, a Julcia kurczowo trzyma mnie za rękę. Czułam, że moim obowiązkiem jest przy nich być – choć serce rwało się od niepewności.
Nie uciekłam wzrokiem
Karol siedział w kuchni z kubkiem zimnej już herbaty, patrząc w okno. Wokół panowała cisza, tylko stary zegar w salonie tykał jednostajnie. Weszłam cicho, nie chcąc go spłoszyć. Zauważył mnie kątem oka i uśmiechnął się słabo.
– Dzieci już śpią? – zapytał.
– Julka zasnęła przy bajce, a Mateusz jak zwykle zamknął się w pokoju. Chyba jeszcze czyta.
Szwagier westchnął. Usiadłam naprzeciwko, owinięta w sweter. Czasem siedzieliśmy tak wieczorami – nie rozmawiając o niczym konkretnym, ale jednak razem. Te chwile miały w sobie coś dziwnie kojącego.
– Gdyby nie ty... – powiedział cicho, spuszczając wzrok – nie wiem, jak bym to przetrwał.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Najchętniej powiedziałabym „ja też”, bo jego obecność była dla mnie coraz ważniejsza. Nie mogłam. To nie było odpowiednie. Nie wtedy. Zaczęliśmy razem gotować, jeździć z dziećmi na zakupy, wspólnie planować codzienność. Z każdym dniem coraz bardziej wtapiałam się w ich życie. I coraz trudniej było mi oddzielić, gdzie kończy się pomoc, a zaczyna się miłość. Pewnego wieczoru podał mi ręcznik, gdy sprzątałam po kolacji. Nasze dłonie się musnęły. Zadrżałam. Spojrzał na mnie dłużej niż zwykle. W jego oczach była wdzięczność... i coś jeszcze. Nie uciekłam wzrokiem. Serce waliło mi jak młot.
Odsunęłam się gwałtownie
Dzieci zasnęły wcześniej niż zwykle. W salonie było cicho, tylko lampa rzucała ciepłe światło na półkę z książkami. Karol wszedł z butelką wina.
– Chcesz? Tylko jeden kieliszek – uśmiechnął się półgębkiem. – Dziś mija dokładnie pół roku…
Nie dokończył. Nie musiał. Wiedziałam, o czym mówi. Wzięłam kieliszek do ręki, wino pachniało cierpko. Usiadłam obok niego na kanapie, może trochę za blisko, może trochę za długo patrzyliśmy na siebie, ale wtedy wydawało się to naturalne. Albo... potrzebne. Rozmawialiśmy długo, o Anie, o tym, jak bardzo brakuje jej dzieciom, jak Julka nie chce już chodzić na zajęcia plastyczne, bo zawsze chodzili tam razem. I wtedy spojrzał na mnie tak, jakby chciał coś powiedzieć, ale zamiast słów – pocałował mnie. Powoli. Nieśmiało. Jakby pytał, czy może. Nie odepchnęłam go. Przeciwnie – odwzajemniłam ten pocałunek. Przez kilka sekund świat przestał istnieć. Byłam tylko ja i on. A potem odsunęłam się gwałtownie, jakby mnie sparzyło.
– To nie miało się wydarzyć… – wyszeptałam, wciąż czując jego oddech na ustach.
– Jednak się wydarzyło – odpowiedział cicho.
Nie odpowiedziałam. Zostawiłam go samego i zamknęłam się w pokoju. Tej nocy nie spałam. Myśl o Ani, o dzieciach, o tym, co się wydarzyło – dusiła mnie jak ciężka kołdra.
Stałam jak zamrożona
Mateuszek nas widział. Nie wiedzieliśmy, kiedy wszedł. Czy stał w korytarzu chwilę, czy słyszał, jak śmiejemy się z Karolem przy zmywaniu, jak dotykamy się przypadkiem? A może już nie tak przypadkiem To było kilka dni po tamtym pocałunku. Staraliśmy się żyć normalnie, unikać tematu. Przypominaliśmy sobie o tej granicy, ale zdarzało się nam ją przekraczać. Gdy Karol położył mi dłoń na plecach w kuchni, nie cofnęłam się. Może wtedy właśnie Mateusz nas zobaczył. Tego dnia nie przyszedł na obiad. Potem usłyszeliśmy trzask drzwi. Wyszedł bez słowa. Wrócił z rękami w kieszeniach, ze wzrokiem wbitym w ziemię. A kiedy w końcu odezwał się, to był krzyk.
– Zdradzasz własną siostrę! – wykrzyczał mi prosto w twarz, oczy nabiegłe łzami. – A ty, tato? Już zapomniałeś o mamie? Ledwo ją zakopaliście, a ty już sobie kogoś znalazłeś?!
Karol chciał coś powiedzieć, ale powstrzymałam go gestem. Nie miałam siły słuchać jego tłumaczeń, skoro sama nie umiałam wytłumaczyć siebie.
– To nie tak… – zaczęłam, ale głos mi się załamał.
– A jak? No powiedz, ciociu. Jak to jest? Śpisz w jej łóżku? W jej piżamie też?
Uciekł do pokoju, trzasnął drzwiami tak, że zadrżały ściany. A ja stałam w korytarzu, sparaliżowana, z jednym pytaniem w głowie: czy to, co robię, naprawdę jest złe?
Nie mogłam cofnąć czasu
Leżałam w łóżku i wpatrywałam się w sufit, próbując przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz czułam się tak rozdarta. Przed oczami miałam obrazy z dzieciństwa – jak z Anką budowałyśmy namioty z koców, jak chowałyśmy się razem przed burzą pod jednym parasolem. To ona zawsze była silniejsza. To ona mnie broniła, kiedy dzieci w szkole się ze mnie śmiały. To ona powiedziała mi kiedyś: „Jeśli coś cię boli, to ja to poczuję pierwsza”. A teraz? Czy gdyby żyła, bolałoby ją to, co się dzieje? Wstałam i poszłam do kuchni. Karol siedział przy stole, jakby czekał. Wyglądał na zmęczonego, zgaszonego. Wziął kubek w dłonie, nie mówiąc nic. Przez chwilę tylko siedzieliśmy naprzeciwko siebie.
– Może to był błąd… Może nie powinniśmy – zaczęłam cicho, unikając jego wzroku.
– A jeśli to właśnie jedyna rzecz, która ma sens? – spojrzał na mnie z taką szczerością, że aż zabolało.
– Mateusz nas znienawidzi – powiedziałam.
– Bo cierpi. Tak jak my. Przecież nie zrobiliśmy nic, co miałoby go zranić. Nie planowaliśmy tego. Życie się po prostu wydarzyło.
Westchnęłam. Byłam rozdarta między pamięcią o siostrze a tym, co czułam teraz. Nie umiałam już cofnąć czasu. I nie wiedziałam, czy gdybym mogła – chciałabym.
Byłam bliska płaczu
Zebrałam się na odwagę dopiero następnego dnia wieczorem. Stałam pod drzwiami Mateusza jak skarcona uczennica, niepewna, czy w ogóle powinnam tam być. Zapukałam delikatnie.
– Możemy porozmawiać? – zapytałam cicho.
Nie odpowiedział. Weszłam. Siedział na łóżku z nogami podciągniętymi pod brodę, w słuchawkach. Zdjął je powoli, z ociąganiem. Jego twarz była blada, a oczy podpuchnięte. Po raz pierwszy widziałam go tak bardzo zagubionego. Usiadłam na podłodze, żeby nie górować nad nim.
– Twoja mama była dla mnie wszystkim. Nie umiem ci nawet opisać, ile dla mnie znaczyła. I wiesz co? Gdybym mogła, oddałabym wszystko, żeby ją tu teraz przywrócić. Nie mogę.
Chciałam, żeby coś powiedział. Cokolwiek. Milczał.
– Nigdy bym jej nie zdradziła. Życie… się nie kończy. Ani dla mnie, ani dla twojego taty. Choć bardzo byśmy chcieli zatrzymać czas.
Przetarł nos rękawem bluzy. Spojrzał na mnie krótko, a potem spuścił wzrok.
– A może powinno się skończyć – powiedział gorzko. – Może powinniście cierpieć tak samo, jak ja.
Poczułam, jak zaciska mi się gardło. Miał prawo tak mówić. Był dzieckiem, które straciło matkę. A ja – nie byłam w stanie go przed tym ochronić.
– Może masz rację – wyszeptałam. – Jeśli pozwolisz… chciałabym tu być. Dla ciebie. Zawsze.
Nie dane mi było szczęście
Spakowałam się rano. Cicho, bez pośpiechu. Nie chciałam budzić Julki, choć wiedziałam, że zaraz wstanie. Zawsze wyczuwała, gdy coś się działo. Karol siedział na brzegu łóżka i patrzył w podłogę. Milczeliśmy. Co można było powiedzieć?
– Nie wiem, czy to na zawsze – powiedziałam, dopinając torbę. – Teraz... muszę.
Podszedł i wziął mnie za rękę. Nie całował, nie zatrzymywał. Może wiedział, że nie miał prawa. Może sam czuł, że to, co było między nami, pękło pod ciężarem zbyt wielu sprzecznych emocji. Julka wybiegła z pokoju z poduszką w objęciach.
– Ciociu, nie wyjeżdżaj – szepnęła, wtulając się we mnie tak mocno, że aż zabolało. – Proszę.
Pocałowałam ją w czoło, próbując nie płakać. Mateusz stał w progu swojego pokoju. Nie powiedział ani słowa. Tylko patrzył. Wyszłam. Nie wiedziałam, czy robię dobrze. Nie mogłam być powodem podziałów, które jeszcze bardziej zraniłyby tę rodzinę. Może, gdy ból już nie będzie krzyczał tak głośno… znów się odnajdziemy. Nie jako ucieczka przed samotnością. Nie jako cień po kimś innym. Jako dwoje ludzi, którzy przetrwali. Miłość, która przyszła z bólu, nie zawsze ma siłę, by przetrwać. Czasem... to jedyna rzecz, która nas ocala.
Sylwia, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój gorący romans z teściową miał być tajemnicą. Przez 1 SMS do dziś nie mogę patrzeć na siebie w lustrze”
- „Zbiory pomidorów w szklarni się skończyły, ale we mnie zakiełkowało nasionko. Narzeczony mi tego nie wybaczy”
- „Zamieszkaliśmy blisko rodziców, by pomogli w opiece nad dziećmi. Nie spodziewałam się, że nagle wyparują jak ocet”