Reklama

Henryk… Nawet teraz, po jego śmierci, wciąż czułem, że jest obok, jakby nie całkiem nas opuścił. Był człowiekiem oszczędnym, wręcz skąpym, i chyba wszyscy w rodzinie przywykliśmy do jego „zasad”. Chodził w starych ubraniach, które już dawno przeszły swoje, i zdarzało mu się wybrzydzać nawet na drobne wydatki. Mimo to zawsze miałem z tyłu głowy, że Henryk gdzieś odkładał każdy grosz – to nie była już zwykła oszczędność, ale prawdziwa obsesja na punkcie gromadzenia pieniędzy.

Reklama

Po jego śmierci spotkaliśmy się wszyscy, by przejrzeć dokumenty i testament. Anna, Marta, ja... Marta, rzecz jasna, rozczarowała się jak nikt inny, bo Henryk nie zostawił żadnych oszczędności ani wartościowych przedmiotów. „Nic,” powiedziała wtedy, niemal z wyrzutem. „Jak to możliwe, żeby człowiek tak skąpy jak ojciec nie miał na koncie nawet grosza?”

Wtedy zaczęło we mnie kiełkować to dziwne przeczucie. Znałem Henryka i wiedziałem, że nie przeżyłby dnia bez kontroli nad swoim majątkiem. Trudno mi było uwierzyć, że odszedł bez zabezpieczenia dla swojej rodziny.

Znalazłem sporo kasy

Porządkując rzeczy w gabinecie Henryka, przesuwałem dłonią po zakurzonym biurku, które pamiętałem jeszcze z pierwszych lat mojej znajomości z Anną. To było solidne, ciężkie drewno, a w każdej szufladzie, jak na typowego zbieracza przystało, Henryk trzymał różne, czasem absurdalnie niepotrzebne drobiazgi. Klucze do drzwi, których już dawno nie było, stare rachunki za prąd, sprężynki, zardzewiałe gwoździe – wciąż czułem, jakby każde z tych rzeczy musiało mieć dla niego sens.

Kiedy pociągnąłem za najniższą szufladę, ta ani drgnęła. Zmarszczyłem brwi i spróbowałem jeszcze raz. W końcu puściła, odsłaniając skrytkę. W środku leżała paczka banknotów, przewiązana wyblakłym sznurkiem, oraz stary, zniszczony notes, którego brzegi były poszarpane od wieloletniego używania.

Spojrzałem na pieniądze, licząc na oko – to musiało być z 50 tysięcy, może więcej. Zastygłem, czując dziwne mrowienie na karku. Całe życie Henryk udawał biedaka, nigdy nie wydał złotówki na coś, co uważał za zbędne, a tu nagle, po jego śmierci, taka skrytka?

– No, Henryk – mruknąłem pod nosem. – Całe życie sknera, a tu taka niespodzianka…

Przez głowę przemknęła mi myśl: czy powinienem powiedzieć o tym Annie? A jeśli tak… co z Martą, jej siostrą?

Powiedziałem żonie o znalezisku

Wróciłem do domu późnym popołudniem, z myślami kłębiącymi się jak burzowe chmury. Anna krzątała się po kuchni, z twarzą zmęczoną, ale spokojną, nieświadoma tego, co odkryłem. Patrzyłem na nią przez chwilę, próbując sobie wyobrazić, jak zareaguje, gdy jej o tym powiem. Wiedziałem, że będzie zdziwiona, może nawet oburzona, bo przecież całe życie żyliśmy w przekonaniu, że jej ojciec nic dla nas nie zostawił.

– Muszę ci coś powiedzieć, Aniu – zacząłem, siadając przy stole. Na jej twarzy pojawił się cień zmartwienia.

– Coś się stało? – zapytała, wycierając ręce o ścierkę.

Wyjąłem paczkę banknotów z torby i położyłem ją przed nią. Anna zastygła, patrząc na pieniądze, jakby to była jakaś iluzja.

Znalazłem to w biurku twojego ojca. Była tam też skrytka… i notes – wyjaśniłem powoli.

Anna wpatrywała się w banknoty z niedowierzaniem. Jej palce delikatnie przesunęły się po starym sznurku, jakby obawiała się, że wszystko zaraz zniknie.

– Tato… – wyszeptała, kręcąc głową. – Całe życie skąpił na wszystko, a teraz…? Krzysiek, to nie jest mała suma. Co mamy z tym zrobić?

– Powiem ci, co myślę – zacząłem ostrożnie. – Powinniśmy zatrzymać te pieniądze. Przecież nie wspomniał o nich w testamencie. A Marta…

Anna szybko uniosła wzrok, jakby przeczuwała, co zaraz powiem.

– Ale to przecież też jej ojciec, Krzysiek. Nie mogę po prostu udawać, że to tylko nasze, bo tata coś ukrył…

Musiałem przekonać żonę

Czułem narastającą frustrację. Anna, jak zawsze, przejmowała się wszystkimi dookoła, nawet jeśli Marta przez całe życie bardziej niż o siostrze myślała o sobie.

– Aniu, ta kasa może nam pomóc z kredytem, przecież wiesz. A Marta? Czy ona kiedykolwiek przejmowała się tobą, twoimi potrzebami?

Ania milczała, ale jej spojrzenie było niepewne. Przysięgałem sobie, że tym razem postawię na swoim. Ania siedziała naprzeciwko mnie, bawiąc się nerwowo sznurkiem, którym były związane pieniądze. Widziałem, jak bije się z myślami. Z jednej strony rozumiała, że te pieniądze mogłyby nam naprawdę pomóc, ale z drugiej – Marta. Zawsze gdzieś w cieniu, zawsze z poczuciem, że jej się należy więcej.

– Krzysiek… A co, jeśli kiedyś się o tym dowie? Marta by tego nie odpuściła – szepnęła, patrząc mi prosto w oczy.

Westchnąłem, próbując zachować spokój, choć w środku aż kipiałem ze złości. Marta nigdy nie przejmowała się Anną. Ile to już razy zostawiła ją z problemami, ile razy przychodziła po pomoc, żądając wsparcia bez cienia wdzięczności? Wiedziałem, że Anna zawsze chciała dobrze dla wszystkich, ale tym razem to było po prostu… za dużo.

– Posłuchaj – powiedziałem, nachylając się bliżej. – Marta nie musi wiedzieć. Te pieniądze były w skrytce, o której nie miała pojęcia. Henryk wyraźnie nie chciał, żeby ona coś z tego miała. Dlaczego my mamy się czuć winni?

Anna zawahała się, ale widać było, że wciąż coś w niej walczyło. Chciała być w porządku wobec wszystkich, nawet jeśli to oznaczało wplątanie nas w coś, co nie miało końca.

Szwagierka zaczęła węszyć

Nagle, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Spojrzeliśmy na siebie, zaskoczeni. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, Anna wstała i poszła otworzyć. W progu stała Marta.

– Cześć, Aniu! – rzuciła z uśmiechem, ale ten uśmiech był sztuczny, wymuszony. – Pomyślałam, że może wpadnę, pogadamy o tacie… O tej całej sytuacji, co?

Anna zamarła. Rzuciła mi przelotne spojrzenie, jakby prosiła o ratunek. Ale Marta już weszła do środka, rozglądając się wokół z tą swoją znaną podejrzliwością.

– Mam takie dziwne przeczucie – zaczęła, nie patrząc nam w oczy. – Całe życie ojciec skąpił na wszystko, a teraz… nic? Wydaje mi się to trochę podejrzane.

Ania zerknęła na mnie z lękiem. Wiedziałem, że musimy się opanować. Marta przeszła przez korytarz, rozglądając się, jakby czegoś szukała, a może tylko badała nasze reakcje. Usiadła przy stole i skrzyżowała ręce na piersi, czekając, aż ktoś z nas się odezwie. Anna usiadła naprzeciw niej, a ja zająłem miejsce obok żony, starając się nie zdradzać emocji.

– Słuchajcie, nie wiem, jak wy to widzicie – zaczęła Marta, jej głos był twardy, a spojrzenie zimne. – Ale ojciec był oszczędny do bólu. Nie wierzę, że nie zostawił nam absolutnie nic. Myślałam o tym od dni… i wszystko się nie zgadza.

– Marta, przecież testament był jasny – powiedziała Anna, starając się brzmieć pewnie. – Tata nie zapisał żadnych pieniędzy, tylko te stare meble, które i tak wszyscy widzieliśmy.

Musieliśmy dobrze udawać

Marta uśmiechnęła się gorzko i spojrzała na Annę z cieniem ironii.

Anka, nie rób ze mnie idiotki. Oboje dobrze wiemy, że tata miał obsesję na punkcie pieniędzy. Oszczędzał na wszystkim, a to nagle zniknęło? Coś tutaj nie gra – odparła, patrząc na nas podejrzliwie. – Nie znaleźliście nic? Żadnych pieniędzy? Dokumentów?

Czułem, że sytuacja staje się coraz bardziej napięta. Spojrzałem na Annę, próbując przekazać jej, żeby była ostrożna. Marta, widząc nasze wymiany spojrzeń, jeszcze bardziej się naprężyła.

– Marta, nie masz pojęcia, ile kosztowały ojca te wszystkie leczenia, lekarstwa… Nie zostawił nic, naprawdę. – Ania próbowała brzmieć przekonująco, ale Marta była już wściekła.

– Kłamiesz! – wyrzuciła nagle, trzaskając pięścią w stół. – Wiem, że coś macie i prędzej czy później się o tym dowiem. A wtedy pożałujecie, że mnie oszukaliście.

Anna pobladła, a ja poczułem, jak wzbiera we mnie złość. Marta rzuciła nam jedno ostatnie, pełne jadu spojrzenie i wyszła, trzaskając drzwiami. Kiedy tylko zniknęła, Anna opadła na krzesło, jakby nagle zeszło z niej całe powietrze.

– Krzysiek… Ona się nie podda. Co my teraz zrobimy? – wyszeptała, a w jej oczach pojawiły się łzy.

Wziąłem jej dłoń i ścisnąłem mocno.

– Musimy się trzymać razem, Aniu. I milczeć.

Podjęliśmy decyzję

Kiedy emocje opadły, zostaliśmy w milczeniu przy stole, wpatrując się w paczkę pieniędzy. Marta była nieustępliwa, ale oboje wiedzieliśmy, że jeśli cokolwiek jej powiemy, zacznie się kolejne pasmo pretensji, żądań i wiecznych podejrzeń. Anna długo przyglądała się pieniądzom, w końcu westchnęła głęboko i spojrzała na mnie z dziwną determinacją.

– Krzysiek, spłaćmy część kredytu i zostawmy ten temat – powiedziała, mocniej ściskając moją dłoń. – Nikt o tym nie musi wiedzieć.

Odetchnąłem z ulgą. Może pierwszy raz od początku tego całego zamieszania z Henrykiem poczułem, że to właściwa decyzja. Mieliśmy wybór: wejść w wir rodzinnych kłótni albo po prostu skupić się na sobie, na naszej przyszłości.

Kilka dni później wpłaciliśmy część sumy na konto kredytowe, ciesząc się, że chociaż trochę zbliżyliśmy się do spokoju. Obietnica, którą złożyliśmy sobie tego wieczoru, była prosta: żadnych więcej tajemnic, żadnych kłótni. Zostawiliśmy temat pieniędzy za sobą, mając nadzieję, że nigdy nie wróci.

Marta przestała się zjawiać, najwyraźniej straciwszy w końcu zainteresowanie, a Anna i ja zaczęliśmy myśleć o przyszłości. O tym, że czasem tajemnica, nawet ta niewygodna, jest lepsza niż rozpamiętywanie spraw, które mogą zniszczyć wszystko, co zbudowaliśmy.

Reklama

Krzysztof, 43 lata

Reklama
Reklama
Reklama