„Po śmierci teściowej wspierałam teścia jak tylko mogłam. Nie spodziewałam się, dokąd mnie zaprowadzi ta dobroduszność”
„Gdy zobaczył nas podjeżdżających, zbiegł na dół, żeby przedłużyć moment przywitania. Od samego wejścia czułam, że chce mnie zatrzymać na dłużej. Przez całą drogę rozmyślałam nad tym, co mam zrobić, żeby nie przeciągnąć tej wizyty”.
Na początku nawet się nie zastanawiałam. Myślałam, że po prostu wspieram teścia. W końcu od śmierci jego żony minęły dopiero trzy miesiące. Był całkowicie zdruzgotany, osamotniony, w jakimś sensie wręcz zagubiony. Kuba, mój mąż, sam przeżywał żałobę, ale teściowa nigdy nie była dla niego taką centralną postacią jak dla teścia. Jerzy i Ela byli parą z tych, którzy wszystko robili razem. Nawet mi się to wydawało słodkie. Kiedyś.
Został sam
Nie zdążyłam się nawet rozebrać po przyjściu do domu z pracy, a telefon dzwonił już po raz trzeci.
– Wiesz, tak sobie pomyślałem, że może mogłabyś mnie odwiedzić. No wiesz, z dziećmi. Dawno nie widziałem wnuków…
Brzmiało to niewinnie, ale po ostatnich dniach wiedziałam, że chce czegoś więcej. Siadał coraz bliżej, trzymał za ramię i mówił do mnie tak, jak kiedyś rozmawiał z Elą. Jakby mnie pomylił z kimś, kogo już nie ma. Odwracałam wzrok, gdy zaczynał, ale nie robiło to różnicy.
Wcześniej mnie nie dotykał – to było zarezerwowane dla Eli. Zaczęłam czuć niechęć do każdej naszej rozmowy, do tej jego pustki, którą wylewał na mnie całymi godzinami, ale wiedziałam, że tak będzie tylko przez chwilę. W końcu każdy się kiedyś podnosi po stracie.
– Tato, naprawdę, nie wiem, czy dzisiaj dam radę. Tyle mam na głowie – odpowiedziałam w końcu.
– Wiesz, Ala, tylko ty rozumiesz, co straciłem… Kuba nie widzi tego, jak bardzo mi jej brakuje. Jesteś jedyną osobą, która mi została.
Słowa te nie przerażały mnie jeszcze kilka tygodni temu. Teraz dzwoniły w uszach jak ostrzeżenie. Zostawał tylko krok od traktowania mnie jak jej cień, od chwili, gdy będę dla niego nie Alą, a jakimś odbiciem Eli.
– Dzieci mają prace domowe, Kuba wraca później… spróbuję wpaść innego dnia.
Współczułam mu
Następnego dnia pojechałam do Jerzego z dziećmi. Gdy tylko zobaczył nas podjeżdżających, zbiegł na dół, żeby jakoś przedłużyć ten moment przywitania. Od samego wejścia czułam, że znowu chce mnie zatrzymać na dłużej. Przez całą drogę do jego mieszkania rozmyślałam nad tym, co mam zrobić, żeby nie przeciągnąć tej wizyty.
– Czekałem na was. Jak się mają moje małe skarby?
Dzieci pobiegły w kierunku salonu, szukając swoich zabawek. Jerzy, choć mówił do dzieci, patrzył na mnie. Zamieszanie z kurtkami, czapkami i plecakami trwało może dwie minuty. W kuchni czekał na mnie talerz parującej zupy, dokładnie taki, jaki kiedyś gotował dla Eli – krupnik. Bardzo go lubił.
– Brakuje mi takich chwil, wiesz? – Powiedział. – Jak z Elą… w kuchni, przy stole… Takie codzienne, proste rzeczy.
Poczułam, jak narasta we mnie opór i chęć przerwania tej rozmowy.
– Wiem, tato – odpowiedziałam, starając się uśmiechnąć.
Złapał mnie za rękę, delikatnie, ale z jakąś nieznaną wcześniej desperacją.
– Tylko ty jesteś teraz przy mnie. Jesteś jedyną osobą, która mnie rozumie.
Miałam tego dość
Przez chwilę miałam ochotę wyrwać dłoń, ale nie mogłam się ruszyć. Czułam, jakby każda część mnie zamarła.
– Tato, ja… – zaczęłam, ale brakowało mi słów. Nie mogłam być kimś, kogo on pragnął. W końcu delikatnie wysunęłam dłoń.
Wieczorem, po tym dziwnym spotkaniu z Jerzym, wciąż nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Chodziłam po domu, wyczekując, aż Kuba wróci z pracy. W głowie układałam rozmowę. Czułam, że muszę mu o tym powiedzieć.
Kuba przyszedł do domu później niż zwykle, zmęczony i zadowolony, że w końcu mógł odpocząć. Rzucił torbę na fotel i od razu usiadł na kanapie.
– Wszystko w porządku? – zapytał, patrząc na mnie z uśmiechem, ale ja nie odwzajemniłam go.
– Musimy porozmawiać o twoim tacie – zaczęłam, siadając obok. – On zaczyna się za bardzo angażować. Codziennie dzwoni, chce, żebym była u niego co drugi dzień. Dzisiaj znowu mówił, że tylko ja mogę mu pomóc, że jestem jedyną osobą, która go rozumie… On traktuje mnie jak zastępstwo twojej mamy.
Mąż wpatrywał się we mnie, jakby próbując to przetrawić, a potem potrząsnął głową i uśmiechnął się niepewnie.
– Wiem, że to trudne, ale przecież tata jest teraz sam. On potrzebuje czasu, żeby się odnaleźć, żeby to wszystko zrozumieć.
Nie widział problemu
– Czasu? – powtórzyłam, czując, że zaczyna się we mnie gotować. – Zrobiłam dla niego ile mogłam, ale zaczynam czuć, że on zaczyna to traktować jakby chciał mnie mieć tylko dla siebie. To już nie jest wsparcie, to jakiś rodzaj uzależnienia.
– Może trochę przesadzasz? – Zapytał, jakby próbując obrócić to w żart. – Przecież tata zawsze kochał twoje towarzystwo. Takie sytuacje mogą wyglądać na dziwne, ale on cię po prostu potrzebuje.
Poczułam się jak mała dziewczynka, której ktoś powiedział, że nie rozumie własnych uczuć, że wyolbrzymia. Naprawdę nie widział problemu.
– A może to ty zaczniesz bardziej interesować się swoim ojcem?
– W porządku – rzucił, wzdychając. – Jutro pójdę do niego po pracy, jeśli to cię uspokoi.
Kilka dni później wpadłam do teścia z jedzeniem – zrobiłam mu pierogi, miałam nadzieję, że może ten dzień spędzimy spokojnie. Byłam już zmęczona tym dziwnym napięciem. Kiedy pakowałam torby, kręcił się wokół mnie.
– Dziękuję, że o mnie pamiętasz – powiedział.
– Zawsze będę o tobie pamiętać – odparłam. Wtedy ktoś zapukał do drzwi i atmosfera nagle się zmieniła.
– To pewnie Andrzej – mruknął Jerzy, kierując się do drzwi. – A może zostaniesz jeszcze chwilę? Napijemy się herbaty, co?
Traktował mnie jak żonę
Nie zdążyłam się wymówić, bo Andrzej, przyjaciel Jerzego, już stał w progu. Zawsze ceniłam sobie jego towarzystwo – był człowiekiem ciepłym, pełnym taktu, ale tego dnia czułam, że nie powinnam zostawać.
– O, dzień dobry! – Przywitał mnie serdecznie. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Widzę, że Jerzy znów cię tutaj trzyma?
Teść tylko się zaśmiał. A potem, zupełnie niespodziewanie, zaczął mówić, jakby mnie nie widział.
– Wiesz, Andrzej, od kiedy Eli nie ma Alicja to jedyna osoba, która mnie naprawdę rozumie – powiedział, spoglądając na mnie z wdzięcznością, która wydawała się wręcz przesadzona. – Tylko ona może wypełnić tę pustkę.
Nie mogłam uwierzyć, że mówi to na głos, przy kimś. Mówił o mnie jakby nie widział, że jestem jego synową, a nie kobietą, którą stracił.
– Wiesz, Jerzy… – Andrzej zawahał się, nieco zmieszany. – Masz rację, Alicja to ktoś, komu możesz zaufać.
– Muszę już iść – powiedziałam, czując, jak drży mi głos. – Dzieci czekają na mnie w domu.
To poszło za daleko
Musiałam porozmawiać z Kubą.
– To już idzie za daleko. Twój tata nie traktuje mnie tylko jak synową.
– Tata po prostu cię potrzebuje. Przesadzasz.
– Nie, Kuba, nie przesadzam – odpowiedziałam stanowczo. – Widzisz, kiedy mówię, że on mnie potrzebuje, nie mam na myśli prostego wsparcia. On mówi do mnie jak do niej, trzyma mnie za rękę, oczekuje, że będę mu towarzyszyć. Mówi, że tylko ja mogę go zrozumieć.
Mąż patrzył na mnie, wciąż zdziwiony, ale jego wyraz twarzy powoli się zmieniał. Nie wiedziałam, czy zaczynał mnie rozumieć, czy czuł się zażenowany.
– Ale co mam zrobić? Zostawić go? Odwrócić się od niego? To mój ojciec. Przecież przeżył tragedię.
– Rozumiem, ale ja też jestem rozdarta, między tobą, dziećmi a nim. I zaczyna mnie to niszczyć. Wiem, że to twój ojciec, ale może powinniśmy pomóc mu inaczej. Może potrzebuje terapeuty. Ja nie mogę już dłużej tego ciągnąć.
W jego oczach widziałam ślad zrozumienia, ale i poczucie bezradności. Widocznie dopiero teraz dotarło do niego, w jak trudnej sytuacji się znalazłam.
– Dobrze, porozmawiam z nim – powiedział w końcu, niechętnie. – Zobaczymy, czy zgodzi się na pomoc…
Kolejnego dnia w napięciu czekałam, aż Kuba wróci od ojca. W końcu zdecydował się z nim porozmawiać, ale widziałam, że szedł tam niechętnie. Wreszcie drzwi otworzyły się, mój mąż wszedł, jakby obciążony ciężarem. Patrzył na mnie długo, próbując znaleźć odpowiednie słowa, aż w końcu przerwał ciszę.
Przemówił mu do słuchu
– Powiedziałem mu, że chyba potrzebuje pomocy kogoś profesjonalnego. Tłumaczyłem, że ty nie możesz być dla niego kimś więcej niż jesteś, że to zbyt duży ciężar.
– I co on na to?
– Wiesz, on… nie przyjął tego dobrze – odpowiedział cicho. – Powiedział, że wszyscy go zostawiają. Że nawet ty nie chcesz mu pomóc, że odwracasz się od niego, kiedy jest mu najtrudniej.
Kuba wreszcie zdołał namówić ojca na rozmowę z terapeutą. Nie przyszło to łatwo – Jerzy twierdził, że „nie jest wariatem, żeby go tam wysyłać”, ale Kuba nie ustąpił.
Postanowiliśmy trzymać się ustalonych granic, choć nie dało się uciec od poczucia winy, które pojawiało się za każdym razem, gdy widziałam numer Jerzego na wyświetlaczu telefonu. Dzwonił rzadziej, a w jego głosie wyczuwałam smutek.
Pewnego popołudnia zapytał, czy mogłabym wpaść do niego pogadać. Wiedziałam, że to jego sposób na złamanie tej cienkiej granicy, którą udało mi się postawić. Ale tym razem byłam silniejsza, odmówiłam. W słuchawce zapadła cisza.
– Rozumiem. Chociaż może nie chcę tego rozumieć.
Zrozumiałam, że to nasze pożegnanie – może nie dosłowne, ale emocjonalne. W tamtej chwili poczułam, że wreszcie jestem wolna. Po raz pierwszy od miesięcy mogłam wrócić do swojej rodziny, do swojego życia bez oczekiwań, które mnie przygniatały.
Alicja, 33 lata