Reklama

Kiedy po pogrzebie wróciliśmy do domu, mieszkanie wydawało się koszmarnie puste, zimne i obce. I to wrażenie wcale nie znikało z upływem dni i miesięcy. Starałem się dobrze opiekować moją córeczką, ale ojciec nie jest w stanie zastąpić matki, choćby czytał poradniki, rozmawiał z matkami w przedszkolu i na placach zabaw, i słuchał wszystkich ich rad.

Reklama

Miałem doskonały kontakt z córeczką, kochała mnie i ufała mi, ale… Kasia po prostu tęskniła za matką. Potrzebowała matki. Kobiety mają inny dotyk, inną skórę, inny zapach, inny tembr głosu i miękkość ciała – „faktor przytulastości”, jak nazwała to jedna z matek w przedszkolu. Kiedy powiedziałem to przez telefon teściowej, jej głos zlodowaciał.

– Powiedz po prostu, że znów chcesz mieć babę w łóżku, i żeby cię opierała i gotowała – warknęła.

Zachowałem się jak idiota

Co mi przyszło do głowy powiedzieć o tym akurat teściowej! W jej oczach nigdy nie zasłużyłem na Monikę, chociaż to ja, nie teściowa, przez lata choroby się nią opiekowałem. A ona potrafiła tylko narzekać i jęczeć, że gdyby nie to, że mieszka 300 km od nas, pokazałaby mi, jak się należy opiekować chorą. Aż teść stwierdził, że nic nie stoi na przeszkodzie, by pojechała do córki. Nikomu jej nie będzie brakować w firmie i nic się nie zawali. W końcu to ich własna działalność, on sobie poradzi. Obraziła się, ale nie przyjechała. Za co byłem jej wdzięczny, bo nie cierpiałem tej baby.

Oczywiście teściowa nie miała racji. Nie chodziło mi o babę do łóżka i kuchni, ale o matkę dla Kasi. Zwłaszcza że na horyzoncie pojawiła się odpowiednia kandydatka. Julita była naszą sąsiadką. Mieszkała piętro wyżej w przyjemnej kawalerce. Jeszcze za życia Moniki, gdy ta chorowała, czasami nam pomagała – niekiedy odbierała Kasię z przedszkola, przynosiła gorące obiady albo pytała, czy nie zrobić zakupów.

Wiem, że ona i moja żona niespecjalnie się lubiły. Monika czasami mówiła, że Julita ostrzy sobie na mnie zęby, ale nie dawałem temu wiary. Wiadomo, kobiety bywają zazdrosne o inne kobiety… Zresztą, nawet jeśli się jej podobałem, to co z tego? Kochałem żonę i nigdy nie oglądałem się za innymi. Monika nie miała powodów do niepokoju. Jednak teraz, ponad rok po jej śmierci, sytuacja była inna.

Czy będzie odrzucać każdą kobietę w moim życiu?

Gdy zostaliśmy z Kasią sami, Julita okazała się bardzo pomocna. W mojej pracy zmieniły się nieco warunki i musiałem czasami zostawać do późna, a czasem wyjeżdżać na dzień, dwa. Wtedy Kasią opiekowała się sąsiadka. Doskonale gotowała, była miła i ciepło odnosiła się do mojej córki. I nawet kiedy przypominałem sobie słowa Moniki, że ostrzy sobie na mnie zęby, to w tych okolicznościach była to dobra wiadomość.

W końcu uznałem, że czas się zaręczyć. Wziąłem Kasię na lody i zapytałem, co sądzi o naszej sąsiadce. Córeczka przez chwilę grzebała łyżeczką w pucharku z lodami, po czym powiedziała cicho:

– Nie lubię jej.

To było coś nowego.

– Dlaczego? – zdziwiłem się.

– Nie jest miła – padła odpowiedź.

– Bzdury. Jest bardzo miła!

– Nie jest, gdy ciebie nie ma – oznajmiła Kasia i zamilkła.

Zacząłem przypominać sobie spotkania Julity z córeczką. Sąsiadka zawsze się uśmiechała, szczebiotała do Kasi… Cóż, może rzeczywiście aż za bardzo, dzieci nie zawsze to lubią. Przynosiła jej też różne smakołyki. Faktem jest, teraz to do mnie dotarło, że Kasia nie odwdzięczała się tym samym. Wyglądała, jakby cały czas się boczyła, patrzyła na nią wilkiem. Jednak, jak wytłumaczyła to Julita, kiedy przepraszałem ją za zachowanie córki, Kasia tęskniła za matką.

– Nie mam pretensji, bo wiem, że nie chodzi o mnie – mówiła. – Każda kobieta, która próbowałaby przejmować tę rolę, stałaby się wrogiem. To minie, zobaczysz… – uśmiechnęła się ciepło do Kasi, na co moja córka odwróciła wzrok. – Jeszcze będziemy dobrymi przyjaciółkami.

Właśnie o tym myślałem, kiedy Kasia pałaszowała w milczeniu lody.

– Kochanie – powiedziałem w końcu. – Wiem, że tęsknisz za mamą. Ona na pewno tęskni za tobą. Ale nie możecie być razem, mamy już tutaj nie ma…

– Wiem – przerwała mi. – Ale mama też nie lubiła pani Julity.

Zatkało mnie. Co miałem w takiej sytuacji zrobić? Pominąć milczeniem te słowa? To byłoby tak, jakbym zlekceważył moją córkę. Monika tyle razy mówiła, że dziecko to mały dorosły, i że jego troski i kłopoty są równie ważne, co nasze, a ja…

– A co się mamie nie podobało? – spytałem w końcu córkę.

Kasia spojrzała na mnie swoimi ciemnobrązowymi oczami i powiedziała poważnie:

– Mama mówiła, że pani Julita wcale mnie nie lubi i zależy jej tylko na tym, żeby mieć męża z dobrą pensją i większe niż teraz mieszkanie. I że jak się z nią ożenisz, to będzie jak w bajce o Kopciuszku…

A potem dodała:

– Kopciuszkiem będę ja.

– Przecież Julita nie ma… córek – odparłem, chociaż to było głupie.

– Ale na pewno chce mieć – odparła rezolutnie moja mała.

– Ja nie chcę – zapewniłem ją.

Moja sześcioletnia córka wzruszyła ramionami w sposób, jaki przywodził na myśl doświadczoną życiem kobietę, która nie wierzy w bajki.

– Ona cię przekona.

Nie wiedziałem, co na to powiedzieć. Tymczasem ona dokończyła:

– Mama mówiła, że to modliszka, która owinie cię sobie dookoła palca.

Trochę się zirytowałem

– A niby kiedy mama ci to mówiła? Przestań mną manipulować. Jeszcze za wcześnie, masz dopiero sześć lat.

Kasia popatrzyła na mnie poważnie, w jej oczach zalśniły łzy. A potem powiedziała cichutko:

– Gdy już mówiła tylko szeptem…

Poczułem się, jakbym właśnie kopnął szczeniaka. Jak ostatnia gnida. Kilka dni myślałem o tej rozmowie, aż w końcu uznałem, że moja córka najwyraźniej obawia się utraty swojej pozycji jedynaczki i będzie odrzucała każdą kobietę, z którą kiedykolwiek będę chciał się związać. Nie mogłem jej za to winić, ale też nie mogłem dać się terroryzować. Postanowiłem więc, że jednak poproszę Julitę o rękę, a potem oboje będziemy Kasi udowadniać, że zawsze będzie ukochaną córeczką.

Julita miała 30 lat i była po rozwodzie. Powiedziała mi, że tę kawalerkę kupiła po podziale majątku i sprzedaży większego mieszkania we Wrocławiu. Przyjechała do Jeleniej Góry, bo miała już dość wielkich miast. Pracowała w domu, była ilustratorką książek, grafikiem, dlatego mogła cały czas opiekować się Kasią. I była całkiem ładna. Szczupła, może trochę za chuda… Monika mówiła na nią „chuda harpia”.
Z perspektywy czasu przyznaję, że teściowa miała trochę racji – jestem mężczyzną, a każdy mężczyzna potrzebuje kobiety. Ale przysięgam, to wcale nie dlatego pomyślałem o ślubie. Bo, choć może się to wydać dziwne, zanim wpadłem na pomysł z pierścionkiem, nasze kontakty erotyczne ograniczały się do kilku niewinnych pocałunków.

Kiedy teraz o tym myślę, to widzę, że Julita wycofywała się z filuternym uśmieszkiem, który mówił: „Jeszcze nie masz prawa…”. Z akcentem na „jeszcze”. To miało swoją moc. No więc pewnego dnia poszedłem do jubilera i kupiłem pierścionek. Ale kiedy przyszedłem do domu i położyłem go na stole w kuchni, zacząłem się zastanawiać, dlaczego kupiłem właśnie ten. Kiedy dwa tygodnie wcześniej poszliśmy z Julitą i Kasią na spacer w niedzielę, zatrzymaliśmy się przed wystawą jubilera. I wtedy Julita z zachwytem wskazała na dość pokaźny pierścionek.

– Piękny! – jęknęła. – Idealny na zaręczyny – spojrzała na mnie.

Tak, od jakiegoś czasu rzucała w moją stronę wyraźne aluzje. Kasia zniknęła. Nie miałem pojęcia, dokąd poszła… Pierścionek niespecjalnie mi się spodobał. Czy to dlatego kupiłem inny? Skromniejszy, który… spodobałby się Monice. Który był podobny do tego, jaki dałem mojej żonie w dniu, kiedy poprosiłem ją o rękę. Poczułem taki ból i tęsknotę, że nagle wstałem i wyszedłem z domu. Musiałem się przejść wokół bloku, by strząsnąć z siebie to uczucie. Pomogło, świeże powietrze i ruch zawsze działały na mnie kojąco.
Jednak kiedy wróciłem, na stole pierścionka nie było.

Poszedłem do pokoju córki, żeby zapytać, czy coś o tym wie, ale Kasi w pokoju też nie było. Ani w całym mieszkaniu. Gdzie się podziała moja córka? Do Julity na pewno nie poszła. W końcu jej nie lubiła. Po kilku godzinach przeszukiwań podwórek i pobliskich ulic, dzwonienia do koleżanek Kasi, uznałem się za pokonanego i pojechałem na komisariat, gdzie zgłosiłem zaginięcie dziecka.

Dyżurny na początku kręcił nosem, że minęło za mało czasu i oni nie mogą jeszcze rozpocząć interwencji. Ale zmusiłem go, by zrobił cokolwiek. Wezwał więc odpowiedniego funkcjonariusza z wydziału ds. nieletnich. Okazała się nim młoda, dwudziestoparoletnia dziewczyna o rudawych włosach i skórze piegowatej jak indycze jajo. Miała najbardziej elektryzujące, zielone oczy, jakie w życiu widziałem. Podkomisarz Danuta T. Coś w niej było takiego, że kiedy usiadłem naprzeciw niej w małym pokoiku, poczułem, że wszystko będzie dobrze.

Kazała mi opowiedzieć o sobie i córce. O wszystkim, co zdarzyło się w naszej rodzinie. Tak zrobiłem. Mówiłem o Monice, jej chorobie i śmierci, o tym, że szukam dla córki matki, o naszej sąsiadce, Julicie. Podkomisarz nie przerywała mi, tylko patrzyła na mnie tymi swoimi niesamowitymi oczami.

– Nigdy wcześniej sama nie wychodziła z domu. A tym bardziej bez pytania. Nie mogę tego zrozumieć – zakończyłem opowieść. – I w dodatku zabrała pierścionek.

– Czy pan się na nią gniewa? – spytała podkomisarz miękkim głosem. – Chce ją pan za to ukarać?

Popatrzyłem na nią zdumiony.

– W życiu! Chcę ją znaleźć i zapytać, dlaczego. Jestem przerażony.

Policjantka pokiwała głową.

– Powiem panu, dlaczego – powiedziała. – Dziewczynka tęskni za matką. Ma kochającego ojca, który daje jej poczucie bezpieczeństwa. Ale wokół ojca kręci się kobieta, przed którą ostrzegała ją jej matka. I która przez ostatni rok zajmuje się nią w taki sposób, że mała wciąż nie jest w stanie jej polubić. Czy dobrze zrozumiał pan to, co powiedziała Kasia? „Nie jest miła, kiedy ciebie nie ma”. To mówi wszystko o tej kobiecie. I tata chce się z nią żenić. Chce z córki zrobić Kopciuszka. Więc Kasia w panice zabrała pierścionek i uciekła. Tu nie chodzi o wszystkie kobiety, proszę pana, tylko o tę jedną. Jeśli naprawdę kocha pan córkę…

Zrozumiałem. Musiałem wybrać. Cóż, wybór był prosty i oczywisty.

– Kiedy zaczniemy szukać Kasi?

– Wiem, gdzie może być – odparła policjanta i wstała zza biurka.

Podała jej pierścionek. To był przełomowy moment

Kiedy jechaliśmy drogą na Mysłakowice, wreszcie zrozumiałem. Oczywiście, od razu powinienem o tym pomyśleć. Pobiegła do jedynej osoby, która ją rozumiała. Do mamy. Znaleźliśmy Kasię zziębniętą i skuloną przy grobie Moniki. Na policzkach miała zamarznięte łzy.
Oboje uklękliśmy obok niej.

– Kasiu, przepraszam – powiedziałem. – Już jest dobrze, uwierz mi.

– Wszystko w porządku, maleńka? – spytała podkomisarz i uśmiechnęła się ciepło do mojej córki.

A ona popatrzyła na nią, a potem na mnie i po raz pierwszy od roku zobaczyłem, jak jej twarz rozkwita wewnętrzną radością.

– Teraz już tak – powiedziała i wyciągnęła do policjantki rączkę.

Na otwartej dłoni Danuty wylądował złoty pierścionek z zielonym oczkiem, który błyszczał w zimowym słońcu zupełnie jak jej oczy. To był przełomowy moment. Każde z nas chyba o tym wiedziało.

– Odwiezie mnie pani do domu? – spytała Kasia. – Proszę. Tata umie gotować najpyszniejszą pomidorową na świecie. A ja jestem głodna.
Dana pokiwała głową.

– Bardzo lubię pomidorową – oznajmiła, a potem pojechaliśmy prosto do mojego mieszkania.

Reklama

I tak właśnie znalazłem matkę dla Kasi i żonę dla siebie.

Reklama
Reklama
Reklama