„Po śmierci żony myślałem, że czeka mnie Wigilia dla samotnych. Jednak zapaliło się dla mnie jeszcze światełko nadziei”
„Myślami wciąż wracałem do dziwnych wydarzeń. Wieczorem odwiedziłem grób Marii, żeby zapalić znicz. Szczerze mówiąc, zaniedbałem te wizyty – może to jej sposób, żeby mi o sobie przypomnieć?”.
Straciłem żonę, gdy miała pięćdziesiąt dwa lata. Po uroczystościach pogrzebowych córka wróciła z mężem do swojego domu, a ja zostałem sam. Codzienność nie zatrzymała się w miejscu – pracowałem, robiłem zakupy, dbałem o porządek. Spotykałem się też ze znajomymi. Spodziewałem się, że będę rozpaczał po tylu wspólnych latach. Jednak, ku mojemu zaskoczeniu, nie czułem pustki, choć nie przyznawałem się do tego córce, nie chcąc jej zranić.
Nie brakowało mi jej
Od zawsze radziłem sobie sam i okazało się, że bez problemu mogę znów żyć jak singiel. Czułem się z tym naprawdę komfortowo. Do momentu, kiedy moje życie kompletnie stanęło na głowie.
Gdy któregoś grudniowego dnia wróciłem po pracy do mieszkania, ujrzałem porozrzucane wszędzie ciuchy. Mało nie złapałem za telefon, by zawiadomić policję, ale nagle zrozumiałem – to przecież rzeczy po mojej żonie. No jasne, Danka. Kilka miesięcy temu zaczęła prosić, żebym przekazał ubrania mamy potrzebującym, ale wciąż odkładałem tę sprawę. Postanowiłem zadzwonić i zapytać córkę, dlaczego nie dokończyła sprzątania.
– Ale to nie byłam ja – odpowiedziała zaskoczona. – Możliwe, że ktoś się włamał? Zauważyłeś, czy czegoś brakuje?
– Muszę to sprawdzić.
Zakończyłem rozmowę. Wszystko wskazywało na to, że nic nie zginęło, a drzwi wraz z zamkiem były nietknięte. Poinformowałem o tym Dankę.
– Przecież od dawna powtarzałam, żebyś podarował ubrania potrzebującym – skomentowała moja córka. – Może to właśnie tego chciałaby mama?
– Chcesz mi powiedzieć, że twoja mama się tutaj włamała? – spytałem kpiąco.
– A znasz lepsze wyjaśnienie? Myślę, że mama pragnie, żebyś się z tym pogodził i poszedł do przodu. Minęło już osiem miesięcy, tatku.
Nie wiem co się działo
Nie wspomniałem Dani, że poczułem się wolny już kolejnego dnia po ceremonii pogrzebowej – nie chciałem sprawiać jej bólu. Przerwałem połączenie. Kocham moje dziecko i zwykle jej wierzę. Ale doskonale wiem, że potrafi zmyślać.
Kolejnego poranka, podczas zakładania butów, zobaczyłem coś dziwnego. Fotografie zawieszone w korytarzu nagle zaczęły spadać. Jedna za drugą – bęc, bęc, bęc. Co ciekawe, nie wszystkie, lecz wyłącznie te, na których była Marysia. Stałem jak wryty.
– Maria? – wyrwało mi się, a potem poczułem się niemądrze, że próbuję rozmawiać z duchem.
Posprzątałem potłuczone szkło i ruszyłem do firmy. Niestety, nie mogłem się skupić na zadaniach. Myślami wciąż wracałem do dziwnych wydarzeń. Wieczorem odwiedziłem grób Marii, żeby zapalić znicz. Szczerze mówiąc, zaniedbałem te wizyty – może to jej sposób, żeby mi o sobie przypomnieć? Gdy dotarło do mnie, że snuję takie teorie, zrobiłem się zły na własne pomysły.
– Weź się w garść, Roman.
Zatrzymałem się przed nagrobkiem mojej żony, niepewny własnych uczuć i myśli. Zapaliłem znicz i umieściłem bukiet w wazonie.
– Jeśli to ty próbujesz do mnie dotrzeć, daj już spokój. Przeżyliśmy razem dwadzieścia siedem lat. To chyba wystarczająco długo, co?
Byłem zdezorientowany
Usłyszałem za plecami chrząknięcie. Odwróciłem się i zobaczyłem kobietę w średnim wieku, która miała głowę owiniętą miała chustką.
– Jest pan mężem tej osoby? – zapytała, wskazując na grób Marysi.
– Tak.
Podała mi kopertę, którą machinalnie przyjąłem.
– Pan powinien to dostać.
– Kto to przysłał? – zapytałem, lecz ona już się oddalała.
Rozchyliłem kopertę i wyciągnąłem kartkę.
„Roman, przyznaję się – to moja wina, nie Wandy. Kochałam cię odkąd pamiętam i za wszelką cenę chciałam, żebyś był mój. Wybacz mi. Wróć do niej. Wszystko się ułoży. Maria”.
Nie mogłem się ruszyć, jakby mnie wmurowało w ziemię. Czułem, że serce zaraz mi stanie i spotkam się z małżonką po drugiej stronie. W końcu się otrząsnąłem i pobiegłem co sił w nogach za oddalającą się postacią w turbanie na głowie. Złapałem ją tuż przy bramie cmentarnej.
– Przepraszam bardzo, może mi pani wyjaśnić, co to takiego?
– List zaadresowany do pana.
– Ten charakter pisma… to mojej żony. Kim pani właściwie jest? Może prawnikiem?
Nie rozumiałem tego
Odpowiedziała przecząco ruchem głowy.
– Pańska żona przekazała mi te słowa wczoraj po zmroku. Powiedziała też, żebym się tu zjawiła dziś przed piątą i przekazała list jej mężowi.
– Moja żona nie żyje.
– Tak, tutaj znajduje się jej mogiła.
Stałem bez słowa, oczekując dalszych objaśnień. Po chwili wydała z siebie zmęczone westchnienie.
– To wiadomość spisana podczas transu.
– Nie rozumiem, o co chodzi.
– Mam dar jasnowidzenia. Różne duchowe byty i energie nawiązują ze mną łączność, używając pisma jako medium. Wpadam w pewien rodzaj transu i nie mam wpływu na to, co się pojawia na papierze. Właśnie wczoraj dusza pańskiej małżonki przejęła kontrolę nad moją ręką.
– Jeżeli to jakiś podstęp – wydusiłem z trudem przez ściśnięte gardło – jeśli pani sobie żartuje…
Kobieta w turbanie przyłożyła dłoń do mojej piersi. Wbiła we mnie wzrok.
– To nie są żarty. Przekazuję panu wiadomość od małżonki. Może mi pan zaufać.
Czułem jej wzrok i ciepło bijące od jej rąk, co powoli przynosiło mi ukojenie. W końcu skinęła i ruszyła przed siebie. Opadłem na pobliską ławeczkę, by jeszcze raz spojrzeć w wiadomość od kogoś, kto już odszedł. Łzy same cisnęły się do oczu. Wszystkie wspomnienia nagle się rozmyły, a ja poczułem się tak, jakby czas się cofnął.
Zakochałem się w innej
Byłem wtedy tuż po dwudziestce. Otrzymałem czteroletnie stypendium naukowe w Sztokholmie. Ekscytowało mnie nie tylko to wyróżnienie, ale też fakt, że w to samo miejsce wybierała się dziewczyna, która skradła moje serce, Wanda.
I wtedy niesłusznie trafiłem do aresztu za rzecz, której nie popełniłem. Zawsze sadziłem, że to Wanda mnie oskarżyła. Wszystko po to, by ktoś inny mógł dostać to stypendium. Ostatecznie tak właśnie się stało.
Zanim udało mi się oczyścić z tych oskarżeń, przepadła szansa na karierę akademicką i musiałem szukać pracy w biznesie. Z czasem przywykłem. Szczególnie że mogłem liczyć na wsparcie Marysi – mojej koleżanki z lat dziecinnych. Była przy mnie, dodawała mi otuchy. Dostrzegałem jej uczucia do mnie. Czułem się wtedy kompletnie zdruzgotany i pełen żalu. Zdecydowałem się poślubić Marysię, moją najwierniejszą towarzyszkę. Myślałem, że to miłość z mojej strony, ale myliłem się. To Wanda była tą jedyną przez wszystkie te lata.
Nadal miałem szansę
W złości zmiąłem papier w kulkę. Co za dziwne wyznanie. Lecz moment później moje myśli skupiły się na innych słowach z listu: „Odszukaj ją. Wszystko się ułoży".
Po tygodniu znalazłem się pod bramką małego domku otoczonego łysymi o tej porze roku drzewami. Obserwowałem przez moment osobę zajętą grabieniem resztek zbutwiałych liści. Podniosła wzrok. I wtedy poczułem, że cały upływający czas zniknął. Widziałem przed sobą tylko te piwne oczy, które dawniej sprawiały, że moje serce biło szybciej.
– Wybacz mi, że dałem się nabrać i myślałem, że mnie oczerniłaś – wyznałem. – To właśnie dlatego odciąłem się od ciebie i robiłem wszystko, by wymazać cię z pamięci.
Gdy dotarł do niej sens tych słów, jej oczy zrobiły się wielkie.
– A może przydałaby ci się pomocna dłoń w ogródku?
Jej twarz rozjaśnił uśmiech.
– Wystarczy mi, że zjesz ze mną obiad.
Często rozmyślam nad tym, czy to faktycznie prawda, że duch musi uporządkować wszystkie ziemskie sprawy, żeby zaznać spokoju. Albo to po prostu Maria w końcu poczuła wyrzuty sumienia?
Krzysztof, 55 lat