Reklama

Moje życie sprawiało wrażenie spokojnego i poukładanego. Pracowałam w korporacji, miałam mieszkanie w Warszawie i stabilność finansową. Jednak za tym uporządkowanym fasadowym obrazem kryła się emocjonalna pustka, której nie potrafiłam zapełnić. Moje wieczory mijały na samotnym oglądaniu seriali i przelotnych randkach, które nigdy nie prowadziły do niczego poważnego. Czasem nostalgia za dawnymi czasami liceum była tak silna, że zamykałam oczy i pozwalałam wspomnieniom mnie pochłonąć. To były czasy, kiedy wszystko wydawało się możliwe, a przyjaźnie były na zawsze. Przynajmniej tak wtedy myśleliśmy. Rozrzuceni po świecie, każdy z nas obrał własną drogę. Kiedy więc zadzwonił telefon z wiadomością o śmierci naszego wspólnego nauczyciela, poczułam dziwną mieszankę smutku i niecierpliwości na myśl o spotkaniu z dawnymi przyjaciółmi.

Reklama

W moim sercu coś drgnęło

Stałam obok trumny, patrząc na twarze, które kiedyś znałam tak dobrze. Każdy z nas się zmienił, ale mimo upływu lat, wciąż byliśmy ci sami. Po ceremonii pogrzebowej znaleźliśmy się przy stole, wspominając wspólne chwile z liceum.

– Pamiętacie ten raz, kiedy ukryliśmy rowery nauczycieli na dachu szkoły? – Bartek zaśmiał się, a jego śmiech był zaraźliwy.

– Tak, a ty, Bartek, prawie złamałeś nogę, kiedy próbowałeś zejść! – Karolina uśmiechnęła się, odrzucając na bok swoje troski.

– A może by tak jeszcze raz zrobić coś szalonego? – zaproponował Bartek, nagle poważniejąc. – Co powiecie na wspólny wyjazd do Włoch?

Patrzyłam na nich z konsternacją. Pomysł wydawał się nierealny, a jednak w moim sercu coś drgnęło. Może to była właśnie ta iskra, której potrzebowałam? Po chwili wahania usłyszałam własny głos, jakby należał do kogoś innego:

– No dobrze, zróbmy to. Tylko mam nadzieję, że nie będziemy znowu kończyć w szpitalu...

Śmiech wypełnił pokój, a ja poczułam, jakbyśmy na chwilę wrócili do dawnych czasów. Czyżby ta podróż miała przynieść więcej niż tylko wspomnienia?

Dałam sobie szansę

Kilka tygodni później wylądowaliśmy we Włoszech. Już w wypożyczalni aut zaczęły się pierwsze problemy. Bartek, próbując obsłużyć samochód z automatyczną skrzynią biegów, co chwilę hamował gwałtownie, a Marek nie przestawał się z niego śmiać.

Czy ty w ogóle wiesz, co robisz? – zawołała Karolina z tylnego siedzenia, trzymając się kurczowo drzwi.

– Hej, dajcie mi chwilę! To pierwszy raz, kiedy nie muszę zmieniać biegów – Bartek próbował zachować spokój, ale widać było, że coraz bardziej się stresuje.

Nie minęło dużo czasu, zanim zaczęliśmy kłócić się o nawigację. Każdy miał inny pomysł na trasę.

No to, którędy teraz? – spytałam, próbując odnaleźć jakikolwiek drogowskaz.

– Na prawo, na prawo! – krzyczała Karolina, podczas gdy Marek upierał się przy lewym zakręcie.

– Daj spokój, wszyscy przecież wiemy, że mężczyźni mają kiepskie wyczucie kierunku! – zaśmiał się Marek, co wywołało kolejną salwę śmiechu.

Pierwszy raz od długiego czasu czułam się naprawdę na miejscu. Bartek posyłał mi ukradkowe spojrzenia, które były pełne niejasnych podtekstów. To było dziwne i nowe uczucie, ale zarazem pełne nadziei i ekscytacji.

Poczułam się bezpiecznie

Wieczorem usiedliśmy razem przy długim stole w małej toskańskiej restauracji. Tematy krążyły wokół dzieci, miłości, a przede wszystkim porażek, które skrywaliśmy gdzieś głęboko w sercach.

– A co z tobą, Karola? – zapytał Marek, nalewając jej kolejną lampkę. – Ty zawsze miałaś wszystko pod kontrolą.

Karolina opuściła wzrok. Nagle jej oczy wypełniły się łzami.

Mój mąż mnie zdradzał – przyznała cicho, jakby sama nie wierzyła w to, co mówi.

Cisza zapadła nad stołem, przerywana tylko dźwiękiem cykad.

– Tak mi przykro – powiedział w końcu Bartek, obejmując ją ramieniem.

Marek, jakby nie mogąc dłużej utrzymać w sobie emocji, nagle wyrzucił z siebie.

Mam dość udawania, że jestem szczęśliwy. To całe „influencerskie” życie to tylko maska. Nic z tego nie jest prawdziwe!

Chciałam ich pocieszyć, ale nie wiedziałam, jak. Moje własne poczucie samotności zaczęło mnie przytłaczać. Wtedy Bartek niespodziewanie przyciągnął mnie do siebie. Poczułam się bezpiecznie. W tej chwili uświadomiłam sobie, że nasza wyprawa ma większe znaczenie niż tylko nostalgiczną podróż.

Byłam zaskoczona

Następnego dnia postanowiłam wybrać się na spacer z Bartkiem. W słońcu ulice mieniły się ciepłymi kolorami, a my szliśmy obok siebie, milcząc. Gdy dotarliśmy do niewielkiego wzgórza z widokiem na rozległe winnice, Bartek w końcu się odezwał.

– Pamiętasz, jak w liceum marzyliśmy o podróżach po świecie?

Jego głos był pełen nostalgii.

– Tak, marzyliśmy o tylu rzeczach... – uśmiechnęłam się, przypominając sobie naszą młodzieńczą naiwność. – Ale wtedy wydawało się, że mamy tyle możliwości.

– A teraz? – Bartek spojrzał na mnie z powagą, która sprawiła, że moje serce zabiło szybciej.

– Teraz... Teraz zdaję sobie sprawę, że życie jest zbyt krótkie, by odkładać marzenia na później.

– Może nie jest za późno, żeby niektóre z nich zrealizować – powiedział cicho, nachylając się do mnie.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, poczułam jego usta na swoich. To był pierwszy pocałunek – spontaniczny, nieplanowany, ale pełen napięcia i emocji, które tłumiłam przez lata. Byłam zaskoczona. Jakby wszystko, co było między nami, miało teraz swój punkt kulminacyjny. Nie ufałam sobie, ale czułam, że coś w moim życiu się zmienia. Strach próbował mnie powstrzymać. Ale tego popołudnia w Toskanii pozwoliłam sobie na nadzieję.

Miałam mieszane uczucia

Czas we Włoszech minął szybciej, niż ktokolwiek z nas by się spodziewał. Kiedy staliśmy na lotnisku, ogarniało mnie dziwne uczucie żalu, jakbyśmy coś cennego zostawiali za sobą.

Nie chcę, żeby to się tak skończyło – powiedział Bartek, kiedy czekaliśmy na nasz lot.

Spojrzałam mu w oczy. Chciałam powiedzieć, że boję się zranienia, że boję się straty czegoś, co dopiero zaczęło kwitnąć. Ale zamiast tego odpowiedziałam uśmiechem.

– Też bym tego chciała. Nie wiem, co z tego wyjdzie, ale... jestem gotowa spróbować.

Pożegnaliśmy się z Karoliną i Markiem, obiecując sobie, że nie pozwolimy, by czas nas znowu rozdzielił. Gdy wsiadałam do taksówki, która miała zabrać mnie do domu, miałam mieszane uczucia. Zastanawiałam się, jak wiele w naszym życiu zależy od odwagi. Pierwszy raz od dawna czułam, że jestem gotowa na zmiany. Nocne światła Warszawy ciągały mnie z powrotem w rzeczywistość, ale tym razem z czymś więcej niż tylko poczuciem powrotu do codzienności. Miałam w sobie coś, co wcześniej było mi obce – nadzieję.

Czekałam na odpowiedź

Kilka dni po powrocie do Warszawy nadal byłam rozdarta między codziennymi obowiązkami a wspomnieniami z Toskanii. Moje myśli krążyły wokół Bartka i tego, co mogło się z tego wszystkiego zrodzić. Pewnego wieczoru, w przypływie odwagi, napisałam do niego krótką wiadomość. Z lekkim drżeniem serca czekałam na odpowiedź. Jego odpowiedź była natychmiastowa, pełna ciepła i nieśmiałej radości. Spotkaliśmy się na Starym Mieście. Kiedy zobaczyłam Bartka, poczułam to samo ciepło, które towarzyszyło nam we Włoszech. Jego uśmiech był jak latarnia w ciemności.

Myślałem, że może się nie odezwiesz – powiedział, gdy usiedliśmy na jednej z ławek, otoczeni przez szum miasta.

– Myślałam o tym, co mówiłeś na lotnisku. O tym, że warto dać sobie szansę – odpowiedziałam, a w moim głosie była mieszanka pewności i obawy.

– Może zacznijmy od początku. Jakbyśmy mieli całe życie przed sobą.

Jego słowa były proste, a jednak miały w sobie coś, co sprawiło, że się uśmiechnęłam. Czułam, że choć nasza historia mogła nie mieć klasycznego happy endu, miała potencjał do czegoś pięknego i prawdziwego. Nie wiedziałam, co przyniesie przyszłość, ale po raz pierwszy od dawna byłam gotowa się tego dowiedzieć. Zrozumiałam, że czasem życie naprawdę może zaskakiwać, jeśli tylko da się mu szansę. I choć nasza historia dopiero się zaczynała, wierzyłam, że teraz jest najlepszy czas, by zacząć żyć naprawdę.

Joanna, 38 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama