Reklama

Obudziłam się wcześnie rano, mimo że budzik miał zadzwonić dopiero za godzinę. Słońce leniwie przebijało się przez zasłony, a ja wpatrywałam się w sufit, próbując uspokoić myśli. Od miesięcy wszystko było dopięte na ostatni guzik: sala, sukienka, tort, nawet głupie winietki na stole miały swoje idealnie zaplanowane miejsce. Świat wokół nas uwielbiał naszą „idealną parę”.

Reklama

Leżałam tak, myśląc o Pawle. Był wszystkim, czego mogłam sobie życzyć – czuły, opiekuńczy, zabawny. To człowiek, który zawsze był przy mnie, niezależnie od tego, co działo się w moim życiu. Pamiętałam nasze długie rozmowy, wieczory spędzone razem, wspólne wyjazdy. Czułam do niego coś głębokiego, coś trwałego. Ale czy to była miłość? Czy to było to, co powinnam czuć przed ślubem?

Wszystko w moim życiu było tak perfekcyjnie zaplanowane, ale coś w środku krzyczało, że to nie to. Zastanawiałam się, czy jestem gotowa na ten krok, ale jak mogłabym powiedzieć to Pawłowi? Był tak podekscytowany. Kiedy ostatnio planowaliśmy detale wesela, patrzył na mnie z takim oddaniem, że nie mogłam zebrać się na odwagę, żeby wyznać mu prawdę.

Miałam wątpliwości

Tego poranka odwiedziła mnie Anka, moja druhna i najlepsza przyjaciółka. Zawsze miała sposób, żeby wyczuć, kiedy coś jest nie tak.

– Wszystko gotowe? – zapytała, uśmiechając się. – Sukienka, makijaż, plan wesela? Powinnaś być dzisiaj najszczęśliwszą kobietą na świecie.

– Anka, nie wiem... – Zaczęłam, ale zaraz przerwałam. Nie chciałam jej martwić. Nie teraz, kiedy wszyscy na mnie liczyli.

Wiesz, że zawsze możesz się wycofać, prawda? – Jej głos był delikatny, ale poważny. Spojrzała na mnie uważnie, jakby szukała w moich oczach odpowiedzi, której sama nie byłam pewna.

– Nie mogę. Nie teraz. Wszystko jest gotowe, Paweł na mnie liczy... wszyscy na mnie liczą. – Słowa wyszły ze mnie mechanicznie, jakby były odpowiedzią, którą wpoiłam sobie przez ostatnie miesiące.

– Ale ty? Co ty czujesz? – Anka zawsze zadawała właściwe pytania, te, których unikałam.

– Paweł to najlepszy człowiek, jakiego znam. Ale… – urwałam. Co ja właściwie czułam?

Zamiast kontynuować rozmowę, uśmiechnęłam się do Anki, próbując przekonać ją – i siebie – że wszystko jest w porządku. Ale prawda była inna. Coś we mnie wciąż buntowało się przeciwko temu, co miało nadejść.

Nie cieszyłam się

Dzień ślubu powinien być pełen ekscytacji, ale kiedy otworzyłam oczy, czułam tylko ciężar na piersi. Suknia wisiała na wieszaku, gotowa do założenia, ale dla mnie była jak zbroja, którą muszę na siebie włożyć, choć wolałabym uciec. Wstałam z łóżka i przeczesałam palcami włosy, wpatrując się w sukienkę. Czy naprawdę jestem gotowa? Myśli galopowały w mojej głowie, ale uciszałam je, bo przecież wszystko zostało zaplanowane. Paweł był dla mnie idealny. Przyjaciel, wsparcie, ktoś, kto nigdy mnie nie zawiódł.

Kiedy zobaczyłam go tuż przed ceremonią, wyglądał jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. Uśmiechnął się do mnie i przyciągnął mnie do siebie.

Nie mogę się doczekać, aż będziesz moją żoną. – Jego głos był ciepły, pełen nadziei.

– Paweł, zawsze przy mnie byłeś – próbowałam się uśmiechnąć, ale czułam, że coś we mnie pęka.

– I zawsze będę. Przecież to obiecałem, prawda?

Uśmiechnęłam się, choć wewnątrz walczyłam ze sobą. Czy to naprawdę to, czego chcę? Kroki prowadzące mnie do ołtarza zdawały się stawać coraz cięższe.

Zwątpiłam przed ołtarzem

Szłam do ołtarza, ale każdy krok wydawał się coraz bardziej bolesny. Słyszałam ciche szepty gości, czułam ich spojrzenia, a na końcu tego wszystkiego był Paweł, czekający z niecierpliwością. Wszyscy patrzyli na mnie, jakbym miała zaraz spełnić najpiękniejszy sen, ale dla mnie to był koszmar, z którego nie mogłam się obudzić.

Kiedy stanęłam obok Pawła, poczułam, jak jego ręka ściska moją. Był taki spokojny, pewny tego, co miało się za chwilę wydarzyć. Jego oczy lśniły miłością, podczas gdy moje serce waliło jak oszalałe. Starałam się oddychać, starałam się zebrać w sobie, ale myśli krążyły tylko wokół jednego: „Czy naprawdę mogę to zrobić?”

Kapłan zaczął mówić, a każde jego słowo odbijało się echem w mojej głowie. Paweł ściskał moją dłoń, jakby chciał mi dodać otuchy, ale ja czułam, że za chwilę to wszystko się zawali.

Czy ty, Marto, bierzesz Pawła za męża? – Jego głos wydawał się dochodzić z oddali.

Czułam suchość w gardle, a moje serce biło jak oszalałe. „Tak”, miałam powiedzieć „tak”, ale nic nie mogłam z siebie wydusić.

– Marto? – Paweł spojrzał na mnie z niepokojem.

– Paweł... muszę ci coś powiedzieć... – głos mi się załamał.

– Paweł, ja… – zaczęłam, ale słowa nie chciały przejść mi przez gardło. Widziałam jego twarz, na której malował się niepokój. Goście zaczęli szeptać, czując, że coś jest nie tak.

Nie mogłam za niego wyjść

Paweł ścisnął moją rękę mocniej.

– Co się dzieje, Marto? – zapytał cicho, a jego głos brzmiał jak błaganie.

– Kocham cię… – powiedziałam, walcząc ze łzami. – Kocham cię, ale nie tak, jak powinnam. Nie tak, jak mąż powinien być kochany przez żonę.

Jego twarz zesztywniała. Czułam, jak cały świat wokół nas przestaje istnieć, jakbyśmy stali tylko my dwoje, a reszta rozpłynęła się w powietrzu. Wszyscy goście patrzyli na nas w milczeniu, zszokowani. Chciałam to jakoś odwrócić, cofnąć, ale wiedziałam, że jest za późno.

– O czym ty mówisz? – Paweł był blady jak ściana, jego ręka drżała, kiedy ją puścił.

– Zawsze byłeś dla mnie najważniejszy, ale… nie czuję tej miłości, której oczekujesz. Zawsze czułam przywiązanie, bezpieczeństwo, ale to nie jest to… – wypowiadając te słowa, czułam, jakby coś w środku mnie pękało.

Paweł milczał. Chciałam coś dodać, ale każde słowo brzmiało jak cios. W jego oczach pojawiło się coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam – ból, żal, może nawet gniew.

– Dlaczego teraz? – wyszeptał w końcu, jego głos łamiący się od emocji. – Dlaczego mi to robisz teraz, kiedy miałem być najszczęśliwszym człowiekiem na świecie?

Paweł czuł się upokorzony

Paweł stał przede mną jak zranione zwierzę, nie wiedział, co zrobić, dokąd pójść. Jego oczy wpatrywały się we mnie, jakby szukały odpowiedzi, której nie byłam w stanie mu dać. W tym momencie chciałam, żeby ziemia się pode mną rozstąpiła.

– Nie chciałam cię zranić, Paweł. Wiem, że to okrutne, ale… nie mogłam tego dłużej udawać. – Mówiłam, nie mogąc powstrzymać łez. – Gdybym powiedziała „tak”, oszukiwałabym ciebie i siebie przez całe życie.

Goście patrzyli zszokowani, nie wierząc w to, co właśnie usłyszeli. Paweł powoli odwrócił wzrok, jakby chciał uciec od tej rzeczywistości, która rozpadła się na jego oczach.

Marek, jego świadek, zerwał się z miejsca, podszedł bliżej, ale Paweł uniósł rękę, jakby nie chciał, żeby ktoś się zbliżał.

– Paweł, posłuchaj mnie, proszę... – próbowałam do niego podejść, ale on cofnął się o krok. To był znak. Granica, której nie mogłam przekroczyć.

– Nie. – Jego głos był zimny, bez emocji. – Już wystarczy.

Chwycił swój bukiet i rzucił go na ziemię. Odwrócił się bez słowa i ruszył w stronę drzwi. Z każdą sekundą oddalał się, a ja czułam, jak cały świat osuwa się w przepaść.

Marek dogonił Pawła przy wyjściu.

– Zostaw mnie, Marek. – Paweł wypowiedział te słowa sucho, jakby każda emocja została z niego wyssana.

Marek jednak nie dawał za wygraną. – Paweł, porozmawiajmy. Może to nie jest koniec… Może jeszcze da się coś uratować.

– Co tu jest do ratowania? – Paweł zaśmiał się gorzko, nie odwracając głowy. – Zostałem upokorzony przed wszystkimi. Na oczach całej mojej rodziny, przyjaciół… Zostaw mnie.

Marek cofnął się, a Paweł zniknął w drzwiach kościoła, zostawiając mnie tam, stojącą samotnie.

Podszedł do mnie ksiądz, położył mi rękę na ramieniu. – Tak się czasem dzieje, Marto – powiedział cicho, a ja skinęłam głową, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. W sercu czułam ogromny ból, ale wiedziałam, że to była jedyna decyzja, jaką mogłam podjąć.

Miałam małe wyrzuty sumienia

Minęły dwa dni. Świat wokół mnie zdawał się toczyć dalej, ale moje życie utknęło w martwym punkcie. Siedziałam w mieszkaniu, w tej samej sukience, którą miałam na sobie w dniu ślubu. Anka przychodziła co kilka godzin, przynosząc jedzenie, które i tak zostawało nietknięte. Pytała, czy chcę porozmawiać, ale nie byłam gotowa. W środku wciąż toczyła się walka – poczucie ulgi, że nie wpadłam w pułapkę małżeństwa bez miłości, mieszało się z niewielkim poczuciem winy, że zniszczyłam Pawłowi życie.

– Paweł wyjechał – powiedziała Anka pewnego popołudnia, kiedy siedziałyśmy w ciszy. Jej słowa dotarły do mnie powoli, jakby przebijały się przez mgłę, w której tkwiłam.

– Wyjechał? Dokąd? – zapytałam, choć odpowiedź nie miała większego znaczenia. Chciałam wiedzieć, ale bałam się, że nigdy więcej go nie zobaczę.

– Marek powiedział, że wziął urlop, pojechał na wieś do rodziców. Chciał pobyć sam. – Anka spojrzała na mnie ze współczuciem. – Nie obwiniaj się, Marto. Wiedział, że coś jest nie tak, nawet jeśli tego nie chciał przyznać.

Przez chwilę siedziałam w milczeniu. „Nie obwiniaj się.” Jak to zrobić, skoro wszystko w środku krzyczało, że mogłam to rozegrać inaczej? Ale jak?

Myślisz, że kiedykolwiek mi wybaczy? – zapytałam cicho, odwracając wzrok, żeby nie widziała łez, które cisnęły mi się do oczu.

– Paweł? Nie wiem. – Anka była szczera, jak zawsze. – Ale wiem jedno: podjęłaś trudną decyzję, a on w końcu to zrozumie. Może nie teraz, ale z czasem. W końcu, czy mogłaś zbudować związek na czymś, czego nie czułaś?

Nie żałuję swojej decyzji

Zacisnęłam dłonie na kolanach. Miała rację. Wiedziałam, że podjęłam właściwą decyzję, ale to nie zmieniało faktu, że czułam się okropnie. Nie mogłam cofnąć tego, co zrobiłam, ale nie potrafiłam też znaleźć ulgi w tym, co miało nadejść.

Kilka dni później dostałam wiadomość od Pawła. Krótką, oschłą.

„Nie szukaj mnie. Potrzebuję czasu.”

Było to jedyne, czego mogłam się spodziewać. Wiedziałam, że ta historia nie ma happy endu, ale czy mogłam oczekiwać czegoś innego po tym, co zrobiłam? Paweł nie chciał wracać do rozmów, a ja nie wiedziałam, czy kiedykolwiek uda nam się odbudować przyjaźń, którą kiedyś mieliśmy.

Zakończenie naszej relacji nie było spektakularne, ale było prawdziwe. Czasem prawda boli bardziej niż największe kłamstwo. I choć nasze życie poszło w dwie różne strony, w głębi serca wciąż wierzyłam, że kiedyś, w przyszłości, może odnajdziemy drogę do siebie jako przyjaciele. Ale teraz... teraz musiałam nauczyć się żyć z decyzją, którą podjęłam.

Reklama

Marta, 31 lat

Reklama
Reklama
Reklama