Reklama

W tej feralnej chwili stałam naprzeciwko lustra kompletnie zdruzgotana. Aż do teraz próbowałam samą siebie przekonywać, że to tylko głupie gadanie, ale tej oczywistości nie sposób już dłużej chować pod dywan. Pogoniłam męża z dzieciakami na dwór, żeby w świętym spokoju móc się sobie dokładnie przyjrzeć. Konkretnie chodziło mi o własne kształty po wydaniu na świat trzeciego berbecia. Mimo że od rozwiązania minął bez rok, coś dziwacznego działo się z moim organizmem.

Reklama

Przestałam go pociągać

Po narodzinach moich dwóch córeczek moja sylwetka wróciła do normy w zaledwie kwartał. Jedyną pamiątką po ciąży były delikatniutkie, ledwo widoczne rozstępy, cienkie niczym niteczki. Natomiast poród synka mocno dał mi popalić. Mój brzuszek ciągle sterczał, zupełnie jakbym była znowu w odmiennym stanie. Skóra na nim wisiała obwisła jak napełniony worek, a na bokach widniały szerokie, głębokie pręgi.

– Facet jest zazdrosny jak cholera. Zepsuł cię całkowicie, aby żaden inny koleś nie mógł cię dotknąć – przekomarzała się ze mną kumpela Jagoda, ale ja nie miałam ochoty na takie wisielcze dowcipy.

Mimo że podobno autentyczne uczucie nie zauważa drobnych defektów, takich jak trochę sadełka czy wiotka skóra, po urodzeniu trzeciego dziecka mój małżonek zaczął mnie po prostu omijać szerokim łukiem. Miałam wrażenie, jakbym była maszyną, której jedynym zadaniem jest opieka nad pociechami, gotowanie, porządki i zapewnianie domownikom wszystkiego, czego potrzebują. Nasz kontakt sprowadzał się do krótkiego uścisku przed zaśnięciem (chyba że on już chrapał, gdy ja usypiałam płaczące maleństwo) lub przelotnego całusa w czoło, gdy gdzieś pędziliśmy.

Podobno to kobiety narzekają na ból głowy, gdy nie chcą uprawiać miłości. Ale daję słowo: kiedy starałam się przytulić mojego ukochanego trochę bardziej namiętnie, gdy udało nam się znaleźć chwilę tylko dla siebie, mój małżonek obracał się do mnie tyłem, mamrocząc pod nosem: „daj spokój, nie teraz”, „padam z nóg” lub „nie dam rady”.

Zobacz także

Starałam się

– Serio, jestem w totalnej rozsypce i brak mi pomysłów. Zakładałam seksowne fatałaszki, próbowałam namówić go na jakieś filmy o miłości, a nawet udało mi się zorganizować wieczór we dwoje, gdy moja mama zgodziła się zająć dzieciakami. Przyszykowałam romantyczną kolację przy blasku świec i myślałam, że to coś da. Ale gdzie tam! Chyba przestałam go kręcić – wyżalałam się przed Jagodą.

Jagoda spojrzała na mnie z mieszaniną litości i współczucia, a następnie strzelając palcami, jakby coś jej przyszło do głowy, zapytała:

– Słuchaj, a co ty właściwie zaserwowałaś mu na tę kolację?

– No jak to co? – odpowiedziałam, patrząc na nią ze zdziwieniem. – Rosołek, kotleciki de volaille, grecką sałatkę, a na koniec szarlotkę z gałkami lodów. Przy kuchni spędziłam pół dnia, żeby to wszystko przyszykować.

Jagoda nieznacznie wykrzywiła usta.

– Hej, o co chodzi? – nie wytrzymałam i zapytałam wprost. – Przecież to jego ukochane potrawy! Przygotowałam je z ogromnym zaangażowaniem!

– No i? – moja kumpela wtrąciła podstępnie.

– No właśnie, nic z tego – odparłam z rezygnacją. – Może i powiedział, że pycha, ale zaraz potem oznajmił, że pada z nóg i rozwalił się na sofie, żeby oglądać jakiś mecz.

Spojrzała na mnie z wyższością

– I w tym cały ambaras – przerwała ciszę, gdy atmosfera zrobiła się naprawdę gęsta. – Tak go obładowałaś jedzeniem, że zabrakło mu energii na jakiekolwiek figle. Te twoje specjały powaliłyby nawet wielkoluda. Posiłki powinny być raczej lekkostrawne, kochana, pobudzające do działania, a nie do drzemki.

A na sam koniec wskazała na mnie paluchem i rzuciła:

Musisz jeszcze dorzucić afrodyzjaki, to podstawa.

– Słucham? Mojemu Pawełkowi nie przypadają do gustu te wszystkie orientalne smaki, twierdzi, że robi mu się niedobrze od nadmiaru korzennych dodatków oraz…

Jagoda bezpardonowo weszła mi w słowo:

– To nie są jakieś skomplikowane potrawy czy dania. Afrodyzjaki to zwyczajne składniki, które mają jakoby wprawiać mężczyzn w nastrój. Tak się przynajmniej o nich opowiada.

Początkowo wzięłam ją za wariatkę i miałam ochotę parsknąć śmiechem, ale z czasem zaczęło mnie to intrygować. „A może to działa na podobnej zasadzie jak pradawne mikstury i gusła?" – zastanawiałam się.

– A możesz podać jakieś konkretne przykłady? – spytałam, na co Jagoda zaczęła wyliczać, zerkając na stronę w sieci: – poziomki idealnie smakują z bąbelkami, awokado, trufle, czarny kawior, małże, no i oczywiście szparagi…

Właściwie czemu nie…

– Dobra, dobra – weszłam jej w słowo. – A nie ma tam czegoś bardziej tradycyjnego, naszego?

Jagoda nie odrywała wzroku od monitora:

– Cóż, w gruncie rzeczy nadają się też pory, korzeń selera, ząbki czosnku, słodki miód, gorzka czekolada…

– Jeżeli przygotuję Pawłowi pieczoną czekoladę z czosnkiem, to ten wieczór z pewnością utkwi mu w pamięci do końca jego dni – stwierdziłam, a Jagoda zachichotała w odpowiedzi:

– Skarbie, widzę że powoli odzyskujesz dobry nastrój.

Podchodziłam do tych afrodyzjaków z pewną rezerwą, ale że lubię próbować nowych rzeczy, zdecydowałam się to zrobić. Najwyżej wyjdzie z tego wspólne smakowanie jakichś rarytasów albo niestrawnych wynalazków kulinarnych.

Spędziłam masę czasu, przeszukując sieć w poszukiwaniu przepisów na tyle prostych, żebym mogła zdobyć odpowiednie składniki i dała radę je ugotować. Następnie poprosiłam moją rodzicielkę o zaopiekowanie się moimi pociechami, a współmałżonka posłałam do myjni samochodowej z naszym pojazdem.

Zabrałam się do pracy w kuchni

Na początek przygotowywałam guacamole, potem w planach miałam szparagi z jajem, a na koniec – lody o smaku czekoladowym z dodatkiem świeżutkich fig.

Przyznam szczerze, że sama nie mogłam się doczekać, jakie będą tego rezultaty. Gdy tylko mój ukochany przekroczył próg domu, przywitałam go przy bogato nakrytym stole, który przyozdobiłam gałązkami czeremchy – gdzieś wyczytałam, że jej aromat także korzystnie wpływa na zmysły.

Reakcja Pawła była porównywalna do mojej, kiedy Jagoda wtajemniczyła mnie w sekrety afrodyzjaków. Najpierw spojrzał na mnie, później przeniósł wzrok na zastawę, by za moment znów na mnie popatrzeć. W końcu z jego ust padło pytanie:

– Kotletów dzisiaj na stole zabraknie?

Chciałam cię tym razem zadziwić i przygotować coś zupełnie odmiennego. Skoro dzisiaj jesteśmy sami, możemy pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa – puściłam do niego oczko.

Nie miałam na tyle odwagi, by wspomnieć o wpływie afrodyzjaków na organizm. W sumie gdybym to zrobiła, straciłyby swój urok. Paweł z pewną rezerwą skosztował pasty o zielonkawo-szarym kolorze, przygotowanej z awokado. Po zjedzeniu paru kęsów zorientowałam się, że chyba mu posmakowała. Następnie wziął się za szparagi, których spożył nawet pokaźną ilość, ale czy mężczyzna jest w stanie zaspokoić głód samymi warzywami? Zwłaszcza że na deser zamiast kalorycznego ciasta podano jedynie owoce i niezbyt sycące lody.

– I jak, dobre? – zagadnęłam swojego małżonka, mimo że doskonale znałam jego odpowiedź.

Paweł to prawdziwy dżentelmen

Nigdy nie powiedziałby złego słowa na temat moich kulinarnych wyczynów, nawet jeśli zaserwowałabym mu zakalcowate ciasto czy wyschniętą pieczeń. Zawsze chwali moje gotowanie.

– Całkiem smaczne, chociaż w nieco innym stylu – ocenił.

Nadal sprawiał wrażenie mocno zdziwionego tą niespodziewaną wizytą, a może to tylko moja wyobraźnia, ale… Odniosłam wrażenie, że spojrzał na mnie w odmienny sposób.

– Może masz ochotę razem ze mną obejrzeć jakiś romantyczny film? – zagadnął.

Wieki minęły odkąd razem zasiedliśmy przed telewizorem i obejrzeliśmy coś poza kreskówkami dla dzieci, a tu proszę – romans. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że Paweł nie przepada za tego typu produkcjami i zdecydował się na ten tytuł wyłącznie dla mnie. Fakt, nasz wieczór zakończył się dość szybko po seansie, kiedy wylądowaliśmy przytuleni pod kołdrą, ale w porównaniu z ostatnimi tygodniami, to i tak był niezły progres. W końcu mąż dostrzegł we mnie nie tylko rodzicielkę naszych pociech, ale również atrakcyjną partnerkę.

To był nasz rytuał

– No to mów, co tam się wydarzyło. – Jagoda wykręciła do mnie numer zaraz po porannym posiłku.

– No wiesz, chyba ruszyło do przodu – odparłam z lekkim zawstydzeniem, a ona, mimo iż pewnie liczyła na bardziej soczyste szczegóły, nie okazała rozczarowania i doradziła:

– Słonko, nie czekaj, tylko działaj dalej, teraz albo nigdy.

Jakiś czas później ponownie zwróciłam się do mamy z prośbą o opiekę nad maluchami. Spojrzała na mnie ze zrozumieniem i odparła:

– Zarówno ja, jak i tatuś uwielbiamy spędzać czas z wnuczętami. Jeżeli potrzebujecie chwili tylko dla siebie, to możemy je brać do siebie co drugą niedzielę. Co ty na to?

Moja przygoda z eliksirami miłości rozpoczęła się właśnie w ten sposób. Trzeba przyznać, że wspięłam się na wyżyny kulinarnej finezji, robiłam coraz większe postępy, a Paweł był zaskoczony moją metamorfozą.

Kiedy zaserwowałam mu na deser poziomki skąpane w musującym winie, wylądowaliśmy w pościeli i poczuliśmy się jak za dawnych czasów. Po małżach doznaliśmy niezapomnianych uniesień, jakich jeszcze nie było nam dane doświadczyć.

Uwielbiam gotować

Gotowanie o zmroku przerodziło się w nasz mały zwyczaj. Przyznaję, że ostatnio lubię kombinować i wymyślać własne wersje dań, z różnym skutkiem, ale przynajmniej jest ciekawie. Odkąd zaczęliśmy ten rytuał, nasze pożycie małżeńskie rozkwita niczym wiosenne kwiaty. Może to dzięki tym specjalnym składnikom, które podobno pobudzają zmysły?

Paweł przyznał, że znów poczuł do mnie pociąg przez moje przeobrażenie i aurę zagadkowości (w końcu spędzałam sporo czasu w ukryciu, poszukując receptur i produktów). Dzięki delikatnej diecie obydwoje straciliśmy trochę na wadze i zyskaliśmy więcej energii. Jemy sporo owoców i orzechów, być może to przyczyna, dla której moja cera wyładniała. Prawdę mówiąc, im bardziej się w to zagłębiam, tym więcej czytam o tym, że afrodyzjaki w rzeczywistości są nieskuteczne, ale ja mam w nie wiarę. Ostatecznie liczy się rezultat, a nie to, jaką magię się stosuje… Wspominałam już o pieczonych pstrągach i kozim serze z morelami? Palce lizać!

Reklama

Klaudia, 39 lat

Reklama
Reklama
Reklama