„Po wyjeździe córki i wnuczek bałam się samotności. Tymczasem na starość zaczęłam nowy rozdział w życiu”
„Nie było więc innej opcji, musiałam przystąpić do ekspresowego szkolenia z obsługi komputera. Cały mój rodzinny team się zaangażował. Tomek przekazał mi swojego starego laptopa i podłączył do sieci, Marysia pokazała mi, jak obsługiwać myszkę i klawiaturę, a dziewczynki nauczyły mnie, jak surfować po internecie”.

- Listy do redakcji
Gdy moja córka, Marysia, oznajmiła, że zamierza wyjechać z całą swoją rodziną, była to dla mnie prawdziwie szokująca wiadomość. Do tej pory mogłam ją odwiedzać, kiedy tylko miałam na to ochotę. Cieszyłam się z każdej chwili spędzonej z moimi wnuczkami, Kasią i Anią, uwielbiałam robić sobie żarty z zięcia Tomka i zapraszać ich wszystkich do mojego domu na obiady czy też na święta.
To było duże zaskoczenie
Myślałam, że tak będzie wyglądać nasze dalsze życie, a jednak niespodziewanie mój cały świat stanął na głowie. Marysia zdobyła upragnioną posadę na przeciwnym krańcu Polski i wybierała się tam na wieloletni kontrakt, wnuczki miały tam zacząć naukę, więc nie było sensu walczyć z tą nową rzeczywistością. Jednak zaakceptowanie tego, że twoi najbliżsi niespodziewanie cię zostawiają, nie jest wcale proste...
– Mamo, bez przesady – próbowała mnie uspokoić córka. – To przecież nie jest wyprawa na koniec świata, cały czas będziemy się kontaktować, a za niedługi czas możesz nas odwiedzić.
– Dla ciebie to proste. Co ja tu zrobię bez was? – zastanawiałam się, bo naprawdę nie miałam żadnego konkretnego planu na to, co zrobić z całym tym wolnym czasem, którego teraz będę miała aż nadto. Do tej pory poświęcałam go wiele mojej córce i wnukom.
– Zawsze mówiłaś, że ci smutno bez spotkań z koleżankami, teraz masz okazję to zmienić – powiedziała Marysia.
– One tylko biadolą i mówią o swoich chorobach. Od tego czuję się, jakbym była jeszcze starsza niż jestem.
– My z tobą pogadamy – wrzasnęły wnuczki. – Przez internet!
Dziewczynki były w siódmym niebie z powodu swojego planu, ja za to nie do końca rozumiałam, o co chodzi.
– To jest rozmowa wideo – objaśniła Marysia. – Przez sieć.
– Nie mam o tym pojęcia – przyznałam ze zniechęceniem. – Nie mam ani dostępu do sieci, ani nawet komputera...
Szkoda, że tak długo zwlekałam
Zawsze byłam wrogiem nowych technologii. Komputery, laptopy i cyfrowe aparaty fotograficzne wydawały mi się skomplikowane w obsłudze i pozbawione ciepła, więc zdecydowałam się tylko na komórkę – i to pod wpływem zięcia. Teraz żałowałam, że byłam taka oporna. Gdyby nie to, mogłabym teraz swobodnie rozmawiać na żywo z moimi wnuczkami.
Nie było więc innej opcji, musiałam przystąpić do intensywnego, ekspresowego szkolenia z obsługi komputera. Cały mój rodzinny team wziął się za to zadanie z pełnym zaangażowaniem, aby mi pomóc: Tomek przekazał mi swojego starego laptopa i podłączył do sieci, Marysia pokazała mi, jak obsługiwać myszkę i klawiaturę, a dziewczynki nauczyły mnie, jak surfować po internecie.
– Babciu, to bułka z masłem – dodawały mi otuchy, gdy zaczynałam swoją przygodę. – Już ci wszystko objaśniamy!
Byłam z siebie dumna
Byłam niesamowicie zdeterminowana. Uważnie przyglądałam się, spisywałam notatki, ćwiczyłam, zadawałam pytania, aż w końcu zaczęłam radzić sobie na własną rękę. Moje wnuczki były przeszczęśliwe i dumne z moich postępów. I miały rację – to naprawdę nie było takie trudne. Internet mnie oczarował swoimi możliwościami. Gdy tylko dotarły na miejsce, Ania i Kasia pokazały mi swoje nowe mieszkanie, ich pokoje i plac zabaw obok domu. Dostałam prywatny pokaz na żywo prosto z ich telefonu komórkowego na mój komputer. Ciekawe, jakie jeszcze inne tajemnice skrywa internet?
Rozpoczęłam samodzielne przeglądanie różnych stron internetowych. Odkrywałam nieznane opcje: informacje, prognozy pogody, życie celebrytów, horoskopy, podróże, przepisy na potrawy – wszystko to dostępne było zaledwie po kilku klinknięciach, bez konieczności wychodzenia z domu do kiosku po czasopisma. Nauczyłam się płacić rachunki online, co było niezwykle praktyczne – bez konieczności stania w kolejce na poczcie.
Korzystając z internetu, doładowywałam swoją komórkę i rezerwowałam miejsca w kinie. Aktywnie uczestniczyłam w internetowych dyskusjach, a nawet odnawiałam dawne znajomości. Denerwowało mnie, że tak długo stawiałam czoła nowinkom technologicznym.
Czułam, że straciłam wiele możliwości
Co piątek wieczorem, zgodnie z ustaleniami, cała rodzina zbierała się na wirtualnym spotkaniu: Ania i Kasia dzieliły się opowieściami o nowo poznanych przyjaciółkach, Marysia informowała o tym co u niej w pracy, a Tomek zawsze był gotów udzielić pomocy przy ewentualnych problemach technicznych. Wszystko szło jak po maśle i wcale nie odczuwałam tak bardzo samotności. Codziennie sprawdzałam swoją skrzynkę mailową, w poszukiwaniu wiadomości od nowo poznanych osób.
Instrukcje, które dostałam od zięcia, mówiły wyraźnie: wiadomości od nieznajomych od razu do kosza, nawet ich nie otwieraj. Tomek zawsze ostrzegał przed wszelkiego rodzaju oszustami i naciągaczami. Byłam pewna, że umiem zachować rozwagę i odpowiedzialność, więc bez żadnych obaw zdecydowałam się odwiedzić stronę promującą popularne ubrania.
Nie potrzebowałam nowych ciuchów, po prostu chciałam zaspokoić typową kobiecą ciekawość. To, co prezentował sklep internetowy było fantastyczne: różnorodne spódnice, bogaty wybór swetrów z miękkiego, ciepłego materiału, żakiety w najnowszych trendach i krojach, płaszcze na deszcz i wiatr, czapki, kapelusze, multum akcesoriów na każdą możliwą okazję. Innymi słowy: eldorado dla kobiet
Wpadłam na szalony pomysł
Zamierzałam już przeglądać szaliki i rękawice, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Zosia, sąsiadka z parteru, niespodziewanie wparowała, niosąc ze sobą słoik swojej pysznej konfitury, co oczywiście było tylko pretekstem do odwiedzin. Była, podobnie jak ja, samotna.
– Ale prawdziwy hit! – wykrzyknęła z zachwytem, patrząc na ekran laptopa, na którym widniała długa, piękna spódnica z frędzlami w stylu lat siedemdziesiątych. – Człowiek by chciał w taką od razu wskoczyć.
– Można kupić to na stronie sklepu – wyjaśniłam.
Niestety, cena była dla nas zniechęcająca.
– Nie zdecyduję się na tę spódnicę w ciemno, bez przymierzania – po jej minie było widać, że jest niezdecydowana. Ale ostatecznie rozsądek zwyciężył. – Cóż, trudno, zrezygnuję...
My, ludzie na emeryturze, często musimy rezygnować z wielu rzeczy, ale widząc tak smutną minę Zosi, poczułam chęć zrobienia czegoś dla niej. Przecież kiedyś szyłam dla Marysi sukienki, które całkiem nieźle mi wychodziły.
– Mogę ci taką uszyć – zaproponowałam.
– No pewnie – nie kryła sceptycyzmu, który z pewnością nie podnosił mojego morale. – Przecież do tego trzeba mieć odpowiedni materiał, maszynę do szycia i talent. Nie potrafię sobie tego nawet wyobrazić...
Jej sarkastyczny ton zirytował mnie do tego stopnia, że, jak to zwykła mówić Marysia, podziałał na mnie mobilizująco.
– A zakład? – rzuciłam jej propozycję.
– Jasne, a co będzie stawką? – zapytała?
– No to... to... to gryczane naleśniki! Przez trzy miesiące co tydzień będziesz mi je robiła! – kochałam te naleśniki, ale sama nigdy nie umiałam ich tak smacznie zrobić.
Byłam uparta
"Musiałam zwariować" – pomyślałam, kiedy już nie było odwrotu. W końcu od wielu lat nie siadałam za maszyną do szycia, ostatnią rzeczą, którą stworzyłam, była sukienka na bal maskowy dla mojej córki. Trochę się rozpędziłam i sama sobie narobiłam kłopotów. Co tam gryczane naleśniki, honor musiał zostać uratowany!
Zdjęłam miarę z Zosi, nabyłam materiał i frędzle, a potem zaczęłam szukać ratunku. Byłam zdesperowana, potrzebowałam kroju spódnicy z katalogu sklepu internetowego. Moje wnuczki zawsze mówiły, że w sieci znajduje się wszystko, przejrzałam dziesiątki stron, aż w końcu udało mi się odnaleźć!
Byłam ocalona. Zajęłam się krawiectwem. Pomimo pewnych problemów z nawlekaniem nici (wzrok już nie ten), radziłam sobie równie dobrze jak dawniej, bezpodstawnie straciłam wcześniej wiarę w siebie. Udało mi się uszyć całkiem ciekawą spódnicę, która prezentowała się wspaniale. Oglądałam moje dzieło z satysfakcją, ale przydałoby się rzeczowe spojrzenie osoby z zewnątrz. Zosia powinna być zadowolona z rezultatu, w przeciwnym razie przegram zakład.
Musiałem się upewnić
Marysia będzie najlepszym sędzią, pomyślałam, i przesłałam jej zdjęcia mojego projektu i oryginalnej kreacji z katalogu na jej maila. Jeszcze tego samego wieczoru moja córka z wnuczkami miały okazję obejrzeć mały pokaz mody w moim wykonaniu. Musiałam wskoczyć w spódnicę i pokazać ją na sobie przed kamerą laptopa.
– Genialna, babciu! – powiedziała Ania, wyraźnie zadowolona.
– I jak ładnie się układa – mówiła z entuzjazmem Kasia.
– Niesamowita, naprawdę – szepnęła Marysia.
– Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że wygrałaś ten zakład. Praktycznie nie różni się od tej w sklepie internetowym.
Promieniałam z radości, i podjęłam decyzję, że uszyję dla siebie identyczną, bo naprawdę prezentowała się olśniewająco. Jasne, że w innym odcieniu, najchętniej w kolorze miedzi. Ale najpierw zaprosiłam Zosię na odbiór swojej.
Odkryłam nowe hobby
– Rewelacyjna! – zawołała Zosia, podziwiając swoje odbicie w lustrze. – Masz do tego rękę, powinnaś zrobić z szycia swój zawód na stare lata, albo chociaż pasję.
– Nie przesadzaj – odparłam nieśmiało. – Tylko dlatego poszło mi tak dobrze, że nie mogłam przestać myśleć o twoich smacznych naleśnikach – zażartowałam.
– Będę w niej dumnie przechadzać się wszędzie, odejmuje mi kilka lat i kilogramów – przyznała szczerze i poleciała pokazać swój nowy nabytek sąsiadkom. A wieczorem, przyniosła ogromny talerz pachnących naleśników.
Podczas konsumpcji mojej ulubionej przekąski, przeglądałam w sieci różne strony z modą. Zosia zasugerowała mi coś, co nie dawało mi spokoju. Wykonanie spódnicy dostarczyło mi masę radości, mogłabym od czasu do czasu znowu coś takiego uszyć. Hmm, na przykład taki żakiet, Marysia wyglądałaby w nim fantastycznie. A ta sukienka idealna dla mnie. Kasia i Ania wyglądałyby świetnie w takich pelerynkach…
Degustując kolejne naleśniki, przeszukiwałam strony internetowe w poszukiwaniu inspiracji. Już zaczęłam planować, co dla kogo uszyję. Dobrze, że mam dostęp do internetu. Muszę przecież być na bieżąco z tym, co jest teraz trendy. Reszta to pestka.
Aniela, 60 lat