„Po zwolnieniu z pracy rozglądałam się za szybkim zarobkiem. Teraz w banalny sposób kasuję 500 zł za godzinę”
„Ktoś może pomyśleć, że naciągam innych i nieźle się na tym dorabiam. Nie będę zaprzeczać, ale jestem coachem z certyfikatem. Każdy potrzebuje wierzyć, że jego życie może zmienić się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki”.

- Listy do redakcji
W zeszłym roku zostałam zwolniona. Pracowałam na dobrym stanowisku, firma dawała mi auto i komórkę. Myślałam, że tak będzie zawsze, że nic złego mnie nie spotka. Niestety, któregoś dnia zobaczyłam pracownika HR–u, który podszedł do mojego biurka i zostawił wypowiedzenie. Później dyrektor próbował mnie pocieszać takimi banalnymi tekstami – że mu żal, że to dla dobra firmy i na pewno dam sobie radę... Czułam się wtedy jak po wybuchu bomby, jakby ktoś właśnie zniszczył cały mój świat.
Przyjaciółka miała plan
Kolejne osiem tygodni to była walka o powrót do normalności, ale kompletnie sobie nie radziłam. Ciągle krążyły mi po głowie te same myśli: Czym sobie na to zasłużyłam? Co takiego zrobiłam? Przecież zawsze byłam gotowa pomóc, poświęcałam swój prywatny czas. W końcu sięgnęłam po kieliszek. Na szczęście Iwona, która jest moją najlepszą przyjaciółką, szybko zorientowała się, co się dzieje i zabrała mi alkohol.
– Koniec z tym! – powiedziała zdecydowanie, opróżniając butelkę do zlewu. – Jak tak dalej pójdzie, za parę miesięcy wylądujemy na odwyku.
– Przynajmniej będę miała jakieś zajęcie – odpowiedziałam z gorzkim uśmiechem.
– Przestań się nad sobą użalać – widać było, że Iwona powoli traci nerwy.
– To proste dla kogoś takiego jak ty, z mężem co trzaska taką kasę, że możesz sobie siedzieć i tylko doglądać pomocy domowej.
Ogarnęła mnie potężna złość i przypływ energii. W odpowiedzi Iwona podsunęła mi ulotkę reklamującą międzynarodową konferencję. Bilet wstępu wynosił 500 zł.
– Opłaciłam już twój udział – wyprzedziła moje obiekcje koleżanka. – Zwrócisz mi kasę, kiedy coś zarobisz.
– O co chodzi z tym kongresem?
– To super wydarzenie ze szkoleniowcami z różnych krajów.
– Z kim?
Czułam, że to nie dla mnie
Kumpela chwyciła gazetę i rozpoczęła głośną lekturę artykułu zamieszczonego pod anonsem.
– Wiesz, co to jest coaching? To taka metoda rozwoju osobistego, gdzie poprzez różne psychologiczne techniki pomagamy ludziom albo firmom osiągać lepsze wyniki i szybciej się rozwijać. Osoby korzystające z coachingu lepiej wiedzą, do czego dążą i podejmują mądrzejsze wybory. Coach może ci pomóc w sprawach zawodowych, w planowaniu kariery, w ogarnianiu finansów, w dbaniu o zdrowie, no i w relacjach z innymi ludźmi. Rozumiesz teraz? – spytała, odkładając gazetę na bok.
– Kiedy organizują to spotkanie?
– W jutrzejsze popołudnie.
Postanowiłam się tam pojawić, bo i tak nie miałam nic lepszego do roboty.
Udzieliła mi się atmosfera
Zobaczyłam sporą salę wypełnioną tłumem osób, które nerwowo zerkały dookoła. Widząc ich zachowanie, pomyślałam, że jeżeli choć trochę ich przypominam, to powinnam się nad sobą zlitować. Spotkanie wystartowało. Tłumaczono wszystkim, że zmartwienia są zbędne. Straciliśmy pracę i nie możemy nigdzie się zatrudnić? No i co z tego? Podobno mamy w sobie taką siłę, że damy radę samodzielnie podbić wszechświat, a nawet zostać głową państwa.
Przyszła pora na kontakt z widownią. Facet na podium zawołał do zebranych, byśmy wydobyli z siebie wilczy zew. Początkowo nikt nie chciał się wziąć za takie wygłupy. Ja też się nie kwapiłam. Efekt był marny. Ale kiedy gość zaczął opowiadać o kierownikach, którzy nas zwolnili bez mrugnięcia okiem, o tych wszystkich wypacykowanych służbistach, co zdeptali nasze marzenia i godność... Wtedy to dopiero się zaczęło! Tłum ryknął tak, jakby setka rozwścieczonych wilków wyskoczyła z ciemnej, zimowej puszczy.
– Auuuu!!! – darłam się razem ze wszystkimi.
Wywołali mnie na scenę
Poczułam w tym momencie dziką chęć wypatrzenia mojego eks–szefa wśród zgromadzonych ludzi. Gdybym tylko go zobaczyła, na pewno rzuciłabym się na niego jak głodna bestia i rozszarpała mu gardło. Do dziś nie mam pojęcia, w jaki sposób osoba prowadząca tę sesję wyłowiła mnie spośród widowni. Tak czy inaczej, poproszono mnie o wejście na podium.
„E tam, co mi szkodzi – pomyślałam. – Wydaję kasę nie swoją, a pół tysiaka to niezła okazja na rozrywkę".
– Powiedz, jakie jest twoje imię? – zapytał gość, kierując w moją stronę mikrofon.
– Roma – powiedziałam, ale widownia nie zareagowała brawami, co znowu przypomniało mi, jak bardzo nie pasuje mi to imię wybrane przez mamę.
– Stawiam dolary przeciw orzechom... – mówił prowadzący do zebranych na sali. – Stawiam, że jako dziecko rzadko słyszałaś pochwały od rodziców, Romo.
Sądząc po reakcji publiczności, sporo osób miało podobne doświadczenia – prawie każdy przytakiwał ze zrozumieniem. W moim domu rodzice byli raczej zrównoważeni, chwalili i ganili stosownie do sytuacji. Ale gdy zobaczyłam pełne współczucia spojrzenie tego gościa, odruchowo pokiwałam głową.
– No właśnie, ciągle mi powtarzano, że do niczego się nie nadaję! – wyrwało mi się nagle.
Pozbyłam się złych myśli
Szczerze mówiąc, tak właśnie marudził mój brat, który ciągle namawiał mnie do zabawy w plemiona indiańskie, przygody z Robin Hoodem albo do udawania wierzchowca, kiedy on wcielał się w Zorro.
– Powiedz te słowa jeszcze raz – koleś nachylił się i wydarł mi się przy uchu. – No już!
– Kompletnie nic nie umiem!
– Powtórz to.
– Kompletnie nic nie umiem! Kompletnie nic nie umiem! Kompletnie nic nie umiem! – wrzasnęłam na całe gardło.
– Wystarczy, jesteś teraz wolna – przekrzykiwał mnie typek w garniturze. – Pozbyłem się twoich duchów z przeszłości. Twoje życie właśnie się zmieniło. Ruszaj przed siebie i triumfuj.
Publiczność biła brawo, a do mnie dotarło, że dałam się wkręcić. Podczas wędrówki przez przejście między siedzeniami, różni ludzie próbowali mnie dotknąć, jakbym była jakąś świętą osobą, a oni chcieli skraść część mojej domniemanej łaski.
W tym momencie zrozumiałam coś więcej. Współcześni ludzie funkcjonują w wiecznym pośpiechu, przytłoczeni stresem, bez chwili wytchnienia. Nie interesują ich wskazówki dotyczące samorozwoju czy zmiany osobowości. Brakuje im energii na długotrwały wysiłek, a szczerze mówiąc, nie mają ochoty się zmieniać. Pragną natychmiastowych rezultatów, marzą o czymś magicznym i są gotowi wysupłać naprawdę spore sumy za taką szybką przemianę. Tak, naprawdę spore!
Zostałam coachem
Jak wróciłam do mieszkania, sprawdziłam w sieci informacje o najdroższych coachach w naszym kraju. Niektórzy z nich kasują nawet 43 tysiące za pakiet spotkań, na których podobno pomagają „znaleźć wewnętrzną równowagę”. Natknęłam się też na takiego jednego specjalistę od szybkich rozwiązań – twierdzi, że naprawi każdy życiowy problem w 60 minut, ale życzy sobie za to 2 tysiące i jeszcze VAT. Myślicie, że to wykształceni psychologowie albo socjologowie z masą certyfikatów z prestiżowych uniwersytetów? No gdzie tam – to zwykli fachowcy od kranów, nieukończeni studenci i samozwańczy mistrzowie życia. Czemu ja nie miałabym robić tego samego? Przecież nie brakuje mi sprytu i potrafię czytać ludzi.
Wrzuciłam w sieć anons, w którym przedstawiłam się jako coach. Napisałam w nim takie słowa: „Połączenie sfery fizycznej z duchową da ci nową, większą siłę. Z moim wsparciem dotrzesz na sam wierzchołek, a twoja pozycja życiowa będzie nie do zachwiania”. Trudno w to uwierzyć, ale już po dwóch dniach odezwała się pewna pani, która bardzo spieszyła się, żeby zdobyć ten życiowy szczyt.
– Za godzinę spotkania biorę pięć stów – powiedziałam przez telefon.
Myślałam, że to ją odstraszy, ale ona odpowiedziała krótko: „Okej”.
Nie czuję się jak naciągaczka
Teraz, niemal rok później, regularnie przychodzą do mnie różni ludzie. Niektórzy wracają i wyrażają wdzięczność. Mówią, że pomogłam im stanąć na nogi, że nareszcie pewnym krokiem idą do przodu, że nie zostali w tyle w korporacyjnym świecie. Jeden z nich stwierdził nawet, że po ciężkim okresie dzięki mojemu wsparciu zaczął wszystko od nowa.
Ktoś może pomyśleć, że naciągam innych i nieźle się na tym dorabiam. Nie będę zaprzeczać, ale jestem coachem z certyfikatem. Każdy potrzebuje wierzyć, że jego życie może zmienić się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Przypomina to sytuację pacjentów, którym podaje się zwykłą wodę z solą, przekonując ich, że to rewolucyjny lek. Moja rola polega na dawaniu ludziom nadziei – przekonuję ich, że mają siłę, że są wyjątkowi i że wszystko jest w ich zasięgu.
Czasem zadaję sobie pytanie – czy to moja pomoc sprawiła, że moi klienci wyszli na prostą, czy może odkryli w sobie siły, o których wcześniej nie wiedzieli? Wolę myśleć, że to głównie moja zasługa.
Roma, 37 lat
Czytaj także:
- „Mąż nagadał mi takich rzeczy, że musiałam iść do spowiedzi. Za takie grzeszne myśli ksiądz nie da mi rozgrzeszenia”
- „Chrzestna mojej córki zgotowała mi piekło. Na komunii wyjawiła sekret, który od dawna skrywałam przed mężem”
- „Teściowie może i mają kasę, ale brakuje im klasy. Wolę wyprawić skromną komunię bez dziwactw, niż być na ich łasce”