Reklama

Z Maćkiem, moim piętnastoletnim synem, trudno mi się ostatnio dogadać. Wiecznie zamknięty w swoim świecie, smartfon w ręce, odpowiedzi monosylabowe. Nie mogłem przebić tej skorupy, aż do dnia, gdy z błyskiem w oczach rzucił w moją stronę:

Reklama

– Tato, gdybym miał taki komputer jak Krzysiek, mógłbym robić dosłownie wszystko! Gry, filmy, nawet jakieś programowanie…

Chciałem, by miał wszystko

Patrzyłem na niego, a w głowie miałem tylko jedno: to może być moja szansa. Nie na programowanie, na grę czy filmy, ale na to, żeby znów widzieć w jego oczach to, co dziś tam zamigotało. Żeby czuł, że ma ojca, który chce dać mu coś więcej niż tylko dach nad głową.

– Wiem, synku, ale to sporo kosztuje… – westchnąłem.

Maciek tylko wzruszył ramionami. Odwrócił się i poszedł do swojego pokoju. A mnie coś ukuło w serce. Wiedziałem, że muszę coś zrobić.

– Kredyt na komputer?! Ty siebie słyszysz? – Agnieszka stanęła w progu kuchni. – Przecież już teraz ledwo wiążemy koniec z końcem!

Przewidywałem taką reakcję. Moja żona to praktyczna kobieta, twardo stąpająca po ziemi. Kiedy w mojej głowie kołacze się marzenie syna, w jej odzywają się czynsz, opłaty, rachunki. Zawsze miała rację, i tym razem zapewne też ją miała. Ale to mnie nie powstrzymywało.

– To tylko kilka rat – powiedziałem. – Dasz wiarę, że taki sprzęt można mieć już za dwie stówki miesięcznie?

– Za dwie stówki miesięcznie przez ile lat? – parsknęła. – Trzy, cztery? Radek, obudź się. A co, jak pralka nam padnie? Albo samochód?

– Maciek nie potrzebuje pralki ani samochodu. Potrzebuje ojca, który czasem spełni jego marzenie – uderzyłem pięścią w stół. – Krzysiek ma taki komputer. Widziałem, jak Maciek na niego patrzył. Myślisz, że nie widzi, że jest gorszy od kolegów?

– Takie rzeczy naprawią waszą relację? – westchnęła, opierając się o futrynę. – Nie komputerem naprawisz jego poczucie własnej wartości.

Wiedziałem, że ma rację

Przychodziłem z pracy zbyt zmęczony na rozmowy, a Maćkowi wystarczały krótkie odpowiedzi. Ale w mojej głowie kłębiło się coś innego – coś, czego nie umiałem ubrać w słowa.

– Kochanie, to moja decyzja – powiedziałem cicho. – Zrobię to. Jeśli muszę, to sam znajdę sposób.

Agnieszka spojrzała na mnie ze złością, ale też ze smutkiem. Odwróciła się bez słowa i wyszła do sypialni, zostawiając mnie samego z moimi myślami.

Tydzień później podpisałem umowę kredytową. Wiedziałem, że Boże Narodzenie w tym roku będzie wyjątkowe. W głowie miałem już wyobrażenie: Maciek otwierający wielkie pudło, oczy pełne zdumienia i radości. Mój syn, dumny i szczęśliwy.

Wigilia. Na stole stały pierogi, barszcz, a w tle cicho grały kolędy. Choinka, choć skromna, migotała światełkami, a pod nią – największy prezent, jaki kiedykolwiek kupiłem. Pudełko w błyszczącym papierze, idealnie obwiązane wstążką. Co chwilę zerkałem na nie, czekając na reakcję Maćka.

– To dla ciebie, synku – powiedziałem, wskazując na paczkę. Próbowałem mówić spokojnie, choć serce biło mi jak szalone.

Maciek spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Przez chwilę wpatrywał się w pudło, jakby bał się, że to jakaś pomyłka. Potem rzucił się na kolana i zaczął rozdzierać papier.

– Tato, nie wierzę… – jego głos był pełen emocji, które w życiu rzadko u niego słyszałem. – To komputer? Naprawdę?

Był szczęśliwy

Uśmiechnąłem się szeroko i kiwnąłem głową.

– Najlepszy model, jakiego mogłem sobie pozwolić – powiedziałem. – Zasłużyłeś.

Maciek rzucił mi się na szyję, a ja poczułem, jak ściska mnie za gardło. Przez chwilę wydawało mi się, że naprawdę wygrałem coś więcej niż tylko kredyt.

– Dziękuję, tato. To najlepszy prezent w moim życiu! – powiedział, patrząc na mnie tym błyszczącym wzrokiem.

Obserwowałem, jak podekscytowany podłącza komputer, jak opowiada o wszystkich grach i projektach, które chce zrealizować. Mówił jak najęty, jakby nagle zniknęła ta bariera, która nas od siebie oddzielała.

Agnieszka nie powiedziała nic. Stała z boku, patrząc na nas z miną, której nie potrafiłem odczytać. Nie pytałem – tej nocy chciałem wierzyć, że zrobiłem coś dobrego.

Jednak już w pierwszych dniach po świętach coś zaczęło się zmieniać. Zamiast długich rozmów z tatą, komputer stał się centrum jego świata. Maciek całe dnie spędzał w swoim pokoju, a do kuchni przychodził tylko na szybkie przekąski. O rozmowy musiałem się dopraszać, a i tak odpowiadał tylko półsłówkami, bo „był zajęty”.

Ciągle nie miał czasu

– No i co? Jak ci się podoba nowa relacja z synem? – Agnieszka nie mogła powstrzymać sarkazmu. – Naprawiliście wszystko tym komputerem?

Milczałem, nie mogąc jej spojrzeć w oczy. Jeszcze wtedy wierzyłem, że to tylko faza. Komputer stał się dla Maćka wszystkim. Zamknął się w pokoju, a ja w naszych rozmowach słyszałem tylko „zaraz” i „nie mam czasu”. Próby wspólnego obiadu kończyły się milczeniem, bo Maciek był zajęty „ważnymi sprawami”.

– Maciek, przystopuj trochę – powiedziałem któregoś wieczoru. – Chcemy spędzić z tobą trochę czasu.

– Ale po co? – rzucił, nawet nie odrywając wzroku od ekranu. – Przecież macie siebie.

Agnieszka tylko patrzyła na mnie z tym spojrzeniem, które mówiło: „Ostrzegałam cię”. Nie miałem siły na kłótnie, ale czułem, że to wymyka się spod kontroli.

– Wiesz, że nie chodziło o komputer, prawda? – powiedziała wreszcie.

– Myślałem, że to mu pokaże, jak bardzo mi na nim zależy… – odpowiedziałem cicho.

– On nie potrzebuje sprzętu. Potrzebuje ciebie – powiedziała twardo. – Twojego czasu, rozmów, wsparcia. Nie da się tego kupić za żadne pieniądze.

Spojrzałem na nią, czując, jak ciężar osiada mi na ramionach. Miała rację. Zamiast budować most, postawiłem ekran, za którym Maciek się schował.

– Spróbuję to naprawić – westchnąłem. – Ale nie wiem, czy umiem.

Agnieszka tylko pokiwała głową, zostawiając mnie z moimi myślami.

Musiałem to naprawić

Stanąłem w progu pokoju Maćka. Słuchawki na uszach, wzrok wbity w ekran. Czekałem, aż mnie zauważy, ale nie podniósł głowy. W końcu delikatnie dotknąłem jego ramienia.

– Maciek, możemy pogadać?

Westchnął, zdjął słuchawki i spojrzał na mnie z irytacją.

– Tato, znowu? Przecież nic się nie dzieje.

– Właśnie to jest problem. Nie rozmawiamy – powiedziałem, siadając obok. – Wiesz, dlaczego kupiłem ci ten komputer?

– Bo chciałeś, żebym się odczepił? – rzucił z przekąsem.

– Nie. Bo chciałem ci pokazać, że jesteś dla mnie ważny – powiedziałem cicho. – Ale widzę, że zrobiłem to źle.

Na chwilę zapanowała cisza. Maciek odwrócił wzrok.

– To dlaczego cię nigdy nie ma? – zapytał nagle. – Dlaczego zawsze jesteś zmęczony?

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Patrzył na mnie z bólem, którego wcześniej nie zauważałem.

– Masz rację – przyznałem. – Muszę to naprawić. I chcę zacząć teraz, jeśli mi pozwolisz.

Maciek nie odpowiedział, ale wyłączył monitor. Może to był dobry znak.

Reklama

Radosław, 41 lat

Reklama
Reklama
Reklama