Reklama

Niemal rok temu wróciłam do domu z siatkami pełnymi rzeczy, które od dawna planowałam kupić. Black Friday był idealną okazją – wszystkie rzeczy dorwałam w przecenie, a na dodatek zaoszczędziłam aż 1000 złotych. Czułam się trochę jak mistrzyni zakupów, a trochę jak dziecko, które właśnie wygrało w grę. Wiedziałam, że mąż może pokręcić nosem, bo nie cierpi galerii handlowych, ale miałam na to wszystko logiczne argumenty. Spodziewałam się lekkiego przekomarzania, może marudzenia… Jednak nie tego, co miało paść z ust teścia przy kolacji. Bo czasami jeden komentarz potrafi zepsuć cały dzień. A nawet kilka kolejnych.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem

Wparowałam do mieszkania z siatkami jak tornado. Szal, płaszcz, buty – wszystko lądowało po drodze, bo nie mogłam się doczekać, aż pokażę Mirkowi moje łupy. Usiadł właśnie przy stole, oglądał jakieś filmiki na telefonie, ale zerknął na mnie spod oka.

– Oho… Długo cię nie było. Zbankrutowaliśmy? – rzucił, udając powagę.

– Wręcz przeciwnie! – uśmiechnęłam się tryumfalnie i wyciągnęłam z torebki paragon. – Patrz na to. Tysiąc złotych oszczędności. Tysiąc!

– To znaczy… tyle zaoszczędziłaś czy wydałaś?

– Jedno i drugie. Kupiłam kurtkę, o której marzyłam, nowe buty, perfumy, dzieciom bluzy, a torebka… – podniosłam ją z dumą – 70% taniej. I na promocji!

– To teraz powiedz, ile tak naprawdę „zaoszczędziłaś”, kupując rzeczy, których pewnie byś nie kupiła, gdyby nie były przecenione?

– Przecież planowałam te zakupy od miesiąca. To nie są impulsywne wydatki. To są… inwestycje.

Wzruszył ramionami i wrócił do telefonu, a ja poszłam do kuchni, gdzie teściowie już siedzieli przy stole. Wrzuciłam zakupy do kąta i sięgnęłam po szklankę.

– O, Justynka wróciła! – odezwała się teściowa. – Dużo ludzi w sklepie?

– Tłumy, ale warto było. Udało mi się zaoszczędzić tysiąc złotych.

Teść spojrzał znad zupy, uniósł brew i wypalił:

– Tysiąc? No proszę… A sponsor się zgodził?

Zamarłam. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

Słucham?

– No, tak pytam… – dodał, uśmiechając się złośliwie. – Skąd młode teraz mają tyle na takie zakupy?

Z trudem powstrzymałam łzy

Przez chwilę w kuchni zapadła cisza. Stałam z ręką zawieszoną w powietrzu nad dzbankiem z wodą, z niedowierzaniem wpatrzona w mojego teścia.

– Sponsor? – powtórzyłam cicho, jakbym musiała się upewnić, że dobrze usłyszałam.

Oj, nie obrażaj się – wtrąciła szybko teściowa, odwracając wzrok. – Wiesiek tylko żartuje… prawda?

– Pewnie, że żartuję – teść uniósł ręce w geście obronnym. – Tylko wiecie, tysiąc złotych oszczędności... to i wydać trzeba było z trzy. Ostatni raz tyle widziałem na weselu mojej siostry.

– Przestań – syknęła teściowa przez zaciśnięte zęby.

Mówię, jak jest – wzruszył ramionami i zajął się dalej swoją zupą. – Młodzi teraz nie myślą o jutrze. Karty kredytowe, raty, leasingi. A potem płacz.

Mirek wszedł do kuchni akurat w momencie, gdy z trudem powstrzymywałam łzy.

– Co się dzieje?

Zapytaj swojego ojca – powiedziałam chłodno i usiadłam przy stole, żeby nie zemdleć z nerwów.

– Mówię tylko, że Justynka musiała mieć sponsora na te zakupy. Taki żarcik – teść puścił mu oczko.

– Tato, na litość boską… – westchnął Mirek. – Przestań z tymi tekstami. To nie lata dziewięćdziesiąte.

– No, ale co? Justynka miła, zadbana, energiczna. Kto by się nie skusił?

Wbiłam wzrok w blat stołu. W gardle czułam gulę. Przez moment naprawdę uwierzyłam, że nie zasługuję na tę satysfakcję z udanych zakupów. Że coś ze mną nie tak, skoro się cieszę z przeceny.

Powiedziałam mu, co myślę

Nie odzywałam się do końca kolacji. Siedziałam, zaciskając palce na szklance, żeby nie wybuchnąć. Żeby nie pokazać, jak bardzo mnie to dotknęło. Po kolacji, kiedy teściowie zbierali się już do wyjścia, nie wytrzymałam. Zanim zdążyli założyć kurtki, odezwałam się.

– Wiesz tato, co jest najgorsze w tym, co powiedziałeś?

– No co? – zapytał, jakby naprawdę nie wiedział, o co mi chodzi. – Nie bierz wszystkiego tak do siebie.

– Nie chodzi o to, że mnie obraziłeś. To już sobie jakoś przetrawię. Tylko że to powiedziałeś przy swoim synu. Że przy moim mężu sugerujesz, że mam sponsora.

Teść przekrzywił głowę, uśmiechając się protekcjonalnie.

– Oj, dziewczyno… Zamiast się czepiać słów, mogłabyś mieć więcej dystansu.

– Nie. Właśnie nie. Bo ja całe życie muszę udowadniać, że jak coś mam, to sobie na to zapracowałam. Że jak jestem zadbana, to nie dlatego, że ktoś mi za to płaci. I nie będę się śmiać z „żarcików”, które są poniżające.

Teściowa spuściła wzrok. Wiesiek milczał.

Justyna ma rację – wtrącił nagle Mirek. – Może wreszcie przestaniemy udawać, że te twoje dowcipy to niewinne teksty przy obiedzie?

Zapadła cisza.

Skrzywił się na moje słowa

Teść spojrzał na męża z takim zdziwieniem, jakby pierwszy raz zobaczył go w roli dorosłego mężczyzny.

– Ty też, synu? – mruknął z niedowierzaniem. – Przecież wiesz, że ja tak tylko gadam…

– Właśnie, że wiem – przerwał mu Mirek. – Ty „tylko gadasz”, a mama „tylko milczy”, a potem ludzie się dziwią, że kobiety mają dość. Że się odzywają, buntują, reagują. Może czas coś zmienić?

Teść skrzywił się, jakby właśnie ugryzł cytrynę.

– No nie wiem, czy wy nie przesadzacie... Człowiek całe życie mówił, co chciał, a tu nagle wszystko trzeba ważyć?

– Nie wszystko. Ale jak się kogoś kocha albo choćby szanuje, to się nie mówi, że ma sponsora – odpowiedziałam spokojnie, chociaż głos mi drżał.

Teściowa próbowała ratować sytuację:

Może rzeczywiście trochę przesadziłeś… – zaczęła cicho.

– Nie potrzebuję przeprosin – ucięłam. – Naprawdę. Ale nie będę już więcej siedzieć cicho. Nie po to całe życie się staram, planuję wydatki, liczę każdą złotówkę, żeby potem usłyszeć, że musiałam „sobie kogoś znaleźć”. I coś jeszcze mnie zabolało.

Teść wzruszył ramionami, już nieco bardziej przygaszony.

– Że ojciec mojego męża, który zna mnie od lat, myśli o mnie w ten sposób. A może nie myśli, może tylko mówi... ale to i tak wystarczy.

Nastała cisza. Po niej teść mruknął:

– No dobra, może palnąłem głupotę. Bez sensu to było. Przepraszam.

Nie patrzyłam na niego. Nie potrzebowałam już jego skruchy.

Zamurowało mnie

Następnego dnia mąż wyszedł do pracy wcześniej niż zwykle. Zaparzyłam sobie herbatę i usiadłam przy kuchennym stole. Poczułam, że coś we mnie pękło. Nie dało się już tego skleić w dawny, wygładzony obrazek rodziny. Telefon zadzwonił około południa. Teściowa.

– Mogę na chwilkę?

– Jasne – powiedziałam ostrożnie, choć odruchowo już szykowałam się na kolejną porcję „po co się unosić”.

– Chciałam ci tylko powiedzieć… że wczoraj dobrze zrobiłaś. Że powiedziałaś, co myślisz.

Zamurowało mnie.

– Naprawdę? – wydukałam.

– Tak. Wiesz… ja przez całe życie siedziałam cicho, ale czasem patrzę na ciebie i myślę sobie, że może to nie było najlepsze. Wiesiek nie jest zły, ale… wychował się w innych czasach. Myślał, że jak się uśmiechnie po jakimś głupim tekście, to wszystko będzie dobrze.

– Ale nie jest.

– No właśnie. I dobrze, że mu to pokazałaś. Może teraz coś do niego dotrze. Ja też będę się starać.

– Dziękuję, mamo – powiedziałam po dłuższej chwili ciszy.

Pierwszy raz w życiu tak do niej powiedziałam. I pierwszy raz naprawdę poczułam, że mam po swojej stronie kogoś z tej rodziny. Po rozmowie długo siedziałam w milczeniu. Było mi lżej. Choć wiedziałam, że nic już nie będzie tak jak wcześniej.

Wzruszyłam się

Tydzień później Mirek wrócił z pracy, zawiesił kurtkę na wieszaku, podszedł do mnie i usiadł przy stole bez słowa. W dłoniach trzymał kopertę.

– Co to? – zapytałam.

– Taka… mała niespodzianka. Premia świąteczna. I coś jeszcze.

Otworzyłam kopertę. W środku było kilka banknotów i kartka: „Dla Justyny – mistrzyni oszczędzania. Kup, co chcesz. Nikomu nic nie tłumacz”. Uśmiechnęłam się. Po policzku spłynęła mi jedna, nieproszona łza.

– Dziękuję – szepnęłam.

– Za co?

Za to, że jesteś po mojej stronie.

– Zawsze byłem. Tylko czasem… nie umiałem tego pokazać.

Usiedliśmy w ciszy. Potrzebowałam tej chwili, żeby zrozumieć, że ta cała sytuacja, choć trudna, nie była końcem świata. Może właśnie dzięki niej coś się oczyściło. Może wreszcie wyznaczyłam granice, które dawno powinnam była postawić. Kilka dni później teść przyniósł ciasto i postawił je przede mną.

– Tylko dla ciebie – powiedział, a w jego oczach nie było już złośliwości.

– Dzięki, tato – odpowiedziałam, uśmiechnęłam się do teścia.

Bo to już było coś nowego. Coś lepszego.

Justyna, 42 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama