Reklama

Gdy tylko skończył się semestr na studiach, spakowałam torbę i ruszyłam na wieś do babci, co stało się już moją coroczną tradycją. Czas spędzony z dala od miejskiego zgiełku, otoczona śpiewem ptaków i zapachem kwitnących kwiatów, był dla mnie niczym ładowanie baterii przed kolejnym semestrem na uczelni. Babcia zawsze czekała na mnie z otwartymi ramionami, gorącą herbatą i świeżo upieczonym chlebem.

Reklama

Cała wieś żyła tym razem przyjazdem Antka. Był to wnuk sąsiadki, który właśnie wrócił z Anglii. Antek postanowił przejąć gospodarstwo po swoim dziadku. Słyszałam o nim od babci, ale dopiero teraz miałam okazję go poznać.

Nie mogłam przestać myśleć o pierwszym spotkaniu z Antkiem. Był to poranek, kiedy słońce delikatnie prześwitywało przez liście drzew, a ja siedziałam na drewnianej ławce przed domem babci, pochłonięta lekturą. Usłyszałam wtedy cichy szelest trawy i podniosłam wzrok. Tam, na ścieżce, stał Antek. Wyglądał inaczej, niż sobie wyobrażałam – wysoki, z krótko ostrzyżonymi włosami i uśmiechem, który mówił więcej niż jakiekolwiek słowa. Nie wiem, dlaczego poczułam, że ten uśmiech jest tylko dla mnie.

– Cześć, Basia, prawda? – zapytał, przyglądając się mi z zainteresowaniem.

– Tak, a ty musisz być Antek – odpowiedziałam, nie mogąc ukryć lekkiego drżenia w głosie.

Magiczne spotkanie w letni dzień

Pierwsze spotkanie z Antkiem miało w sobie coś magicznego. To była zwyczajna sobota, jak każda inna, kiedy spacerowałam po ogrodzie babci, ciesząc się promieniami słońca i świeżym powietrzem, które koiło moje miejskie nerwy. Nagle na ścieżce prowadzącej do sadu pojawił się ktoś nowy, ktoś, kto od razu przyciągnął mój wzrok – Antek. Jego obecność była jak niespodziewany podmuch wiatru w letni dzień.

Był wyższy, niż się spodziewałam, z uśmiechem, który potrafił rozjaśnić najciemniejszy dzień. Miał na sobie luźną koszulę w kratę, a jego włosy były lekko potargane, jakby dopiero co zeskoczył z konia lub wrócił z pola. W jego spojrzeniu było coś, co natychmiast mnie zaintrygowało. Było w nim coś znajomego i obcego zarazem.

– Cześć, Basia, tak? – zapytał z pewną dozą nieśmiałości, jakby bał się, że mógłby się pomylić.

– Tak, to ja – odpowiedziałam, starając się utrzymać głos na równym poziomie. – A ty musisz być Antek. Babcia sporo o tobie mówiła.

Rozmowa, która początkowo wydawała się zwyczajna, szybko zaczęła przybierać na intensywności. Antek opowiadał mi o swoim życiu w Anglii, o pracy na farmie, gdzie nauczył się wielu nowych rzeczy. Słuchałam z zainteresowaniem, zauważając, jak jego oczy błyszczą, gdy mówi o doświadczeniach, które go ukształtowały.

Między nami zaczęły przemykać nieśmiałe spojrzenia i ukradkowe uśmiechy. Czułam, jakbyśmy byli jedynymi osobami na świecie, jakby cała reszta przestała istnieć. Było w nim coś, co mnie przyciągało, a jednocześnie budziło we mnie delikatną obawę. Czułam, że stoi przede mną ktoś wyjątkowy, ktoś, kto mógłby odmienić moje życie. Zastanawiałam się, co właściwie czuję. Byłam rozdarta między radością z nowej znajomości a obawą przed nieznanym. Czy to zauroczenie, czy coś głębszego? Czy powinnam dać się ponieść emocjom?

Każde jego słowo, każdy gest sprawiał, że pragnęłam poznać go lepiej. Zdawałam sobie sprawę, że nasza znajomość dopiero się rozpoczyna, ale gdzieś w głębi duszy czułam, że ta letnia przygoda może przerodzić się w coś znacznie większego. W sercu rodziła się nadzieja na coś wyjątkowego, na uczucie, które mogło zmienić wszystko.

Zakończyliśmy rozmowę obietnicą kolejnego spotkania, a ja wiedziałam, że to dopiero początek naszej wspólnej historii. Moje serce biło szybciej, a myśli krążyły wokół niego, jakby każdy moment z nim był cenniejszy niż złoto. Nie mogłam się doczekać, co przyniesie kolejny dzień.

Wspólne spacery po wiśniowym sadzie

Kolejne dni były pełne słońca i nowo odkrytych emocji. Antek i ja spotykaliśmy się coraz częściej, jakby przyciągani niewidzialną siłą. Pewnego popołudnia, gdy światło słońca tworzyło złote plamy na ziemi, Antek zaproponował spacer po sadzie wiśniowym, który był nieodłącznym elementem krajobrazu wsi.

Szczęśliwie przystałam na jego propozycję, czując ekscytację na myśl o wspólnie spędzonym czasie. Sad był miejscem pełnym magii, gdzie zapach dojrzałych wiśni mieszał się z zapachem zieleni, a śpiew ptaków tworzył wyjątkową melodię. Antek prowadził mnie wśród drzew, a nasze kroki były jedynym dźwiękiem, jaki przełamywał spokój tego miejsca.

Rozmowa płynęła naturalnie, bez zbędnych formalności i skrępowania. Czuliśmy się w swoim towarzystwie swobodnie, jakbyśmy znali się od zawsze. Antek zaczął opowiadać o swoich marzeniach i planach na przyszłość. Mówił o tym, jak chciałby rozwijać gospodarstwo, wykorzystując wiedzę, którą zdobył za granicą.

– Czasami zastanawiam się, czy to wszystko ma sens – wyznał, zatrzymując się pod jednym z większych drzew wiśniowych. – Wracając tutaj, zostawiłem za sobą wiele, ale czuję, że to jest moje miejsce.

Spojrzałam na niego i zobaczyłam w jego oczach zarówno determinację, jak i niepewność. Rozumiałam jego dylemat, bo sama nieraz miałam wątpliwości dotyczące swojej przyszłości.

– Każdy z nas szuka swojego miejsca na ziemi – odpowiedziałam z uśmiechem. – Najważniejsze, by robić to, co się kocha i co przynosi satysfakcję.

Antek uśmiechnął się do mnie, a ja poczułam, że nasza więź się pogłębia. Rozmowa zeszła na nasze osobiste marzenia, pragnienia i obawy. Opowiedziałam mu o swoich planach związanych z karierą i o tym, jak ważne są dla mnie relacje z rodziną. Odkryliśmy, że mimo różnych dróg, którymi podążaliśmy, mamy wiele wspólnego.

Spacer trwał godzinami, a my czuliśmy, że czas przestaje istnieć. Mimo że wiedziałam, że mój pobyt na wsi jest ograniczony, z każdym dniem coraz bardziej przywiązywałam się do Antka. Wiedziałam, że nasza relacja rozwija się szybciej, niż mogłam to przewidzieć, ale nie chciałam tego powstrzymywać.

Pod koniec spaceru, gdy słońce chyliło się ku zachodowi, Antek złapał mnie za rękę. Był to gest tak naturalny, że nawet nie zdążyłam się nad nim zastanowić. Spojrzałam na niego i wiedziałam, że w jego oczach jest to samo, co w moich – nadzieja na coś pięknego i trwałego. W jego obecności czułam, że mogę być sobą, że moje marzenia są ważne, a każdy dzień może być początkiem czegoś niezwykłego. Nasza relacja stawała się coraz głębsza, a ja zaczynałam wierzyć, że może być ona początkiem pięknej miłości.

Dzień wyjazdu

Czas na wsi płynął nieubłaganie, a ja coraz częściej myślałam o nieuchronnym powrocie do miasta. Codzienne chwile z Antkiem stawały się dla mnie coraz cenniejsze, a każda rozmowa z nim utwierdzała mnie w przekonaniu, że znalazłam kogoś wyjątkowego. Z jednej strony czułam radość z każdego dnia spędzonego u boku Antka, z drugiej – niepokój związany z powrotem do rzeczywistości studenckiego życia.

Nadszedł dzień, którego obawiałam się najbardziej – dzień mojego wyjazdu. Pakując walizkę, czułam się rozdarta między dwiema rzeczywistościami. Czy powinnam wrócić do miasta, kontynuować studia na uczelni i pozostawić za sobą to, co stworzyłam z Antkiem? Myśli te nie dawały mi spokoju, gdy stałam przed lustrem, próbując przygotować się do wyjazdu.

Wieczorem, tuż przed odjazdem, spotkaliśmy się z Antkiem na pożegnalnym spacerze. Słońce zachodziło, barwiąc niebo na złoto i różowo, a powietrze było ciężkie od zapachu dojrzałych wiśni. Szliśmy w ciszy, a każde nasze spojrzenie mówiło więcej niż słowa. Czułam, że to nie jest zwykłe pożegnanie. Nagle Antek zatrzymał się i spojrzał mi prosto w oczy, jakby chciał przekazać mi coś bardzo ważnego. Czułam napięcie w powietrzu, które było niemal namacalne.

– Basia – zaczął, a jego głos był pełen emocji – chciałbym, żebyś została.

Te słowa brzmiały jak muzyka w moich uszach, choć jednocześnie wywołały we mnie lawinę emocji. Serce biło mi mocno, a w głowie kłębiły się myśli. Byłam zaskoczona, ale jednocześnie czułam, że gdzieś w głębi serca czekałam na ten moment.

– Od kiedy wróciłem tutaj, szukałem powodu, by zapuścić korzenie – kontynuował Antek, trzymając moją dłoń. – Ty jesteś tym powodem.

Stałam tam, czując ciepło jego dłoni i wiedząc, że muszę podjąć decyzję, która zmieni moje życie. Czy powinnam zostać? Czy miłość jest warta takiego ryzyka? Czułam rozdarcie między obowiązkami a uczuciami, które były coraz silniejsze.

– Antek, ja... – zaczęłam, ale głos uwiązł mi w gardle.

Spojrzałam mu głęboko w oczy i wiedziałam, że moje serce już podjęło decyzję. Zdecydowałam się zostać z nim i kontynuować studia w formie zdalnej. To była decyzja pełna niepewności, ale wiedziałam, że to jest to, czego pragnę. Wiem, że czeka nas wiele wyzwań, ale z Antkiem u boku byłam gotowa stawić im czoła. Miłość, której doświadczyłam, była zbyt cenna, by z niej rezygnować.

Nasze życie rok później

Minął rok odkąd podjęłam decyzję o pozostaniu na wsi. Moje życie zmieniło się diametralnie, wypełniając się codziennymi obowiązkami na gospodarstwie i nauką online. Było to wyzwanie, ale każde spojrzenie Antka, każdy jego gest, przypominały mi, że podjęłam właściwą decyzję. Związek z Antkiem kwitł, choć jak każda relacja, miał swoje wzloty i upadki. Nasze rozmowy, początkowo pełne entuzjazmu i marzeń, z czasem nabrały głębi i dojrzałości. Często dzieliliśmy się swoimi obawami – on o przyszłość gospodarstwa, ja o pogodzenie nauki z nowym życiem. Wspólnie odkrywaliśmy, jak wiele jeszcze musimy się nauczyć o sobie nawzajem i o życiu na wsi.

Jednak nie było dnia, bym żałowała swojej decyzji. Każdy poranek przynosił nowe wyzwania, ale i radości, które dzieliliśmy razem. Wieczorami siadaliśmy przy stole, przy świetle świec, omawiając plany na przyszłość, dzieląc się drobnymi sukcesami i wsparciem w obliczu trudności. Pewnego dnia Antek zabrał mnie pod nasze ulubione drzewo wiśniowe. Miejsce to stało się dla nas symbolem początku naszej wspólnej podróży. Tam, pod rozłożystą koroną drzewa, gdzie kiedyś się po raz pierwszy pocałowaliśmy, Antek uklęknął przede mną z pierścionkiem w dłoni.

– Basia – zaczął, a jego głos był pełen emocji – nie wyobrażam sobie przyszłości bez ciebie. Czy zostaniesz moją żoną?

Oczy wypełniły mi się łzami szczęścia, a odpowiedź była dla mnie jasna. Oczywiście, że chciałam spędzić resztę życia z nim, budować wspólną przyszłość, mierzyć się z wyzwaniami i cieszyć się każdą chwilą. Rok ten nauczył mnie wielu rzeczy. Wiem, że życie na wsi nie jest łatwe, ale z Antkiem u boku wszystko wydawało się możliwe do osiągnięcia. Nasza miłość rosła, tak jak wiśniowe drzewa, które stały się świadkami naszych chwil szczęścia i wyzwań.

Zaręczyny były naturalnym krokiem w naszej relacji, przypieczętowując to, co zaczęło się jako letnia przygoda, a przekształciło w coś znacznie głębszego i trwalszego. Czekały nas kolejne lata pełne wspólnych planów i marzeń, które zamierzaliśmy zrealizować razem, z nadzieją patrząc w przyszłość.

Barbara, 24 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama