Reklama

Zawsze uważałem się za niezłego ojca. Nie idealnego, wiadomo – kto nim jest? Ale byłem obecny na występach szkolnych, na zebraniach, na basenie. Znałem nazwisko jej znienawidzonej nauczycielki biologii i wiedziałem, która koleżanka ją irytuje. A jednak coś poszło nie tak.

Z Karoliną nie kłóciliśmy się często. Prędzej przemilczaliśmy coś, zgryźliwie rzuciliśmy uwagę i zaszywaliśmy się w swoich kątach. Ale wtedy wszystko zaczęło się jak zwykła rozmowa, jedna z tych, które mogłyby się skończyć, zanim naprawdę się zaczną. Karolina zapytała, czy znowu wrócę późno. Odpowiedziałem, że mam dużo pracy. Westchnęła i powiedziała, że od tygodni mam dużo pracy, ale dla niej i Leny jakoś nigdy czasu nie mam.

– Myślisz, że wszystko kręci się tylko wokół ciebie? – zapytała.

– Przestań – mruknąłem, nie mając siły znów ciągnąć tej samej rozmowy.

– Nie przestanę. Jesteś duchem w tym domu. Wchodzisz, milczysz, wychodzisz. Lena nawet nie wie, co powiedzieć, bo boi się, że cię zdenerwuje.

– Bo może jestem zmęczony i nie jestem od tego, żeby codziennie zabawiać was rozmową!

Zamilkła na chwilę, a ja poczułem, że napięcie w pokoju się zagęszcza.

– Ale Lena to dziecko – powiedziała w końcu. – Ona potrzebuje ojca, a nie zgaszonego faceta, który jej unika.

I wtedy powiedziałem to, co zmieniło wszystko.

– A może to nie moje dziecko?

Nie pomyślałem

Powiedziałem to sucho, beznamiętnie, jakby to było jakieś obojętne spostrzeżenie. Może chciałem ją zranić, żeby poczuła, jak to jest, gdy człowiek nie wie, gdzie jest jego miejsce. Albo może po prostu miałem w sobie tyle żalu, że coś musiało się ze mnie wyrwać. Karolina zamarła. Przez sekundę patrzyła na mnie w osłupieniu, a potem zerwała się z krzesła jak poparzona.

– Ty chyba oszalałeś – powiedziała przez zaciśnięte zęby. – Cofnij to. Natychmiast.

Wtedy usłyszeliśmy szmer. Drzwi od pokoju Leny skrzypnęły. Stała tam w długiej koszuli nocnej, z opuszczonymi ramionami i nieobecnym wzrokiem. Nie odezwała się ani słowem. Stała i patrzyła, a ja poczułem, jak powietrze w salonie staje się ciężkie, jakby brakowało tlenu.

Nie zdążyłem nic powiedzieć. Lena odwróciła się i odeszła. Następnego dnia nie było już śniadania razem. Nie było: „Tato, pomożesz mi z zadaniem?” ani „Zobacz, co narysowałam”. Nie było nic. Zrobiło się pusto. Tak po prostu.

Na początku myślałem, że jej to przejdzie. Że potrzebuje czasu, że się przestraszyła kłótni i tyle. Ale dni mijały, a ona nawet nie podnosiła na mnie wzroku. Nie prosiła o pomoc, nie chciała mojej obecności. Znikała w swoim pokoju, zamykając drzwi tak cicho, jakby bała się, że sam dźwięk może mnie urazić.

Zraniłem ją

Dopiero później zrozumiałem, co powiedziałem. Przypomniałem sobie ton swojego głosu i to jedno zdanie wyrzucone w gniewie, z bólu, ale przecież powiedziane. I zrozumiałem, że Lena to słyszała.

– To był tylko głupi tekst – powiedziałem, patrząc na Karolinę. – Ludzie mówią różne rzeczy, kiedy są wściekli.

– Głupi tekst? – powtórzyła z niedowierzaniem. – Szymon, ty powiedziałeś naszej córce, że może nie jest twoja.

– Nie do niej to mówiłem.

– Ale ona to usłyszała, i to wystarczy. Dla niej to nie był tylko tekst. Dla niej to znaczyło: nie chcę cię, nie jesteś moja.

Nie potrafiłem nic odpowiedzieć. Zacisnąłem szczęki, żeby nie wybuchnąć. Chciałem się bronić, powiedzieć, że to przecież nie tak, że Lena wie, jak bardzo ją kocham. Ale słowa nie chciały przejść mi przez gardło. Co miałem powiedzieć? Że nie tak miała to zrozumieć? Karolina chodziła po kuchni nerwowo, ocierając łzy rękawem swetra. Ja siedziałem, nieruchomy.

– Zniszczyłeś coś, co budowaliśmy latami – powiedziała w końcu. – A ja nie wiem, czy da się to odbudować.

– Przeproszę ją – powiedziałem. – Porozmawiam z nią.

– Jeśli tego nie zrobisz teraz – powiedziała, patrząc mi w oczy – stracisz ją. I to na zawsze.

Żałowałem tego

Podszedłem do drzwi jej pokoju z kubkiem kakao. Zawsze je lubiła. Zapukałem delikatnie.

– Lena? Mogę wejść?

Nie odpowiedziała. Wszedłem powoli, jakby każdy krok miał znaczenie. Siedziała na łóżku, owinięta kocem, z książką na kolanach. Nawet nie podniosła głowy.

– Przyniosłem ci coś. Pomyślałem, że może…

– Postaw i wyjdź – powiedziała, nie odrywając wzroku od kartek.

Coś ścisnęło mnie w środku.

– Lena, przepraszam. Nie powinienem był tego mówić. To było głupie, nieprzemyślane…

– To już powiedziałeś mamie – przerwała.

Usiadłem na krześle obok, próbując złapać jej spojrzenie.

– Chciałem, żebyś wiedziała, że to nieprawda. Jesteś moją córką. Zawsze będziesz. Kocham cię.

Cisza. A potem jedno zdanie, ciche, chłodne, spokojne:

– Nie chcę być z kimś, kto mnie nie chce.

Wyszedłem i zamknąłem za sobą drzwi tak cicho, jak potrafiłem. I wtedy pierwszy raz poczułem, że naprawdę nic nie mogę zrobić. Żadne słowo nie przywróci tego, co zostało stracone.

Było mi głupio

Minęły tygodnie. Zamiast się zbliżyć, oddaliliśmy się od siebie jeszcze bardziej. Karolina całą swoją uwagę skupiła na Lenie. Gotowała z nią, odrabiała lekcje, chodziła na spacery. Mnie jakby w tym domu nie było. Czasem słyszałem, jak się śmieją w kuchni, jak rozmawiają za zamkniętymi drzwiami. A potem wchodziłem po kubek wody i nagle robiło się cicho.

Lena nauczyła się omijać mnie wzrokiem. Nie mówiła „dobranoc”, nie prosiła o nic. Nie wiem nawet kiedy przestała mówić do mnie „tato”, bo przecież najpierw było tylko milczenie. Potem krótkie, rzeczowe komunikaty do matki: „Powiedz mu, że nie będę jadła”. „Powiedz mu, żeby mnie nie odprowadzał”. A potem: „temu panu”.

Widziałem, jak Karolina się stara, jak ciągnie ten dom za nas oboje, jak próbuje być dla Leny wszystkim. Wiedziałem, że nie mam do niej prawa mieć żalu. Sam to zrobiłem. Nie wszystko można naprawić. Czasem słowo nie jest tylko słowem. Czasem zostaje na zawsze.

Szymon, 41 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama