„Podczas urlopu w Hiszpanii rzuciłam się w ramiona innego. Po powrocie do domu okazało się, że jesteśmy z mężem kwita”
„Przez pierwsze dwa dni wakacji tylko spacerowałam po plaży, jadłam owoce z lokalnego targu i pisałam maile do szkoły. A potem – coś się zmieniło. Słońce, zapach rozgrzanej oliwy, dźwięki hiszpańskich gitar. I on. Javier był przewodnikiem w lokalnym biurze podróży. Podszedł do mnie, kiedy kupowałam sok pomarańczowy na promenadzie”.

- Redakcja
Michała poznałam na studiach – spokojny, rozsądny, inny niż wszyscy. Szybko staliśmy się parą. Dziś jestem trzydziestopięcioletnią nauczycielką angielskiego, a on pracuje w IT. Mamy mieszkanie, kredyt i wspólne wieczory przed Netflixem. Nasze życie jest… poprawne. Bez większych wzlotów, ale i bez kłótni. Czasem łapię się na tym, że więcej rozmawiam z uczniami niż z własnym mężem. Marzyłam o podróżach, namiętności, partnerstwie. Zamiast tego, czuję się jak współlokatorka. Gdy zaproponowałam urlop w Hiszpanii, Michał się zgodził. Ale w ostatniej chwili powiedział, że jest chory. Poleciałam sama.
Pocałunek pod słońcem Hiszpanii
Lot był pełny, miejsce obok mnie zajęła starsza pani pachnąca lawendą, a ja, zastanawiałam się, co właściwie tu robię. Przez pierwsze dwa dni wakacji tylko spacerowałam po plaży, jadłam owoce z lokalnego targu i pisałam maile do szkoły. A potem – coś się zmieniło. Słońce, zapach rozgrzanej oliwy, dźwięki hiszpańskich gitar. I on. Javier był przewodnikiem w lokalnym biurze podróży. Podszedł do mnie, kiedy kupowałam sok pomarańczowy na promenadzie.
– Wyglądasz, jakbyś potrzebowała małej przygody – powiedział z uśmiechem.
– A skąd wiesz, że nie wracam właśnie z jednej? – odparłam, siląc się na lekkość, choć poczułam, jak coś we mnie drgnęło.
Zaproponował mi wspólną wycieczkę po okolicy – nie tę dla turystów, ale swoją, ulubioną. Zgodziłam się, trochę z ciekawości, trochę ze znudzenia. Jechaliśmy przez winnice i puste drogi, a Javier opowiadał o dzieciństwie w Andaluzji, o matce, która śpiewała przy gotowaniu. Patrzyłam na niego i czułam, że Michał nigdy nie opowiedział mi niczego takiego.
Zatrzymaliśmy się na klifie. Javier spojrzał mi w oczy – bez pytania, bez ostrzeżenia – i pocałował mnie. Mocno, pewnie, tak jakby znał mnie od lat. Powinnam się cofnąć. Ale zamiast tego... odwzajemniłam pocałunek. W mojej głowie rozbrzmiało jedno słowo: żyję.
Musiałam się obudzić z tego snu
Po tamtym pocałunku wszystko potoczyło się zaskakująco naturalnie. Kolejne dni spędzaliśmy razem – śniadania w małych kawiarniach, rozmowy o życiu, śmiech, którego nie słyszałam u siebie od dawna. Javier potrafił słuchać i mówić z pasją, jakby każde słowo miało znaczenie. Zaskakiwał mnie drobiazgami – winem schowanym w plecaku, bukietem polnych kwiatów, które zerwał po drodze. Ja, Natalia, żona, nauczycielka, kobieta od spraw praktycznych – pozwoliłam sobie marzyć.
Pewnego wieczoru wróciliśmy do jego mieszkania. Niewielkie, z drewnianymi okiennicami i zbyt dużym łóżkiem. Wzięłam prysznic, a gdy wyszłam w jego koszuli, patrzył na mnie, jakby byłam czymś świętym i zakazanym jednocześnie.
– Nie musisz nic mówić – szepnął.
Ale ja powiedziałam. Powiedziałam wszystko. Że mam męża, że jesteśmy jak współlokatorzy, że nie wiem już, czy to jeszcze miłość, czy tylko lojalność. I że boję się, co będzie, gdy wrócę. Tej nocy byłam tylko kobietą – bez obowiązków, bez planu lekcji, bez żalu. A rano, leżąc na jego ramieniu, poczułam, że jestem gotowa powiedzieć „do widzenia”.
– Zostań jeszcze kilka dni – zaproponował. – Poznaj mnie naprawdę.
– Muszę wracać – odpowiedziałam cicho. – Ale… wrócę. Obiecuję.
Wieczorem zadzwoniłam do Magdy.
– Jak wakacje? – zapytała.
– Intensywne – odpowiedziałam z dziwnym śmiechem. – Chyba… coś się wydarzyło.
– Natalia, głos masz jakbyś przestała się bać życia – powiedziała.
Może właśnie tak było.
Jesteśmy kwita?
Powrót był dziwnie obojętny. Michał odebrał mnie z lotniska, zapytał, jak było, czy pogoda dopisała. Siedziałam obok niego w samochodzie, patrzyłam przez szybę i nie potrafiłam uwierzyć, że jeszcze kilka dni temu byłam na klifie, całowana przez innego mężczyznę. A teraz – znów nasze ciche mieszkanie, herbata o dziewiętnastej, wiadomości w tle.
Unikałam bliskości. Kiedy się zbliżał, cofałam się pod pretekstem zmęczenia. On to zauważył, ale nie komentował. Może był przyzwyczajony, że nic nie mówimy. Aż do tamtego wieczoru. Siedzieliśmy w kuchni. Michał nalał sobie wina i powiedział bez emocji:
– Natalia, muszę ci coś powiedzieć.
Poczułam, jak zamiera mi serce.
– Podczas twojego wyjazdu… ja... spotykałem się z kimś.
Patrzyłam na niego bez słowa.
– Dziewczyna z pracy. Nic poważnego, chociaż... może by się na to zapowiadało. Czułem się samotny. Od dawna. Ty chyba też?
– Michał… – zaczęłam, ale nie dokończyłam. Zamilkłam.
W jednej sekundzie wszystko się przewartościowało. Byliśmy po dwóch stronach tej samej barykady. Zdradziliśmy się nawzajem, choć w inny sposób.
– To znaczy, że jesteśmy kwita? – pomyślałam.
Prawda boli bardziej niż zdrada
Długo chodziłam z tym w sobie. Michał wiedział, że coś się zmieniło, ale nie pytał. Unikaliśmy siebie. Mijaliśmy się w korytarzu, jakbyśmy dzielili lokum na wynajem, nie życie. Aż pewnego wieczoru, kiedy znowu próbował mnie przytulić, odsunęłam się gwałtownie.
– Michał, ja też... – wyrzuciłam z siebie. – W Hiszpanii. To nie była tylko wycieczka. Spotkałam kogoś. Spałam z nim.
Jego twarz momentalnie się zmieniła. W oczach pojawił się szok, który szybko przerodził się w gniew.
– Co?! Natalia, ty... Ty? – jego głos zadrżał.
– A ty? Co z twoją koleżanką z pracy? – odcięłam się. – Nie udawaj zdziwienia.
– Ale ty pojechałaś tam po nas. Żeby nas ratować! – warknął.
– A ty miałeś grypę, pamiętasz? – rzuciłam. – Kiedy ja próbowałam coś naprawić, ty wybierałeś inne ciepło.
Rozpętało się piekło. Słowa sypały się jak odłamki – pełne złości, rozczarowania, żalu. Wypominaliśmy sobie wszystko: lata obojętności, niewypowiedziane pretensje, dotyk, którego od dawna nie było.
– Nie mam ci już nic do powiedzenia – powiedział w końcu Michał i wyszedł z pokoju.
Nie mogłam oddychać. Wybiegłam z mieszkania, z kluczami w garści. Poszłam do Magdy. Otworzyła w piżamie, z kubkiem herbaty w dłoni. Zobaczyła moją twarz i bez słowa mnie przytuliła.
– Magda… wszystko się posypało – wyszeptałam.
– Może wreszcie coś się w tobie obudziło – odparła.
A ja zaczęłam płakać. Tak naprawdę.
Wracam na chwilę
Kilka tygodni później wsiadłam znów do samolotu. Tym razem bez walizki pełnej strojów kąpielowych i przewodników. Leżała tam tylko jedna sukienka, którą nosiłam tamtego dnia, gdy Javier pierwszy raz mnie pocałował. Nie wiedziałam, po co właściwie lecę. Tęsknota? Zamknięcie rozdziału? Sprawdzenie, czy to, co czułam, było prawdziwe? Javier zaskoczył się moim widokiem, ale się ucieszył. Ugościł mnie winem, pomidorami ze swojego ogrodu i tym samym uśmiechem, który pamiętałam. Siedzieliśmy na balkonie, patrząc na zachód słońca.
– Myślałem, że już nie wrócisz – powiedział.
– Myślałam, że wrócę… po coś więcej – odparłam. – Ale teraz nie jestem pewna, czy po ciebie.
Nie wyglądał na zranionego. Skinął głową, jakby wiedział, że to nie może się wydarzyć.
– Wiem. Nie musimy nic nazywać – odparł cicho.
Milczeliśmy. A potem poszliśmy na spacer. Przez ciszę, przez wspomnienia. Javier był cudowny, prawdziwy. Ale ja byłam kobietą z walizką pełną pytań. Wiedział, że nie zostanę. I ja też to wiedziałam. Na lotnisku pocałował mnie w czoło.
– Żyj – powiedział. – I nie bój się już.
– Dziękuję – odpowiedziałam.
Wróciłam do Polski. Do mieszkania, w którym Michał czytał gazetę, jakby nic się nie stało. Rozwodu jeszcze nie było. Ale bliskości też już nie.
– Chcesz herbaty? – zapytał.
– Jasne – odparłam.
I przez chwilę udawaliśmy, że jesteśmy kimś, kim dawno przestaliśmy być.
Razem, ale jednak osobno
Michał i ja żyliśmy teraz obok siebie – niby razem, ale jednak osobno. Wspólne zakupy, ta sama kanapa, wspólna cisza. Nikt nie wyprowadził się z mieszkania, nikt nie podjął decyzji. Próbowaliśmy mówić o swoich emocjach. Michał mówił, że tęskni za dawną mną. Ja mówiłam, że nie wiem, czy ta dawna ja jeszcze istnieje. Każda nasza próba zbliżenia była jak grzebanie w popiołach – próbujesz odnaleźć ogień, ale zamiast tego brudzisz sobie ręce.
Czasami patrzyłam na niego przy śniadaniu i zastanawiałam się, co by było, gdybyśmy się wtedy rozstali. Czy byłby szczęśliwszy z tamtą kobietą z pracy? Czy ja byłabym szczęśliwa z Javierem? A może... to wszystko było tylko projekcją – próbą ucieczki od życia, które sobie stworzyliśmy, ale które już nas nie mieściło?
Nie umiem dziś odpowiedzieć na pytanie, czy jeszcze kocham Michała. I nie wiem, czy Javier był miłością, czy tylko krzykiem mojego ciała. Ale wiem jedno: nie chcę już żyć na pół gwizdka. Nie chcę zadowalać się poprawnością. Dopiero teraz, po wszystkim, zaczęłam zadawać sobie pytania nie o nas, ale o mnie. Kim jestem, jeśli nie jestem już tylko czyjąś żoną? Czego chcę? Jak chcę żyć? Jeszcze nie znam odpowiedzi. Ale pierwszy raz od lat... chcę je znaleźć. Sama. I to daje mi więcej spokoju niż jakiekolwiek „kocham cię”, które wypowiedziałam przez lata.
Natalia, 35 lat
Czytaj także: