Reklama

Co rano szykuję śniadanie – Kacper uwielbia jajka sadzone z chrupiącym boczkiem i mleko z miodem. Lubi bajki o superbohaterach i stawia pluszowego wilka koło poduszki, zanim zaśnie. Ma dziewięć lat i serce większe niż jego tornister. Mój mąż Michał pracuje dużo, ale mówi, że dla nas. Że robi to wszystko dla naszej przyszłości. Wraca późno, całuje mnie w czoło, czasem wręcza kwiaty bez okazji. Tak, na zdjęciach to wygląda ładnie.

Reklama

To tylko pozory

Tylko że we mnie coś ucichło. Nie wiem kiedy. Może wtedy, kiedy po raz kolejny zjedliśmy kolację bez rozmowy. Albo kiedy przestałam się śmiać z jego żartów. Może kiedy przestałam wierzyć, że telefon zabierany do toalety to przypadek. Nie miałam dowodów, ale miałam przeczucia. Nie mówiłam o tym nikomu.

Tamten dzień zaczął się jak wiele innych. Kacper miał wolne, bo w szkole był egzamin ósmoklasisty, a ja postanowiłam wziąć kilka godzin pracy zdalnej. Zawsze cieszyłam się, kiedy mogliśmy spędzić trochę więcej czasu razem. Michał, jak zwykle, wyszedł wcześnie. Zostawił po sobie tylko ślad zapachu swojej wody kolońskiej, który unosił się jeszcze długo w korytarzu.

– Mamo, mogę zadzwonić do Antka? Może przyjdzie się pobawić? – zapytał Kacper, stojąc już z telefonem w dłoni.

– Jasne, kochanie – uśmiechnęłam się. – Ale potem razem odrobicie lekcje, dobrze?

– Dobrze! – rzucił i już go nie było.

Antek wpadł po niecałej godzinie. Obaj zaczęli biegać po mieszkaniu, chichotać, trzaskać drzwiami i chować się po kątach. Ich głosy odbijały się od ścian jak echo beztroskiego dzieciństwa.

Nic nie podejrzewałam

Siedziałam przy komputerze, próbując skupić się na tabelkach i wykresach, ale co chwilę zerkając w stronę salonu.

– Mamo, nie patrz, gramy w chowanego! – zawołał Kacper, wybiegając z pokoju.

Potem zapadła cisza. Z początku myślałam, że to jeden z tych momentów, kiedy dzieci zamierają w bezruchu, licząc na to, że ich nie znajdziesz. Ale minęło kilka minut, a Antek nadal szukał.

– Kaaacpeeer! Gdzie jesteś?! – krzyknął przeciągle. – Wychodź, wygrałeś!

Właśnie miałam wstać, żeby pomóc mu w poszukiwaniach, kiedy Kacper sam pojawił się w przedpokoju. W rękach trzymał niewielkie czarne pudełko. Na twarzy miał uśmiech, ale jego oczy błyszczały dziwnym napięciem, którego wtedy jeszcze nie umiałam odczytać.

– Mamo, patrz! To chyba niespodzianka dla ciebie! – powiedział, trzymając pudełko przed sobą jak trofeum.

Podniosłam się z kanapy i wzięłam od niego pudełko. Otworzyłam wieczko.

W środku były dwa bilety do teatru – data sprzed trzech tygodni, sobotni wieczór. Do tego kilka rachunków z restauracji, bardzo eleganckiej, z winem, z deserem. I zdjęcia. Michał i kobieta, której nie znałam. On uśmiechnięty, z ręką na jej talii. Ona wtulona w jego ramię, spojrzenie skierowane w obiektyw, jakby chciała, żeby cały świat wiedział, że do niego należy.

Dosłownie zdębiałam

– Skąd to masz? – zapytałam cicho, starając się, żeby mój głos nie zadrżał.

– Z szafy taty. Schowałem się tam.

W tej chwili czas zwolnił. Mój syn stał przede mną, dumny ze swojego znaleziska. Jeszcze nie wiedział, co trzymał w rękach. Jeszcze nie rozumiał. A ja już wiedziałam wszystko.

Usiadłam na łóżku, pudełko wciąż trzymałam na kolanach. Ręce miałam lodowate. Kacper usiadł obok mnie i spojrzał z niecierpliwością, jakby czekał na moją reakcję, może nawet pochwałę. Nie mogłam mówić. Nie mogłam oddychać.

– Dlaczego jesteś smutna?

Nie umiałam odpowiedzieć. Nie miałam słów, które byłyby wystarczająco delikatne i jednocześnie prawdziwe. Przełknęłam ślinę, próbując zdusić to, co się we mnie gotowało.

– Po prostu… czasem dorośli robią rzeczy, których nie powinni.

Pokiwał głową, ale czułam, że to nie koniec. Że ten moment będzie w nim siedział, nawet jeśli teraz go nie rozumiał. Patrzyłam na jego dziecięce oczy, które dotąd znały tylko prawdę prostą i bezpieczną. Teraz powoli zaczynały widzieć coś więcej. Coś, czego nie da się już odwidzieć.

Przyznał się

Wieczorem, gdy Kacper już spał, podeszłam do Michała. Patrzył na mnie długo, nie próbując się nawet uśmiechać.

– Kacper znalazł zdjęcia – powiedziałam cicho.

– To nie miało tak wyjść… – zaczął, jakby to cokolwiek zmieniało.

– To nigdy nie miało wyjść, prawda?

Nie odpowiedział. Usiadł ciężko na łóżku i spuścił wzrok. Patrzyłam na niego i widziałam mężczyznę, którego kiedyś kochałam tak bardzo, że był dla mnie wszystkim. A teraz nie umiałam na niego patrzeć bez uczucia pustki.

Zanim to się wszystko stało, widziałam znaki. Wtedy je zignorowałam. Nie chciałam widzieć.

Michał coraz częściej wracał późno, mówił o zebraniach, spotkaniach z kontrahentami, nagłych delegacjach. Niby miałam jakieś podejrzenia, ale zawsze potrafił je zagłuszyć – ciepłym gestem, kwiatami, słowem „przepraszam”. Wmawiałam sobie, że przesadzam. Że to moja wyobraźnia. Przecież nie było dowodów. Ale teraz nie mogłam już udawać.

Teraz mój syn stał się lustrem. Odbiciem moich emocji, moich wątpliwości, mojej zdrady. Bo to też była zdrada – zdrada jego bezpieczeństwa, tego, co znał i w co wierzył.

I nie dało się już tego cofnąć.

Miał wyrzuty sumienia

Przez cały dzień chodziłam jak na szpilkach. Kacper czuł, że coś jest nie tak. Dzieci mają ten dziwny dar – nie znają jeszcze słów na emocje, ale potrafią je rozpoznać szybciej niż dorośli. Po obiedzie usiadł naprzeciwko mnie i przez chwilę milczał. Kręcił łyżeczką w herbacie, aż nagle spojrzał prosto w moje oczy.

– Mamo… czy tata cię już nie kocha?

Zabrakło mi powietrza. Najpierw chciałam się uśmiechnąć, zaprzeczyć, powiedzieć coś lekkiego, obronić Michała. Ale nie potrafiłam.

– Czasem dorośli się gubią, kochanie – powiedziałam cicho. – I robią rzeczy, których nie powinni. Ale to nie znaczy, że nie kochają.

– Czy ja zrobiłem coś złego?

Pochyliłam się i przyciągnęłam go do siebie, mocno, jakby chciałam zatrzymać go w tym jednym, niewinnym momencie.

– Nie. Nigdy. To dorośli się psują, nie dzieci.

Nie odpowiedział, tylko wtulił się we mnie. I przez chwilę oboje milczeliśmy – ja z poczuciem winy, on z pytaniami, których jeszcze nie umiał zadać.

Alicja, 39 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama