„Podejrzewałem żonę o zdradę, a ona miała inną tajemnicę. Ukrywała ją pod panelami w sypialni”
„Po tygodniu przeglądania nagrań zacząłem już wątpić, kiedy w końcu coś przykuło moją uwagę. Monika wróciła wcześniej niż zwykle, rozejrzała się, jakby upewniała się, że jest sama, po czym klęknęła na podłodze w sypialni. Z niedowierzaniem patrzyłem, jak podnosi fragment parkietu i wyciąga z niego kopertę wypchaną pieniędzmi”.
- Redakcja
Nie mam pojęcia, kiedy dokładnie to się zaczęło, ale już od kilku miesięcy wszystko między mną a Moniką kompletnie się rozpadło. Może nawet trwało to dłużej, tylko nie chciałem tego zauważyć. Zaczęła unikać rozmów, czułości i bliskości. Zamiast wracać z pracy do domu, zostawała dłużej, a kiedy już była w domu, zamykała się w sobie – nie odzywała się, czasami patrzyła na mnie jak na kogoś obcego. Próbowałem jej dać przestrzeń, ale czułem, że coś jest głęboko nie tak.
Nie wiem, co było gorsze – to, że może mnie zdradza, czy to, że przestała mnie kochać i traktowała jak powietrze. Na początku próbowałem porozmawiać, naprawić coś, co wymykało się spod kontroli, ale kończyło się na pustych obietnicach, że wszystko wróci do normy. Nic się nie zmieniało. Przestałem ufać. I tak oto siedziałem pewnego dnia, wpatrując się w ścianę naszego salonu i myśląc o rozwodzie. Wiedziałem już, że muszę to zakończyć.
Zamontowałem kamery w domu
Ale żeby naprawdę odejść, musiałem mieć pewność. Dowód, który nie zostawiłby wątpliwości, że jej nie obchodzi to, co mieliśmy przez wszystkie te lata. Właśnie wtedy pomyślałem o kamerach. Pomysł, który przedstawił mi Piotrek, wydawał się najlepszym rozwiązaniem. Dzięki nim miałem zobaczyć prawdę – nawet tę najgorszą.
– Po prostu chcę mieć pewność – myślałem na głos, zamykając karton z kamerami. – Nie mogę odejść, jeśli naprawdę nie wiem, z kim tak naprawdę żyłem przez te wszystkie lata.
Nie miałem doświadczenia w instalowaniu kamer, ale to był ostatni krok, żeby zobaczyć, co dzieje się w naszym domu, kiedy mnie tam nie ma. Zająłem się tym starannie, ukrywając je w miejscach, których Monika raczej nie zauważy: w salonie, kuchni, sypialni. Kamera w szafie z ubraniami patrzyła w stronę łóżka. Nie wiedziałem, czy naprawdę zobaczę to, co podejrzewałem, ale chciałem wiedzieć, kim była Monika, gdy nikt jej nie patrzył na ręce.
Nie rozumiałem, co ona wyprawia
Pierwsze dni nie przyniosły żadnych rewelacji. Monika wracała, gotowała coś lub zamawiała jedzenie, zasiadała na kanapie z laptopem albo dzwoniła do znajomych. Nic podejrzanego, ale też nic, co by pokazywało, że jest jeszcze częścią mojego życia. Była osobna, jakby za szkłem, całkiem odcięta ode mnie.
Po tygodniu przeglądania nagrań zacząłem już wątpić, kiedy w końcu coś przykuło moją uwagę. Monika wróciła wcześniej niż zwykle, rozejrzała się, jakby upewniała się, że jest sama, po czym klęknęła na podłodze w sypialni. Z niedowierzaniem patrzyłem, jak podnosi fragment parkietu i wyciąga z niego kopertę, wypchaną grubymi plikami pieniędzy. W tym momencie zrozumiałem, że to, co widzę, to zaledwie początek.
Obraz z kamerki pokazywał, jak Monika siedzi na podłodze, z kopertą pełną pieniędzy. Patrzyła na nie przez chwilę, a potem zaczęła je liczyć, z wprawą kogoś, kto robił to wiele razy. Cicho przeliczała każdy banknot, jakby zapomniała, że w ogóle istnieje świat dookoła. Kiedy skończyła, schowała plik z powrotem do skrytki, zamknęła ją i spokojnie wstała, otrzepując spodnie.
Przewijałem nagranie kilka razy. Czułem jak rośnie we mnie irytacja, a jednocześnie fascynacja tym, co odkryłem. To nie było już podejrzenie zdrady – cokolwiek Monika robiła, wykraczało poza to. Zaczynało wyglądać na coś dużo bardziej złożonego.
Byłem skołowany
Nazajutrz, kiedy przeglądałem kolejne nagrania, scenariusz się powtórzył. Monika wróciła do skrytki, jakby zgodnie z harmonogramem, wyjęła gotówkę, przeliczyła, a potem z powagą zamknęła schowek. Czekała, aż zegar wybije godzinę, w której zwykle wracałem do domu, po czym jak gdyby nigdy nic przysiadła w kuchni, popijając herbatę. Nie wytrzymałem – musiałem o tym komuś powiedzieć. Zadzwoniłem do Piotra.
– Stary, pamiętasz te kamerki, które mi poleciłeś? – zapytałem, starając się, żeby mój głos brzmiał spokojnie, choć trzęsły mi się ręce.
– I co? Znalazłeś coś? – Piotr nie krył ciekawości.
– Pieniądze – wyszeptałem. – Ma schowek w podłodze, cały wypchany forsą. Liczy ją jak jakiś księgowy. I nie ma pojęcia, że ja o tym wiem.
Piotr westchnął ciężko, po czym powiedział, jakby nieco bardziej ostrożnie:
– Adam, to może nie chodzić o zdradę. Może ona od dawna się przygotowuje, żeby… żeby odejść. Na własnych warunkach.
Czułem, że nie wytrzymam już dłużej w tej niepewności. Każdy kolejny dzień w naszym domu, każde spojrzenie Moniki i jej uśmiech na pokaz doprowadzały mnie do szału. Te pieniądze… Zbierała je od miesięcy, może nawet lat, i nigdy nie powiedziała mi ani słowa.
Udawała głupią
Wracałem do domu wcześniej niż zwykle. Monika siedziała w salonie, przeglądając coś na laptopie, jak zawsze wpatrzona w ekran. Usiadłem naprzeciwko niej, wziąłem głęboki oddech i postanowiłem działać.
– Monika, chciałbym cię o coś zapytać – zacząłem, starając się brzmieć naturalnie, choć w środku wrzałem.
Zamknęła laptopa i spojrzała na mnie z uprzejmym, choć wyraźnie wymuszonym zainteresowaniem.
– Jasne, co się stało? – zapytała, jak gdyby nigdy nic.
– Skrytka w podłodze w sypialni. Co w niej trzymasz? – wypaliłem, nie bawiąc się już w subtelności.
Na sekundę zamarła, jakby zaskoczona, a potem szybko odzyskała zimną krew. Odłożyła laptop na bok, poprawiła włosy i próbowała się uśmiechnąć.
– Skrytka? Adam, o czym ty mówisz? – zaśmiała się nerwowo, jakby próbując odwrócić uwagę.
Nie odpuszczałem.
– Przestań udawać. Widziałem, co tam trzymasz. Koperty wypchane pieniędzmi. Od kiedy tak… oszczędzasz, hm?
Oczy Moniki błysnęły na moment złością, ale szybko ukryła to za maską spokoju. Zmrużyła oczy i odpowiedziała lodowatym tonem:
– To pieniądze na czarną godzinę. Każdy ma prawo do zabezpieczenia.
Nie mogłem uwierzyć, że mówi to z taką pewnością siebie, jakby chodziło o coś zupełnie oczywistego.
– Czarna godzina? A ja, twój mąż, to nie powinienem o niczym wiedzieć? – warknąłem, a gniew przebił się przez mój głos. – Od jak dawna planujesz to zabezpieczenie?
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. W końcu Monika spojrzała na mnie z wyraźną irytacją.
– Może gdybyś nie był taki… przewidywalny, to nie musiałabym się tak przygotowywać. Ale skoro tak bardzo chcesz wiedzieć, to tak – zbieram pieniądze. Na wszelki wypadek. A teraz przestań mnie oskarżać, bo nic złego nie zrobiłam.
Przestałem ufać żonie
Zamarłem. To nie była ta kobieta, z którą się ożeniłem. Po tej rozmowie nie mogłem już spać spokojnie. Myśli kłębiły się w głowie, nie dawały mi chwili wytchnienia. Monika nie tylko zbierała pieniądze za moimi plecami – ona się zabezpieczała. Ale dlaczego? Co jeszcze przede mną ukrywała?
Kiedy kolejnego dnia Monika wyszła do pracy, przeszukałem mieszkanie. Znalazłem więcej, niż chciałem. Z tyłu szuflady w biurku leżały dokumenty, o których nigdy wcześniej nie słyszałem. Były tam jakieś umowy, wyciągi z banków, ale nie z naszych wspólnych kont. Co gorsza, dostrzegłem numer drugiego konta, na które przelewała pieniądze od kilku lat. Zacząłem kojarzyć: te drobne kwoty, które miały być "na zakupy", "na kosmetyki" – zniknęły na jej tajne konto.
Z każdym odkrytym dokumentem czułem się coraz bardziej obcy w naszym własnym domu. Oto była Monika – całkiem inna osoba, ktoś, kogo nie znałem. Kopie dokumentów z jej podpisem potwierdzały, że była właścicielką działki, o której nie miałem pojęcia. Jak długo mnie okłamywała?
Wróciłem do salonu, z rękami pełnymi tych dokumentów, i usiadłem na kanapie. Byłem w szoku. Całe to małżeństwo, nasze wspólne plany i rozmowy – wszystko to nagle wydawało się farsą, którą ona perfekcyjnie wyreżyserowała.
Czy od początku wiedziała, że kiedyś mnie zostawi? A może jeszcze w to gra, żeby wyjść z tego z korzyścią, przygotowana finansowo, a ja zostanę z niczym?
Czułem się oszukany
Nie czekałem długo, żeby znów z nią porozmawiać. Następnego wieczoru, gdy Monika wróciła do domu, byłem gotów. Usiadła przy stole, zdejmując płaszcz, ale nawet nie zdążyła się odezwać, kiedy rzuciłem na stół plik dokumentów, które znalazłem. Bez słowa sięgnęła po pierwszy z brzegu papier, a jej twarz momentalnie przybrała zimny wyraz.
– Więc jednak przeszukałeś moje rzeczy – powiedziała chłodno.
– Przestań zrzucać winę na mnie – warknąłem. – To ty przez te wszystkie lata grałaś mi na nosie. Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć? – Wskazałem na wyciągi z konta i kopie dokumentów na nieruchomości. – Masz własne oszczędności, działkę. Dlaczego nic mi o tym nie powiedziałaś?
Monika oparła się wygodnie o krzesło, jakby czekała na ten moment. Przez chwilę patrzyła mi prosto w oczy, aż w końcu odpowiedziała głosem pozbawionym emocji:
– Bo wiedziałam, że nigdy byś tego nie zrozumiał. Zawsze uważałeś, że wszystko jest wspólne, ale ja nie mogłam być zależna od ciebie. Przestałam ufać ci już dawno temu, Adam.
Poczułem, jak coś pęka we mnie na te słowa. Byłem pewien, że mówiłam do obcej osoby, nie do kobiety, z którą dzieliłem życie.
– Przestałaś mi ufać? – zaśmiałem się gorzko. – A ja całymi latami myślałem, że mamy do siebie pełne zaufanie. Więc ile w tym wszystkim było kłamstwa?
Monika wyprostowała się i wzięła głęboki oddech.
– Może dla ciebie to było kłamstwo. Dla mnie to była konieczność – powiedziała, świdrując mnie wzrokiem. – Chciałam mieć pewność, że jeśli coś pójdzie nie tak, będę mogła odejść na własnych warunkach. Bez ciebie i bez twojej łaski.
Wstałem, czując w sobie gniew i gorycz, których nie umiałem już tłumić. Wiedziałem, że to koniec, ale nie czułem ulgi, której się spodziewałem. Wbrew wszystkiemu chciałem nadal wierzyć, że Monika była częścią mojego życia, że nasze wspólne lata miały sens. Teraz wiedziałem, że były tylko iluzją, którą podtrzymywałem, nieświadomy jej planów i chłodnych kalkulacji.
Adam, 46 lat