„Poderwałam kanara na nieważny bilet. Wstyd mi, że prosty typek bez studiów skradł moje serce”
„Byłam zagubiona. Naprawdę rozważam związek z kanarem?! Czy da się utrzymać z takiej roboty? Ile można na tym zarobić? – kłębiło mi się w głowie. Przecież miałam się umawiać tylko z facetami po studiach!”.
- Listy do redakcji
Pracowałam w dużej firmie, niestety dość daleko od domu. Z tego powodu każdego dnia czekała mnie długa podróż. Ponieważ benzyna kosztowała majątek, a miasto było zakorkowane, zazwyczaj wybierałam autobus.
To wcale nie było zabawne
Tak jak zwykle siedziałam autobusie – raz drzemałam, raz spoglądałam na widoki za oknem, niekiedy zerkałam na innych podróżnych albo sięgałam po lekturę. Nagle zobaczyłam, że współpasażerowie zrobili się jacyś nerwowi i zaczęli przeszukiwać swoje rzeczy.
Wiedziałam już, że kontrolerzy wchodzą do tramwaju. Od razu sięgnęłam po miesięczny i czekałam, aż podejdą do mnie. Kiedy przyszła moja kolej, pokazałam dokument, nawet nie patrząc na sprawdzającego. Ten dzień był dla mnie wyjątkowo ciężki i kompletnie nie miałam nastroju na rozmowy.
– Niestety, pani bilet stracił ważność.
Momentalnie oblał mnie pot. W mojej kieszeni nie było zbyt wiele pieniędzy, więc ogarnął mnie strach. Moje skromne oszczędności będą musiały pójść na opłacenie kary. Dopiero w tym momencie podniosłam wzrok na kontrolującego.
– Przepraszam bardzo... Byłam pewna, że mogę jeszcze jechać na tym bilecie. Jakoś nie zauważyłam, że... – zaczęłam się plątać w nerwowych wyjaśnieniach.
– Proszę się uspokoić, ja tylko żartowałem – dobiegł mnie jego głos.
– Co takiego?! Żartował pan?! – poderwałam się wzburzona z siedzenia.
– Widząc panią tak markotną, chciałem trochę rozluźnić atmosferę. Ale chyba... Bardzo przepraszam. Życzę miłego dnia – rzucił, przepchnął się między pasażerami i momentalnie przepadł. Najprawdopodobniej wysiadł na najbliższym przystanku.
"Co za błyskotliwy żartowniś! Genialny sposób na rozweselenie drugiej osoby, nie ma co!" – przeleciało mi przez myśl.
Byłam singielką
Naturalnie, niedługo przestałam o tym myśleć. Moje dni płynęły według utartego schematu. Prowadziłam jednoosobowe gospodarstwo domowe. Spotykałam się z grupką przyjaciółek, czasem wpadałam do rodziny, ale pozostawałam singielką.
Nie chodziło o to, że nie szukałam partnera. Tak się po prostu złożyło. Trudno mi wskazać konkretną przyczynę. Mimo że byłam atrakcyjną, bystrą dziewczyną, to jakoś nie udawało mi się spotkać właściwej osoby.
W moim życiu poznałam niejednego mężczyznę, jednak wszystkie próby znalezienia prawdziwej miłości szły nie tak, jakbym chciała. Weźmy choćby ostatniego gościa, który wpadł mi w oko –jego jedynym celem było zaciągnięcie mnie do sypialni... Szczerze mówiąc, porządnie mnie to zraniło. Od tego czasu kompletnie odpuściłam sobie randkowanie. Zaczęły nachodzić mnie myśli –może stawiam poprzeczkę za wysoko? Albo to wykształcenie ma wpływ na to, jak ktoś się zachowuje? W końcu podjęłam decyzję, że mój kolejny ukochany musi być po studiach.
Miałam swoje wymagania
W dzisiejszych czasach masa osób ma wyższe wykształcenie, więc teoretycznie powinnam bez problemu kogoś spotkać, ale rzeczywistość okazała się inna. Prawie każdy facet, którego poznawałam, prezentował dokładnie te same zachowania co poprzednik, przez co coraz mniej miałam ochoty na kolejne randki.
Przyszło mi do głowy, żeby zrobić listę cech, które chciałabym widzieć u swojego partnera. Po przemyśleniu sprawy uznałam, że musi być większego wzrostu niż ja (co stanowi wyzwanie, bo naprawdę nie należę do niskich osób), podobnie jak ja powinien kochać zwiedzanie świata i potrafić ogarnąć się w codziennym życiu. Zazwyczaj gdy ktoś nie spełniał choć jednego z tych warunków podczas pierwszej randki, już więcej się nie spotykaliśmy. Cała ta historia z szukaniem faceta ciągnęła się w nieskończoność i zaczęło mnie to nużyć. W końcu zdecydowałam, że lepiej będzie wziąć psa ze schroniska.
Znów go spotkałam
Pewnego razu wybrałam się ze swoją malutką suczką na przechadzkę do parku. W pewnym momencie nie mogłam jej nigdzie dostrzec. Szukałam jej, wołając po imieniu i sprawdzając każdy zakątek. Wreszcie wypatrzyłam Milusię – hasała sobie na trawie z ogromnym psem, którego wcześniej nie widziałam. Ten pies był od niej znacznie większy, co mnie zaniepokoiło. Obawiając się o bezpieczeństwo mojej maleńkiej pupilki, natychmiast pobiegłam w ich stronę. I wtedy go zobaczyłam... To był ten sam nietypowy kanar! Nie miałam wątpliwości, że to właśnie on – jego fizjonomia zapadła mi w pamięć. Jak się okazało, moja psinka bawiła się właśnie z jego czworonogiem. Próby rozdzielenia tej rozbawionej pary spełzły na niczym.
– Znowu się spotykamy – zagadnął mężczyzna kiedy wreszcie opanowaliśmy sytuację z psami.
– Mhm... – mruknęłam bez przekonania.
– Nadal jest pani zła za poprzednie spotkanie? – spytał z zasmuconym wyrazem twarzy. – Fakt, moje żarty bywają specyficzne. A widzi pani, nasze psy świetnie się dogadują. Mieszka pani gdzieś w sąsiedztwie?
– Owszem, blisko stąd, ale muszę już lecieć, bo jestem spóźniona – rzuciłam, zakładając psu smycz i ruszyłam pospiesznie przed siebie.
Podobał mi się
Czułam się kompletnie zagubiona w tym, co przeżywam. W pierwszej chwili odrzucała mnie myśl o poznaniu tego ekscentryka... Ale później... Gdy emocje opadły, zrozumiałam, że popełniłam głupstwo. Ten tajemniczy mężczyzna był naprawdę atrakcyjny... Patrzył na mnie cudownymi, niebieskimi oczami, uśmiechał się, no i górował nade mną wzrostem. "Co mi się dzieje?... Naprawdę rozważam związek z kanarem?! Czy da się utrzymać z takiej roboty? Ile można na tym zarobić?" – kłębiło mi się w głowie. Przecież miałam się umawiać tylko z facetami po studiach!
Jednak od tego momentu zaczęłam dbać o swój wygląd przed każdym spacerem z psem. Liczyłam, że go spotkam i rzeczywiście po paru dniach moje życzenie się spełniło. Nagle poczułam, jak moje serce przyspiesza, a po całym ciele rozlewa się przyjemne ciepło. Starałam się nie zwracać na to uwagi i spokojnym krokiem ruszyłam w jego stronę. Zauważył mnie i posłał mi ciepły uśmiech.
– Miło panią znów spotkać. Jak się miewa piesek?
– Wszystko w porządku, dzięki za pytanie. Na spacerach jest coraz lepiej, a w dodatku szybko łapie nowe rzeczy. A czy pański pies ma rodowód?
Gawędziliśmy sobie tak na luzie, jak to zwykle bywa między właścicielami psów, którzy regularnie wpadają na siebie na osiedlu. Niby to była tylko zwykła rozmowa, ale dyskretnie obserwowałam go kątem oka. Od razu rzuciło mi się w oczy, że nie ma obrączki.
Byłam rozczarowana
Z tygodnia na tydzień nasze pogaduszki robiły się coraz ciekawsze, jednak Olek nie dawał żadnych sygnałów, że może być mną zainteresowany. Tymczasem ja czułam, że z każdym spotkaniem podoba mi się jeszcze bardziej.
Próbowałam się przekonać, że to bez sensu. W końcu normalnie nie spotykałabym się z facetem, który sprawdza bilety w autobusach. Marzyłam o czymś poważniejszym, ale i tak nie potrafiłam przestać myśleć o tej sytuacji. Poza tym, pewnie wcale mu się nie podobam, bo do tej pory nie próbował się ze mną umówić – tak sobie tłumaczyłam.
A jednak coś z tego będzie
W końcu nabrałam odwagi. Zdecydowałam, że sama zaproponuję mu randkę. W sumie co mogę stracić, w najgorszym razie się zbłaźnię. Kiedy kolejnego dnia jechałam autobusem do pracy, układałam w głowie cały plan działania. Nagle nad sobą usłyszałam, jak Olek się odzywa:
– Proszę bilet do kontroli.
Zdumiona sięgnęłam po bilet i podałam kontrolerowi.
– No, dziękuję –powiedział, oddając mi go po chwili.
Wtedy dostrzegłam, że przyczepił do niego karteczkę. Było na niej pytanie: "Umówisz się ze mną?", a pod spodem zapisał swój telefon.
Spojrzałam w górę, żeby mu odpowiedzieć, ale kontrolera już nie było. Zwiał! Powstrzymałam się przed natychmiastowym telefonem. Nie chciałam wyjść na zbyt zainteresowaną i zdradzić się, jak bardzo czekałam na taką okazję. Zadzwoniłam dopiero po powrocie z pracy. Najpierw wypiliśmy razem kawę, a później wybraliśmy się do kina i zjedliśmy wspólną kolację...
Ta sytuacja trwa do dzisiaj. Poznałam go lepiej i odkryłam wiele ciekawych rzeczy. Jest studentem romanistyki, a kontrolowanie biletów to jego sposób na dorobienie do studiów. Odkryłam, że ma naprawdę wspaniałą osobowość. Wyjaśnił mi, że po skończeniu liceum nie poszedł od razu na studia, ponieważ zajmował się chorującą mamą. Kiedy rozmawialiśmy, Olek przyznał, że początkowo bardzo się wahał przed pierwszym kontaktem. Myślał, że jestem zbyt pewną siebie i odnoszącą sukcesy kobietą, by mogła zainteresować się kimś takim jak on. Faktycznie, kiedyś taka właśnie byłam. Na szczęście życie postawiło na mojej drodze Olka.
Basia, 28 lat